Szukaj na tym blogu

wtorek, 18 października 2016

Dyplomy w LSF (03.09.2016, część II). Nowe/stare pojęcie kobiecości

Tym razem w ramach dyplomów na LSF,  pokazuję dwie strony widzenia kobiecego ciała. Problem ten rozwijany jest bez końca. W dużej mierze stało się to za sprawą refleksji feministycznej, która odkrywa "inne spojrzenie" oraz książki Kanadyjczyka Wiliama A. Ewinga Ciało (The Body), wydanej w Polsce w 1998 roku.
Obrona Dominiki Jarosz

Dominika Jarosz, Pomiędzy
Autorka w zaskakujący sposób pokazała fragmenty ciała, jakby chciał o nim mówić w intymny i skryty sposób. Ciekawe jest kadrowanie. Szczególnie podoba mi się pierwsze ujecie, z zasłaniającą usta ręką. Nasze spojrzenie koncertuje się nie tylko na ręce i szyi, ale wydrapanym elemencie, przypominającym opaskę, obrożę(?), który daje dodatkowych, ponieważ jest niejednoznaczny. Drapanie powierzchni wydruku czy negatywu nie jest jednak łatwą sprawą. I w tym zakresie zazwyczaj nie są to przekonujące interwencje. Niekiedy potrzeba dramatyzmu, innym razem trzeba wyrazić ból, innym nostaligię. I tego tu nie dostrzegam. Widzę jedynie ornament, który nie dopowiada, nawet nie zdobi, czasem przeszkadza. A wystarczy zobaczy, jak czyniła to z bardzo dobrym rezultatem w latach 80. i 90. Natalia LL.









Emilia Pluta, Skrawki
Czy fotografując i jednocześnie odmaterializując np. ludzki ząb, krew, skrawek włosów można mówić o człowieku i jego emocjach? Taką niełatwą próbę w ciekawy sposób przeprowadziła, sięgając do prac Marty Zgierskiej, która wykłada w LSF, Emilia Pluta. Poszczególne prace są ciekawe, dobrze skadrowane, pokazują "skrawki" czy "resztki" ludzkiej fizyczności. Ale brakuje tu podsumowania, np. w formie portretu czy zmultiplikowanego portretu, gdyż mamy do czynienia ze "skrawkami" różnych osób. Można też zrobić też dyptyki konfrontując obiegowy wyraz twarzy czy postaci z jego "skrawkiem". 




Kazimierz Chmiel, Przejście
Poszczególne prace mogą się podobać. Dla mnie są zbyt zbyt romantyczne, ckliwe, czy ładne, daleko odbiegające od tego czego oczekuję w fotografii. Cenię w niej głownie rys krytyczny, a tu widzę tzw. męskie spojrzenie, mocno obarczone tradycją malarstwa quasi barokowego. A przecież "przejście", może kojarzyć się także z traumą? Największym chyba mankamentem jest tu powtarzalność motywów i taka sama kolorystyka. Prezentacja należałoby też chyba zacząć od zdjęcia nr 2 i zastanowić się nad zakończeniem, którego też mi brakuje. 










czwartek, 13 października 2016

Dyplomy w Lubelskiej Szkole Fotografii. (03.09.2016). część I

Po raz kolejny spotkaliśmy się w Lublinie. Razem z Marcinem Sudzińskim, pod nieobecność Lucjana Demidowskiego, stanowiliśmy komisję egzaminacyjną rocznego kursu fotografii. Czego można nauczyć w ciągu roku? Okazuje się, że wiele czy nawet bardzo dużo, jeśli ktoś miał podstawy teoretyczne lub wychował się na sztuce. Dziś, jak nigdy wcześniej fotografowanie, a potem wykonanie poprawnego wydruku np. w formacie 30 x 40 cm nie stanowi większego problemu. Problemem jest natomiast świadomość, czego się pragnie, i jak to realizować, aby miało sens. A bez niego trudno o prace, które przetrwają np. 20 czy 50 lat. Większość fotografii przepadnie, innej alternatywy nie ma.

Poziom dyplomów był wysoki, i twierdzę wbrew malkontentowi, jakim jest dla mnie Wojtek Sienkiewicz, bardziej znany jako bloger (blog pt Obrazowy terroryzm, którego nie polecam, ze względu na wszechobecną nudę), niż fotograf.

Prace pokazuję w innej kolejności, niż były prezentowane/bronione w Lublinie. Ale nie jest to najważniejsze. W LSF jest sprzyjający klimat dla nauki fotografii. Co z tego pozostanie, a może stworzy się nowy styl LSF? Wszystko, no prawie wszystko jest w rękach, czytaj głowach, fotografujących. Potrzeba wytrwałości w czasach kiedy "wszyscy są fotografami" lub jak w Łodzi robotnikami (to taki kolejny niemądry pomysł około artystyczny, o którym nie warto pisać).

