Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Portfolio review w Bratysławie - 05. i 06.11.2010

W ramach 20. Miesiąca fotografii w Bratysławie po raz 12 odbędzie Portfolio review. Osoba, która zwycięży w rywalizacji będzie miała wystawę indywidualną w 2011 roku. Atrakcyjna jest cena 49 Euro za dwa dni konsultacji z kuratorami z całego świata. Moim zdaniem nie ma sensu płacić dużo większych pieniędzy za udział w podobnej imprezie w Arles, Houston (jak zachęcał kiedyś Marek Grygiel w "Fototapecie") czy gdzieś w Wielkiej Brytanii. Z polskich przeglądów tego typu na razie nic nie wyniknęło i nie cieszą się uznaniem? Dlaczego? Nie bardzo potrafię odpowiedzieć. Zachęcam za to do udziału w Miesiącu Fotografii, który jest najważniejszym festiwalem w Europie Środkowo-Wschodniej.


czwartek, 19 sierpnia 2010

Na czym polega sztuka portretowania i martwej natury? O Katarzynie Karczmarz


W galerii Pustej w Katowicach trwa wystawa Katarzyny Karczmarz Ludzie i rzeczy (4 sierpnia-19 września 2010). Składa się z ona dwóch części, które dla autorki są jednym i tym samym problemem. Pierwszym są portrety prezentujące rzadkiego typu dokonania, polegające na wniknięciu w psychikę portretowanego i nawiązaniu z nim bliskiego, przyjacielskiego, jak przypuszczam, kontaktu. 

              Grzegorz Pawłowski - rzeźbiarz, z cyklu Artyści z Pławnej, 2007

Zacytujmy fragment poetyckiego wstępu do katalogu wystawy w Pustej, z którym prawie się utożsamiam, choć w interpretacji tych prac bardziej chciałbym pozostać racjonalistą, a nie, jak Piotr Komorowski, który stał się - w pozytywnym sensie tego słowa -   mitologiem, jednak nie w znaczeniu Rolanda Barthes’a. Piotr Komowski napisał: „Ludzie... na fotografiach Katarzyny Karczmarz są nasyceni światłem – w ten przedziwny sposób, iż światło wydobywa się z postaci, jest jakby dane od nich, od wewnątrz. Odnoszę wrażenie, że  emanują one dobrem – w podobnym znaczeniu, jak rzeźby Fidiasza, nacechowane godnością, powagą, spokojem, także mitologiczną symboliką. Te fotografie są na pewno znakomitymi portretami... ale to zbyt dosłowne i niepełne określenie. W moim przekonaniu są to postacie, w które artystka włożyła swoją tęsknotę do odnalezienia ludzi urzeczywistnionych, pięknych wewnętrznym etosem bycia człowiekiem.” Podkreślić trzeba nasycenie światłem, które faktycznie emanuje z ludzi.

                   Grzegorz Szymczyk - malarz, z cyklu Artyści z Pławnej, 2007
                                      

Podobnie jest z martwymi naturami, które odbiegają jednak od tradycji XVII wieku. Bardziej przypominają lekcję dwudziestowiecznego modernizmu z jego skłonnością do porządkowania i geometryzacji. To, co miało sens w np. malarstwie kubizmu, niekoniczne przekłada się na martwą naturę, choć też są to realizacje wyjątkowej klasy i emanujące energią, pochodzącą ze świadomego zamysłu autorki i bardzo dobrego panowania nad materią, która stała się uległa, poddając się zamysłowi Twórcy. Prezentuje to zwłaszcza ostatnia zamieszczona tutaj praca, traktująca o symbolicznie splątanym życiu rodziców artystki.

                     Magda Hoffmann - malarka, z cyklu Artyści z Pławnej, 2007

W niebanalnych, choć świadomie „elementarnych,” pracach Katarzyny Karczmarz poza oczywistym bardzo dużym talentem dostrzegam także kontynuowanie dorobku tzw. szkoły jeleniogórskiej. Po śmierci Eryka Zjeżdżałki wydaje się, że pani Katarzyna rozwija na nowo idee „fotografii czystej”  („pure photography”) w ciekawym kierunku. W niektórych jej pracach „widzę” także dokonania Wojciecha Zawadzkiego, Ewy Andrzejewskiej, a może i Grzegorza Przyborka?.

