Szukaj na tym blogu

piątek, 27 kwietnia 2012

XV Cyberfoto w Częstochowie (wernisaż 27.04.2012)



Nowy rodzaj twórczości?

Śledząc rozwój fotografii cyfrowej zadaję sobie pytania czy po piętnastu latach w rozwoju fotografii cyfrowej powstał nowy styl, inny od fotografii analogowej, bo bardziej opierający się na programach graficznych i dający inne możliwości wydruku? Czy mamy do czynienia z nową dziedziną, która poszukuje swego obszaru poza dokumentem i reportażem odwołując się do sztuk plastycznych, ale na nowej zasadzie? Odpowiem w skrócie – tak powstaje nowy rodzaj twórczości, sytuującej miedzy dawną fotografią a twórczością graficzną, w której ważny aspekt zależy od używanego sprzętu technicznego. Tak, aby otrzymane wydruki były jak najdoskonalsze lub przeciwne archaiczne w swej formie. Przede wszystkim należy poszukiwać nowego i innego obrazowania, gdyż tylko wówczas może powstać nowa jakość wizualna.

 Co ważnego było na Cyberfoto?
            Wszystko zależy od perspektywy oglądu, która może pochodzić z tradycji fotografii opartej na negatywie i pracy fotochemicznej czy też będziemy otwarci na eksperyment i nowe jakości wizualne, które cały czas towarzyszą twórczości typu technologicznego.  Sprowadzają się one do obrazu trójwymiarowego lub interaktywnego  stając się raczej animacją filmową opartą na ruchu.
Ale obraz cyfrowy dąży do unifikacji różnych dawnych technik, którymi żongluje wykorzystując rysunek i grafikę, ale także płaskie formy w plakatowym obrazowaniu, ale najchętniej stosuje tradycję malarstwa dawnego, jak i nowoczesnego. Czas ponowoczesności jest otwarty na twórczość o charakterze reklamowym, w tym na formy bliskie komiksowi czy ilustracji książkowej.
Od 2001 roku zaangażowany jestem w konkurs Cyberfoto. Wymienię w układzie chronologicznych nazwiska, które pamiętam i przede wszystkim zapamiętałem ich realizacje: Ewa Przytuła z subtelnymi martwymi naturami i wyjściem poza określoną strukturę obrazu i Piotr Zabłocki z jakże trafnym ukazaniem sensu przemijania, a właściwie  paradoksalnie trwałości pamięci=fotografii. Świetnie zrealizował się na naszym konkursie Marek Eligiusz Janicki poszukujący nie tylko ulotnego piękna, ale przede wszystkim nowego ekwiwalentu obrazu reklamowego, potrafiący sięgać do wyobrażeń baśni czy archetypu płodności. Pamiętam też efekt wizualny prac Jarosława Józefa Jasińskiego, który ożywił tradycję „fotografii ojczystej” w innej formule niż PAcamera Club, z którą był związany. Wspominam także prace Litwina Evaldasa Ivanauskasa czy bardziej jeszcze jego późniejszy „styl tekstualny” (The Cage, Hangman) o mocnym wymiarze społecznym i politycznym. Niewiele później pojawiły się plakatowe i mocno uabstrakcyjnione autoportrety Jacka Szczerbaniewicza. Jakże udane są silnie zgrafizowane dla odmiany prace Krystyny Andryszkiewicz (Anioł, diabeł i…) czy postsurrealistyczne montaże Marcina Giby i Olgi Grabiwody. Przypominam sobie także zdjęcia Krzysztofa Krawca oparte na cytacie z dawnego malarstwa oraz zdecydowanie bardziej reklamowe Michała Sosny. W 2010 nagrodziliśmy prace Michała Piotrowskiego z animalistycznymi formami na tle realnych przestrzeni oraz obsesyjne realizacje Pauliny Hebdy. Zupełnie inne możliwości kompozycji w typie „over all” i tradycji „horror vacui” pokazał Eugeniusz Nurzyński. W 2011 oczarowały mnie monochromatyczne montaże Haliny Marduły.  Kamila Żurawska-Chwiszczuk udanie podjęła problem obsesyjnego tematu starości. To oczywiście tylko niektóre prace, jakie można wymienić z piętnastu lat trwania konkursu.


(Fragment tekstu z katalogu z 2012 roku)

Zaproszenie 

O nagrodzonych pracach i wyborach jury napisałem w katalogu wystawy. Zachęcam do lektury mego tekstu. Prace P. Hebdy, które reprezentują  gdańsko-łódzką szkolę myślenia o fotografii wygrały bezdyskusyjnie. Zdecydowanie swym "plakatowym" stylem wyróżniały się natomiast prace Mateusza Michalczyka studenta ASP w Krakowie. Najbardziej fotograficzne były zaś realizacje T. Truszkowskiewgo (WSSiP w Łodzi) i Anny Sowińskiej (ASP Kraków). Po wernisażu i moim wykładzie dyskutowaliśmy na temat istoty "cyfrowości" i wynikających stąd nieporozumieniach.  






środa, 25 kwietnia 2012

"Downy" z bliska (Maciej Herman)

Adam Ziółkowski

 Andrzeja i Filip Horubała

Oglądam po raz kolejny skromną książkę Lista obecności. Rozmowy z ojcami osób z zespołem Downa  Elżbiety Zakrzewskiej-Manterys (Warszawa 2011) patrząc na zawarte w niej fotografie Macieja Hermana. W tym przypadku zdjęcia podporządkowane zostały tekstowi, rozmowom na trudne i bolesne tematy, które mają problem "oswoić".

