Szukaj na tym blogu

piątek, 27 lutego 2009

Wystawa nie tylko o Jerzym Grotowskim - "Performer" (Warszawa, Zachęta, luty 2009)


Wystawa „Performer” w warszawskiej Zachęcie posiada mylący tytuł. Poświęcona jest geniuszowi teatralnemu, jakim był Jerzy Grotowski, który stworzył alternatywną wizję teatru dramatycznego, sięgającego m.in. do medytacji dalekowschodnich jako formy nauki gry aktorskiej. Ale należy zaznaczyć, że Grotowski i jego teatr przekraczał i nie miał wiele wspólnego z kategorią performnce, wywodzącą się ze sztuk plastycznych. Wiemy, że poza Nim, który był prawdziwym filozoficznym guru, jego uczniowie doskonale „panując nad ciałem” raczej nie realizowali jego filozofii. Świadczy o tym historia życia Ryszarda Cieślaka – najlepszego aktora grającego ciałem. Ale jego nauki przejęli inni wielcy reżyserowie, jak Eugenio Barba.

Ekspozycja jest trudna do obejrzenia ze względu na wielkość materiału wizualnego w postaci spektakli, prób, zapisów oraz fotografii. Pokaz konfrontuje bardzo rożne poszukiwania z kręgu performance, raz celnie i z sensem (Marina Abramović), innym razem w sposób przypadkowy (feminizm, Ligia Clark, która znalazła się w tym zestawie jako odprysk wystawy łódzkiej z Katarzyną Kobro). Ale taka konfrontacja dokonań Grotowskiego w miejscu, jakim jest Zachęta, ma także inny wymiar, gdyż można ją analizować w kontekście sztuki wizualnej. Najsłabszą stroną tej ekspozycji jest jednak udział artystów polskich. Można przyjąć, że Zbigniew Warpechowski był i jest ważnym performerem, ale nie są nimi ani Grzegorz Sztwiertnia ani Roman Dziadkiewicz (praca pt. C – D – G, odwołująca się m.in. do Robinsona Cruzoe, ale w stylu „zafałszowanego obiektu” Roberta Kuśmirowskiego).

Czego zabrakło na tym pokazie? Przede wszystkim analizy zjawiska, które trzeba było pokazać w kontekście Grotowskiego – medytacji dalekowschodniej w sztukach plastycznych, akcjach parateatralnych i performances, które pojawiły się w Polsce w działaniach katowickiej grupy Oneiron i Andrzeja Urbanowicza oraz Andrzeja Dudka-Dürera. I to jest największy mankament tej ciekawej skądinąd ekspozycji, na której można zobaczyć rzadkie w kraju prace akcjonistów wiedeńskich sięgających do misteriów Dionizosa, nie zaś kultury i mądrości Indii, jak Grotowski od lat 60. do 90. a Dudek-Dürer od lat 70. do chwili obecnej.

P.S. Na koniec o miłej sprawie. Mój blog właśnie dziś 27.02.09 miał 500 odsłonę. Kto go czyta, tego do końca nie wiem, choć wiem z jakich miast pochodzą internauci.

wtorek, 24 lutego 2009

"O niej. Teresa Gierzyńska. Fotografie z lat 1967-2008"


W Galerii ART + on w Warszawie do końca lutego 2009 trwa ekspozycja Teresy Gierzyńskiej , która w całej pełni pokazuje swój dorobek twórczy, bardzo ważny dla fotografii polskiej końca lat 70. i dekady 80. Oglądamy prace, które korespondują ze słynnym cyklem Cindy Sherman, ale ukazują inną prawdę lub innego rodzaju fikcję, gdyż trudno odnaleźć w tym bardzo interesującym projekcie linię graniczną dotyczącą prawdy i imaginacji. Oglądamy fotografię trochę feministyczną, trochę erotyczną, wykonywaną w ciasnym kadrze. Właśnie w zakresie kadrowania prac na pewno można mówić tu o wpływach amerykańskich, które rzadko podejmowane były wtedy w Polsce. Widzimy zdjęcia sprawnie przetworzone graficznie, przy wykorzystaniu podkolorowywania farbami i ówczesnego ksero, które miało zupełnie inny wyraz formalny i co ciekawe, okazało się trwałą techniką.

Artystka koncentrowała się na sobie, zapisywaniu swej urody i odczuwania otaczającego Ją świata. Czyniła to w bardzo wszechstronny sposób. Dlatego już w końca lat 80. prace te trafiły do zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi i były pokazane m.in. na ekspozycji "Spojrzenia/Wrażenia. Fotografia polska lat 80. ze zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi" oraz na wystawie "Polish Perceptions" (1988), czy "Looking East" (1990). Z obecnego pokazu dowiadujemy się, że cykl był dalej kontynuowany w latach 90. w formule zdjęć kolorowych, melancholijnych, także w Rosji i na Ukrainie. Cykl jest tworzony dalej, co interesujące, w nowych relacjach interpersonalnych.

Zwraca uwagę profesjonalizm wystawy i katalogu, gdzie mamy podane bardzo precyzyjnie datowanie i określenie techniki każdej z wystawianych fotografii, co naprawdę rzadko się zdarza. Okazuje się, że Teresa Gierzyńska jest bardzo świadomą artystką, która swą historią życia opowiada w kontekście rodzinnym, także lekko historycznym (Portugalia) i przede wszystkim kobiecym, choć ten aspekt istniał zawsze, ale bywał przez Nią celowo skrywany. Wystawa pokazuje, że do ważnych postaci fotografii kobiecej i feministycznej, jak Natalia LL, Ewa Partum trzeba dodać kolejne nazwisko - Teresy Gierzyńskiej, która potrafi wykonywać także zdjęcia w stylu dokumentalnym, o dużym potencjalne uniwersalności czy nawet panreligijności, co nie jest łatwe.