   Możliwości, z cyklu Martwe Natury, 2007

Pławna Boczna, z cyklu Martwe natury, 2007

Katarzyna Karczmarz w ciekawy sposób myśli o fotografii. Oto krótki fragment naszej rozmowy:
KJ: Czym dla pani jest symbol? Jaka jest jego obecna nośność?
K.K.:Symbol to dla mnie przede wszystkim niejednoznaczność, to coś, co odsyła do głębszych treści, do tego co bardziej ogólne. Jakie to treści będą wynikać z symboliki, zależy w przeważającej mierze od tego, kto czyta. Pozwolę sobie odwołać się do swoich martwych natur (jak sądzę, to właśnie do nich odnosi się Pana pytanie). Istnieją tam dwie płaszczyzny symbolu. Pierwsza, to prywatne symbole odwiedzonych przeze mnie miejsc, z których pochodzą przedmioty– czytelne dla mnie i może jeszcze kilku osób. Druga, to symbol sensu samego obrazu fotograficznego – w swoim podstawowym znaczeniu mówi on o pamięci. Sfotografować coś, to wyrazić pragnienie zachowania w pamięci, to także nadać wagę temu, co istotne osobiście. Te martwe natury są zatem o samej fotografii w jej klasycznym ujęciu.

Ogród Rodziców, z cyklu Martwe natury, 2008


czwartek, 12 sierpnia 2010

Narodziny gwiazdy? O Magdzie Hueckel


cykl REM, Atrofia IV, 2009

Na okładce 33. numeru ”Kwartalnika Fotografia” opublikowano „wydrapany”, ekspresyjny autoportret Magdy Hueckel z cyklu REM, Atrofia IV (2009). Praca nie jest łatwa do interpretacji i zawiera w sobie tak rzadką obecnie interwencję manualną kojarzącą się z fotografią analogową, która nadaje tu wyraz niepowtarzalności! Reprodukowanie tej pracy w tak prestiżowym miejscu jest jak najbardziej uzasadnione w przeciwieństwie, do zdjęć takich fotografów, jak np. Mikołaj Długosz. Zdecydowanie bardziej zasługują na to: Jerzy Lewczyński – twórca „archeologii fotografii”, czy Andrzej Różycki.



Z cyklu Autoportrety wyciszone, 2007-2008

Magda jest dla mnie przykładem niezwykłego rozwoju artystycznego, który zdecydowanie wyżej cenię od Katarzyny Kozyry, Doroty Nieznalskiej czy Zuzy Krajewskiej – artystki nie mające wiele do powiedzenia o sztuce i tym bardziej o swojej twórczości. Wystarczy sięgnąć np. do rozmowy z Zuzą Krajewską i Bartkiem Wieczorkiem zamieszczonej w  33. numerze „KF”. Uważny czytelnik zastanowi się nad potrzebą takiego wywiadu i jego oceną.  Pomijam już fakt , że ich strategia dotycząca potencjalnej „dziecinności mężczyzn” oparta jest na znanym cyklu Zbigniewa Libery The Gay, Innocent and Heartless.

Natalia LL, Głowa mistyczna VI, 1987, płótno, fotografia, akryl, interwencje 

Pracę z okładki „KF” Magdy Hueckel sytuuję także w kontekście twórczości Natalii LL, a Autoportrety emocjonalne mają także swe odniesiona np. do twórczości Anny Gaskell. Słabością „szkoły poznańskiej” z UAM, która zajmuje się analizą twórczości Magdy jest brak jakichkolwiek porównań do fotografii - historycznej i najnowszej. Np. pracę xxx z wydrapywaniem twarzy na negatywie wykonał już w końcu lat 60. Wojciech Bruszewski, ale oryginał niestety nie istnieje! Łódzki artysta niszczył w sobie ówczesne pojęcie fotografii artystycznej, natomiast Magda czyni z niej rodzaj egzorcyzmu. Autoprtret prezentowany na okładce „KF” kojarzy się z takimi filmami, jak Blair Witch Project, Ring, gdyż odwołuje się do sfery snu i zarazem obsesji. Jest pokazaniem różnorodnej ekspresji, która zaciera, niszczy a w końcu walczy prawdopodobnie z własnymi lękami, czy też z własną, określoną przez życie i społeczne konwenanse, tożsamością. Czy powstanie nowa Magda Hueckel skoncentrowana na intymności i, przewrotnie, destrukcji ciała kobiecego, skupiona na porównywaniu życia biologicznego w aspekcie cielesności i witalności przyrody? Chyba tak! Od kilku lat możemy mówić o nowym etapie w jej twórczości.




z cyklu Autoportrety obsesyjne, 2006-2008

Twórczość Magdy Hueckel należy do najważniejszych w Polsce w generacji wiekowej 30-latków. W ciągu tego dziesięciolecia  artystka rozwinęła swój styl skoncentrowany   na jednej formule wypowiedzi, którą realizuje obecnie w Autoportretach emocjonalnych (od 2006), obejmujących trzy cykle.