K.Jurecki analizuje dyplom Magdaleny Jung, o którym powiedziałem dużo "dobrego"

Sylwester Hawryl Kontra
Zdjęcia uliczne z Berlina wykonane średnim formatem za pomocą techniki negatywowej i pracy ciemni. jest to trudny rodzaj dokumentu, także na wielkość sprzętu, który trudno ukryć. Niektóre fotografie, jak pierwsza i ostatnia, robią duże wrażenie. Inne mniejsze. Ale brak rozpoznawalności miasta i określenia jego specyfiki, co jest niestety minusem. A wystarczyło stanąć koło Brandenburger Tor czy Hamburger Bahnhof i zrobić jedno trafne ujęcie. Ale jest tu potencjał na przyszłość. Jest to według koncepcji autora kontra wobec konwencjonalnej fotografii ulicznej i obiegowemu portretowi. A portret wymaga określonego skupienia i przede wszystkim koncepcji. 









Julia Dacka Ukryty gen
Rodzina historia kobiet opowiedziana w konceptualny sposób przez młodą dziewczynę, uczennicę liceum plastycznego - Julię. Dobry jest pomysł z pokazaniem "ulotnej" i niematerialnej już twarzy babci w negatywie. Ciekawe jest połączenie różnych twarzy, w układzie chronologiczno-biologicznym, na styk; co w rezultacie powoduje ich łączność i następującą po sobie kontynuację. Prawidłowe jest także plastyczne oświetlenie. Oczywiście ten pomysł należy kontynuować i rozwijać, także o inne media, np. nagrany głos czyli podążać drogą wskazaną przez Romana Opałkę, o czym mówiłem na obronie.


Katarzyna Józefacka Pozostałości
Autorka wykorzystała zdjęcia rodzinne, m.in. ze ślubu rodziców, ale celem było odszyfrowywanie istoty mamy, która szybko umarła. Dlatego Kataryna uprawia trochę fotografię magiczną, która ma dotrzeć do fantomu nieistniejącej osoby, pokazując w kolorze do pewnego stopnia "żywe" rekwizyty, na ile mogą być one ożywione. Jest to trochę koncepcja, jak z teatru Tadeusza Kantora, gdzie świat żywych przenika się z tym, który do pewnego stopnia odszedł, ale powraca. Czarno-białe zdjęcia z cieniem są jakby niematerialne i ulotne, jak nasze życie. Brakuje jednak zakończenia czy podsumowania, chyba, że praca jest kontynuowana. Innym wyjściem byłoby jej pokazanie w formie koła, elipsy, sugerującej nieustanny powrót i trwanie określonego stanu psychicznego.   











środa, 28 września 2016

Ryszard Czernow. Martwe z natury, galeria FF w Łodzi, (09.09-24.09.16), kurator Magdalena Świątczak

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Niedawno oglądem Bogactwo w warszawskiej Zachęcie, które niestety okazało się "intelektualną biedą"; prawie we wszystkich wymiarach interpretacyjnych. No może poza niektórymi, bo były tam też ciekawe prace, ale zestawione, tak, że z reguły traciły na swym znaczeniu. Wystawa bez pomysłu, więc szkoda słów na dalsze pisanie.

W galerii FF w Łodzi maiła miejsce ekspozycja prac Ryszarda Czernowa pt. Martwe z natury (09.24.09.) z pokazaniem kilkudziesięciu własnych wydruków formacie kwadratu: 38 cm x 38 cm. Miałem przyjemność napisania krótkiego tekstu do katalogu, który zamieszczam poniżej. I mam przyjemność znać autora prac od około 2007 roku. Te prace są moim zdaniem najlepsze z jego dotychczasowego dorobku fotograficznego. Montaże pokazane w Łodzi trzymają się określonego nastroju i stworzyły określoną narrację, o tym co przemija lub ginie. Bez zgiełku, w cichości. Oglądaliśmy tez resztki po naszej cywilizacji.

Temat post(po)apokalipsy jest bardzo popularny, jeśli nie nadużywany. Ale Czernow nad swymi montażami pracował kilkanaście lat, wiec w jego przypadku nie jest krótka "przygoda", tylko próba pokazania istoty sprawy, co jest zadaniem karkołomnym. Wiele z tych realizacji dzięki panowaniu nad artystyczną materią i jej umiejętnemu kształtowaniu, w tym kolorowaniu i deformowaniu oraz stosowaniu perspektywy kulisowej bardzo mi się podoba, gdyż nie pasuje do tego, co stereotypowe i powszechne w technice cyfrowej.

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

03.10.16 w Częstochowie będziemy o nich publicznie dyskutować na spotkaniu RCK organizowanym przez Sławka Jodłowskiego.