I jeszcze jedna ważna cecha jej sztuki. Artystka nie ujawnia i nie "sprzedaje" całej swej intymności, pochodzącej życia prywatnego, o czym często zapominają młode artystki. Ujawnienie tego rodzaju tajemnicy życia prywatnego, może spowodować i najczęściej tak się dzieje, że sama praca twórcza staje zbyt prosta, a nawet trywialna, gdyż wszystko o niej wiemy np. z wywiadu jakiego udzieliła artystka "Gazecie Wyborczej", gdyż poprzez mass media bardzo pragnie istnieć w "art worldzie". Ale, "not all for sell", gdyż może to (i najczęściej tak się dzieje) zniszczyć samą sztukę.

środa, 18 lutego 2009

Anatomia konfliktu i procesu sądowego 1990-2008 (Robakowski versus Jurecki)


O moim konflikcie z Józefem Robakowskim mówiono od dawna, czyli od 1990 roku. Tylko, że atakujący mnie w wyjątkowy sposób artysta-krytyk od dawna zamieścił wszystkie swe paszkwile na dwóch stronach internetowych: Galerii Wymiany i swej artystycznej. Teksty miały na celu systematyczną dyskredytację mej osoby w środowisku artystycznym oraz doprowadzenie do wyrzucenia mnie z Muzeum Sztuki w Łodzi.

Czy zatem była to krytyka artystyczna, czy coś więcej, np. zamach na moją osobę? Pytanie zostawiam retoryczne. O konflikcie, który istniał także w m.in. na łamach "Exitu" czy "Sekcji" ostatecznie zdecydował Sąd Apelacyjny w Łodzi w maju 2008, kiedy Józef Robakowski zmuszony został do zamieszczenia specjalnych przeprosin. Widniały one przez kilka dni na stronie Galerii Wymiany. Klika dni temu zdecydowałem się napisać o tej sprawie na blogu, gdyż swe odpowiedzi na niewybredne artykuły Robakowskiego zamieściłem w końcu na swej stronie internetowej.

Jeśli ktoś pragnie wniknąć w anatomię tego niechcianego przeze mnie konfliktu powinien czytać teksty z mojej strony www (wejście poprzez tytuł "Anatomia konfliktu...") lub z http://www.jureckifoto.republika.pl/tekstint.htm), ale w odpowiedniej kolejności - najpierw tekst Robakowskiego, potem mój i tak przynajmniej trzykrotnie. W odróżnieniu od swego adwersarza zawsze podaję na jaki tekst odpowiadam. Z tego wynika jasno kto był wilkiem a kto owcą, czyli kto atakował a kto się bronił.

Polemiki w krytyce są zasadne, jeśli do czegoś prowadzą a celem jest osiągnięcie consesusu lub nowe zrozumienie jakieś problemu artystycznego. Ta polemika była tylko nieustanną obronną przed kilkunastoletnim atakiem, który uświadomił mi, że prof. Robakowski nie ma żadnych zasad moralnych i nie cofnie się przed niczym, aby "rządzić i dzielić" w najnowszym obiegu artystycznym.

Inną sprawą jest, że przy okazji ujawniły się jego sprzeczne poglądy teoretyczne, polegające na wszystkoizmie, tzn. nawiązywaniu do każdej modnej tendencji artystycznej. Czy jest to konsekwentne w dłuższym przedziale czasowym i czy wyraża swą logikę twórczą? Bardzo w to wątpię. O uprawomocnienie tej działalności zadbają określeni krytycy i historycy, którzy zawsze podkreślają znaczenie mistrza, niezależnie czy będzie konceptualistą, strukturalistą, neodadaistą, performerem, abstrakcjonistą geometrycznym czy kimś innym. Bo nie jest to istotne. Można np. wmówić, że jest się nowym Witkacym! I krytycy będą tak pisali. "Ci, którzy pragnąć być wszystkim - powiedział w mądrej przypowieści mistrz zen - najczęściej są nikim". W opisanym przypadku Robakowskiego liczy się tylko siła przebicia i perswazji, kształtującej "układ sztuki". Przykład? Czy ktoś wskaże na choćby jedną krytyczną recenzję z bardzo nieudanej wystawy Robakowskiego w Atlasie Sztuki w 2008 roku?

poniedziałek, 16 lutego 2009

"Kwartalnik Fotografia" (2009, nr 29)


To już kolejny numer i kolejny rok magazynu, który utworzył wydawca a obecnie od numeru 27. redaktor naczelny Waldek Śliwczyński. Pierwszym redaktorem był Zbyszek Tomaszczuk. Później tę funkcję od 2004 do numeru 26. z 2008 roku pełnił Eryk Zjeżdżałka.

Takie pismo jest bardzo potrzebne środowisku - fotografów, historyków i krytyków, który pragną wyjść poza pstrykanie zdjęć i amatorstwo fotograficzne. Tak, to pismo dla profesjonalistów, którzy chcą zgłębić teorię i historię fotografii. Pamiętam jak w wieku 20 lat, w 1980 roku, czytałem "Fotografię" i męczyłem się nad interpretacją Rolanda Barthes'a w opracowaniu Urszuli Czartoryskiej. Nikt wtedy nie nawiązywał do jego koncepcji teoretycznej. Powstaje pytanie dlaczego? Ponieważ dominował strukturalizm i semiologia, niemodne było odczytywanie starych czy amatorskich zdjęć, wywołujących "punctum" (zarodek bólu).

