Szukaj na tym blogu

piątek, 24 sierpnia 2012

Ujawniamy archiwalia. Zagadki wokół grupy Zero 61 (1961-1969)

Bez komentarza. No, może ze znakiem zapytania?

Proszę wsłuchać się w głos Czesława Kuchty i jego wersję na temat bardzo ważnych prac z czasów grupy Zero 61. Jest to mój drugi list tego nieżyjącego już fotografika publikowany na blogu. Istotny, ponieważ przedstawia relację o działalności jednego z najważniejszych artystów polskich. Kto może jeszcze pamiętać tamte czasy: Andrzej Różycki, Jerzy Wardak, Janusz Zagrodzki, także Wiesław Hudon. Niewielu... Pamięć się zaciera i od lat jest sterowana czy manipulowana.

Ważne są archiwalia, gdyż one powinny decydować, czy też współtworzyć ocenę pracy artystycznej. Oczywiście obok innych materiałów i samych oryginalnych prac.

Tym razem "przemawiają" wspomnienia i interpretacje w spokojnym dyskursie Czesława. Kolejni interpretatory grupy Zro 61 i WFF mogą, ale nie muszą uwzględnić jego wspomnień pisanych pod koniec życia. Mi jednak dały bardzo dużo, dlatego się nimi dzielę. Dlaczego  kierował je do mnie? Miał do mnie zaufanie, choć wiedział, ze byłem zwolennikiem nowoczesności i awangardowej frakcji w polskiej fotografii.

List Czesława Kuchty do Krzysztofa Jureckigo (Toruń, 27.01.2000).




Materiał ten polecam zwłaszcza: Leszkowi Brogowskiemu i Witkowi Czerwonce.... 

wtorek, 14 sierpnia 2012

Kilka migawek i refleksji z auto/portretu w Toruniu (Galeria Wozownia, 27.07.12)

Publiczność tego gorącego popołudnia dopisała!  (Fot. T. Gierzyńska).

 Było trochę dobrego wina, ale przede wszystkim około dwustu prac i wielu gości z Polski (Fot. T. Gierzyńska). 

To jest Artur na tle swoich prac, a właściwie na tle siebie samego? 
Fot. Piotrek Zabłocki

Bardzo się cieszę, że mogłem pokazać pięćdziesiąt sześć prac Wacława, gdyż są ewenementem w końcu lat 70., kiedy dominował fotomedializm, nieczuły na sprawy społeczne czy ludzkie....

Fragment z kilkudziesięciu oryginalnych prac Wacława Ropieckiego
 Fot. P.  Zabłocki 

Piętnaście autoportretów Katarzyny Karczmarz - mistrzyni  zakresie odkrywania/zakrywania swej tożsamości

Dwadzieścia, trochę antyestetycznych i offowych prac Rafała Karcza, który w ostatnim momencie przyjechał do Torunia.  (Fot. P. Zabłocki)

Zdjęcia Keymo będą słynne, zobaczymy tylko czy za lat trzy czy więcej... A może już są?
(Fot. P. Zabłocki)

W hołdzie dla  Michela Foucaulta (1926–1984) i jego walki z ideami Oświecenia pozwoliłem sobie na postawienie panoptikalnej formy, w której skrywały się cztery prace Keymo pt. Wnętrza. Czyli nie ma już Wielkiego Brata, sami możemy (jeśli chcemy) podglądać inne obrazy, albo inaczej obrazy otwierają się tylko na inne obrazy, gdyż jest to to hiperrzeczywistość (nie mylić z hiperrealizmem).  (Fot. P. Zabłocki)

Po lewej czternaście prac montażowych autorstwa Magdy Samborskiej, która stworzyła interesującą formę żywej abstrakcji geometrycznej. Po prawej czternaście prac czarno-białych i kolorowych Teresy Gierzyńskiej, która z wielkim powodzeniem kontynuuje cykl O niej. (Fot. T. Gierzyńska).

Po lewej "traktat o kulturze" i cielesności wg Gabrieli Huk, po prawej Anna 66. Przy okazji widać, ze wnętrze Wozowni nie jest łatwe do aranżacji.  (Fot. T. Gierzyńska). 

Z piętnastu portretów autorstwa Anny 66 utworzyłem historię twarzy podlegającej surrealistycznym zmianom. narrację czytamy od lewej. Jedna twarzy - Eny Kielskiej "była" na otwarciu. Ena okazała się bardzo miłą osobą!  (Fot. T. Gierzyńska). 

Tak wygląda pozbawiona ciągu linearnego instalacja Urojenia Corinny Streitz. Zdjęcia celowo wchodziły ze sobą w różne relacje, wywołując określony nastrój, pełen tajemniczości. Jedno z nich zawieszone było kilka cementytów nad podłogą. Udany eksperyment? (Fot. C. Streitz)

Od lewej narracja ułożona przez Teresę Gierzyńską, kończąca się "ranami" młodych dziewczyn. Po prawej cykl Tomasza Fularskiego Za betonową kurtyną, który jest niezgodą na najnowsze czasy, o czym autor opowiadał w NRD (Fot. T. Gierzyńska). 