Marian i Oleńka Jagiełkowie

A jakie są fotografie? Herman poszukiwał "nadzwyczajnych relacji", które są zwykłymi, ojcowskimi, choć nie do końca. Tego rodzaju portret zwykle jest porażką artystyczną, ponieważ fotograf staje w obliczu "niemożliwego". Jak ukazać podniosłość i tragizm codziennej sytuacji, która nie powinna być tragiczna lub jak najmniej? Jest to niezwykle odpowiedzialne i trudne zdanie. Zaduma, uśmiech, miłość, a może puste miejsce na kanapie po nieobecnej osobie? Czy fotografowany w tle kot jest dobrym rozwiązaniem? (praca z Aleksandrem Manterysem). Dla mnie tak! Kotek dodaje tutaj dodatkowych elementów symbolicznych i humanistycznych. 

Pytania się mnożą. Nie widziałem wystawy Maćka Hermana, która była eksponowała w 2012 r. w Warszawie. Z pewnością przeszkadzają mi nieostro ukazane instrumenty muzyczne z zdjęciu z Tadeuszem i Filipem Woźniakami. Ale bardzo podoba mi się portret Andrzeja i Filipa Horubałów, m.in. z racji  przyjętej przez Macieja Hermana "ludzkiej" perspektywy patrzenia. Sytuacja niepostrzeżenie stałą się swojska i intymna. Z kolei "smutny" i "oficjalny" portret Władysława i Wandzi Sidorowiczów w typie tradycji Augusta Sandera tworzy pytanie o nadzieję....

Stanisław i Daniel Krajewscy

Nawet jeśli wystawa nie była w pełni "domknięta" w koncepcji i stylu fotografowania to kilka zaprezentowanych tutaj portretów jest godnych dużego uznania. Słowa uznania dla fotografa za jego "przegraną", która w perspektywie, także dalszej pracy w tym temacie, będzie wygraną. I podziękowania za jego postawę etyczną, w czasach wyzutych z heroizmu i humanizmu.

Aleksander i Wojciech Manterysowie

Władysław i Wanda Sidorowiczowie

Witold i Asia Walkowiak

A co sądzi i swej pracy sam autor, czyli M. Herman? Oto fragment jego maila do mnie z 17.03.12:  "Finalny projekt składa się z 12 fotografii, tych które są w książce. W praktyce zdjęć oczywiście jest więcej - jeden portret wypadł w ogóle z powodu braku autoryzacji wywiadu. Poza tym na każdej sesji robiłem zawyczaj 20 zdjęć (2 negatywy średnioformatowe w formacie 6x7). I mówiąc szczerze na moją osobistą wystawę (niezwiązaną z wywiadami) częściowo wybrałbym inne klatki. Natomiast takie, a nie inne znalazły się w książce, gdyż wg mnie te najbardziej pasowały do koncepcji i tematu wydawnictwa.

Wystawa w warszawskich "Refleksach" dobiegła końca, w tej chwili zdjęcia wiszą w Ratuszu na Bielanach w Warszawie. Później będę je chciał pokazać w innych miastach (Poznań, Łodź, Kraków, Gdańsk i inne). Na wystawę najgoręcej zapraszam, gdyż pokazuję prawdziwe odbitki ciemniowe (w dość dużym formacie - papier jest formatu 50x60), żadne wydruki. I tak naprawdę na nich widać "najwięcej". Poinformuję Cię oczywiście o terminach gdy już będę je znał. "


P.S.Wracamy do życia, które z dnia na dzień przynosi nam chwile radości, ale także cierpienia i umierania. Świat żyje jednocześnie obumierając. Śmierć towarzyszy na nieustannie. Niektóre odejścia są szczególnie bolesne. Zaczynam dziś od tonu osobistego, który niewiele ma wspólnego z prezentowanymi zdjęciami.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Dwugłos na temat wystawy Wojciecha Wilczyka "Niewinne oko nie istnieje" (plus replika)

Dziś na łamach portalu O.pl skomentowałem nową odsłonę wystawy Wojciecha Wilczyka w Galerii Pustej Katowicach, która co istotnie nie ma nic wspólnego z programem kuratorskim Kuby Byrczka. Dlaczego ta galeria nosi dawną nazwę tego nie pojmuję? Chyba to już polska tradycja, przypominając sobie historię z Galerią "Foto-Medium-Art" z Wrocławia. 

Oto mój komentarz: "Po tych dwóch zdjęciach widać, że wystawa jest przypadkowym zbiorem, nad którym autor nie panował. Nie ma on określonej estetyki, nie ma w nich “autora” – to zbiór otwarty w sensie działania amatora, który pstryka i jedzie dalej, np. do Kalwarii Zebrzydowskiej albo sfotografować jakieś stare trabanty czy żuki (samochody).

Polecam też do obejrzenia katalog z Atlasa Sztuki i do poczytania, co sądzi o jego “stylu” Bogdan Konopka na łamach “Fototapety”, gdyż wypowiedział ważne zdania o W. Wilczyku.

Te dwa zdjęcia wyglądają, jak były reklamami samochodów z jakieś komisu, ale niektórzy krytycy widzą w nich dużo więcej, oczywiście mają do tego prawo.

Krzysztof Jurecki

p.s. wystawa dobrze prezentuje się 20-30 zdjęciach, ale jako całość jest bardzo słabym zbiorem z zakresu dokumentu (nie postdokumentu), bez wyczucia koloru."