Tacy krytycy z jej pokolenia, jak Adam Mazur, Krzysztof Miękus nigdy nie zaprosili jej do swych pokoleniowych wystaw, np. Teraz Polska. Uważam to za bardzo duży błąd, gdyż prace Magdy pokazywane były już na międzynarodowych festiwalach m.in. w Bratysławie, Arles a także na targach sztuki m.in. w Wiedniu. Dla mnie osobiście Autoportrety emocjonalne są chyba najważniejszym cyklem pierwszej dekady XXI wieku w całej fotografii polskiej.

Ten sukces jest jednak wspólny i w dużej mierze osiągnięty dzięki Galerii Piekary w Poznaniu, która konsekwentnie promuje artystkę, a także Galerii Wozownia w Toruniu i Galerii FF w Łodzi.

P.S. Gdyby ktoś chciał poczytać moje bardziej analityczne rozważania o ostatnich pracach Magdy zapraszam na łamy „Arteonu” (2009, nr 2) i tekstu Autoportrety emocjonalne.


z cyklu Autoportrety zrezygnowane, 2006-2008. Ekspozycja na wystawie Od problemu symulacji do nowego symbolizmu. Aspekty fotografii XXI wieku, 6 Biennale Fotografii, Poznań, 2009. Fot. K. Jurecki

środa, 4 sierpnia 2010

ARCHETYP FOTOGRAFII (wykłady o fotografii, 20.08.2010, CSW Łaźnia, Gdańsk godz. 18:00)

Wykłady towarzyszące wystawie
ARCHETYP FOTOGRAFII. Joachim Froese, Grzegorz Przyborek, Ken Matsubara
(CSW Łaźnia, Gdańsk, ul. Jaskółcza 1)


Będzie to okazja do zapoznania się twórczością dwóch wybitnych fotografów, którzy mają szanse znaleźć się w światowej historii fotografii, w rozdziale dotyczącym problemu inscenizacji. 18.06 odbył się pierwszy z wykładów - Japończyka Kena Matsubary, który przybliżył  gdańskiej publiczności aspekty swojej twórczości na tle kultury japońskiej, dotyczącej np. rytualnego picia herbaty, klasztoru buddyjskiego w Kioto czy najnowszej twórczości, tak znanych twórców jak, Takashi Murakami czy  Hiroshi Sugimoto. 

CSW Łaźnia zaprasza na wykłady i prezentacje uzupełniające i jednocześnie podsumowujące wystawę ARCHETYP FOTOGRAFII. Joachim Froese, Grzegorz Przyborek, Ken Matsubara, która kończy się 29.08.2010 roku.

Krzyszof Jurecki w referacie pt. JAK INTERPRETOWAĆ OBRAZ FOTOGRAFICZNY? O NAJWAŻNIEJSZYCH KONCEPCJACH W TEORII FOTOGRAFII. OD ROLANDA BARTHES’A DO GEORGES’A DIDI-HUBERMANA przedstawi swoje przemyślenia na temat refleksji teoretycznej, jaka towarzyszy w XXI wieku fotografii i obrazowi fotograficznemu. Omówi i zaakcentuje poglądy głównych teoretyków związanych z koncepcją fenomenologii i hermeneutyki na tle najnowszej teorii Georges’a Didi-Hubermana, określanej jako „obraz-rozdarcie”.

Ken Matsubara, Knife in the water, 2008

Ken Matsubara, Winter Dreams-Table, 2010, obiekt przestrzenny, wideo

Joachim Froese w wykładzie pt. ZAPISANE W PRZESZŁOŚCI. FOTOGRAFIA A MARTWA NATURA przedstawi swoje inspiracje ujawnione w cyklu Rhopography, w dużym cyklu fotografii inspirowanym XVII wieczną martwą naturą. Artysta będzie starał się uwodnić tezę, że artyści współcześni mogą kontynuować doświadczenia artystyczne baroku, kontynuując w nowy sposób dawną tradycję malarstwa. Fotografia dla Froesego jest nowym i bardziej wiarygodnym sposobem wyrażenia ekspresji, niż malarstwo, które spełniło swą historyczną misję.

Joachim Froese, Rhopography #42, 2002


Grzegorz Przyborek w referacie „PAMIĘĆ OBRAZÓW". MOJE POGLĄDY NA ISTOTĘ FOTOGRAFII przedstawi własne poglądy teoretyczne na temat fotografii interpretowanej jak pismo, której istotą jest dla niego inscenizowanie (teatralne aranżowanie). Artysta odwołuje się do przekazu marzeń sennych, ale są one przede wszystkim pokazaniem określonego stanu ducha – artysty oraz całej ludzkości – w obliczu zanikającej tradycji religii i przemian kulturowych, które związane są z różnorodnie interpretowanym zagrożeniem, kryzysem czy zmierzchem humanizmu.

Grzegorz Przyborek, Thanatos-Ona, 1996  


Warto może posłuchać, co mają do powiedzenia o swojej twórczości uznani twórcy - jeden z Australii, drugi z Polski. Dlaczego ich prace często sięgają po bardzo podobne środki wypowiedzi. Proszę dla przykładu porównać cykl Froesego Written in the Past z serią Przyborka Wspmnienia z Arles - podobna wrażliwość, podobne wyczucie fotografowanej materii. Ale nie tylko, w innych pracach zauważymy także analogiczne podejście do tematu śmierci!

P.S. 10.01.2018 wpisuję, a w zasadzie kopiuję swoją odpowdzieć na zarzuty kilku kalkontentów z tekstu Aleksandry Lamek Odtruka na wakacyjnych "pstrykarzczy".Fotogarafia jak sen na jawie

"Pstrykacze! - Tomas, Sajmon, V:
Panowie i panie! Weźcie szklankę i postawcie na brzegu, następnie spróbujcie sfotografować. Czy zastanawiacie się dlaczego nie spadła? Albo, jeśli wybierzecie się na wystawę, (bo myślę, że się wymądrzacie nie znając jej), to zobaczycie, że można sfotografować szklankę w momencie rozpadu, bez użycia komputera, etc. Albo zobaczcie martwe natury Froesego. Jak to jest, że na zdjęciu ryba pożera inną rybę? Fotografia to myślenie, ale to funkcja przynależna jest tylko niektórym fotografującym, niestety. Natomiast każdy jest znawcą, jak widać po tych wpisach, więc zapraszam na sesję i dyskusję o wystawie 20.08, o godz. 18. Natomiast tekst o wystawie pani Lamek jest naturalny i optymistyczny, przy tym "skromny"".
Krzysztof Jurecki


czwartek, 29 lipca 2010

O processingu André Siera (galeria NT w Łodzi, do 30.07.10)

Kończy się w Łodzi w galerii NT wystawa André Siera - artysty z Portugalii, który przedstawia w sześciu realizacjach nie tylko wyjątkowy poziom artystyczny, ale prowadzi za pomocą sztuki interaktywnej filozoficzny dialog. Potwierdza tezę, że nie ma sztuki bez filozofii czy odpowiedniej świadomości. Nie znajdziemy na ekspozycji modnego w Polsce popu czy surrealizmu, gdyż usilnie rynek sztuki lansuje obecnie tezę o nowej wersji polskiego surrealizmu, na przykładzie dwóch krakowskich wystaw (galeria Zderzak, Bunkier Sztuki). Oczywiście nie jest to surrealizm..., ale powróćmy do ekspozycji Siera, gdyż jest to wydarzenie!

André Sier, Mathx

Z kim i czym prowadzi o filozoficzny dyskurs? Zachęcam do przeczytania swego tekstu Filozofia pocessingu z portalu Magazynu.O.Pl, a wstępem do mojego tekstu jest polska dydaktyka sztuki interaktywnej w Polsce. Oto fragment z mego artykułu: "W ostatnim czasie na TV Kultura obejrzałem filmy prezentujące pracowanie multimedialne ASP w Gdańsku i w Katowicach. To, co zobaczyłem, włącznie z wypowiedziami pedagogów, sytuuje ten rodzaj sztuki w Polsce na zupełnie innym poziomie niż wystawa oglądana w Łodzi. Zajęcia studentów polskich polegają najczęściej na tworzeniu trochę anachronicznych dzisiaj, trójwymiarowych obiektów/rzeźb, filmów animowanych, wykorzystania performance czy analiz fotomedialnych rodem z Warsztatu Formy Filmowej. Słowem tego rodzaju twórczość, najczęściej nijaka w swym przesłaniu, sytuuje się na rozumieniu intermedialności z lat 50.-70. XX wieku i nie ma nic wspólnego z najnowszą „sztuką technologiczną”, w tym interaktywną i komputerową."

André Sier, Δ 

Ci, którzy interesują się prawdziwą nie symulacyjną "sztuką interaktywną" mają ostatnie dni, aby dotrzeć do Łodzi i obejrzeć prace, dla których prekursorem był także zmarły w 2009 roku Wojciech Bruszewski, niezrealizowany do końca wybitny artysta medialny i jednocześnie programista komputerowy. Ten rodzaj twórczości wymaga wejścia w świat programowania czy przynajmniej współpracy z programistami, co realizuje obecnie Michał Brzeziński w galerii NT w Łodzi.



niedziela, 18 lipca 2010

Iluzoryczność fotografii - Mateusz Panek (dyplom licencjacki na ASP w Gdańsku, 27.06.2010)


27.06.2010 na ASP w Gdańsku obroniony został dyplom z zakresu fotografii przez Mateusza Panka. Jego realizacje sięgają do doświadczeń konceptualizmu, minimal-artu, a także rozwijanych na polu grafiki i malarstwa,  a także fotografii w postaci anamorfozy. Jako zjawisko wizualne anamorfoza badana była w latach 90. w pracowni nieżyjącego już pedagoga poznańskiej ASP Zbyszko Trzeciakowskiego, co można było zobaczyć m.in. na Biennale Fotografii w Poznaniu. Obecnie to wciąż intrygujące, ale mniej popularne zjawisko artystyczne np. od camery obscury penetrowane jest w sensie artystycznym i teoretycznym przez kilku ważnych artystów światowych (np. Georges Rousse), a w Polsce przez Jerzego Olka.


Mateusz Panek malując geometryczne przestrzenie dla fotografii, umieszczając w nich cienie ludzkie, starał się nawiązać do problemu transseksualności i przekroczenia tożsamości płci, gdyż jest to ważny problem biologiczny, obyczajowy i przede wszystkim etyczny. Świadomie zminimalizował świadomość cielesności ciała, przesuwając swe analizy w stronę kategorii ideogramu. W ten nietypowy sposób młody artysta pokazuje zjawisko rozpleniana się określonej tożsamości, co można łączyć z upadkiem czy kryzysem tradycyjnie rozumianej rodziny, o czym przekonywająco pisał Zygmunt Bauman.




W pracy teoretycznej pt. Iluzoryczność fotografii? Analiza problemu na podstawie wybranych artystów Panek pisał m.in. o Derku Boshierze, Akirze Komoto, Janu Berdyszaku, Zdzisławie Jurkiewiczu, Grzegorzu Przyborku. Realizacje Panka najbliższe są jednak postawie niemieckiego fotografa - Axela Peemöllera (praca dla Eureka Tower Carpark w Melbourne), który wykonał system znaków słownych na parkingu samochodowym.

Czekam, kiedy Mateusz Panek pokaże swoje prace w jakieś galerii, napisze do nich np. krótki tekst w oparciu o swe interesujące rozważania, jakie zawarte są w jego teoretycznej pracy licencjackiej. To był jeden z najbardziej spektakularnych dyplomów na gdańskiej ASP! A studia w zakresie fotografii niestety kończą się już w Gdańsku na ASP, co jest dla wielu zaskoczeniem. No, ale wszystko się kiedyś kończy i trzeba być na to przygotowanym! 

  
 
  

 




piątek, 16 lipca 2010

Portrety Piotra Miazgi (dyplom licencjacki ASP Gdańsk 27.06.10)

 Ja


Piotr Miazga pokazał portrety wykonane w pracowni Witolda Węgrzyna i Jadwigi Okrassy. Fotografie są proste w kompozycji, osoby pokazane na tle draperii świadomie nawiązujące do malarstwa barokowego. Zdjęcia są bardzo dopracowane pod względem kolorystycznym, są też udaną próbą odwzorowania relacji między autorem i jego znajomymi. Model i fotograf, chwila bliskiego kontaktu (niepowtarzalny moment) i efekt końcowy - fotografia, która została jeszcze "podrasowana" kolorystycznie i to w sposób wyśmienity.


Wśród kilkunastu prac znajduje się także lekko pesymistyczny autoportret. To dobrze, że Piotr Miazga potrafi oddać różne, czasami bardzo ulotne stany psychiczne portretowanych osób, ale są to jego znajomi czy rodzina, więc stosunkowo łatwo to uczynić. Trudniej będzie mu uzyskać taki efekt w momencie kontaktu z osobami nieznanymi.


 Leszek

 Sławek
Czy taki styl między reklamą a tradycją fotografii portretowej  jest możliwy do dalszej eksploracji? Czy "podbity" kolor nie jest zbyt natarczywy? W którym kierunku rozwijać taką działalność - portretować znajomych czy może osoby przypadkowo spotkane np. na ulicy? Są to pytania do autora zdjęć, a odpowie na nie przyszłość. Ciekawa jest także kompozycja niektórych zdjęć, niby prosta, ale czasami nawiązująca do klasyki fotografii.