Przed czy po katastrofie?
Ryszard Czernow w swych fotomontażach realizuje określone pomysły od kilkunastu lat. Nie podążają one za modnymi tematami lecz istnieją we własnym teatrze zdarzeń przenikniętym okruchami przyrody, śladami istnienia  i oczywiście wyobraźni, która łączy wszystkie te elementy.
Resztki przyrody, skamieliny istnienia
1)      Resztki natury?
Fragmenty skał, na nich owady, gady czy pajęczaki, istnieją w wypreparowanej przez artystę prywatnej przestrzeni podobnie, jak motyle w zbiorze zoologa lub dość chaotycznie zbierane znaczki w klaserze kolekcjonera. Widzimy niepokojące fragmenty świata, który w miarę oglądania coraz bardziej oswajajmy, gdyż nie ma w nich definitywnego końca czy zakończenia.
Ale musimy się zastanowić, dlaczego oglądamy „resztki” natury i zmutowane szkielety? Życie chyba jeszcze istnieje, lecz transformuje w różne niezwykłe formy, jak po katastrofie atomowej. Wszystko to uczynił sam człowiek, który postawił siebie w miejsce Boga. Jednak oglądane płaskie kompozycyjnie obrazy przywołują wyłącznie skojarzenia  postapokaliptyczne, choć bez bliższych konotacji religijnych.
Oczywiście wszystko jest tu kreacją, do pewnego stopnia bardzo sprawną iluzją, ale w tej przestrzeni artystycznej jest też zawarta przestroga. Widzimy np. dziwny szkielet zawieszony między ludzką i zwierzęcą realnością istnienia a filmem z kręgu sciene-fiction, by przypomnieć tylko Prometeusza (2012) Ridleya Scotta. Oczywiście zawsze pojawia się niebezpieczeństwo banalizacji trudnej apokaliptycznej problematyki.
2)      Rozbite lustro, klucze…
Inna grupa prac zestawia dwa fragmenty skały z zgubionym(?) pękiem kluczy, talerz z pieniędzmi i rozbite lustro. Czy są to metafory niosące ze sobą optymizm, czy też przeciwnie – tylko pesymizm? Myślę, że ich przesłanie jest podobne, gdyż są one pełne niepokoju, chociaż pewien spokój wynika z zastosowanego układu kompozycyjnego, który tym razem jest zrównoważony.
3)      Przenikająca się twarz
Kolejnym pojawiającym się motywem, tym razem bardziej znanym z tradycji np. fotografii Edwarda Hartwiga czy nawet Waldemara Jamy, jest głowa manekina. Jest ona częściowo ożywiona, w graficzny sposób przenika się z różnymi organicznymi formami, także z liśćmi. Manekin był w dwudziestym wieku i jest w dalszym ciągu bardzo pojemnym rekwizytem, zawierającym w sobie m.in. problemy sztucznego życia i stworzenia fantomu człowieka
4)      Co po nas zostanie?
Mam nadzieję, że po naszej cywilizacji technicznej XX i XXI wieku nie postanie jedynie telefon komórkowy i komputer, jak sugerują to niektóre prace Czernowa. Wiele uczynić mogą artyści, o ile nie uwierzą w wyczerpanie i koniec sztuki. W jednej z prac Czernow ukazał motyw butów, które, oczywiście za sprawą van Gogha, są metaforą wędrówki przez życie.  
5)      Skorpion i motyl jako znaki umierania?
Ostania grupa prac odnosi się do motywu śmierci, jaki symbolizuje skorpion lub krótkotrwałego, szybko przemijającego życia, jak to ma miejsce w przypadku motyli.  W jednej z prac skorpion doskonale zharmonizował się z formą zawartą w strukturze liścia, tak jakby wpisywał się w samo życie, pozbawiając je nadziei.
Graficzna forma prac
Warto zwrócić uwagę na wyrafinowany styl prac, który w tym przypadku jest zdecydowanie bliższy tradycji grafiki i montażu, niż klasycznej fotografii akcentującej związek z perspektywą i czasem. Zwraca też uwagę malarska i zrównoważona kolorystyka. Fotomontaże Czernowa istnieją poza realnym czasem i poza określoną przestrzenią.
Czy w tych pracach jest choć odrobiona wiary i optymizmu? Nadziei na ocalenie i istnienie? Tworzenie i jednoczesne ostrzeganie jest także próbą zmiany prognozowanej sytuacji.
Nieustannie istniejemy w permanentnej katastrofie. Posiada ona różne natężenia i wymiary. Ale oczywiście w każdej chwili może nastąpić ostateczna i nad nią trzeba się koniecznie zastanowić, aby nie było za późno.

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury


Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury