Szukaj na tym blogu

piątek, 3 lutego 2017

Przemiany w fotografii na początku XXI wieku. Fotografia cyfrowa czy analogowa? (Leszno, Galeria MBWA w Ratuszu 09.02.17).



Zapraszam na wykład do Leszna, odbywającego się w ramach finisażu wystawy Przestrzenie. Dodam, że nigdy nie byłem w tym mieście, które posiada liczne zabytki. Umieszczenie tej informacji na moim profilu na Facebooku wywołało żywiołową dyskusję, która być może będzie kontynuowana w komentarzach na blogu?

Ciekawy jest fakt, że problematyczne okazało się użycie przez mnie słowa "analogowa", które oczywiście od lat 90., jak pamiętam, funkcjonuje w literaturze przedmiotu, nie tylko w Polsce (np. materiały z XXVIII i XXIX Konfrontacji Fotograficznych Fotografia polska u progu XXI wieku i Obiektywność fotografii w dobie przetworzeń cyfrowych, Gorzów Wlkp., 1998/1999, w których zamieszczono teksty: mój, Adama Soboty, Stefana Wojneckiego, Jerzego Lewczyńskiego i Andrzeja Saja), ale przede wszystkim Wlk. Brytanii i Niemczech.

Poniżej "przyklejam" całą dyskusję Facebooka, ponieważ kiedyś może on nagle zniknąć, a poza tym, istnieje tu możliwość zmieniania komentarzy lub ich kasowania. A tak zostanie świadectwo, że taka żywiołowa i ciekawa dyskusja odbyła się 30. i 31.01.2017. Zakończyła się, jaka na razie, 01.02. o godz. 22.23.

Zwolenników innego terminu niż "fotografia analogowa" namawiam, aby napisali do "European Photography", "Aperture" albo "Camera Austria" i przekonali świat zachodni, że są bardziej trafne określenia. Dla mnie ważne jest, co podnosili inni uczestniczy, co kryje się na tym terminem, i jaka fotografia przetrwa w XXI wieku? O tym będę mówił w Lesznie.

Wszystkim uczestnikom tej bezinteresownej dyskusji bardzo dziękuję.  





piątek, 27 stycznia 2017

Kalendarz dla Olinka (na 2017 rok)

W końcu 2016 roku spośród 20 zdjęć o różnej tematyce (kobieta, pejzaż, inscenizacja) na prośbę Małgorzaty Bajur,  dokonałem wyboru 12 fotografii i 1 na okładkę Kalendarza dla Olinka, realizowanego w ramach akcji Artyści dla Olinka. Chciałem z nich ułożyć historię: uniwersalnego roku i potencjalnie "każdego" życia. Dlatego taki jest, a nie inny, układ prac. Niektóre autorki znam, inne nie, niektóre nawet uczyłem na ASP w Łodzi. To miłe że można spotkać się po latach chociaż tylko w wirtualnej przestrzeni stworzonej przez fotografie.

W kalendarzu możemy oglądać a nawet cieszyć się różnymi stylistykami najnowszej fotografii. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Możemy oglądać zarówno prace z nutą melancholii, poszukiwania idealnego, czyli "symetrycznego" życia, jak też podziwiać jego hedonizm i wyzwolenie. Ale jest też na końcu smutek i nieokreślone zagrożenie, ponieważ każdy schyłek najczęściej to zapowiada. Są tu fotografie, które lubię, a niektóre z nich cenię jako potencjalne formy sztuki.

Kalendarz można jeszcze nabyć. Ewentualni chętni mogą pisać na adres oliwier.bajur@gmail.com lub tel. 502613242



Karolina Jonderko [okładka]

Dominika Sadowska
Małgorzata Bajur
Magdalena Hueckel

Katarzyna Łukasik
Katarzyna Wołowiec
Aleksandra Zaborowska
Róża Sampolińska
Renata Młynarczyk

Anka Zhuravleva

Katarzyna Skowronek

Monica Lazar

Krystyna Andryszkiewicz

sobota, 21 stycznia 2017

Na marginesie tekstu "Fotograficzne kręgi. Podsumowanie 2016 roku" (magazyn "O.pl"

19.01.2017 na łamach "O.pl" opublikowałem artykuł podsumujacy stan polskiej fotografii w 2016 roku. Starałem się odpowiedzieć na pytanie dokąd zmierza nie tylko polska fotografia. Zresztą warto się zastanowić nad innymi aspektami, np. kto napisał o wystawach: Tadka Prociaka, Witka Krymarysa, Lucjana Demidowskiego, Tomka Mielecha czy o filmie poświęconym Jerzemu Lewyczyńskiemu, który miał swoją premierą na TV Kultura? Oczywiście moje podsumowanie jest fragmentaryczne, gdyż inne nie mogło być. Dlatego po raz kolejny upominam się o założenie i wydawanie profesjonalnego pisma fotograficznego, poświęconego historii, teorii i najnowszej praktyce. 

Nie lubię pisać tekstów podsumowujących krótki okres czasu, ponieważ zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo trudne zadanie. Poza tym zyskuje się kolejnych przeciwników i wrogów, w tym tych nieujętych w podsumowaniu, a którzy do tego pretendują, bo organizują duży festiwal fotografii np. 300 tysięcy złotych. A ciekawych wystaw jest tam np. pięć z kilkudziesięciu przygotowanych. Jak wówczas ocenić takie przedsięwzięcie, pięć czy pozostałe - dodajmy przeciętne lub nieudane - ekspozycje?

Screen Print z pocztąkiem mojego tekstu z "O.pl" [21.01.17, godz. 14.20]

I jeszcze jedna refleksja. Po obejrzeniu ekspozycji Tadeusza Prociaka w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze, po przeświadczeniu, że jest to wybitna ekspozycja, starałem się zechcieć kilkunastu dyrektorów i kuratorów do pokazania całości lub fragmentu wystawy. Ze smutkiem stwierdzam, że kilku z nich nie odpowiadało, innych przymuszałem do udzielenia mi jakiejkolwiek odpowiedzi. Bardzo ciekawa wystawa nigdzie poza jelenią Góra nie została zaprezentowana. Z czego to wynika? Wynika to z tego, że nikomu się nic nie chce, każdy narzeka na politykę i brak funduszów. Chociaż niewielu pytało o koszt, a był on niewielki. Nie będę tego tematu roztrząsał, ale smutny jest obraz polskiego wystawiennictwa, nie tylko fotograficznego. Przyczyny tego zjawiska są oczywiście złożone, ale dostrzegam także brak zwykłej dobrej woli i uczynienia jakiegokolwiek wysiłku, także w postaci odpowiedzi na maila. 

środa, 11 stycznia 2017

Month of Photography XXVI, Bratislava

Month of Photography (Miesiąc Fotografii) w Bratysławie organizowany od 1990 roku różni się od największych festiwali w Polsce, że zawsze "jakość przeważa nad ilością". U nas jest odwrotnie, gdyż za ilością, jak sądzę, podążają pieniądze samorządne i z kasy MKiDN. Nikt nie wnika co z tych ekspozycji wynika i czy są one novum na forum ogólnopolskim czy europejskim. 

Mój post/tekścik jest przede wszystkim wizualnym uzupełnieniem artykułu, jaki dziś opublikowałem w magazynie  "O.pl"

Przy okazji jeszcze kilka faktów i zdjęć. 

Ekspozycja Rudolfa Sikory z pewnością należała do najwartościowszych. Wydano przy okazji pokaźny i co najważniejsze bardzo dobrze opracowany katalog całej jego twórczości.

Rudolf Sikora, wystawa Sam z fotografią, fot. K. Jurecki

Mokry kolodion oczywiście popularny jest w całej Europie. Prezentuję dwie prace artysty ze Słowenii, mieszkającego w Nowym Mieście, który podejmuje problematykę swej rodziny. 

Borut Peterlin, A Father's Tale, 2016

Borut Peterlin, A Father's Tale, 2016

Polscy, i nie tylko, kuratorzy mogliby zobaczyć, jak przygotować ekspozycję, by była interesująca i kompletna, obejmująca potencjalnie wszystkie przejawy sztuki wizualnej z lat 1939-1945. Właśnie takie kryteria spełnia wielka Wystawa Dream x Reality. Art and Propganada 1939-1945 w Slovak National Gallery (czynna do 26.02.2017). 

Wystawa Dream x Reality. Art and Propganada 1939-1945 w Slovak National Gallery, fot. K. Jurecki

Duet Jana Hojstričová, Palo Macho tworzy od kilku lat prace z wykorzystaniem szkła, fotografii, malarstwa. Interesuje ich cielesności i ciało jako fetysz kultury konsumpcyjnej, ale o odwołaniu także do sakralności dawnej sztuki. Stąd zastosowanie płatków złota do tworzenia transparentnych prac. 


Jana Hojstričová, Palo Macho, View of the invisible skin, wystawa w Instytucie Słowackim w Wiedniu

Jana Hojstričová, Palo Macho, View of the invisible skin, wystawa w Instytucie Słowackim w Wiedniu

Jana Hojstričová, Palo Macho, View of the invisible skin, wystawa w Instytucie Słowackim w Wiedniu


Jana Hojstričová, Palo Macho, View of the invisible skin, 240 x 110 cm, 2011, z wystawy w Instytucie Słowackim w Wiedniu


Fotografie, jeśli nie zaznaczono inaczej,  dzięki uprzejmości Central European House in Bratislava. Special thanks to Dorota  Holubová. 

czwartek, 29 grudnia 2016

Odkrywanie twórczości Jana Styczyńskiego w Obserwacji (do 20.01.2017)

W warszawskiej galerii Obserwacja trwa ekspozycja pt. Jan Styczyński. Panteon, która jest jednym z ważniejszych wydarzeń kończącego się 2016 roku. Wystawa została w ciekawy i dynamiczny sposób zaaranżowana na niewielkiej przestrzeni galerii. W pionowo ustawionych, prostokątnych ramach pokazano po trzy zdjęcia, w tym grupowe, z udziałem postaci, której pojedynczy portret został umieszczony obok nich. W ten sposób powstał określony układ wystawy, na której widzimy dwudziestu kilku znanych artystów z dekady lat 70.

W jakim kontekście powstały te fotografie? Z pewnością towarzyskim, jak czynił to np. Tadeusz Rolke, fotografując dla Krzywego Koła, a potem Galerii Foksal. Ale czy tylko? W odpowiedzi na te pytania mogą pomóc świadkowie tych wydarzeń. Styczyński fotografował swoich znajomych, ale nie tylko. Ktoś zapewne pomagał mu w tych wyborach, które są ciekawe, logiczne i wynikają z ówczesnego kontekstu sztuki, przede wszystkim akademickiego. Ale na marginesie pojawiają się także ciekawi i obecnie bardzo ważni twórcy, np. Tadeusz Kantor czy Edward Krasiński. Należy zadać pytanie, dlaczego nie poświecił im więcej miejsca? 



Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Pytanie o styl danego fotografa jest dla bardzo ważne, gdyż skrywa się za nim wymiar etyczny zarówno samego dzieła, jak też twórcy.  Z pewnością styl Styczyńskiego można określić jako warszawski, a później polski. Fotografie zaprezentowane na tej wystawie przypominają mi o analogicznych dokonaniach Marka Holzmana z lat 60. i 70., który portretował znanych artystów polskich. Inne prace Styczyńskiego kojarzą się z nowoczesnym fotoreportażem, ale nie były przeznaczone do tego typu publikacji.

Jan Styczyński. Franciszek Starowieyski, lata 70

Z pewnością poszczególne zdjęcia nadają się do szczegółowej analizy. Malarz i świetny gawędziarz, jakim był  Starowieyski, kreował mit artysty o korzeniach szlacheckich, który pragnie nawiązać do epoki baroku, jako istoty kultury sarmatyzmu. Stąd zdjęcie przedstawiające Starowieyskiego wśród natury -  krzewów i traw na łące, na tle piktorialnego nieba. Dlatego też odwołujący się do estetyki surrealizmu plakacista, i w mniejszym stopniu malarz, ukazany został z szablą. Ta praca wyraża wszystkie sprzeczności, jakie próbował łączyć Starowieyski. Nie można było nawiązywać do baroku i jednocześnie nadrealizmu, nie można było być modernistą używającym szabli. 

Jan Styczyński. Waldemar Świerzy, lata 70.

Jan Styczyński. Franciszek Starowieyski,  lata 70.

Na innej pracy Starowieyski przygotowuje się, jeśli zdjęcie nie jest aranżowane, do akcji artystycznej związanej z rozpoczętym w 1980 roku Teatrem Rysowania. Scena z nagą modelką, która sprytnie maskuje swą tożsamość, ma miejsce w galerii z plakatami. W dolnym rzędzie, na tle stojących dwóch postaci, nieprzypadkowo znajdują się także plakaty samego  Starowieyskiego. Zadaję sobie pytanie, czy jest to Muzeum Plakatu w Wilanowie? Karykaturalny rys, znany nie tyle z ówczesnej fotografii artystycznej, co z prasowego reportażu, pojawił się z lewej strony kompozycji w postaci pilnującej wystawy kobiety śpiącej na krześle. Wiele przemawia za tym, że jest to aranżacja Starowieyskiego odnosząca się do jego życia i twórczości. Z pewnością brak oddziaływania sztuki na widzów był dla niego, jak najbardziej słusznie, problemem. Pamiętam, jak w wystąpieniu radiowym krytykował czynność obierania ziemniaków przez Julitę Wójcik w Zachęcie. Trywialne działanie było zbyt proste i jednoznaczne, aby mogło na trwale zaistnieć w świadomości  widzów. 

Interesujące jest, że w wydanym albumie pt. Jan Styczyński. Panteon obok malarzy i rzeźbiarzy z Warszawy i Krakowa pojawili się plakaciści. Ale nie ma żadnego fotografika, ponieważ fotografia nie uznawana była w tzw. środowisku artystycznym za Muzę. Oczywiście była uznana przez Ministerstwo Kultury, które od 1946 roku usankcjonowało ZPAF. 

Styczyński pracował aparatem Rolleiflexa w formacie 6x6 z obiektywem 80 mm według określonej koncepcji: "portret twórczy; artysta przy pracy; artysta uchwycony w kontekście życia codziennego, towarzyskiego, poświęcający się własnej pasji" (s. 5), jak trafnie zauważył w Słowie wstępnym. Spotkanie kurator wystawy Waldemar Zdrojewski. Praca takim aparatem wymaga dużego kunsztu i przygotowania koncepcyjnego. Autor świetnie panował nad fotograficzną materią, był w tym zakresie prawdziwym profesjonalistą. Umiał posługiwać się sferami pola obrazowego, które były całkowicie ostre, lub przeciwnie, na odpowiednich planach nieostre, jak w portrecie Macieja Urbańca (s. 218), wykonanym od dołu, według koncepcji znanej już z konstruktywizmu i "nowej fotografii" lat 20. XX wieku.

Okładka albumu Ludzie areny, 1975, Interpress, s. 400

Styczyński jest niesłusznie fotografem zapomnianym, jak to często bywa. Jest też autorem rewelacyjnego, być może nawet w kontekście fotografii europejskiej, albumu Ludzie areny, który ze względu na ciekawe zestawienie fotografii, w tym barwnych, nie ma polskiego odpowiednika i kontynuacji. Z pewnością duża w tym zasługa także grafika Marka Freudenreicha.

Zadaniem najnowszej praktyki galeryjno-muzealnej powinno być poszukiwanie nowych postaci dla polskiej sceny fotograficznej, gdyż nie można opierać się tylko na obowiązującym kanonie. Dlatego kolejna wystawa w Obserwacji przypominająca twórczość Styczyńskiego jest bardzo ważna.