Do "Fotografii" bezpośrednio nawiązuje "Kwartalnik Fotografia". Jest to także forum potrzebne do lansowania fotografii polskiej, środkowoeuropejskiej i światowej. Co zwróciło moją uwagę w obecnym numerze? Wymienię kilka propozycji: zdjęcia Słowaczki Luci Nimcovej (ur. 1977), której pracę znam i cenię od kilku lat. Bardzo ciekawe prace pokazał także Rosjanin Gregori Maiofis czy debiutująca młoda Polka - Jolanta Gawryś. Dla niektórych zaskoczeniem bedą kolorowe prace Helmuta Newtona z lat 70., gdyż są nietypowe z kilku powodów - wykorzystania gigantycznego modela (wpływ Diany Arbus?) i ukrytej retoryki "anty". Pojawił się także kolejny tekst pożegnalny na temat bardzo sympatycznego człowieka - Mariusza Hermanowicza (zm. 2008), który najważniejsze prace wykonał w końcu lat 70. XX wieku, kiedy rozliczał się z polską, socjalistyczno-śmieszną rzeczywistością. Później coraz bardziej brakowało mu odniesień.

Zwraca uwagę analiza rynku fotografii w opracowaniu Katarzyny Majak oraz wystawa "Akt wiary", która była dużym wydarzeniem w Holandii. Poczytamy także o kilku innych festiwalach w Europie, m.in. w Bratysławie i w Berlinie. Uzupełnieniem teoretycznym będzie niełatwy tekst Allana Sekuli "Czytanie archiwum". To oczywiście niektóre wybrane przeze mnie propozycje. Tak trzymać albo podnieść jeszcze poprzeczkę!

piątek, 13 lutego 2009

Nieuczciwość tłumacza (książka "Fotografia. Między dokumentem a sztuką współczesną")


W 2007 wydawnictwo Universitas w Krakowie opublikowało bardzo potrzebną książkę francuskiego badacza historii fotografii Andre Rouille "Fotografia. Między dokumentem a sztuką współczesną" w tłumaczeniu Oskara Hedemanna.

Ta bardzo ciekawa pozycja ukazała się po francusku w 2005; tak więc tłumaczenie polskie ukazało się przed angielskim i niemieckim. Dotychczas historia fotografii badana była jako historia awangardy i modernizmu (np. Otto Stelzer, "Kunst und Photographie. Kontakte, Einflusse, Wirkungen", u nas odpowiednikiem jej była pozycja Urszuli Czartoryskiej, "Przygody plastyczne fotografii"), bądź jako reportażu i dokumentu (Peter Pollack, "The Picture History of Photography").

W końcu mamy koncepcje łączące oba postulaty i możliwości, które są antagonistyczne albo zupełnie obojętne wobec siebie. Do podobnych konkluzji, jak Rouille doszedłem ok. 2000 roku publikując niewielki tekst teoretyczno-filozoficzny pt. "O wartościowaniu w fotografii. Kilka uwag", „Kwartalnik Fotografia” 2001, nr 7. Tym bardziej w 2006 roku z radością przyjąłem zaproszenie do korekty i pomocy merytorycznej przy tłumaczeniu książki przez jej tłumacza Oskara Hedemanna, za pośrednictwem Dariusza Gorczycy. Chciałem niewiele - podziękowania we wstępie oraz kilku egzemplarzy książki, na co zgodził się tłumacz.

Moja praca polegała na kilkakrotnym przeczytaniu tłumaczenia, zaproponowaniu zmian oraz wyszukiwaniu w przypisach polskich odpowiedników, co bardzo szybko wykonałem. Po wydaniu publikacji okazało się, że nie ma w niej zamieszczonych żadnych podziękowań dla mnie oraz, mimo nalegań, nie otrzymałem żadnego egzemplarza. Musiałem go kupić. Poczułem, że "ktoś mnie oszukał". Stwierdziłem także, że już nigdy, bez odpowiedniej umowy, nikomu nie pomogę w analogicznej sytuacji, gdyż ludzie są nieuczciwi i pozbawieni jakichkolwiek zasad moralnych.

Oczywiście trzymam jeszcze swoje poprawki do książki, mam jako świadka Darka Gorczycę, który uczestniczył w Krakowie w naszych rozmowach o tłumaczeniu i co z nich miało dla mnie wyniknąć. Najsłabszą stroną tłumaczenia są przypisy, wiele można znaleźć tam błędów i niekonsekwencji. Zabrakło, jak się okazało, pracy redakcyjnej, ale czasami tak bywa.

środa, 11 lutego 2009

Stefania Gudrowa i Andrzej Kramarz ("Klisze przechowuje się") - 2008


Jedną z najważniejszych prezentacji festiwalu w Krakowie na Miesiącu Fotografii (2008) była ekspozycja przygotowana przez Andrzeja Kramarza i Agnieszkę Sabor pt. "Stefania Gudrowa. Klisze przechowuje się" z pięknie wydanym albumem, jednym z najlepszych i najbardziej profesjonalnych, jakie opublikowano w ostatnich latach w Polsce.