Wszystkich czytelników odsyłam także do mojej polemiki na temat ekspozycji W. Wilczyka w Atlasie Sztuki, zamieszczonej w interenowtym "Obiegu"" i potem drukiem w "Kwartalniku Fotografia" pt, Dwugłos na temat wystawy Wojciecha Wilczyka "Niewinne oko nie istnieje" (plus replika). Moim zdaniem dokonania Wilczyka są bardzo przereklamowane, ale tak zawsze bywało. Ale proszę spokojnie przeczytać nasze teksty i zobaczyć jak najwięcej prac, i samemu ocenić jakość ostatecznego efektu. Zwracam też uwagę na ton kulturalnej wymiany zdań, choć nerwy trochę poniosły Adama Mazura... Nasza inna polemika z 2002 roku była zdecydowanie mniej udana, z obydwu stron. Ale to inna historia.

sobota, 14 kwietnia 2012

Oświadczenie Łodzi Kaliskiej (20.08.2005). Z cyklu Archiwalia

Oświadczenie Łodzi Kaliskiej 20.08.2005

Wczoraj w ŁDK w Łodzi odbyła się sesja na temat  Kultury Zrzuty (ok. 1982-1990 według mojej interpretacji, według  innych analityków do 1987, według jeszcze innych do chwili obecnej). Wspomnienia jej uczestników o zróżnicowanym charakterze przenikały się z próbami analizy historycznej. Nie chciałbym  ich komentować, ale zupełnie nie zgadzam się z tezą wystąpienia Jacka Jóźwiaka. 

Można mieć różne zastrzeżenia co do referatów, ale przede wszystkim do skumulowania wszystkiego w ciągu dwóch godzin, przez co nie było czasu na odczytanie niektórych tekstów i przede wszystkim na dyskusję. Analizie Kultury Zrzuty należy się dużo więcej, niż przedstawiono to w Łodzi. Przede wszystkim należy ujawnić wszelkie możliwe źródła, gdyż z przebiegu wczorajszego dnia można mówić o podkreśleniu tylko jednego, które jest w Galerii Wymiany, na niekorzyść grupy Łódź Kaliska.

Niemiłym akcentem wieczoru była próba przedwczesnego zakończenia wystąpienia Grzesia Zygiera, które miało charakter jak najbardziej typowy dla klasycznej "zrzuty" z lat 80., czego nie rozumiał moderujący spotkanie Łukasz Guzek. Na szczęście społeczność wymusiła na prowadzxącym spotkanie dokończenie odczytania tekstu przez Grzesia.

Pismo z pocztąku tego posta, czyli Oświadczenie Łodzi Kaliskiej, dotyczy także problemu Kultury Zrzuty, dlatego je dziś zamieszczam, ujawniając nieznane archiwalia.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

sobota, 31 marca 2012

"Bajka/Tale" Pauliny Hebdy w Galerii FF w Łodzi (30.03-21.04.12)



Bardzo podoba mi się kolejna wystawa indywidualna  Pauliny Hebdy w Galerii FF. Nie jest to  co prawda debiut, ale ta ekspozycja z pewnością jest najważniejsza niedługim stażu artystycznym. Gdzie ukształtował się czy raczej tworzy jej styl fotograficzny? Czy w czasie studiów licencjackich na ASP w Gdańsku, czy uzupełniających magisterskich w Szkole Filmowej w Łodzi? A może i w jednym miejscu i w drugim?



Oto fragment mojego mojego wstępu do katalogu pt. Między realnością a postsurrealnością: "Ta wysublimowana, ale niepokojąca i niejednoznaczna wizja dotyczy, potencjalnych zdarzeń życia ludzkiego, które przesłania skrajny pesymizm. Świat ulega dyfuzji, znika, dąży ku rozpadowi. Piękne ciała mogą być deformowane lub przedstawione w ekspresjonistyczny sposób (co można łączyć z programem groteski ukazującej wyobcowanie i melancholię, choć interpretowaną w surrealistyczny sposób). Czego dotyczy problematyka melancholii w fotografiach Pauliny Hebdy? Nie tylko piękne ciało ulega przemijaniu, zniknęła już dawno niewinność wieku dziecięcego a pojawiały się bliżej nieokreślone problemy, które mogą doprowadzić nawet do samobójstwa, co delikatnie sugeruje jedna z prac. Pojawiają się bardzo ciekawie interpretowane surrealistyczne schematy, jak chwytnie czarnej liny, będące symbolicznym poszukiwaniem ratunku, silnie działające na naszą podświadomość. Fragmenty tej liny/liany następnie są widoczne w ustach modela i wydają się być symptomem zagrożenia a nie ocalenia, jak to było w poprzednim obrazie. Inne zdjęcia ukazują zaistnienie i reprezentację w ramie obrazu, ale bez twarzy postaci. A więc rama, a może i cała sztuka jest miejscem tajemniczego przebywania i znikania, w czym tkwi jedna z wielkich idei Lewisa Carolla z Alicji w krainie czarów, która wielokrotnie stosowana była przez surrealistów. Nie dostrzegam w tych pracach przypadkowości, czy oparcia się tylko na intuicji. Obrazy epatują mocnymi znaczeniami, na przemian negatywnymi i rzadziej optymistycznymi. Porządek, dążenie do harmonii i racjonalizacji świata oraz własnego życia zmaga się tutaj z ekspresjonizmem i surrealizmem w znaczeniu zaczerpniętym z twórczości Bacona i Magritte’a, ale potencjał tego pierwszego artysty jest w tym przypadku istotniejszy. Magritte świadomie badał i konceptualizował malarstwo, dokonując na nim operacji typu lingwistycznego, a w swej perspektywie semiotycznego i strukturalistycznego. U Hebdy natomiast nie ma takich poszukiwań."