Zachęcam do lektury katalogu z Wozowni i mego opracowania historycznego na temat auto/portretu z ostatnich lat. Na koniec tego długiego wpisu zamieszczam fragment maila Ewy Świdzińskiej do mnie z 31.07.12. Proszę wsłuchać się w głos Ewy.


Krzysztof,


Domyślasz się, że wystawa (na podstawie katalogu)wydaje mi się bardzo ważna i ciekawa. Wiesz, że nie za bardzo interesują mnie wystawy z  wyłącznie tzw. rankingowymi  artystami, gdyż wtedy  łatwo  o powielanie schematu, brak subiektywizmu i  zdarza się nuda.I  najlepsze nazwisko może się pewnie opatrzyć. Poza tym najciekawsze jest szukanie, a szczególnie cenne odkrywanie artystów długodystansowych.


Zajmujące jest ,że  pokazałeś różne drogi, ale w kontekstach, paralelach itd. Oczywiście znam niektóre postaci np. z Twojego blogu i pisałam do Ciebie m.in. o Keymo...


Wg mnie wydarzeniem  są zdjęcia Magdy. Wieloznaczne, groźne, vanitatywne „rentgeny”/„tomografie ”. Pamiętam, że powoływała się w wywiadzie na artystki, sięgające do sprzętów kuchennych  m.in. Anię Candiani, ale Samborska  nadała nowe sensy. Przyszedł  mi do głowy  najpierw Jan Švankmajer i Mały Otik, ale to za proste odniesienie. Nie da się tych prac sprowadzić wyłącznie do surrealistycznych skojarzeń.

Oczywiście lubię kulturalne zdjęcia Teresy Gierzyńskiej.


Intrygujące jest też pokazanie fotografii na styku mody ,popkultury , fantastyki.

I wyłowienie Artura Leończuka. Gdybym zobaczyła autoportret  jakiegoś studenta uczelni artystycznej z kartką papieru nie zainteresowałabym się. Ale tu osobny, blisko  czterdziestoletni  artysta , z dala od łatwych wpływów i z  innym poczuciem czasu. Autentyczny. Do szanowania.


Oczywiście dzięki za zestawienie mojej fotki z fasadą Andrzeja D.D. Uwielbiam kontrapunkty,  świetna jest strona katalogu z Żebrowską i Łodzią Kaliską oraz  zestaw Różycki-Lewczyński.


Przy okazji wystawy w Browarze i teraz tej w Wozowni, zastanawiam się, czy jest jakiś krytyk , któremu zechciałoby się tak nieoczywiście i tak szeroko, niebanalnie zestawić np. dokumentację performance różnych artystów .


Zdjęcia Corinny S. pewnie że świetne, z wielką kulturą, z dyskretnym pierwiastkiem kobieco-zwierzęcym, ale dostrzegam też  zawoalowany  katastrofizm, takie bycie pod ścianą, niemoc. Trochę niemieckie kino ekspresjonistyczne, jakby M jak Morderca od strony ofiary. Oj chyba za  banalnie mi się napisało, ale fotografie wciągają właśnie jak dobrze skonstruowany film.


Pozdrawiam serdecznie

Ewa
 

niedziela, 5 sierpnia 2012

Rewelacyjna kolekcja szklanych negatywów z kamienicy Rynek 4 w Lublinie

Kilka lat temu odnaleziona na Starym Mieście w Lublinie kolekcja 2700 szklanych negatywów  trafiła jako dziesięcioletni depozyt do najlepszej z możliwych lokalizacji, a mianowicie do Ośrodka "Brama Grodzka - Teatr NN"  w Lublinie. Tu znajdzie swoje miejsce do ekspozycji, a także będzie miała należytą opiekę merytoryczną i już stała się powodem do dyskusji o Lublinie i jego okolicach (Niemce, Nowodwór, Nałęczów) z lat 1914-39. Jest to ogromny, unikalny zbiór, który daje nam możliwość interpretacji tzw. fotografii zakładowej. 


Niesamowicie wyglądają po kilkudziesięciu latach stroje, a właściwie kontrast między nimi a wiejską chatą, stanowiącą tło fotografii. 

Jedną z najciekawszych dystynkcji fotografii jest możliwość ukazania fotografii w fotografii tworząc w ten sposób punctum. Ten pozornie tautologiczny schemat jest nie do wyczerpania i stosowany jest do dziś. Szkoda, że od kilku lat nie żyje Edward Hartwig, który z pewnością dokonał by atrybucji tych fotografii.  Ale wszystko wskazuje na to, że autorem tych zdjęć był Ela (Eliasz) Funk (według ustaleń dra Adama Kopciowskiego z Archiwum Państwowego w Lublinie).

Miałem przyjemność obejrzeć w Lublinie pierwszą niewielką wystawę z tej kolekcji (kurator Marcin Sudziński) otwartą 12 czerwca i wziąłem udział w dyskusji panelowej na temat prezentowanej kolekcji, jaka odbyła się w siedzicie Teatru NN z udziałem Joanny Zęter, Marcina Sudzińskiego i Adama Kopciowskiego z licznym udziałem publiczności. Można obejrzeć ją online. Cóż wynika z pobieżnego wglądu w ten unikalny zbiór? 

Atrakcyjność tego zdjęcia opiera się na przełamywaniu schematu tradycyjnego portretu. Jedna z osób po lewej stronie przeciera (ze zdumienia?) oczy. Myślę, ze jest to zabieg celowy, świadczący, że fotograf potrafił bawić się portretem podobnie, jak Witkacy czy fotografowie z jego otoczenia, np. Józef Głogowski.

Fotograf czy może kilku fotografów, pracujących w zakładzie, było znakomitymi portrecistami, działającymi w konwencji nie sztuki-fotografii, ale rzemiosła, które można określić terminem techne. Z dzisiejszego punktu widzenia historii fotografii taki rodzaj twórczości wcale nie jest gorszy od dokonań piktorialistów, czy reportażystów. M.in. ważna jest tu autentyczność miejsca, chwili i szczerość przekazu, który może mieć także posmak lekko ironiczny. Tak interpretuję pierwsze z prezentowanych zdjęć, które jest pozornie nieudane. Ale to zmyłka fotografa, który specjalnie chciał pokazać poruszenie pierwszego planu.

Piękny ten portret, gdyż umiejętnie dobrane zostało "abstrakcyjne" tło uwypuklające kontrast między fizjonomią człowieka a ekspresyjną ścianą.

Bardzo cenne zdjęcie świadczące, że fotografia była formą pamięci o zmarłych i środkiem przetrwania, kontynuując swe dziewiętnastowieczne posłannictwo. W tym klimacie swe pierwsze zdjęcia wykonywał także Jerzy Lewczyński.utrwalając pogrzeb na początku lat 40. oraz jego kolega Feliks Łukowski - wielka postać fotografii polskiej lat 40.

To nie jest fotomontaż, tylko z racji oszczędzania negatywów fotografowano zakrywając jego połowę. Ten zabieg znany jest m.in. z fotografii zakładowej Stefanii  Gudrowej, a później z getta łódzkiego (Henryk Ross).



Być może są to jakiejś zawody na rzece? Ale gdzie, tego jeszcze nie wiemy.

Czekamy na kolejne ekspozycje, które posłużą do poznania i przede wszystkim do interpretacji tego unikalnego zbioru, który przywraca rangę zapomnianej i zniszczonej tzw. fotografii zakładowej, która nie ma swego opracowania historycznego, choć prezentowała świetne dokonania takich fotografów, jak: Walerego Rzewuskiego, Karola Beyera czy Awita Szuberta - fotografów klasy światowej, o czym się często zapomina.

wtorek, 31 lipca 2012

Portfolio Review w Bratysławie (02-03.11.2012)

Wszystkim fotografującym polecam obejrzenie tegorocznego Miesiąca fotografii  w Bratysławie oraz udział w Porfolio Review. Dlaczego? Tu zaczynała się np. kariera: Austriaka Reinera Ridlera, Koreanki Ji Hyun Kwon, o której kiedyś pisałem w "Kwartalniku Fotografia", czy Rosjanina Nikity Pirogova. Fotograf, który wygra, będzie miał w 2013 roku indywidualną ekspozycję. Dla uczestników portfolio przeznaczono 80 miejsc i proszę mi wierzyć, że szybko ich nie będzie, gdyż to portfolio cieszy się dużą popularnością. Cena za dwa dni konsultacji to 55 Euro i rozmowa z potencjalnie 8 specjalistami. Więcej informacji poniżej. Jest już znana lista konsultantów. Więc do zobaczenia w pięknej Bratysławie.

Jedną z wystaw w Bratysławie będzie pokaz Andrzej Jerzy Lech. Cytaty z jednej rzeczywistości. Fotografie z lat 1978-2010

Portfolio review is a meeting of professional curators, galerists,editors... with talented photographers. Your images will be seen by all these proffesionals - You will get interesting advices, new contacts and oportunities for Your further career.

There will be about 20 reviewers - the list of reviewers from all over the world You can see on www.sedf.sk click on Month of photography than Portfolio review and consultants - http://www.sedf.sk/sk/mesiac-fotografie-2012/portfolio-review-2012/119-konzultanti. Thereis also info, how they can help to the participant, if they like his / herwork.

Every year the jury of all reviewers will choose one person, who is the winner of whole portfolio review. He or she will have oportunity to exhibitduring festival Month of Photography 2013.

If You decide to participate
- you will be able to discuss your portfolio with chosen critics at the workshop
- you will make new contacts with people working in galleries, academies and magazines
- you will have the chance to be awarded as a best participant and to exhibit your works at the next Bratislava Month of photography 2013
- your work will have the chance to become a part of closing projection - final slideshow
- portfolios, which will be sent in advance, will be presented on our web: www.sedf.sk

For Your comfort and satisfaction we will prepare for You also this year:

- The maximal number of participants is 80, if You have serious interest, please, register as soon as possible. You are registered after sending reg. fee.
- You can choose the way of payment - to account number or by credit card.

- there will be background, prepared for the participations during the event (room with chairs, mineral water)

- portfolios, which will be sent in advance (till 30. 9. 2012), will be presented on our web: www.sedf.sk
- Your selection of reviewers - registration - will be in advance, by Email. The sooner registration, the better choise of reviewers. You will meet about 8 reviewers in two days in average. The working sessions with each specialist will have a maximum duration of 20 minutes.

If You decided to participate, please send an Email to: veronika.pastekova@gmail.com, she will give You further info.

Link to courses: http://www.sedf.sk/en/moph2011/accompany

List of masterclasses up to dates:

The Art of Seeing
Patrick Keough (USA)

The Hunter, the Hunt, and the Hunted
Roberto Muffoletto (USA)

The Shadow Sculptor
William Ropp (FR)

Geometry of Human Body
Kamil Varga (SK)

Exhibiting Photography
Adam Mazur (PL)

Portrait as the stage photography
Andrzej P. Florkowski (PL)

Photographic Transformation of the Human Body
Pavel Mára (CZ)

The Unique event
Viktor Kolář (CZ)

Camera Obsura Performance
Miklós Bölcskey (HU)

Contrasts of the world
Andrej Ban (SK)

Veronika Paštéková
Portfolio Review Coordinator

Central European House of Photography
www.sedf.sk

poniedziałek, 30 lipca 2012

Galeria Manhattan w zagrożeniu. Test dla środowiska, sprawdzian dla władzy


Jedna z nielicznych artystycznych wizytówek Łodzi – Galeria Manhattan jest niestety w zagrożeniu. Jej kierowniczka Krystyna Potocka-Suwalska oraz cały zespół kilka dni temu otrzymali wypowiedzenie ze strony Spółdzielni Mieszkaniowej "Śródmieście". Okazało się, że trwanie w utopii, czyli przy Spółdzielni Mieszkaniowej miało swój niespodziewany zły koniec. Niewiele osób pamięta, że galeria w latach 90. należała do Śródmiejskiego Forum Kultury, czyli de facto podlegała Wydziałowi Kultury. Ale ówczesna dyrektorka ŚFK także pragnęła likwidacji Galerii Manhattan. Wówczas udało się galerię wybronić, a przedsiębiorcza pani dyrektor ŚFK zniknęła niebawem w Warszawie i ślad kulturalny po tej poetce również uległ zatarciu.


Tym razem środowisko artystyczne Łodzi bardzo szybko zareagowało w obronie tej bardzo dobrej galerii. Ciekawe, że w 2010 nikt prawie nie bronił galerii NT Michała Brzezińskiego, która mieściła się w ŁDK. Głównym polem teatru tegorocznych zdarzeń jest łódzka "Gazeta Wyborcza", gdzie pojawił się list kilku ważnych postaci łódzkiej sceny artystycznej i Świetlica Krytyki Politycznej, która zbierała do niedzieli podpisy w obronie galerii. 



Polem działań w obronie bytu Galerii będzie Wdział Kultury w Łodzi, gdyż tylko ta instytucja jest władna ją uratować przy zachowaniu jej autonomii i niezależności od jakiegoś niekompetentnego dyrektora, jakich niestety w Łodzi nie brakuje, jeśli spojrzymy na program wystawienniczy łódzkich muzeów (poza MS oczywiście) i galerii (poza FF).



Przy okazji polecam ciekawy tekst Jacka Woźniaka Trzeba ratować Galerię Manhattan! z portalu http://forumkulturylodz.wordpress.com/, który także rekomenduję jako ciekawą inicjatywę bez pardonu oceniającą łódzką kulturę.



Nie ma sensu pisać o wartości galerii Manhattan, jest ona bezsprzeczna. Wszyscy, dla  których istotna jest kultura w Łodzi, w tym kontynuowanie i rozwijanie dorobku galerii,  są zobligowani do jej obrony. Tylko jakie zastosować środki, aby były skuteczne? Jak wiemy kultura niewiele liczy się w naszym kraju. Więc piszmy, organizujmy pikiety, a artyści mogą użyć też peformance, wideo czy fotografii, jeśli zajdzie taka potrzeba w obronie zagrożonej galerii. 

Będzie to też bardzo ważny test dla władzy w Łodzi, która dużo mówi o potrzebie rozwijania kultury!

sobota, 21 lipca 2012

To jest wydarzenie! "Aleksander Rodczenko. Rewolucja w fotografii" (Muzeum Narodowe w Krakowie, 22 maja-19 sierpnia 2012)

Na stronie Mediateki Muzeum Narodowego w Krakowie znajduje się mój komentarz do świetnej i całościowej prezentacji twórczości Aleksandra Rodczenki w zakresie fotografii. Zdjęcia i montaż filmu: Bogusław Sławiński, współpraca: Agnieszka Mrozowska. W ten sposób niwelowana jest luka, jaka wytworzyła się po komercjalizacji stacji telewizyjnych.

Film można znaleźć też na You Tube:




Ciekawy jest też wywiad z "GW" [Kraków] (22.05.12), który przeprowadziła z kuratorką wystawy - Olgą Swibłową Małgorzata Czerni. Oto jego fragment:

"M. Czerni: Związki Aleksandra Rodczenki z komunizmem są znane, to jeden z wielu przykładów "artysty uwikłanego". Z drugiej strony taka klasyfikacja chyba jest uproszczeniem? Wiemy o tym, że Leni Riefenstahl sympatyzowała z nazistami i kręciła filmy propagandowe - ale trudno nie docenić jej osiągnięć w zakresie techniki i estetyki filmowania. Może lepiej osobno oceniać twórcę w kontekście tego, co wniósł do rozwoju kultury, a osobno człowieka, który dał się zwieść ideologii? O. Swibłowa - Owszem, Rodczenko głęboko wierzył w komunizm, podobnie jak wielu z jego otoczenia. Oni byli szczerze przekonani, że mogą stworzyć lepszą przyszłość. Z tym że ta wiara skończyła się na początku lat 30., kiedy sytuacja polityczna dramatycznie się zmieniła. Terror objął wszystkie warstwy społeczeństwa, wliczając artystów - eksperymentalna twórczość była nie do przyjęcia przez reżim Stalina. Rodczenko, pracujący także dla prasy, został wysłany do przygotowania reportażu z budowy Biełmorkanału, przy której pracowali więźniowie Gułagu. Z jego dzienników wiemy, że miał wielkie problemy z ukończeniem tego zamówienia. Bał się o swoich bliskich, a w trakcie pracy nad reportażem codziennie musiał patrzeć na ludzi, którzy mieli wypisane na twarzy cierpienie i strach. Potem zwrócił się w stronę estetyki piktorializmu, od której sam się wcześniej odcinał, a która była źle widziana w ZSRR - jako "relikt przeszłości". Utrzymane w tej estetyce zdjęcia przedstawiające artystów baletowych i operowych nigdy nie zostały opublikowane. Od końca lat 30. można zauważyć u niego rozbrat z systemem. Nosił w sobie energię czystej wiary i w momencie, gdy tę wiarę utracił, był gotów zwrócić się ku przeszłości, bo widział ją jako coś prawdziwszego niż przyszłość kreślona ręką Stalina. Ostatnie 20 lat życia spędził na uboczu, ulegając depresyjnym nastrojom, a zrehabilitowany i przywrócony do Związku Artystów został na kilka miesięcy przed śmiercią. Oczywiście, postaci i twórczości Rodczenki nie można postrzegać wyłącznie przez pryzmat jego doświadczeń z komunizmem. Myślę, że to, co w dziełach Rodczenki ważne, co wpłynęło na rozwój fotografii jako sztuki, to pokazanie, że fotografia może być ekspresją przyszłości. Dzięki temu możemy blisko 100 lat później czerpać energię z jego dokonań. Jesteśmy dziś w tym samym punkcie co on u progu swojej artystycznej działalności. Świat potrzebuje zmiany, ale jeszcze nie bardzo wiemy, w którą stronę dążyć. Postawa artystyczna Rodczenki może dawać pewną inspirację. Jeśli to będzie zły wybór, to cóż - oceni nas historia."

Cieszę się, gdyż zgadzam się z interpretacjami O. Swibłowej zamieszczonymi w tym profesjonalnym wywiadzie. Swoje rozważania na temat twórczości Rodczenki, który wierzył, że tworzy nowy rodzaj sztuki, zawarłem w tekście Koncepcja fotografii konstruktywistycznej według Rodczenki, opublikowanym na portalu O.pl.

Jeśli ktoś nie widział tej wystawy, jest jeszcze czas, aby wybrać się do Krakowa. Takie ekspozycje pokazuje się raz na kilkadziesiąt, bądź kilkanaście lat.

I jeszcze jedna relacja m.in. z udziałem Tomasza Gutkowskiego i Katarzyny Bik, którą przy okazji pozdrawiam.

piątek, 13 lipca 2012

"Co kryje sie na dnie oka? W kręgu auto/portretu z przełomu XX/XXI wieku" (Galeria Sztuki Wozownia, Toruń, 27.07.– 02.09.2012)

Zaproszenie

Dlaczego instytucje państwowe nie organizują problemowych wystaw fotografii? Poza Zachętą czy CSW trudno o przekrojowe ekspozycje. A tematów jest co miara: krajobraz, inscenizacja, tożsamość, migracje, etc. Można nimi "sypać", jak z rękawa.

Wacław Ropiecki,  Z Seansu Autoterapeutycznego, Autoportret w Dolinie Śmierci, 1976,   fot. czarno-biała, brom

Artur Leończuk, Poza 4, 2011, wydruk pigmentowy


Od kilku lata interesuje mnie problem autoportretu w kontekście portretu. Temu problemowi w ujęciu historyczno-ideowym poświęciłem pokaz, który będzie pokazany w Toruniu. Jedenastu artystów pokaże swoje prace, będą także debiutanci. Oto oni:

Wacław Ropiecki
Artur Leończuk
Katarzyna Karczmarz
Tomasz Fularski
Teresa Gierzyńska
Gabriela Huk
 Magdalena Samborska
Corinna Streitz (Niemcy)
Keymo
Anna66 Andrzejewska 
Rałał Karcz



Teresa Gierzyńska, Samotna (ta suknia może być domowa),1980, fot. czarno-biała, brom, 




Magdalena Samborska, Kościec tożsamości, 2011-12, wydruk atramentowy



Dlaczego na liście znajduje się jedna autorka z Niemiec? Ponieważ bardzo lubię konfrontować polskie dokonania z innymi. Można wówczas próbować ocenić poziom naszej fotografii.



 Katarzyna Karczmarz, Hotel, 2008, fot. czarno-biała, brom


Keymo, Martine, 2009, wydruk atramentowy

Wystawa prac jedenastu autorów będzie próbą odpowiedzi na pytanie dotyczące statusu portretu i autoportretu głównie w fotografii polskiej z początku XXI wieku, ale także fotografii z lat 70. i 80.,  wraz z niewielkim aneksem z fotografii niemieckiej (Corinna Streitz). Ekspozycja zaprezentuje różne postawy, które można określić jako modernistyczne, ponowoczesne, feministyczne czy należące do sztuki-fotografii w tradycyjnym znaczeniu tego terminu (Władysław Tatarkiewicz). Ma być głosem w dyskusji  na temat obecnej kondycji fotografii polskiej oraz przypomnieć istotne a mało znane prace z końca XX, z lat 70. i 80. (Wacław Ropiecki).


Gabriela Huk, REshaped, 2010, wydruk atramentowy


Corinna Streitz, z cyklu GESPINSTE (Urojenia), 2011

W ramach wystawy zobaczymy postawy wyrastające z fotoperformance z lat 70., m.in. w pracach Wacława Ropieckiego, który należał do najmłodszych przedstawicieli polskiego modernizmu. Podobną postawę, ale w duchu minimal-artu i konceptualizmu, pogłębionego o teologię ikony reprezentuje, Artur Leończuk, który debiutuje na tej wystawie.

 Anna66 Andrzejewska, Bez tytułu, 2011, wydruk atramentowy

Kolejną grupę stanowią prace związane z feminizmem – to m.in. obrazy Teresy Gierzyńskiej z początku lat 80. Stopniowo w latach 90. przeszła ona na pozycje bliższe sztuki kobiecej, fotografując jako autoportret m.in. swoją córkę.  Kwestie postfeminizmu są w dalszym ciągu stawiane, reinterpretowane w realizacjach związanych z wideo o znaczeniu totemicznym, geometrycznym, ale jednocześnie odnoszących się do codziennego, a nawet trywialnego życia kobiety (Magdalena Samborska), także w systemie poststruktalistycznym i lingwistycznym w pracach Gabrieli Huk, w których ciało artystki zmienia się w „pole znaków i walki”.

Rafał Karcz, Murder junkies , 2011, fotografia cyfrowa, tech. wł.

Formalnie blisko tych prac można umieścić obsesyjnie surrealistycznie mary nocne z portretów i autoportretów Corinny Streiz, która poszukuje  archetypicznych znaczeń. Jest to typowe obrazowanie dla czasów ponowoczesności, w których znika tożsamość, w tym konkretna i rozpoznawalna podmiotowa osobowość, na rzecz rozproszenia cielesności i zamaskowania w pejzażu.

Tomasz Fularski, Duma, 2010, fotografia, tech. wł.

Inscenizacje, w których istotne jest tworzenie monumentalnych obiektów rzeźbiarskich, umieszczanych na tle przyrody oraz w kontekście zagrożenia np. terroryzmem,  prezentuje w specyficznie zgrafizowanych pracach Tomasz Fularski.  W stronę innego typu inscenizacji w swych perwersyjnych, narcystycznych i związanych z modą, często o autentycznej aurze horroru pracach zmierza Keymo. Psychodelizm jest też punktem wyjścia dla, będącej undergroundem kulturowym, fotografii portretowej Rafała Karcza. Blisko ich postawy sytuuje się ludycznie portretowa oraz cyfrowa twórczość Anny Andrzejewskiej. Prace Keymo, Andrzejewskiej, a także, choć w sposób niezamierzony, Karcza odwołują się do fotografii mody, a także atakują pojęcie „sztucznego piękna” w typie glamour.

Ekspozycję zakończy tradycyjna pod względem formalnym fotografia o charakterze psychologicznym, poszukującym kontaktu z widzem - portrety i akty o charakterze narcystycznym i ukazującym „demoniczne piękno” Katarzyny Karczmarz.

Temat (auto)portretu rozwijał się na tle przemian sztuki najnowszej (fotoperformance, inscenizacja), stanowiąc ważny składnik modernizmu końca XX wieku. Obecnie sięga do zdecydowanie bardziej różnorodnej tradycji medialnej, nie tylko fotografii, ukazując zasłanianie i surrealistyczne maskowanie osobowości portretowanych (Streitz, Andrzejewska) oraz niszczenie tradycyjnie pojętego piękna, które stało się czymś nie tyle nieuchwytnym, co podejrzanym i anachronicznym. Fotografia portretowa wciąż pełni też rolę kliszy kulturowej, w której znajdują swe miejsce feminizm oraz badanie różnych skrytych  grup społeczności (Keymo, Kracz) czy „autoportretowaniu” siebie na tle własnej rodziny i zwykłych kobiet (Gierzyńska).



Wszystkim zainteresowanym polecam duży polsko-angielski katalog, z tekstem wprowadzającym o charakterze historycznym, biogramy twórców, kilkadziesiąt reprodukcji, a także prace innych autorów, np.: Jerzego Lewczyńskiego, Ewy Świdzińskiej, Łodzi Kaliskiej.

środa, 11 lipca 2012

"Jerzy Lewczyński. Pamięć obrazu" - komentarz do wystawy (Muzeum Narodowe w Krakowie, 18.05–1.07.2012)

Jerzy Lewczyński, Nieznany, 1959, fotografia czarno-biała, 50 x 40 cm, wł. K. Jurecki

Bardzo się cieszę, że ta wystawa Jerzego Lewczyńskiego w tak renomowanym muzeum polskim miała miejsce. Przy okazji przypominam, że dużo większa ekspozycja Jerzy Lewczyński. „Archeologia fotografii”. Prace z lat 1941-2005 odbyła się w Muzeum Sztuki, Łódź 2005, 19.04.-15.05.2005. Była to wystawa towarzysząca Międzynarodowemu Festiwalowi Fotografii w Łodzi, ale łódzki festiwal nie wykorzystał szansy promowania artysty na świecie, jako najwybitniejszego polskiego fotografa, wywodzącego się z koncepcji awangardowej.

Album opublikowany przez wyd. Kropka (Września, 2005). Najważniejsze kompendium wiedzy o J. Lewczyńskim

Moje refleksje o ekspozycji w Krakowie(w skrócie):

Warto przy okazji przypomnieć o innej niedawnej krakowskiej monograficznej wystawie Lewczyńskiego. Była to pokazana na przełomie 2006/07 w MHF Otwieram i zamykam oczy. Prezentacja twórczości Jerzego Lewczyńskiego. Zachęcam także do lektury ciekawego katalogu, w którym zamieszczono także kilkadziesiąt zdjęć ze zbiorów krakowskiego muzeum. Piszę to kontekście pokazania kilku reprodukcji na wystawie w Muzeum Narodowym. Sadzę, że kurator ekspozycji Wojciech Nowicki nie zna tego katalogu.

Od wielu lat nie mam wątpliwości, że dorobek teoretyczno-artystyczny Jurka trafi do światowych historii fotografii, gdyż stworzył on podstawy do bardzo różnorodnego użycia materiału znalezionego jako formy ekspresji twórczej. W tym przypadku interesująca teoria połączyła  się z wyrafinowanym obrazem.

Kilka lat temu na okładce "Kwartalnika Fotografia" pojawiła się praca Mikołaja Długosza, ale nigdy takiego zaszczytu nie dostąpił Jerzy Lewczyński, choć oczywiście dawno powinien. Teraz namawiałem "Exit", ale chyba bezskutecznie? Kto będzie pierwszy? Kto podkreśli wielkie znaczenie Lewczyńskiego dla powojennej fotografii polskiej? Zobaczymy!

 Portret Zdzisława Beksińskiego, 1959/1960, 50x40 cm, wł. K. Jurecki

czwartek, 5 lipca 2012

Natalia Giza "INCOGNITO. Tożsamość zatajona" (2011)


Rzeczywistość wirtualna, a używając terminologii Jeana Baudrillarda hiperrzeczywistość, polega m.in. na fakcie znania kogoś wyłącznie z Internetu, w tym wymiany z nim korespondencji, a potem publikowania tekstów na temat jej/jego twórczości, jeśli jest to artysta. W ten sposób znam wiele osób, m.in. Natalie Gizę (ur. 1986), absolwentkę fotografii ze szkoły  filmowej w Łodzi. Ale jej  zdjęcia  widziałem w rzeczywistości na ekspozycji Przestrzenie ujawnione (Miejska Galeria Sztuki/Ośrodek Propagandy Sztuki, Łódź, 2011). Prace te, które były dyplomem u prof. Grzegorza Przyborka, należały do najciekawszych na tej wystawie. Mam je w swej pamięci, w której skrywa się kilkanaście, a może kilkadziesiąt tysięcy rożnych obrazów, przede wszystkim fotografii. Jest to zbiór wciąż otwarty, choć z coraz większym trudem pojawiają się w nim nowe formy wizualne.