Czy na wystawie pokazano prace Gudrowej? Pytanie niewinne, ale tak naprawdę mieliśmy ekspozycję z kręgu problematyki "archeologii fotografii" Jerzego Lewczyńskiego, rozwijaną od lat 60. XX wieku. Pomysłodawca pokazu w Krakowie - A. Kramarz - zaproponował formę, w jakiej NIGDY autorka nie wykonywała, czyli nie kopiowała swych zdjęć. Dzięki ujawnieniu metody podwójnej ekspozycji na negatywie, co wynikało tylko z oszczędności materiału i było w okresie międzywojennym normalną praktyką, kuratorzy pokazali "życie" szklanych i zniszczonych jak człowiek negatywów. Dzięki temu zabiegowi wystawa nabrała nowych, bardzo interesujących znaczeń.

Ważny też był sam wybór, on także decyduje o całości wystawy i jego znaczeniu, gdyż można było zobaczyć zdjęcia NIEUDANE i przez to interesujące. Czy Gudrowa była ważnym fotografem w sensie polskiej historii fotografii? Raczej nie, choć dysponowała dużą wrażliwością i kontaktem z portretowanymi, co uwidoczniało się w swoistym psychologizmie twarzy i przede wszystkim oczu, które mówią o kondycji ludzkiej. Ale nie jestem tego pewien, czy autorka była ważną postacią w historii fotografii. Rozmawiałem o niej z A. Kramarzem, który osobą Gudrowej jest wręcz zafascynowany. I dobrze. Innym, tym razem negatywnym przykładem sięgania do koncepcji "archeologii fotografii" jest "Real Foto" Mikołaja Długosza, ale o tym napiszę innym razem.

poniedziałek, 9 lutego 2009

Gdańsk - Piotr Wittman i Thorsten Fleisch (06-07.02.2009




Rzadko ogląda się tak dobre wystawy jak Piotra Wittmana "Requiem" w NCK w Gdańsku, która przygotowana była jako dyplom licencjacki na ASP w Gdańsku. Pokazuje ona przynajmniej dwa aspekty: ważniejszy dla twórcy, dotyczący przemian cywilizacyjnych a nawet globalizacyjnych po 1945 r. w Gdańsku oraz zdecydowanie ciekawszy dla mnie - przedstawiający zderzenie cywilizacji, kultur, a być może i systemów wartości, jakie nastąpiło w 1945 roku w związku z zajęciem tych ziem przez wojska radzieckie i polską administrację. Żyją i mieszkają tu do dziś ludzie bedący Niemcami, których tragiczne oraz kontrowersyjne wspomnienia na temat Żydów utrwala na fotografii i w zapisie dziękowym P. Wittman.

Wystawa jest wzorowo zaaranżowana, podzielona portretami w ciasnym kadrze, jak z Witkacego, ale w ciekawej specyfice. Artysta dał wyraz swej melancholii, a także pewnemu sentymentalizmowi. W ekspersyjnych portretach w bardzo dobry sposób nawiązał do stylu Zofii Rydet czy także tradycji dokumentu z kręgu Magnum (np. Ernst Haas, "Wiedeń 1945"). W interesujący sposób rozpoczął ekspozycję od zdjęcia fal morskich a zakończył pracą ze spływającymi po szybie kroplami deszczu, przez którą widać "smutny" pejzaż. Ekspozycja ma swą dramaturgię i rytm wypowiedzi, co jest rzadkie. Oglądamy trzy lata pracy twórczej zakończonej świetnym rezultatem, gdyż w kręgu problemu pamięci/historii jest to jedna z najciekawszych wystaw, jakie widziałem w ostatnich latach! Czekamy na dalsze wystawy pana Piotra z zakresu dziennikarstwa multimedialnego, gdyż taką należy przywołać tu kategorię. Ale fotografia, nie zaś wywiady, była tu najważniejsza!

Wcześniej, w piątek 06.02.09 w CSW Łaźnia w ramach Parakina Michała Brzezińskiego, artysty i animatora wideo, z którym dość często podróżujemy na trasie Łódź-Gdańsk, mogliśmy obejrzeć 10 filmów eksperymentalnych Thorstena Fleischa z Niemiec. Jest to tradycja kina eksperymentalnego, koncentrującego się na poszukiwaniu abstrakcyjnej formy, czasami energetycznej ("Energia"), czasami biologicznej czy pararelnej do funkcjonowania człowieka. Artysta bardzo dobrze panuje nad strukturą swych prac, które są jednak dla mnie zbyt dynamiczne i ekspresyjne, co jest oczywiście tradycją sztuki niemieckiej. Fleisch rezygnuje przy tym z innych jakości medium filmowego czy elektronicznego, jak statyczne i spokojne (długie) ujęcia. Filmy zbyt koncentrują się na eksperymencie formalnym nie próbując zbudowania określonej filozofii sztuki. Zatrzymują się na postulatach modernistycznych z lat 20., nie wyrażają także innej świadomości modernistycznej z początku XXI wieku. Artysta jest na razie świetnym technologiem, który we własnym laboratorium formy zgłębia jakości wizualne obrazu i nie interesuje go, co skrywa się za niewinnym obrazem banku we Frankfurcie nad Menem. A skrywa się "kapitał". Drogę wyjścia z tego problemu, tzw. "trzecią", wskazał w latach 70. XX wieku, w "Apelu o alternatywę" Joseph Beuys. Ciekawe czy T. Fleisch sięgnie kiedyś do jego idei? Swoją drogą M. Brzeziński stworzył w Gdańsku jeden z najważniejszych ośrodków prezentujących najnowszy film eksperymentalny i wideo w Polsce!

środa, 4 lutego 2009

"Prawosławie" według Tadeusza Żaczka (Lublin, Muzeum Lubelskie


W Lublinie trwa wystawa fotografii Tadeusza Żaczka, który obok Grzegorza Dąbrowskiego i Andrzeja Kramarza należy do najważniejszych artystów próbujących ukazać duchowość i symptomy zagrożenia czyhające na każdą religię, w tym oczywiście prawosławie.

