Szukaj na tym blogu

środa, 27 maja 2015

Andrzej Zając. Czarne Madonny (Galeria Art Brut, Lublin, wernisaż 08.05.15)



08.05.15 o godz. 17 w galerii Art Brut znajdującym się w Centrum Kultury w Lublinie odbył się wernisaż kameralnej wystawy Andrzeja Zająca z Łodzi, który jest nie tylko ciekawym rzeźbiarzem, ale także malarzem i potencjalnie fotografem. Tytułowe Czarne Madonny to zwykłe kobiety afrykańskie, nagie lub z dziećmi albo pokazane w stanie błogosławionym. Artysta sięga do ikonografii z przełomu średniowiecza i renesansu (np. Jan van Eyck), świadomie sakralizując ponętne i erotyczne kobiety. Być może, o czym mówiłem w czasie wernisażowej dyskusji w galerii, nieświadomie przechodzi w typ twórczości znanej, jako "soft porno" czy blisko się sytuującej tego określenia. W dzisiejszych czasach wszystko się ze wszystkim miesza. Dawniej sfery sacrum i profanum w ikonografii chrześcijańskiej były rozdzielone, teraz te granice, podobnie jak inne ulegają zatarciu czy zatraceniu.


Madonna, 2013

W instalacji powyżej pojawia się sakralizacja "nawiedzonej" twarzy, choć nie wiemy kim jest ta kobieta i jakiego jest wyznania. Ta praca wydała mi się najciekawsza na tej ciekawej ekspozycji. Zresztą sakralizacja starej(?), może czterdziestoletniej zniszczonej życiem twarzy jest ważnym problemem ideowym. Łatwo sakralizować młode i ponętne kobiety, trudniej zniszczone... Zresztą nastąpiło tu bardzo ciekawe połączenie malarstwa z równie ważną i oryginalną płaskorzeźbą. Nie ma w tej pracy sztucznej idealizacji, jest natomiast przesłanie o trudnym życiu afrykańskich kobiet.

Zwiastowanie, 2014 

Zwiastowanie, 2014

Dodam przy okazji, iż ten rodzaj ram, które są dodatkowo zdobione uproszczonymi formami w stylu afrykańskim lepiej pasują, niż konwencjonalne ramy, jak poniżej w dwóch obrazach.

Madonna, 2014

Madonna, 2014

Na każdego artystę "czekają" pułapki zastawiane przez sztukę i estetykę, jeśli ta jeszcze istnieje. Tym razem są to to idealizacja i nadmierne skupienie się na pięknie, które co mówiłem w czasie dyskusji w Lublinie, zostało dawno zdyskredytowane. m.in. przez faszyzm. W rezultacie obrazy Zająca stają się wykładnikiem teorii i praktyki akademizmu  z XIX wieku - tylko piękno, Warto pamiętać, że jawi się ono przede wszytkom  jako sztuczne, kiczowate i nie mające za wiele wspólnego z odczuciem realności.



dyskusja, fot. P. Tymochowicz

Ja i Andrzej Zając, fot. P. Tymochowicz

dyskusja, fot. P. Tymochowicz

Po wernisażu odbyła się bardzo ciekawa dyskusja, moderowana przez kuratorkę galerii Marię Pietruszę-Budzyńską, której podobnie, jak artyście gratuluję,  bardzo ciekawej ekspozycji. 

Takich autentycznych wystaw brakuje coraz bardziej....


piątek, 15 maja 2015

Album "Gułag" Tomasza Kiznego oraz XVIII Międzynarodowy Konkurs Cyfrowej Fotokreacji / XVIII International Contest of Digital Photocreation Cyberfoto 2015 (ROK, Częstochowa, 17.04-30.06.15)

Album Gułag, wydany przez IPN w 2015
Zanim napiszę o kilka słów o konkursie w Częstochowie zapraszam do przeczytania i obejrzenia zdjęć z albumu Gułag Tomasza Kiznego, wydarzenia prawdziwego z zakresu dziennikarstwa fotograficznego, w przeciwieństwie do licznych konkursów fotografii prasowej, które wyrastają jak "grzyby po deszczu" nie tylko w polskiej rzeczywistości fotograficznej. 

Poniżej trzy zdjęcia z rewelacyjnego pod względem historyczno-fotograficznym albumu Tomasza Kiznego. Najważniejszego na świecie opracowania na ten temat.





Cyberfoto XVIII
Pierwsze trzy nagrody były na wyjątkowym, bardzo wysokim poziomie artystycznym. Potem trochę gorsze wyróżnienia oraz kilku artystów blisko czołówki. Tak w telegraficznym skrócie można podsumować kolejną edycję międzynarodowego konkursu.

zaproszenie


I nagroda, Paulina Stasik, Kulturystki kultury, 2014



II nagroda, Adam Markowski, Zagubione , Obiekty i Nadeszło jutro, 2014-2015

III nagroda, Magdalena Samborska, Płeć domniemana, 2015


[Fragment tekstu K. Jureckoego z katalogu]

Różnorodność…
Obecna edycja Cyberfoto sytuuje się w innej optyce wizualności niż miało to miejsce kilkanaście lat temu, na przełomie wieków. Obecnie fotografia, przede wszystkim statyczny obraz cyfrowy, znalazła się w orbicie edukacji artystycznej i wystawiennictwa na całym świecie, posiada także ugruntowaną pozycję w reklamie. Jest ważnym sposobem utrwalania życia rodzinnego, turyzmu, fantazji erotycznych (internet). Stała się więc powszechnym notatnikiem, czy raczej bezwładnym atlasem (w znaczeniu Aby Warburga) ponowoczesnego świata. Ale w ofensywie artystycznej są tzw. techniki fotografii alternatywnej, fotografia analogowa, w tym otworkowa oraz malarstwo, które inkorporowało do swych działań zasady i możliwości fotografii. Po raz kolejny po swej śmierci wkroczyło na scenę artystyczną i podjęło nowe poszukiwania. Zdigitalizowane archiwa fotograficzne są i będą nowym odczytywaniem historii i tworzeniem nowego obrazu świata, w którym modernizm jest krytykowany albo przeciwnie chroniony. Krytyczne oko skupia się na postulatach postkolonializmu będącego wyzwaniem do napisania nowej historii kultury i oczywiście fotografii.
Trzy pierwsze nagrody na Cyberfoto prezentują bardzo wysoki poziom artystyczny, pokazując różne strategie działania montażu elektronicznego.
Czym jest uczestnictwo w kulturze?
I nagrodę otrzymała działająca w zakresie fotomontażu i malarstwa Paulina Stasik za pracę Kulturystki kultury. Artystka nie jest fotografem lecz grafikiem, który świadomie korzysta z wiarygodności znaku fotograficznego i stosuje go bez realności znaczeniowej, typowej dla fotografii dokumentalnej. Na jej prace pt. Vanity zwróciłem uwagę na ubiegłorocznym konkursie.
Nie chcę się zastanawiać czy Kulturystki kultury to montaż feministyczny, ponieważ nie czas ani miejsce na takie dywagacje. Zwraca uwagę nietypowa kompozycja polegająca na podziale pracy na trzy pola obrazowe, jak to np. czynił w okresie międzywojennym Kazimierz Podsadecki potrafiący w groteskowy, quasi surrealistyczny sposób krytykować m.in. gwiazdy ówczesnego kina. W bardzo ciekawej pracy Stasik kobieta/y w przewrotny sposób stają się „męskim” Supermanem, na której/ych ramionach znajdują się nagie, erotycznie interpretowane postaci kobiet, naśladujące pozę kulturysty/Supermana. Z lewej strony montażu, na okręgu stoją postaci kobiet z jakiegoś konkursu piękności(?) tworząc formę słońca/kwiatu. Wewnątrz niego umieszczono „gimnastykujące się” ramiona, sugerujące wysiłek. Poniżej opisanych scen znajduje fryz nagich, w tanecznych pozach figur ludzkich, jak z płaskorzeźby greckiej z okresu klasycznego. Wyjątkowo pojawiają się tu fragmenty postaci męskich. Niektóre fragmenty z ciał są geometryczne, zlewają się z tłem niwelując erotyzm i wprowadzając dynamizm w tej części kompozycji.
Wypada się zastanowić, czy skomplikowana ideowo i formalnie realizacja Stasik jest pro czy kontra konsumpcjonizmowi? Raczej jest to ogólna, choć zaskakująca, diagnoza ogólnej sytuacji, w której odgrywanie roli i jednoczesne epatowanie, czy wręcz narzucanie określonego stereotypu wiecznej młodości/piękności staje obowiązującym kanonem pustej ideowo pop-kultury. Dodać można – propagowanym bezkrytycznie przez mass-media.
Dokument fotograficzny, jako katastrofa?
Niezwykle ciekawe podważanie dokumentalnej funkcji fotografii nastąpiło w pracach Adama Markowskiego, który w trzech wchodzących ze sobą w relacje cyklach pokazał możliwości dotyczące manipulowania zjawiskiem katastrofy lotniczej. Problem ten, zapoczątkowany w 2010 roku jest wciąż aktualny z powodu niewyjaśnionych katastrof w Polsce, Malezji, na Ukrainie, w tym zniknięcia wielkiego samolotu, co wydaje się nieprawdopodobne w drugim dziesięcioleciu XXI wieku.
Sugestywne „proste”, wręcz przypominające amatorskie zdjęcia m.in. z Warszawy (Pałac Kultury, Dworzec Centralny), jak też z innych przestrzeni mniej identyfikowalnych, sugerują stan zagrożenia nie tylko wypadkami lotniczymi, ale też wojną. Na jednym ze zdjęć widzimy jadące samochody z wyrzutniami rakiet, a praca przypomina fotografię robione z ukrycia tak, jak to czyniono np. w stanie wojennym w Polsce. Aby osłabić realną wymowę militarną dwóch cykli, kolejny pt. Obiekty przypomina o lądowaniach (awaryjnych) statków kosmicznych, jak z filmu Wojny gwiezdne. Wyraz tej serii jest bardziej ironiczny. Można odnieść wrażenie, że cała fotografia dokumentalna i jej idee nie są montażem, ale aranżacją czy wręcz inscenizacją.
Artysta pokazał, że w wyrafinowany, a jednocześnie prosty sposób fotomontaż może oddziaływać bardzo skutecznie na naszą wyobraźnię, a nawet przestrzegać przed nieszczęściem. Mały format zdjęć również kojarzy się z pracą „amatora”, ale jest to także metoda na ukrycie łączenia zdjęć (tzw. szwów).
Polemika ze Zbigniewem Dłubakiem?
Trzecia nagroda przypadła Magdalenie Samborskiej za tryptyk odnoszący się do semiotycznego badania znakowania w fotografii, jakie Dłubak przeprowadzał w związku z początkami konceptualizmu na początku 1970 roku. Ostatecznie na początku lat 80. doprowadziło go to do stworzenia kolejnego cyklu pod nazwą Desymbolizacje, będącego badaniem znakowania bliskiego dekonstrukcji Jacquesa Derridy.
Samborska w mailu do Sławomira Jodłowskiego ujawniła swój zamysł twórczy dotyczący tego cyklu[1]. Jest to bardzo istotne, ponieważ autorka nie tylko polemizuje z Dłubakiem, ale pokazuje konsekwencje jego postawy w nowych liberalnych i transgresyjnych czasach, kiedy płeć może być definiowana nawet w sposób kulturowy. Zapowiadały to już różnego typu operacje chirurgiczne, jakie przeprowadzali na polu artystycznym Orlan i Stelarc, poruszając na nowo problem transkulturowego i transgenicznego ciała. Zdecydowanie wolę od przywołanych artystów symulacyjne prace Samborskiej, które takie sytuacje tylko projektują, nadając im dodatkowo znaczeń metaforycznych, kwestionujących przyzwyczajania obyczajowe i stereotypy widzenia. Dodać trzeba, że są to nie tylko bardzo interesujące montaże, ale także mocno prowokujące, w charakterystyczny dla twórczości postfeministycznej sposób.



[1] M. Samborska w mailu do S. Jodłowskiego [28.03.15] napisała: ”Tryptyk Płeć domniemana składa się z dwóch pojedynczych fotografii i jednego czteroelementowego tableau. Praca ta jest nawiązaniem do Gestykulacji Zbigniewa Dłubaka. Podobnie jak u tego artysty fotografowanym obiektem jest nagi kobiecy tors i dłonie. Jednak w przeciwieństwie do Dłubaka nie interesuje mnie badanie wizualnych systemów znakowych. Tematem mojego cyklu fotograficznego jest to, co właściwie dla tego artysty było bez znaczenia: cielesność, płeć, jednostkowość. Osobno fotografowane torsy i dłonie zostały przeze mnie połączone dzięki komputerowemu programowi graficznemu. Dłonie wtapiają się w łono sugerując fantasmagoryczną płeć, ani męską ani kobiecą. Gesty, w jakie układają się ręce to czytelne znaki pozwalające na wieloznaczne interpretacje płci”.

Otwarcie wystawy, fot. M. Samborska

Publiczność ogląda nagrodzone prace, fot. M. Samborska

P.s. Kilka dni temu, czyli w maju mój blog przeczytał, może przejrzał 250-tysięczny anonimowy internauta. Piszę dwa razy miesiacu, czylirzadko. Ale powstał okreslony kapitał wiedzy i informacji.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Kryzys w fotografii artystycznej (wykład w Wozowni 08.04.15) i wystawa "Na początku była fotografia" (Łódź, 31.03-08.05.15)

1. Zdzisław Beksiński pisał o kryzysie w fotografii II połowy lat 50. w kontekście naporu i ilościowej przewagi reportażu oraz fotografii prasowej. W 1958 roku w numerze 11. "Fotografii" opublikował tekst Kryzys w fotografice i perspektywy jego przezwyciężenia - jeden z najważniejszych teoretycznych tekstów na temat fotografii, jakie napisano w Polsce w XX wieku. Jego rozważania są istotne w kontekście najnowszych wydarzeń, jak np. konkursy fotografii prasowej, na których przyznaje się... po kilkadziesiąt nagród, choć ich jakość artystyczna jest więcej, niż problematyczna. 

Zdjęcie na  zaproszeniu na wykład w Wozowni, fot. Lunaris (Adam Łach), z serii Absurd, 2002


2. Mój wykład wygłoszony w Toruniu w Wozowni Kryzys fotografii artystycznej i perspektywy jego przezwyciężenia diagnozował kryzys czy wręcz mówił o metaforycznej śmierci fotografii artystycznej, która będzie dopóki będzie istniał człowiek w tradycji kultury judeo-chrześcijańskiej i w kontekście odczarowywania świata przez modernizm artystyczny. Obecnie przeżywamy nie tylko nadprodukcję obrazu fotograficznego, ale jego niebywałą banalizację czy wręcz zamienienie się "pstrykanie", czyli chłam, pokazywany na festiwalach fotografii. 





Wszystkie zdjęcia Kazimierz Napiórkowski

3. Fotografia udawana/symulacyjna,czyli czapka, krasnal i małpa....


Na początku była fotografia - taki był tytuł zaproszenia  i wystawy w nowej galerii ASP na ul. Piotrkowskiej 68 w Łodzi. Dlaczego pojawiła się tam pisownia Lodz, a nie Łódź. Chyba żeby było dziwniej lub śmieszniej? Ale nie jest to najważniejsze. Z ekspozycji zapamiętałem niebieski sufit, dwa tzw. "obiekty": czapkę i figurkę krasnala na podłodze, który miał świecić, a nie udawało się załadować akumulatora... Nie będę w to wnikał, bo nie ma sensu. Właśnie odwołania do tego pojęcia zabrakło na tej ekspozycji. Miała to być wystawa poświęcona fotografii na ASP. Nie zobaczyłem m.in. prac: Magdaleny Samborskiej (wybitnej feministki, w moim przekonaniu jednej z najważniejszych artystek na scenie łódzkiej), Aleksandry Mańczak, Antoniego Mikołajczyka, Tomasza Matuszaka, Seminarium Warszawskiego (przede wszystkim Mariusza Łukawskiego), Edwarda Łazikowskiego, Anny Orlikowskiej, Wiktora Polaka, Sławomira Kubali, Marty Dąbrowskiej czy Sławomira Kosmynki. Zabrakło też ogólnej koncepcji jak rozwijała się fotografia, czy miała wymiar inscenizacyjny, postkonstruktywistyczny czy także dokumentalny? Zamiast tego obejrzałem niewielką ilość prac, w tym kilka bardzo problematycznych odnośnie kontekstu fotografii i...  białe ściany.

W jednej z instalacji wisiał za to pasek... W tym zakresie ideowym lepsze prace wykonał już w końcu lat 50. wspomniany na początku posta Beksiński.

Kuratorem tej ekspozycji, która mnie przede wszystkim zażenowała, a miała pokazać historię fotografii na ASP, jest prof. Marek Domański. Wstęp do katalogu rozstrzygał aspekty wyjaśnione na przełomie lat 90/XX wieku, w aspekcie teorii V. Flussera, ale nic nie wyjaśnił o kondycji fotografii na ASP. Czego uczą studentów wystawiający czapkę, krasnala czy fotografujący małpę? Jednym z pozytywnych aspektów było pokazanie zdjęć Grzegorza Przyborka i Grzegorza Bojanowskiego, chyba jego najważniejszych dokonań, choć zaledwie w dwóch eksponowanych pracach.