Oglądając po raz pierwszy prace Gizy myślałem, że są to autoportrety. Myliłem się jednak. Są to alegorie, może częściowo udane, może nie do końca sprecyzowane. Dotyczą tożsamości, która jest skryta i zamazana, co w naszych czasach jest symptomatyczne. Dawna alegoria tłumaczyła jakieś fakty i zdarzenia, stan rzeczy i stan ducha jednoznacznie, aby przypomnieć chociażby np. na pompatyczne obrazy Petera Paula Rubensa. W pracach Gzy widzimy nieokreśloność lub zarysowany potencjalny wybór drogi życiowej, spięty klamrą za pomocą ironii - potężnego oręża modernistów (dada, surrealizm) i jeszcze bardziej popularnego w naszej modernistycznej ponowoczesności. Ale to także wyraz rozchwiania, niejednoznaczności, braku czegoś istotnego w przygodnym życiu, by nawiązać do Zygmunta Baumana. 



Skąd  w tych wysublimowanych zdjęciach delikatne, ale wyraziste gesty, które próbują odczarować życie czy poszukiwać tożsamości, jeśli ta wciąż istnienie? W realnej przestrzeni są to wielkoformatowe prace z formą kolażu, który bardzo dobrze wzbogaca i rozbija płaskość powierzchni. Są to także realizacje na temat samotności i alienacji we współczesnym świecie. Ciekawe, że fotografie są "ukrytymi" aktami, nie eksponującymi nagości czy erotyzmu. Moim zdaniem jest to bardzo dobre rozwiązanie, gdyż w świecie zarysowanym przez Michela Houellebecqa (Platforma, 2001)  mamy swoisty konsumpcjonizm seksualny, który do niczego nie prowadzi. Żyjemy w świecie nie tyle erotycznym, co właśnie seksualnym, pomimo trwania innej religijnej tradycji. Zwycięstwo należy więc do hedonistów, w tym filozofa Michela Foucaulta i reżysera Davida Cronenberga. Ale w tym momencie w twórczości, jeśli ma ona cokolwiek znaczyć, należy uciec od obsceniczności, gdyż nie jest ona twórcza, jak to było np. w latach 80. i 90 XX w., jeśli en globe była ona inspirująca.





Mam wątpliwości, co do kolejności, w jakiej te prace powinny być zaprezentowane na wystawie w Łodzi, ale nie jest to najważniejsza kwestia. Maskowanie własnej tożsamości za pomocą potencjalnych wyborów życiowych (seks, alkohol) może być też postrzegane jako przestroga przed "złym życiem" i byciem poza prawdą.

Natalia Giza mieszka w Lublinie. Obecnie trwa tam bardzo duża wystawa Ars loci – obraz aktualny  (1 czerwca–12 sierpnia 2012) pokazująca miejscowe środowisko artystyczne. W miłym towarzystwie Lucjana Demidowskiego oglądałem tę dużą, ale bez charakteru wystawę. Błędem było niepokazanie tych czy innych prac Gizy (np. Autoportret negatywny), gdyż są bardzo ciekawe. I wytrzymują porównanie np. z prezentowanymi pracami Danuty Kuciak.

Na koniec proszę przeczytać fragment autorskiego tekstu Gizy pt:  INCOGNITO. Tożsamość zatajona: "Całość składa się na odkrywanie i wyzwolenie własnego "ja" przez kobietę. 

To próba odtworzenia jej osobowości i wizualizacji walczących ze sobą istnień w jednym ciele. Świadoma wewnętrznego rozpadu przybiera nowe oblicze, udaje przed sobą i całym światem. Panicznie dostosowuje się do życia w społeczeństwie, licząc na gwarancję spełnienia. To tylko maleńki skrawek wybranych przeze mnie "twarzy". Twarzy zasłoniętych, anonimowych, ukrytych, przerażonych twarzy w maskach. Poszukujących ochrony, unikających bezpośredniego kontaktu wzrokowego. Dla bezpieczeństwa tworzy odmienny od autentycznego obraz siebie. Niszczy swoją naturę i kobiecość. Ukrywa prawdę. Przedstawiona na zdjęciach postać jest potwierdzeniem złożonego świata wewnętrznego indywiduum, skomplikowanego dla innej istoty. Człowiek jest zbiorem własności uzupełniających się, a także wielu skrajnych i sprzecznych sobie. Skrywane w każdym z nas tworzą wielobarwny wachlarz cech składających się na typ osobowości. Świadomość tego bogactwa pozwala zrozumieć i docenić różnorodność jednostki."