Tadeusza Żaczka, którego interesuje przede wszystkim tak bliska mi DUCHOWOŚĆ, poznałem dzięki Zbigniewowi Tomaszczukowi - najpierw korespondencyjne w 2006, potem w rzeczywistości. 26.07.07 spotkaliśmy się w klasztorze św. Onufrego w Jabłecznej. Wraz z rodziną, m.in. dzięki niespotykanej gościnności mnichów, przeżyłem niezapomniane PIĘKNE chwile.

Należy zaznaczyć, że Tadeusz Żaczek fotografował już prawosławie w latach 1986-7. Jest to ważne, gdyż obecnie jest to bardzo modny temat, nawet zbyt modny. O jego fotografii wspomniałem kilkakrotnie w różnych kontekstach, m.in. w swojej ostatniej książce "Poszukiwanie sensu fotografii. Rozmowy o sztuce" (Łódź 2008), ale myślę, że niedługo powstanie większy esej o Jego zdjęciach, gdyż wszystko wskazuje na to, że wyrósł na najważniejszego fotografa w temacie, który można określić poszukiwaniem duchowości i rytuału polskiego prawosławia. Zainteresowanych tym problemem odsyłam do "Kwartalnika Fotografia" (2006 nr 21) i mojego tekstu "Jak sfotografować polskie prawosławie" / "How to photograph Polish orthodox christianity" oraz katalogu Anny Radziukiewicz, "Swet iz Wastoka" / "Light from the East", (Białystok 2005) do wystawy, jaka miała miejsce w Moskwie, w cerkwi pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela w 2005 roku. Tam również zamieszczono trochę inną wersję mojego artykułu o fotografii prawosławia. Jest to niebagatelny problem natury filozoficznej, nie zaś technicznej, jak mogłoby się wydawać. Dlatego warto zastanowić się nad problem "jak sfotografować?"

wtorek, 3 lutego 2009

Wspomnienie o Zofii Rydet (1911-1997)


Była ciepłą, sympatyczną osobą, przekonaną do własnej twórczości. Wierzyła w nią i jej przekaz duchowo-chrześcijański. Pracowała do samego końca, na ile miała siłę. Poznałem ją w Gliwicach w 1985 roku, kiedy dokonywałem zakupów do zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi. Pamiętam, że w 1988 roku w Poznaniu bała się Łodzi Kaliskiej. A mianowicie, że ta grupa opanuje ZPAF, a konkretnie Zarząd Główny. Oczywiście to były ich żarty i wygłupy, które podobały się Pawłowi Pierścińskiemu.

Szkoda, że po ostatniej Jej wystawie w 1999 roku Muzeum Sztuki nie zdecydowało się na powiększenie kolekcji. Uczyniło to jednak Muzeum Narodowe we Wrocławiu kupując m.in. prace z serii "Suita Ślaska". W 2008 roku przypomniano twórczość Rydet na Miesiącu Fotografii w Krakowie", ograniczając wystawę do najważniejszego "Zapisu socjologicznego", ale zabrakło pomysłu na wystawę! Popełniono także błędy w samej koncepcji ekspozycji, jak i w artykułach zamieszczonych w katalogu. W Krakowie w Starmach Gallery zaprezentowano np. "Suitę Śląską" jako "Zapis socjologiczny" (1978-90), a to był zupełniny inny problem twórczy i cykl, skoncentrowany na postulacie autocytatu i manualności pracy twórczej.

W katalogu Andrzej Różycki - kurator pokazu - na s. 69, napisał, że Rydet debiutowała jeszcze przed II wojną światową. Autor pomylił dwie sprawy. Otrzymanie aparatu i zabawa z wykonywaniem zdjęć oraz wagę debiutu artystycznego. W katalogu zabrakło opracowania historycznego, które ukazałoby wielkość Rydet na tle fotografii światowej. Powstanie pytanie, kiedy taki tekst powstanie? Większą konsternację wywołał we mnie tekst Anny Zawadzkiej "Ja jedna przedłużam im życie" ("Wysokie Obcasy" 10.05.2008), który jest swoistym kolażem na temat biografii Rydet. Niewiele z niego wynika dla fotografii polskiej. Należy go traktować jako reklamę festiwalu czy zbioru fotografii, jaki pozostał po pani Zofii.

Pojawiły się w nim ważne przeinaczenia czy zakłamania. Dlaczego Maria Śliwa przedstawiła się dziennikarce jako asystentka Rydet? To bardzo istotne sformułowanie osoby, która poznała Rydet bardzo późno, bo w latach 90. Dlaczego tej informacji nie zweryfikowała Zawadzka, a łatwo to mogła uczynić? Dlaczego autorka tekstu napisała także: "Dziś "Zapis" chce kupić Muzeum Niigata z Japonii. To najciekawsza fotografia dokumentalna, jaką moglibyśmy mieć - mówi Hito Kimura z Niigaty" (s. 44, "Wysokie Obcasy"). Muzeum nazywa się inaczej, a fotografie Rydet i wielu innych fotografów polskich były tam eksponowane w 2006 (pisał o tym "Kwartalnik Fotografia", "Rzeczpospolita", etc).

Najważniejsze jest jednak to, że kuratorzy z Japonii dokonali zakupu w 2007 roku w Krakowie... O czym pisze więc Zawadzka? Nie wiem. I na koniec - wielka artystka, jaką była Rydet, czeka na swoje odkrycie. Pamiętam, że w jednym z tekstów w "Formacie" porównałem Jej dokonania do "Ludzi XX wieku" Augusta Sandera. Zaprotestował, także w "Formacie", prof. Grzegorz Dziamski. Kto ma więc rację? Rydet dalej czeka na swe odkrycie a przynajmniej na dyskusję o doniosłości Jej fotografii. I na koniec. Pomysł wystawy w Krakowie w czasie festiwalu w 2008 przekazałem dyrektorom festiwalu wz listopadzie 2007, kiedy odbyłem z nimi krótkie spotkanie w galerii ZPAF-u. Nikt mi jednak nie podziękował w katalogu, nie zaprosił do współpracy czy napisania tekstu. We wspomnianym katalogu po raz kolejny opublikowano rozmowę z filmu Różyckiego oraz niezbyt szczęśliwy tekst z "Wysokich Obcasów", ale tak wygląda rzeczywistość kuratorska w Polsce.

środa, 28 stycznia 2009

Teksty o niczym, np. o Mikołaju Smoczyńskim


Po co publikować teksty o niczym? Nikt nie udzieli przekonującej odpowiedzi, ale takich tekstów jest wiele! Zbyt dużo, choć są nie do uniknięcia. Chcą zaistnieć autorzy, którzy nie mają za wiele do przekazania, a są na tyle znani w "środowisku", że bez problemu publikują swoje myśli. Taki jest tekst o Mikołaju Smoczyńskim (1955-2009) wybitnym artyście, mieszkającym w Lublinie, który pozostawał poza modami i koniunkturalnymi układami.

Szkoda, że tak prestiżowe pismo, jak "Obieg" publikuje tekścik, w którym autor pisał, że jechał na wystawę w Krakowie, ale nie dojechał(?!) i jej nie widział, etc. Nic z tego nie wynika. Pojawiły się głosy i maile, np. Janka Michalskiego, słusznie obnażające podejrzane postawy, jak w przywołanym tekściku z "Obiegu" o Mikołaju. No i następny tekst z "Obiegu" o wystawie Krzysztofa Zielińskiego w CSW w Toruniu. Cytowani są "wszyscy": R. Barthes, V. Burgin, S. Sontag (On Photography, jakby autorka nie wiedziała, że jest polskie wydanie). Czemu służą "podpórki" czy "zatyczki" w postaci słynnych teoretyków? Aby ukazać, jak "zdjęcia pełne są symboli i historycznych nawiązań". Niewiele z tego tekstu wynika, tylko tyle, że miał uprawomocnić zakup oraz przypomnieć, że artysta urodził się 40 km od Torunia! Nie ma żadnego porównania - ani do najnowszej fotografii polskiej, ani światowej. To dyskwalifikuje w moich oczach ten artykuł, jako tekst krytyczny. Poza tym, że wystawa ta w mej opinii składała się z różnych narracji fotograficznych - czeskich, angielskich, amerykańskich.

Ta jedna z ciekawszych pochodziła zaś od Eryka Zjeżdżałki, czego nie znalazłem w żadnych komunikatach czy omówieniach. Niestety, że nie zaznaczył tego sam autor - Zieliński, który dobrze znał Eryka. To zaś dotyczy kwestii innego rodzaju, a mianowicie ujawnienia swych inspiracji. Niewielu twórców na to stać! Zwróćmy też uwagę na fakt, ze Barthes jest cytowany w nieomal każdym tekście o fotografii. Dlaczego? A to już bardziej skomplikowana historia.

poniedziałek, 19 stycznia 2009

ms2 w Łodzi

Podsumowania! O Muzeum Sztuki piszą ci, którzy lubią ładne, białe ściany, kawiarnię i cieszą się z faktu, że mamy w Polsce pierwsze muzeum powstałe po 1945 roku! Podobnie cieszą się ci, którzy na łamach "Obiegu" czy "Arteonu" i innych periodyków wychwalają CSW w Toruniu. Także się cieszę, tylko przypomnę, że w Toruniu od maja 2008 do grudnia otworzono dwie wystawy, w tym jedną w ramach jakiegoś programu wystawienniczego. Druga - fotografii Krzysztofa Zielińskiego - była średnim czy przeciętnym importem z Berlina. Przecież utrzymanie takiego budynku kosztuje krocie! Podobnie jest w Łodzi. To, co oglądamy w ms2, jest znane i wielokrotnie w innym kontekście artystycznym było pokazywane od lat. Dlaczego więc najczęściej czytam zachwyty lub chybioną, jak w przypadku "Spamu" Łukasza Guzka totalną krytykę? Ci, którzy piszą tylko chwalebnie, niestety piszą na zamówienie, a Guzek a priori atakuje każdy projekt dyrektora Jarosława Suchana.

W "Arteonie" przeczytałem, że od 1998 do 2006 roku w Muzeum Sztuki nic się działo! Uważam, że to NIEPRAWDA, bo wystarczy przypomnieć tylko niektóre wystawy: Katarzyny Kobro, Aliny Szapocznikow, "Profil kolekcji 1996-1991", Edwarda Łazikowskiego, Zofii Rydet, Jana Saudka, Natalii LL i jej uczniów (zwracam uwagę, że na stronie www Muzeum Sztuki ekspozycja posiada błędny tytuł!!!) Zbigniewa Dłubaka, Karola Hillera, Jerzego Lewczyńskiego czy Erwina Olafa (2005). Przy okazji często publikowano bardzo ważne katalogi, których teraz się nie wydaje! Dlaczego?. Minęło już trochę czasu od powołania nowej dyrekcji (Jarosław Suchan) i nie znam ani tak poważnych wystaw, ani poza jednym (słownie jednym), katalogów. Poczekajmy jeszcze kolejne lata i dopiero wówczas ocenimy dokonania dyrektorów: Mirosława Borusiewicza i Jarosława Suchana, który otworzył nowy budynek ze starą kolekcją, w pozbawionym chronologii i ,moim zdaniem, w nieudanym kostiumie wystawienniczym.

O nowej kolecji w Łodzi napisałem na łamach lubelskiego pisma  internetowego "Kultura. Enter" tekst pt.Jak ukazać problemy sztuki XX wieku? Otwarcie ms2 w Łodzi.  

Zachęta w Lublinie (16.01.2009)

W Lublinie odbyła się promocja książki Sławomira Marca "Sztuka, czyli wszystko. Krajobraz po postmodernizmie" (Towarzystwo Naukowe KUL i Lubelskie Towarzystwo Sztuk Pięknych Zachęta, Lublin 2008).

Miło mi było dyskutować wraz z autorem i Marcinem Lachowskim o tej mądrej publikacji. Marzec upomina się w niej o przywrócenie sztuce takich pojęć, jak "bezinteresowność", "katharis", "pustka" (w znaczeniu buddyjskim), "wyjście" (w znaczeniu judaistycznym), a jest przeciw "grze" i cywilizacji konsumpcji. Przy okazji po raz kolejny mogłem zobaczyć, jak sprawnie działa miejscowa Zachęta, dzięki takim osobom, jak Waldek Tatarczuk, Zbyszek Sobczuk, Jola Męderowicz, czy wydawcy pisma internetowego magazynu o sztuce www.numer.art.pl Paulina Zarębska, Magda Linkowska i wspomniany Marcin Lachowski!

Szczerze gratuluję i popieram tę inicjatywę, gdyż z Zachętą łódzką nigdy w życiu nie miałem żadnego kontaktu... Ktoś nie uwierzy, mieszkam przecież w Łodzi. Ale nigdy nie byłem zaproszony na jakieś spotkanie, wykład, dyskusję, etc. Łódzka Zachęta jest martwą inicjatywą, w zasadzie nie ma jej w życiu publicznym(!) i nie wiadomo kto do niej należy. Popieram więc Lublin, także swoimi kontaktami ze światem fotograficznym.

Przy okazji nasunęło się wspomnienie o przedwcześnie zmarłym, najwybitniejszym artyście Lublina - Mikołaju Smoczyńskim (1955-2009), o którym postaram się napisać tekst krytyczny. Podsumowując: Lublin stał się prężnym ośrodkiem sztuki najnowszej, głównie z kręgu performance (galeria Kont) i nowych mediów, także dzięki Galerii Białej, która jednak dystansuje się od miejscowej Zachęty.

Bratysława (06.11.2008) - wykład o filmie eksperyemntalnym i wideo



POĽSKÝ EXPERIMENTÁLNY FILM
6/11/2008 o 11.00 (prednáška) Bratislava, Kinosála FF VŠMU. Svoradova 2
Prednáška filmového kritika a historika filmu Krzysztofa Jureckého

Pokaz trwał 4.30 minut(!) wraz z wykładem i komentarzem w języku angielskim. Takie było życzenie organizatorów. Było bardzo dużo młodych ludzi, nawet przyjechali z innego miasta, wraz z dr Wojciechowskim. To było bardzo pozytywne doznanie. Ciekawe, że widzowie nie zrozumieli filmu A. Kwietniewskiego "Krzyżacy" ("Dwa miecze"). Czyżby młodzież słowacka nie znała historii?

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Wystawa Magdy Samborskiej - Galeria Bałucka


"Tak już jest" powiedział Strzemiński do Witkacego "że dobra sztuka przetrwa"! Przetrwa sztuka Magdy Samborskiej, dla mnie jednej z najciekawszych artystek nie tylko w Łodzi, ale w postfeminizmie polskim. Ekspozycja bez widzów, zainteresowania mediów, choć o Jej poprzedniej wystawie w tym miejscu w 2001 pisano stosunkowo dużo, np. w łódzkiej "GW". Dlaczego nie zauważono tej bardzo ciekawej i nietypowej wystawy teraz? Może dlatego, że krytycy najczęściej nie szukają, tylko piszą o tym co modne i przede wszystkim nagłaśniane!

czwartek, 16 października 2008

Za dużo pieniędzy na fotografię w Kielcach?

Ze zdumieniem przeczytałem informację o konkursie fotograficznym organizowanym przez UM w Kielcach w 2008 przy współudziale ZPAF-u. Ilość nagród przerasta wszelkie oczekiwania. Mało tego, twierdzę, że te pieniądze będą zmarnowane, gdyż lepiej byłoby ufundować kilka stypendiów lub wydać książkę pt. Historia fotografii na ziemi kieleckiej. Może ktoś z członków ZPAF-u w Kielcach zastanowi się nad wydaniem pieniędzy, których nigdy nie za wiele? Np. Andrzej Borys, który jest sympatycznym człowiekiem. Nie chodzi o to, aby wydać wszystko, a potem narzekać, że w fotografii polskiej nic się nie dzieje! Tak duże pieniądze można spożytkować zdecydowanie mądrzej. Bo w takim wypadku odpowiedzialność rozkłada się na urzędników miejskich i.... przedstawicieli ZPAF-u, którzy lekko dysponują wielkimi, jak na warunki Kielc, pieniędzmi. Proszę o zastanowienie i rozwagę.

Poniżej fragment o opisywanym konkursie:
"Powyższy konkurs będzie oceniany w dwóch etapach przez dwa niezależne składy Jury.
W I etapie - Jury złożone z wybitnych fotografików dokona wyboru 24 nominowanych prac
fotograficznych. Skład I Jury: Mariusz Wideryński (Prezes ZG ZPAF), Andrzej Zygmuntowicz
(przewodniczący RA ZPAF), Andrzej Baturo, Adam Bujak, Andrzej Borys.
W II etapie - Jury wybrane przez organizatorów i złożone z osób w żaden sposób niezwiązanych z
fotografią dokona wyboru 12 prac fotograficznych - laureatów niniejszego konkursu.

Nagrody
  • 12 równorzędnych nagród dla laureatów II etapu konkursu - po 5.000 zł.
  • 12 równorzędnych nagród dla prac fotograficznych na poziomie nominowania - po 2.000 zł.

Terminy konkursu
  • ostateczny termin przyjmowania prac do 30.09.2008 r.
  • posiedzenie Jury konkursu I i II etapu do 15.10.2008 r.
  • powiadomienie autorów o wynikach do 30.10.2008 r.
  • ekspozycja prac połączona z uroczystym otwarciem Galerii oraz wręczeniem nagród
listopad - grudzień 2008

Adres nadsyłania prac:
Urząd Miasta Kielce
ul. Szymanowskiego 6
25-361 Kielce

Sekretariat Wydziału Kultury i Promocji, pokój 109
tel. (041) 3676609 oraz (041) 3676611"

p.s.
To najdziwniejzy konkurs, z jakim spotkałem się w życiu!

wtorek, 30 września 2008

Kiedy otwarcie gmachu MS2 w Manufakturze?

Otwarcie nowego gmachu Muzeum Sztuki, tzn. ms2 w Manufakturze przesunięto na 20.11.08 , ale już otworzono w maju 2008, o czym można przekonać się przeglądając internetową "GW w Łodzi"! Jak to, spyta ktoś? A no tak! Przypominają się czasy towarzysza Edwarda Gierka, kiedy najpierw otwierano symbolicznie, wirtualnie czy symulacyjnie, a dopiero potem otwierano realnie! Wszyscy są ciekawi, co nowego i w jakiej koncepcji zostanie pokazane polskiemu widzowi.
Z konsternacją przeczytałem wiadomość o wstrzymaniu prac organizacyjnych przy projekcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przeciwko czemu wyrażam swój prywatny protest. Prezydent Warszawy traci zaufanie! Wszyscy bali się PIS-u, a zagrożenie przyszło z PO! Ciekawe, jak zachowują się związki twórcze, jak np. SHS, ZPAF, ZPAP czy AICA! Zobaczymy!

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Eryk (1972-2008)



To jest montaż Diany Ducruet wykonany z trzech zdjęć wykonanych w czasie wieczornego spotkania Eryka Zjeżdżałki i Diany w Krakowie (Festiwal fotografii, maj 2007) chyba w Pauzie. Nie mogłem być na tym spotkaniu, miałem zajęcia w Gdańsku. Pili gin, dzwonili do mnie. Eryk pomógł w lansowaniu Diany przez "KF", za co Diana i ja byliśmy mu wdzięczni. Ale ta praca ma w sobie coś mrocznego i niesamowitego. Można by powiedzieć - niestety stała się prorocza.

[dalsza część tekstu z 09.2009]

2 września 2009 w Poznaniu w galerii pf otworzono największą z dotychczasowych ekspozycji Eryka Zjeżdżałki. Po tej wystawie nie ma wątpliwości, że Eryk stworzył oryginalne dzieło i wykonał wiele "własnych" prac mówiących zarówno o jego odczuwaniu rzeczywistości, jak i o potrzebie tworzenia "nowego dokumentu". Są to zdjęcia o prawdomówności, nie zaś o sztuczności fotografii. Po raz drugi po jego śmierci pokazano zdjęcia w kolorze, które jako poszczególne są ciekawe, chociaż nieskończone. Brakuje kulminacji tematu czy zakończenia. Jest to w tym przypadku zrozumiałe.

Piękna wystawa przygotowana przez Macieja Szymanowicza ujawniła także zdjęcia nieznane z ok. 2001 roku, nie tylko dla mnie, ale także dla Wojtka Wilczyka czy Waldka Śliwczyńskiego.

Wydawnictwo KROPKA opublikowało bardzo duży album poświęcony artyście pt. "Ireneusz Zjeżdżałka. Fotografie", w którym znalazło się omówienie jego drogi życiowej (Waldek Śliwczyński), kalendarium twórczości (M. Szymanowicz) oraz teksty interpretujące twórczość Eryka z różnych stron: teorii fotografii (Witold Kanicki), tradycji dokumentu (Marianna Michałowska) i mój w aspekcie tradycji "fotografii elementarnej" z lat 80. Ten album powinni mieć wszyscy, który interesują się najnowszą tradycją dokumentu. Twórczość Eryka jest przykładem, że bez skończenia szkoły artystycznej szybko można znaleźć własne "ja" w fotografii. Zdjęcia, teksty są pewnym drogowskazem nie tylko jego drogi artystycznej, ale też obrazują jak to się dokonało, że jego sztuka jest bardzo zajmująca i ważna.

Oczywiście na wernisażu obecna była rodzina artysty, jego przyjaciele i bliscy. W ten sposób oddaliśmy w Poznaniu cześć Erykowi - wspaniałemu człowiekowi i bardzo ważnemu twórcy z pierwszej dekady XXI wieku.

Ekspozycję w Poznaniu bardzo polecam!