I na koniec  tego wpisu moje "szkicowe" pytania do autorki wystawy, które pomogły mi w pisaniu tekstu do katalogu ekspozycji w Galerii FF

1)  Czy przeważa w cyklu montaż cyfrowy czy nie? 
2)  Tło różowe jest naturalnie pomalowane czy poprawione w Photoshopie?
3)  Czy widzimy tutaj rozwój sytuacji, metafory życia czy też poszczególne prace należy oglądać pojedynczo?
4) Jakie tu były inspiracje - surrealizm? Skąd pomysł szyby w akcie (znam to z fotografii z Tajwanu, ale pewnie jeszcze gdzieś  jest popularny?)
5)  Kto był promotorem pracy?




Odpowiedzi P. Hebdy:

1) Montaż cyfrowy oczywiście jest, ale nie wszędzie. Pojawia się np. na fotografii pierwszej, sedes z samymi nogami, na kolejnej fotografii, gdzie widzimy postac bez nóg, piesek będący białą plamą, oczywiście ciało rozpłaszczone na szybie (komputerowo została usunieta szyba tak, aby była niewidoczna jako element), kurza łapka też jest montowana ze względu na proporcje, irokez na głowie to montaż, postać z ramą zamiast głowy, to są montaże.
2) Tło jest naturalnie różowe
3) Ze względu na ekspozycje prace możemy oglądać jako rozwój sytuacji, jak również pojedynczo, aczkolwiek niektore z fotografii źle funkcjonują pojedyńczo np. piesek na smyczy z białą draperią w tle, albo dziewczyna z wyciągniętą ręką, jakby coś trzymała, a trzyma na kolejnej fotografii.
4) Szyba w akcie potrzebna była do uzyskania efektu deformacji ciała, wręcz oszpecającej.
5) Promotorem jest Prof. G. Przyborek. Konsultacje szły w miarę łagodnie. Najpierw był pomysł w postaci rysunków, na tym etapie zostały wyeliminowane niepotrzebne zdjęcia, potem powstały fotografie. W zasadzie to największą ingerencja profesora była prośba o utrzymanie ciągłości, aby była kontynuacja, jedna fotografia zazębiała się o kolejną.



środa, 28 marca 2012

Andrzej Mitan - nierozpoznana postać polskiego undergroundu?

Andrzej Mitan w okularach pomalowanych przez Piotra C. Kowalskiego, 2004. Fot. Jerzy Kośnik

Mam kłopot z rozpoznaniem twórczości Andrzeja Mitana, a wynika to z kilku powodów. Na pewno jego twórczość wywodzi się z przemian neoawangardowych, kontrkulturowych i związanych z nimi eksperymentów muzycznych. W jego postawie, jak sądzę, bliżej mu ideowo do żywej, choć wciąż utajonej, rozwijającej się tradycji Fluxsusu, niż do konstruktywizmu i minimalizmu Kajetana Sosnowskiego czy Edwarda Krasińskiego, z którymi współpracował na niwie artystycznej. Bliższa mu jest chyba anarchistyczna i do końca niezależna   postawa Antastazego Wiśniewskiego i Andrzeja Partuma, niż destrukcyjno-ludyczna aktywność Łodzi Kaliskiej i Jacka Kryszkowskiego z lat 80.

Ryszrad Ługowski, Lekcja rysunku, 2009

Andrzej Mitan "przewija się" od lat 70. przez różne instytucje, galerie, stowarzyszona, które służą krzewieniu efemerycznych działań, a do których zaangażował dziesiątki znanych i mniej znanych osób z kręgu kultury.

"Tytuł Roboczy" 2009, nr 29-30

Karta sztuki performance związanej z free jazzem i eksperymentami akustycznymi w dalszym ciągu pozostaje mało znana, gdyż jest to dziedzina artystyczna bliższa tradycji muzyki niż sztukom plastycznym, choć na tym terenie istnieje. 


Andrzej Miytan & Anastazy B. Wiśniewski, 1988


Przeglądam właśnie "Tytuł Roboczy" 2009 nr 29-30 - bardzo ważny magazyn artystyczny, który wydał kilka wartościowych opracowań na rożne tematy. Ten numer poświęcony został Andrzejowi Mitanowi. Możemy poznać jego koneksje artystyczne, zobaczyć dużo dobrych i świetnych portretów, np. Ireny Jarosińskiej, Jerzego Kośnika, Antoniego Zdebiaka oraz poznać kontekst przyjaźni artysty oraz wejść w jego świat muzyczny, który jest bardzo rozbudowany, więc nie bede wymieniał żadnych nazwisk. Zrobiłbym to mało kompetentnie lub przynajmniej nieudolnie.

Romuald Kott, Jacek Dyrzyński, Wiesław Łuczaj, Cezary Staniszewski, Tomasz Willmański, Marek Dzienkiewicz, Ryszard Ługowski, Andrzej Mitan. Zauważalny brak Anastazego B. Wiśniewskiego (prawdopodobnie śpi). Seminarium Naukowe, Dłużew 1991. Fot. Irena Jarosińska

Zawartość numeru, czyli prezentowane teksty, są na bardzo wysokim poziomie, co rzadko zdarza się w krytyce artystycznej. Trudno polecić konkretne teksty, ale gdybym miał to uczynić, to polecam Wywiad z samym sobą, jako wprowadzanie do tematu oraz tekst Anieli Cholewińskiej Niezwykła kolekcja - 9 płyt Andrzeja Mitana omawiający jedyny w woim rodzaju pomysł zaprojektowania dziewięciu płyt przez tak wybitnych artystów, jak: E. Krasiński, Cezary Staniszewski, Ryszard Winiarski czy Jarosław Kozłowski.



Andrzej Mitan, Emmett Williams, Galeria RR, 1984

Co powiem o samym performances Andrzeja? Niewiele miałem szans obejrzeć je w rzeczywistości, nad czym ubolewam. Niektóre z nich można zobaczyć w internecie na portalu O.pl, jak Koncert na ryby, o którym Krzysztof Bochyński napisał: "Dzieło sztuki jest, według jego koncepcji, instrumentem, który pomaga odbiorcy uzmysłowić sobie istnienie sacrum i, być może, doświadczyć go już w akcie transgresji obszaru profanum." Według mojej wizji Andrzej w swych performances stwarza fantazyjne raje o podłożu sakralnym i podniosłym, choć tworzonym np. za pomocą plastikowanej rurki. Wydobywa za pomocą banalnego materiału nieprawdopodobną wręcz duchowość świata. Na moment w transie staje się czymś w rodzaju  szamana/kapłana zmieniającego rzeczywistość w niematerialny byt lub stwarza taką iluzję! Tego nie jestem pewien do końca, zbyt mało widziałem, zbyt mało z nim rozmawiałem. Na pewno na moment powołuje utopię, jak wielcy artyści awangardowi, zaczynając od Kurta Schwittersa, a kończąc na Johnu Cage'u. Tak zapamiętałem jedyny perormance Mitana, który widziałem na początku lat 90. na imprezie zorganizowanej przez warszawski COMUK-u koło Pilawy. Wydaje mi się, że pomimo wielu lat, jakie minęły od tego wydarzenia, pamiętam go bardzo dokładnie. Niesamowite jest takie uświadomienie sobie mocy działania artystycznego, która trwa do dziś. Pod koniec ubiegłego roku przypomniałem o tym zdarzeniu Andrzejowi.

Włodzimierz Borowski, Andrzej Mitan, Cezary Staniszewski, Tomasz Wilmański Ptaki, instalacja, performans, pokaz multimedialny,1985

Ważna sztuka, która jest istotnym stanem duchowym, rodzi się także z działania efemerycznego. W tym przypadku jest bytem na wskroś antonimicznym, bez pretensji do komentowania rzeczywistości. Sztuka nie zna granic ani bezwzględnych reguł. O wszystkim może decydować moc artysty, a taką na gruncie eksperymentu muzycznego niewątpliwie posiada od lat Andrzej Mitan.

Onomatopeja. Od lewej: Cezary Staniszewski, Andrzej Mitan, Grzegorz Małecki, Jan Olszak Tieni, FAMA, Świnoujście1976. Fot. Czesław Chwiszczuk

P.s Zapomniałem o jednej istotnej sprawie. Andrzej od dawna jest zwolennikiem Robespierre'a. Kto nie wierzy niech się z nim spotka.... i porozmawia. 

czwartek, 22 marca 2012

„Tomasz Michałowski. Pejzaż w środku świata” (Jelenia Góra, Galeria "Korytarz", 02.03-20.04.12)



Tomasz Michałowski (ur. 1964) jest absolwentem Wydziału Operatorskiego w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików. Prezentuje swą wystawę indywidualną w działającej od końca lat 80. XX wieku galerii Korytarz, prowadzonej od samego początku przez Wojciecha Zawadzkiego, a trochę później także Ewę Andrzejewską.



Tomasz w latach 90. w nawiązaniu do twórczości Staszka Wosia wykonywał zadziwiająco dojrzałe inscenizacje na temat istoty sacrum oraz funkcjonowania mitu, dotyczącego także inicjacji seksualnej, czyli wkraczania w dojrzałe życie. Jego poglądy na temat fotografii kształtowały się na początku lat 90. w ramach grupy Look, którą współtworzył wraz z kolegami ze studiów: Andrzejem Olichwierem i Krzysztofem Hejke. Tomasz opierał swą koncepcję o teatralizację postaci oraz niesamowitość kreacji połaczonej z panteizmem przyrody. Były to bardzo ważne dokonania dla polskiej fotografii ostateniej dekady XX wieku.

Potem artysta zniknął z życia fotograficznego na długie lata, choć nie do końca. Pojawiał się w Suwałkach, odwiedzał Staszka Wosia, brał udział w plenerach tamtego środowiska. Teraz, a preczyzując kilka lat temu odnalazł się ponownie, o czym świadczy ekspozycja w Jeleniej Górze. Czego poszukuje w swych zdjęciach? Drogi, znaku, boskości, mocy? O tym napisał swym autorskim tekście bez tytułu, jaki znajduje się na wystawie. Jest on osobisty, bez szczegółowych i fotograficznych odniesień, bez przesadnej egzaltacji. Lakoniczny, i co najważniejsze przekonywujący. O czym jeszcze za chwilę.



W mailu do mnie Tomasz w następujący sposób  skomentował swoją wystawę w Jeleniej Górze: "Fotografie prezentowane na wystawie zrobiłem w latach 2010-2011, cztery prace są z lat 2008-2009. W galerii Korytarz pokazałem 37 fotografii, są to głównie pejzaże. Pejzaż jest mi potrzebny w życiu do równowagi psychicznej i do łączności sakralnej ze światem. Kocham go i mam poczucie wielkiego długu wdzięczności do przyrody. Kiedy fotografuję, wybieram to co w danej chwili mnie zatrzymuje, reszty nie ruszam mijam ją i zostawiam za sobą. ta zostawiona reszta jest jak drogowskaz by dojść nie błądzić. Wiele przeżytych  miejsc i śladów mojej obecności nigdy nie sfotografowałem. Pozostawiłem je za sobą. Szukam momentu szczytowego i go właśnie chcę fotografować. Wystawę nazwałem Pejzaż w środku świata, to wynik przemyśleń mojego życia. Żyję w połowie drogi między niewidocznym atomem a niewyobrażalnie dużą galaktyką i tu jest moje miejsce i mój dom. Pascal powiedział: "Początek świata jest nigdzie, a środek wszędzie". Pozdrawiam Tomek.

Cenię takie osobiste wyznania/deklaracje, gdyż zawsze świadczą one o autentyczności bądź sztuczności przesłania artystycznego. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Tomasz był i jest twórcą autentycznym, który podąża drogą wyznaczoną autorytetem sztuki i osoby Staszka Wosia. Zresztą nie tylko on!



Nie dziwię się, że taka fotografia podoba się Wojciechowi Zawadzkiemu. Jest ona tradycyjna, ale bardzo dojrzała w swej prostej, choć także zgrafizowanej formie. Praca twórcza, realizująca się we współpracy z naturą,  polega na wydobywaniu określonego nastroju - przyrody i własnego. Jedno przenika się z drugim.  Istotą w tym procesie twórczym jest poszukiwanie jedności świata i spokoju egzystencji. Natura i twórca są jednym. Niemożliwe? Bardzo trudne to wyzwanie, ale możliwe do realizacji. Romantyzm jest wiecznie żywy.




Zawsze podobały mi się zdjęcia Tomasza. W tych zamieszczonych na blogu dostrzegam także tradycję fotografii amerykańskiej z lat 20. i 30. oraz niektórych prac Edwarda Hartwiga. Ale czy moje odczucia pokrywają się z zamierzeniami autora? Tego na razie nie wiem. Nie wszystko da się określić, czasami nie potrzeba tego czynić, ważne jest przeżycie.

Na koniec przytoczę fragment z autorskiego tekstu Tomasza z katalogu wystawy, w którym podkreśla on religijny aspekt swojej fotografii: "Kiedy indziej przyszło mi do głowy pytanie, czego chciał Bóg stwarzając świat? Pierwszych pejzaży nie oglądały żadne oczy. Nie kwitły tam kwiaty i nie śpiewały ptaki. Z tamtego czasu nie pozostał ani jeden kamień. A jednak wszystko naznaczone jest nieskończonością. Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie poznać do końca, czy wszystkiego o nich wiedzieć. Tą bezkresność odczuwam też w sobie, nie znając siebie do końca.

Pejzaż który noszę w sobie poprzecinany jest drogami. Te drogi pozwalają na wędrówkę, na przejście z jednego świata do drugiego. Mój pejzaż jest małym skrawkiem ziemi, to co w nim żyje i trwa jest częścią mnie i częścią wielkiego systemu Kosmosu.

Fotografię rozumiem jako drogowskaz i jako drogę do spotkania i poznania. Pejzaż jest czymś co mnie przerasta, niczego nie wyjaśnia, wskazuje mi tylko drugi sens. Spotykam się z nim na krótką chwilę, żeby potem stać się jego częścią. Staram się o pejzażu opowiadać w sposób pierwotny nadając mu znaczenie symboliczne, w ten sposób zawłaszczam go i przeżywam. Sens mojej fotografii nie leży w dojściu do zrozumienia, ale w wysiłku zmierzającym do jego sedna."

czwartek, 15 marca 2012

Jaki był rok 2011 w kulturze wizualnej?

Właśnie ukazał się mój obszerny tekst Podsumowanie roku 2011 w kulturze wizualnej, który jest osobistym i do pewnego stopnia arbitralnym oglądem rzeczywistości artystycznej. Dlaczego przyznaję się do arbitralności? Przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy wynika z tego, że nie ma krytyka, czy nawet kilku pracujących w zespole, mogących obejrzeć wszystkie potencjalne ważne pokazy. Drugi wynika z zakładanej lakoniczności artykułu. O każdej wystawie, galerii mógłbym napisać dużo więcej, ale tekst stałby się bardzo drobiazgowy.

O czym zapomniałem publikując swój tekst? Tak, nie ma artykułów idealnych, gdyż obecna struktura świata i opisywanych w nim zjawisk jest dynamiczna, zmienna, zgodna z zasadami "płynnej ponowoczesności", niż Arystotelesowskiej harmonii Kosmosu. Ale nie jest powiedziane, że przyszłości powróci do łaski ta druga wizja, gdyż wszystko opiera się na wierze lub jej braku.

Słowa uznania należą się przede wszystkim FotoArtFestiwalowi w Bielsku-Białej przynajmniej za kilka wystaw: Alexandera Gronskiego (pomimo złych wydruków), Olega Duryagina (Dou) - jednego z czołowych artystów cyfrowych na świecie, który był już pokazywany w Polsce, podobnie jak w latach 90. Luis Gonzalez Palma. Ten ostatni wybitny twórca próbuje on na nowo określić swój styl, pytając o tożsamość prezentowanych postaci i form. I bardzo ważna była Moja mała Retrospektywa Bogdana Konopki, który poprzez kilkadziesiąt prac, starał się ukazać swe przemiany. Oczywiście czekamy na dużo większą ekspozycję Bogdana w niedalekiej przyszłości.

Największym rozczarowaniem była dla mnie premiera ekspozycji Andrzeja Lecha Kolekcja wrzesińska 2010. Mam na myśli całość projektu, nie poszczególne zdjęcia, które są do głębi poruszające czy intrygujące swym weryzmem.

Pokazuję kilka zdjęć z wystawy bardzo ciekawej malarski i fotografki Karoliny Aszyk z Gdyni, która w swoje prace "wkłada" czy stara się to zrobić ogromny potencjał duchowości. Czy się to jej udaje ?Ekspozycja pt Przemienienie częścioowo odpowiadała na to pytanie, a prezentowana była w listopadzie w galerii Sztuki "Wieża Ciśnień" w Koninie. Generalnie interesuje autorkę przemiana siebie, jak i potencjalnie wszystkich ludzi. Bardzo szlachetny to projekt, zrealizowany zupełnie w innych klimatach estetycznych i przede wszystkich moralnych od zasad "nowego dokumentu".

Karolina Aszyk. Z wystawy Przemienienie

Karolina Aszyk. Z wystawy Przemienienie 

Karolina Aszyk. Z wystawy Przemienienie 

Karolina Aszyk. Z wystawy Przemienienie  

sobota, 10 marca 2012

Melancholia w twórczości Magdy Moskwy ("Kalejdoskop" [Łódź], 1998 nr 1, ss.41-42). Z cyklu Archiwalia

Malarstwo Magdaleny Moskwy posiada już rangę ogólnopolską, nie tylko łódzką. I słusznie, gdyż prezentuje dziwny stan uduchowienia, którzy łączy się z melancholią, "oswajaniem" zbliżającej się śmierci, a nawet walką ze swymi demonami. W ciągu kilkunastu lat wypełni nastąpił rozwój jej sztuki, także w opanowaniu formy. Pamiętam jeszcze, jak przez kilka lata autorka w latach 90., pracowała w Dziale Konserwacji Muzeum Sztuki w Łodzi. Pamiętam też, że bardzo cenił jej twórczość Mariusz Wilczyński i podobno dzięki niemu skończyła studia oraz Sławomir Kubala. Nie dostrzeżono jej wielkiego talentu na uczelnianych konkursach im. Strzemińskiego. Zaś prof. Ryszard Hunger po opublikowaniu mojego tekstu z "Kalejdoskopu" powiedział mi, że "ona nie wytrzyma takiego rodzaju kreacji, gdyż nie można malować przez całe lata swego umierania". Jak widać można, ale oczywiście jest to niezwykle trudne zadanie.

Pierwsza istotna ekspozycja artystki wraz z trzema innymi twórcami pt. Kobiety i Mężczyźni, miała miejsce w 1998 roku w Galerii Manhattan w Łodzi. Pomysłodawcami pokazu była Jolanta Ciesielska i niżej podpisany. Tytuł pokazu zaproponowałem ja. O Magdzie Moskwie w katalogu napisała J. Ciesielska. Przy okazji przypomnę o jej obecnej ekspozycji Mit i melancholia (Muzeum Współczesne Wrocław), która wbrew tytułowi z problemem mitu i melancholii nie ma za wiele wspólnego. W dużej mierze eksponując antymit i pseudomit, czy mitem (określenie Stefana Morawskiego). Twórców, którzy poważnie traktują problem melancholii i mitu jest na tej wystawie bardzo niewielu. Nie ma też  we Wrocławiu malarstwa Moskwy - szkoda. W 1999 roku w BWA w Bielsku-Białej zorganizowałem dużą wystawę Wobec Apokalipsy. Pocałunek Śmierci, do której chciałem zaprosić także Moskwę. Początkowo się zgodziła, ale ostatecznie odmówiła. Oczywiście należy uszanować taką decyzję.

O Moskwie pisałem w obszernym artykule Łódzkie malarstwo lat 90., „EXIT”, 1999 nr 1. Tych informacji nie ma stronie internetowej artystki i co ważniejsze w obszernym opracowaniu Imiona własne sztuki łódzkiej (ASP Łódź 2008). Oglądając stronę www autorki czy czytając książkę o sztuce łódzkiej można by sądzić, że jej sztuka została odkryta w XXI wieku, ok. 2004. A odbyło się to przynajmniej kilka lat wcześniej.



P.s. Uświadomiłem sobie, choć nie jestem pewny do końca, że mój tekst, w którym bardzo wysoko usytuowałem malarstwo artystki, był pierwszym jaki ukazał się o niej. Dopiero w kwietniu w 1998 opublikowany był kolejny we wspomnianym już katalogu. Wielbicielom twórczości łódzkiej artystki polecam lekturę i porównanie obu tekstów. Zawsze w kontekście analizowania konkretnej twórczości warto sięgnąć nie do tych ostatnich, tylko pierwszych, gdyż z reguły te znane i popularne opierają się, świadomie lub nieświadomie, na pierwszych opracowaniach.

wtorek, 6 marca 2012

Objawienie Marcela na Manhattanie (Łódź, galeria Manhattan, 25.02-07.03.12)

Orędzie na rok 1999, 1998, obiekt

Galeria Manhattan zaprasza 07.03 na finisaż wystawy Marcelo, Między ludyzmem a absurdem, która jest pierwszą tak dużym pokazem. Wiele instytucji kulturalnych i kuratorów w Łodzi "przespało" czy przegapiło fakt, że artysta tworzy od ponad dwudziestu lat i z jego działalności da się ułożyć określony światopoglad artystyczny, który dobrze pasuje do sytuacji łódzkiej kultury po 1989 r. Nie zauważyło go także WRO, które przygotowując Ukrytą Dekadę. Polska sztuka wideo 1985-1995 nie zaprosiło go do udziału w wystawie ufając swoim łódzkim ekspertom. Do zwolenników wizualnej twórczości Marcela w Łodzi zaliczyć można: Egona Fietke, Wiktora Skoka, który ceni przede wszystkim jego wczesne prace, oraz Michała Brzezińskiego. Z pewnością teraz, po sukcesie medialnym i artystycznym, grono się powiększy. Bardzo ciekawie prezentują się na tym pokazie duże i małe obiekty, które świecą neonami lub poruszają się w nich niektóre elementy.


Gierek-1, Totem 2010, obiekt interaktywny, fot. K.Jurecki

Gierek-1, Totem, 2010 obiekt, fragment,  fot. K.Jurecki

Twórczość Marcela wyróżnia się różnorodnością tematyki i formy  oraz "lekkością bytu", które zawierają  jego filmy i wideo. Natomiast odmienne są fotografie. Kilka lat temu atakowały one rządzacyh Polską  braci Kaczyńskich. Teraz w nowej sytuacji "po katastrofie" posługują się artystyczną pornografią szydząc z polityków i Kościoła katolickiego. Problem interpretacji jest nadal otwarty, a wpisują się one obecnie w modny nurt antykościelny, czego przykładem jest Msza (2011) Artura Żmijewskiego.

Pułapka humanitarna, 2006, obiekt,  fot. K.Jurecki

Na temat tej udanej ekspozycji w Łodzi w tekście pt. Marcelo. Kino prywatne – estetyka błędu i absurdu towarzyszącym ekspozycji napisałem: "Marcelo od ponad dwudziestu lat jest znaną, choć niedocenianą postacią łódzkiego undergroundu. Bardzo szybko, bo już na przełomie lat 80. i 90. znalazł się na marginesie ówczesnej sztuki niezależnej, w której prywatność życia, koncentracja na indywidualnym wymiarze działań oraz ludyczna zabawa jest drogowskazem ku nieznanej perspektywie. Do chwili obecnej artysta nie miał szansy zaprezentowania swych prac na najbardziej prestiżowych prezentacjach takich, jak Łódzki ruch neoawangardowy w 1997 roku (Warszawa, Łódź). Jedyna ważniejsza wystawa jego prac miała miejsce na ekspozycji L-Und, która odbyła się w galerii Manhattan w Łodzi (2011). Artysta w następujący sposób komentuje początek pracy twórczej: „Na początku lat '90 byłem zbuntowanym i niepokornym młodzieńcem, zaś moja estetyka była obskurna (co warunkowały zarówno warunki egzystencjalne, jak i dostępne środki techniczne), co jednak wpisywało się jakoś w niektóre prądy tamtych czasów (śledziłem to trochę). Pomysły artystyczne były trochę chaotyczne, były to zrywy emocjonalne” (mail do K. Jureckiego, 02.12.11).
Ludyzm, anarchizm, wygłup
Kurwa co to jest? (8 mm, dźwięk) jest filmem zadziwiająco dojrzałym, poruszającym się po znanych granicach neoawangardowego eksperymentu. Estetyka błędu, przerysowania kolorystyczne planu połączone są z grafiką komputerową, malowaniem taśmy i zapisami światła. Stwarzają przekonywujący kolaż, w którym idee totalitaryzmu (swastyka) giną w natłoku czy nadmiarze antyestetyki (termin Wolfganga Welscha), w której poszukuje się innego widzenia i innego wrażenia, tak różnego od tradycyjnej metafizycznej estetyki. Podobny kierunek reprezentuje film Anomalie 2 (1989-1990). Metoda found footage koresponduje tutaj z dokumentem, który umiejętnie wtopiony jest w artystyczność przekazu. Symbole polskości mieszają się z dokumentacją kuriozów z Muzeum Przyrodniczego UŁ. Bohaterowie filmu stoją pod szafą z różnymi medycznymi preparatami umieszczonymi w słojach, np. ludzkimi czy krokodyla. Na szafie umieszczono napis Anomalie rozwoje. Za moment dynamicznie poruszająca się kamera przenosi rejestrację na ulicę. Tym razem gest jedzenia lodów zostaje podniesiony do ekskluzywnego wydarzenia. Dalej ważne w kontekście twórczości artysty są ujęcia z gitarą. I nagle pojawia się fragment realnej historii – Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie, tak jakby nie umarła ona do końca. Są to także okruchy, by nie powiedzieć odpadki historii, która w tym czasie mieć już takie znaczenie, jak w latach wcześniejszych, kiedy trwała walka o wolność. W Regresji industrialnej pojawia się postać Herberta Saturna, czyli Marcela, od samego początku działającego podobnie, jak Zbigniew Libera, zmianą czy zacieraniem tożsamości." W dalszej kolejności w swym artykule zająłem się chyba najwązniejszycm problemem twórczości Marcela, czyli ośmieszaniem idei totalitaryzmu. 

Widzimy siebie w Cannes, 2008,  fot. K.Jurecki

Filmy:
1. Kurwa, co to jest?, 1987 (22:23)
2. Anomalie 2, 1989 (6:54)
3. Regresja industrialna zabije marzenia, 1990-91 (18:47)
4. Inner Tanz, 1993 (5:54)
5. Fraktale – MORRIS GENERATIV music, 1993 (10:48)
6. Orędzie na rok 1999, 1998 (6:27)
7. Mrówki 1- Super logistyka, 1998 (7:17)
8. Keine Grenzen (performance kosmopolityczny), 2003 (1:00)
9. Od czego wszystko się zaczyna, 2003 (1:12)
10. Widzimy siebie w Cannes, 2008 (1:54)
11. Dwie wieże – experyment przestrzenny, 2003 (5:28)
12. Wolność na sprzedaż – akcja performance, dokumentacje, 2005 (8:00)
13. Pułapka humanitarna – experyment międzygatunkowy (współpraca: Maria Apolejka), 2006 (10:34)
14. Ukraiński Nawigator cz. I – (współpraca: Maria Apolejka), 2011 (13:31

 Ukraiński Nawigator cz. I, 2011,  fot. K.Jurecki

Obiekty:
Gierek – totem, 2010
Pułapka humanitarna, 2006
Głowa medium, 1996 (dokumentacja)
Orędzie na rok 1999, 1998 – instalacja

Głowa medium, 1996, obiekt,  fot. K.Jurecki