 Ania

Dla tych, którzy interesują się portretem fotograficznym polecam ekspresjonistyczne prace pokazywane w Polsce Michaela Akermana oraz nigdy nieprezentowane w naszym w kraju (powstaje pytanie dlaczego?) kontrowersyjnego członka Magnum - Antoine D'Agaty. Jego prace po raz kolejny pokazano w tym roku na festiwalu w Arles, który konsekwentnie od lat promuje rodzimą fotografię nie przejmując się zupełnie tym, co dzieje się w Europie Środkowo-Wschodniej.


 Radek

Ola 

środa, 7 lipca 2010

Józef Szymańczyk: między fotografią zakładową a "fotografią ojczystą" (02.07-25.07.10, Galeria Sztuki Wozownia, Toruń)

 Fabrykant łapci, wyplatanie łapci z łyka, Polesie, 1937


Kto interesuje się dokumentem fotograficznym powinien zobaczyć w Toruniu ok. 100 oryginalnych zdjęć Józefa Szymańczyka z końca lat 30. Są to oryginale odbitki ("vintage") z tzw. albumu Krokera lub kopie z początku lat 90. ze zbioru Muzeum Regionalnego w Kutnie. Ekspozycja uzupełniona została o zdjęcia Zofii Chomętowskiej i S. Hochmana, którego fotografia zbliżona jest w stylu do Szymańczyka. 

 We wspólnej izbie rodzina wielopokoleniowa przed udaniem się na spoczynek (u góry odzież zawieszona na drągach zastępujących szafy), Polesie, 1937

W końcu lat 30. Szymańczyk podobnie, jak Chomętowska i Hochman, stosował na zdjęciach białe napisy wykonane za pomocą przymocowanych do negatywu masek fotograficznych, np. POLESIE – NAPRAWA SIECI, MAŁY POLESZUK, TYPY POLESKIE, co miało ułatwić identyfikację formy i idei. W tym pocztówkowym formacie prace Szymańczyka wychodzą jednak poza znany stereotyp tej formy kultury wizualnej i pamiątki, ale bez relikwii. Udało mu się np. pokazać uczucia między dziadkiem a wnukiem (Typy poleskie. Piotr Mielech z wnuczkiem Nikołajem Chmielewskim. Wieś Lisiczyce, Polesie (1937)) czy typowe zawody (Fabrykant łapci, wyplatanie łapci z łyka, Polesie, 1937). Fotografował także różne przejawy szczęśliwego i częściej biednego dzieciństwa. Szczególnie interesowały go kołyski wiszące na zewnątrz i wewnątrz domu. Niektóre zdjęcia zapowiadają typ dokumentu podjęty w końcu lat 70. przez Zofię Rydet w Zapisie socjologicznym (1978-1990). Takim przykładem jest praca Szymańczyka We wspólnej izbie rodzina wielopokoleniowa przed udaniem się na spoczynek (u góry odzież zawieszona na drągach zastępujących szafy), Polesie, 1937. 

 Polesie. Rozpacz, 1937

W 1936 roku Szymańczyk, jak wielokrotnie opowiadał przy różnych okazjach, odwiedził w Wilnie zakład fotograficzny Jana Bułhaka. Spotkanie z wielkim ówczesnym autorytetem w sprawach fotografii artystycznej zrobiło na prowincjonalnym fotografie z Kosowa Poleskiego wielkie wrażenie, tym bardziej, że – jak opowiadał Szymańczyk – mistrz z Wilna przekonywał go do programu "fotografii ojczystej". Ale to zdjęcia z biednych chat poleskich uczyniły z Szymańczyka  ważnego dokumentalistę lat 30., być może najważniejszego, gdyż dorobek Aleksandra Minorskiego jest zapomniany, a Bułhak czy Chomętowska tworzyli w stylu piktorialnym, przy pozorach krytycznego dokumentu, gdyż dokument zawsze powinien poświadczać "prawdę", "twarz czasu", aby przybliżyć się np. do koncepcji Agusta Sandera czy Eugene Atgeta.

 Typy Poleskie, 1937

Polecam także katalog z opisywanej wystawy. Można w nim przeczytać życiorys Józefa Szymańczyka oraz mój nowy tekst o tym skromnym, a jakże owładniętym pasją fotografie, którego poznałem chyba w 1986 r. w Kutnie. Wspomniany katalog zawiera także kilkadziesiąt reprodukcji (także Chomętowskiej i Hochmana), w tym tak znaczącej dla polskiej fotografii Szymańczyka, jak Polesie. Rozpacz, która od 1939 nie była publicznie pokazywana ani reprodukowana. Dlaczego? O tym można oczywiście przeczytać w moim tekście. Zachęcam do obejrzenia filmu Adama Kulika Polesia czar i lektury katalogu. Na ekspozycji pokazywany jest także świetny w koncepcji i w realizacji film Andrzeja Różyckiego Fotograf Polesia. 



wtorek, 29 czerwca 2010

Sami o sobie (Galeria Fotografii im. Edwarda Hartwiga, Stary Folwark, (06-20.06.2010)

 Krzysztof Borawski

 Kasia Hanusz-Oleksy

Z pozytywnym zdziwieniem obejrzałem katalog z wystawy studentów Akademii Fotografii i Przedsiębiorczości w Białymstoku. Widziałem także samych studentów, nawet jechałem z nimi jednym samochodem, gdyż byli słuchaczami mego wykładu w galerii prowadzonej przez Radka Krupińskiego, obok kilku innych znamienitych gości. Z wielkim trudem wybieram dziś prace do prezentacji na blogu, gdyż wybór jest bardzo trudny, ale wiele realizacji podoba mi się. Może jeszcze do nich kiedyś wrócę? "Wieczny powrót" ma swój wewnętrzny sens.

  Dariusz Iwanicki


Ze zdumiewaniem uświadomiłem sobie, że prace młodych ludzi, dzięki jednemu nieobalanemu wykładowcy, jakim jest Grzegorz Jarmocewicz (po ASP w Poznaniu), są nie tylko ciekawe, ale nie ustępują poziomem realizacjom z ASP! Oczywiście piszę w tym miejscu o formie, która w dużej mierze powstaje pod wpływem prowadzącego zajęcia. Powstaje pytanie, czy sami adepci szkoły w Białymstoku będą na tyle silni i zdeterminowali, że podejmą następne studia fotograficzne czy określą się jako indywidualne "byty artystyczne"? Zobaczymy!

 Krzysztof Borawski


Czego uczy Grzegorz Jarmocewicz? Precyzji w myśleniu, wykonania  dobrej technicznie pracy i przede wszystkim jest otwarty na różnorodność formalino-stylistyczną. Dlatego widzimy różne typy fotografii: martwe natury, psychologiczny i piktorialny portret, proste inscenizacje, sceny religijne. Efekt tych prac jest bardzo zadowalający, gdyż eksperyment formalny służy poszukiwaniu i znajdowaniu własnych wizji.

Hanna Matejczyk

Monika Duchnowska

Wiele z tych prac jest o teatrze i spersonifikowanej prozie życia w formule "auto-performance". Traktują one o zmęczeniu ludzką egzystencją i "byciu" przed ściną, tak jakby nie było wyjścia. Istnieje tylko matnia. Ale to chyba tylko teatralizacja? Więcej mógłby powiedzieć na ten temat Grzegorz Jarmocewicz i sami fotografowie.

środa, 23 czerwca 2010

"Archetyp fotografii. Joachim Froese, Grzegorz Przyborek, Ken Matsubara" (18.06-29.08.2010)

 Grzegorz Przyborek, z cyklu Cantus lamentus, 2010

W CSW Łaźnia w Gdańsku otworzyliśmy wystawę, która jest innego typu propozycją teoretyczno-artystyczną, niż ekspozycje prezentowane na monstrualnych festiwalach w Krakowie, Łodzi czy w mniejszym stopniu w Warszawie. Nasuwa się pytanie, co wynika z lansowania dokumentu brytyjskiego, zresztą dość dobrze już znanego, dla najnowszej fotografii polskiej? Myślę, że niewiele, poza rolą edukacyjną i lansowaniem kilku kuratorów z Wielkiej Brytanii i Polski. Dlaczego pokazano tylko dokument, skoro bardzo silna jest na Wyspach w dalszym ciągu "fotografia inscenizowana"? Trafniejsza, według mnie, jest idea tegorocznego Festiwalu Fotografii w Łodzi, która skoncentrowała się, jak już kiedyś pisałem, na problematyce miłości, choć dobór i przede wszystkim nagrody budzą duże wątpliwości.

Joachim Froese, Rhopography,  2001

Koncepcyjnie, gdyż na problemie teoretycznym chciałbym się na moment zatrzymać, proponuję skromną wystawę kilkudziesięciu specjalnie wybranych prac, która konfrontuje wybitne dokonania Grzegorza Przyborka z lat 1990-2010 z fotografią Joachima Froesego (Australia) i Kena Matsubary (Japonia). Jej przesłaniem jest ich wspólny namysł nad istotą obrazu fotograficznego, który powstaje w umyśle, ale także tkwi w samej tradycji teoretycznej, przede wszystkim w niektórych sformułowaniach Rolanda Barthes'a. Ujawnił on różnice pomiędzy sztuką a fotografią, ze względu na halucynacyjny obraz/stan fotografii odróżniający ją od sztuki. Ale Barthes pisał przede wszystkim o fotografii amatorskiej czy dokumentalnej, rzadziej artystycznej. Świadomie  rozszerzyłem  jego idee o inscenizacje o surrealistycznym rodowodzie (Przyborek, Matsubara) odwołujące się do problemu analizy marzenia sennego, w którym zawarte są obrazy archetypowe.

 Prace Grzegorza Przyborka z serii Hotel Europa, 1994/95


Wiele łączy postawę artystyczną tych trzech autorów pochodzących z różnych zakątków świata. Matsubara i Przyborek poznali się w 2007 roku w Łodzi. 20 sierpnia br. w czasie sesji teoretycznej CSW w Łaźni swe poglądy na istotę fotografii przedstawią: Przyborek, Froese i ja. Oczywiście pokazani w Gdańsku artyści nie wyczerpują terminu i przede wszystkim problemu "istoty fotografii". Gdybym miał zwiększyć ilościowo ekspozycję z pewnością pokazałbym prace: Mikołaja Smoczyńskiego, Andrzeja Różyckiego, Stanisława Wosia, Zbigniewa Treppy i Leszka Żurka.

 Ken Matsubara, z serii Lunatyk, 2006

Pierwotnie tę ekspozycję chciałem zorganizować w Łodzi, ale ani Muzeum Sztuki, ani Miejska Galeria Sztuki nie były nią zainteresowane! Dlaczego, tego nie wiem. Programów fotograficznych największych instytucji wystawienniczych w Łodzi lepiej nie analizować, gdyż ich stan jest żałosny. Niestety, nie znajduję innego określenia.


Ania Szynwelska, K.Jurecki, Ken Matsubara i Leszek Żurek (fot. Piotr Zabłocki)


poniedziałek, 14 czerwca 2010

CZY UMIESZ PRZESTAĆ WIDZIEĆ, BY DOSTRZEC? Dyplom Katarzyny Sawickiej

Katarzyny Sawickiej nie interesuje jedynie problem zmienności widzenia i odczuwania świata. W swej pracy licencjackiej z 2010 (promotor dr Piotr Komorowski, WSSiP w Łodzi) nawiązuje do istoty świętości i zbliżania się do niej zwykłych ludzi! Chciała pokazać, że ta droga otwarta jest dla każdego i potencjalnie każdy może być świętym. Dlaczego? Wynika to z bezgranicznej miłości Boga do wszystkich ludzi.


Artystka umiejętnie połączyła koncepcję portretu w formie dokumentu fotograficznego z tradycją ikony i świętych koszulek, którymi dekorowano od XVII wieku święte obrazy i jakie sama zrealizowała na użytek tej pracy.  Posiada ona podwójną formę. Inaczej prezentuje się zamknięta, podobnie jak obrazy w świątyni pełne powagi i dostojeństwa. Po otwarciu koszulki, niczym księgi, ukazuje się nowa forma dokumentalna manifestująca się poprzez prostotę, skromność czy czasami nieszczęśliwe życie, którego oczywiście możemy się domyślać. W tym aspekcie artystka nawiązuje do Zofii Rydet, która wierzyła, że fotografując ubogich ludzi pomoże im "wejść do nieba". W sensie formalnym te niebanalne prace Sawickiej kontynuują także postawę Augusta Sandera posługującego się typologizacją w stosunku do społeczeństwa niemieckiego.


A jak kończy się seria Sawickiej? Jakie zaproponowała rozwiązanie, które świadczy o świadomości artystycznej. Posłużyła się lustrem, w którym  możemy się przejrzeć i przeczytać napisany odręcznie (co świadczy o dojrzałości i autentyczności podjętego problemu)  wiersz ks. Jana Twardowskiego. Metafizycznego poety w głęboki sposób dotykającego złożonej problematyki duchowości, poświadczającego, że era poczłowieka ("posthuman") nie dotyczy wszystkich. Wiele zależy od wiary lub jej braku i przyjętej filozofii życia.





I jeszcze jedna sprawa. Nie jest to realizacja interaktywna. To określenie jest obecnie nadużywane.  Prace te wymagają od widza innego oglądu, zdecydowanie fizycznego zaangażowania się poprzez otwieranie i wczytywanie się w tajemną księgę, w której widzimy prostotę, ale także złożoność ludzkiej egzystencji.



P.S.. Galerie i kuratorzy zainteresowani pokazaniem  tego cyklu proszeni są o kontakt ze mną.