Fotografia na ASP w Łodzi i nie tylko zmierza w kierunku symulacji, w znaczeniu , w jakim używał tego terminu Jean Baudrillard już w końcu lat 70. 






środa, 8 kwietnia 2015

Anna Chojnacka. Fotografia, (2015, Muzeum Historii Katowic)

Publikacja Zofii Szoty ukazała się w związku z wystawą Czas u-płynął Anna Chojnacka - Fotografia, która miała miejsce w 2014 roku w Muzeum Historii Katowic. Czytamy w albumie, że dorobek Anny Chojnackiej (1914–2007) liczy około 12 tysięcy przede wszystkim negatywów. Już na ekspozycji w MHK, która miałem sposobność oglądać w ub roku zauważyłem, że wiele zdjęć jest na nowo wydrukowanych, a artystka działała w technice negatywo-chemicznej. Wystawa była bardzo starannie zaaranżowana, uzupełniona materiami filmowymi z konceptem niebieskiej linii, który delikatniej i z większym umiarem pojawił się także w albumie. Dobrze podsumowywała całość problematyki podejmowaną od la końca lat 50. do lat 80., czyli do momentu kiedy kończy się jej twórczość.

Projekt graficzny albumu i aranżacja wystawy Jolanta Barnaś

Całość twórczości podzielona została na podstawowe kategorie, najbardziej charakterystyczne dla twórczości Chojnackiej: Miasto, przemysł, człowiek, cykle fotograficzne: Złom, Wśród plastyków śląskich, Teofil Ociepka, Strachy lub Strachy na sarny.  Przyszłe badania powinny odpowiedzieć na następujące pytania. Na ile była to twórczość tradycyjna, a na ile modernistyczna, skupiona na przemyśle, w tym kontynuowaniu ikonografii realizmu socjalistycznego. Istotne są relacje i związki twórcze pomiędzy Chojnacką, a Jerzym Lewczyńskim i Zofią Rydet, a także jej wpływ na innych fotografów ze Śląska.

[widoki Katowic], lata 60-70. XX w.

Po wielu wystawach Jerzego Lewczyńskiego i Zofii Rydet czas na ujawnienie kolejnych postaci ze śląskiej sceny fotograficznej. Dlatego należy podkreślić, że właśnie takie wystawy należy organizować i próbować diagnozować stan świadomości polskiej fotografii po 1945 roku. Można zastanawiać się także nad wpływem estetyki kina włoskiego w wersji neorealizmu oraz "zaborczej" sztuki abstrakcyjnej, która wpływała na wielu fotografów końca lat 50. i początku lat 60. Ale generalnie rację miał w drugiej połowie lat 50. Zbigniew Dłubak, a wcześniej jeszcze w końcu lat 20. Edward Weston, którzy nie zgadzali się z przejmowaniem estetyki malarstwa, ponieważ ograniczane były "prawa" medialne fotografii.

[widoki Katowic], lata 60-70. XX wieku

Czas upłynął, z cyklu Złom, 1961

Tadeusz Grabowski, z cyklu Wśród plastyków śląskich, 1961

Kult ciała / The Cult of the Body, 1963 w zbiorach MoMA w Nowym Jorku (dar artystki)

Jakie prace Chojnackiej, poza Kultem ciała, należą do najważniejszych? Dla mnie jest to przede wszystkim cykl Złom i  bardzo znany Wśród plastyków śląskich, z różnorodnym podejściem do fotografowanych, aby wymienić tylko zdjęcia Andrzeja Urbanowicza czy zaskakujące, bo wyonona na cmentarzu żydowskim Igora Neubauera. 

środa, 18 marca 2015

"Fotografie bez cenzury 1976 -1989. Nieoficjalny portret PRL", opr. Paweł Sasanka, Sławomir Stępień, Tomasz Gleb, Warszawa 2014

Okładka albumu

2010 rok IPN ogłosił "rokiem kultury niezależnej". W 2009 rozpoczęły się prace nad albumem, który wydany został teraz, z datą 2014. Za dobór i układ zdjęć odpowiadają: Paweł Sasanka, Sławomir Stępień, Tomasz Gleb. natomiast ja zostałem zaproszony do napisania opracowania historycznego pt. Polska fotografia niezależna. Awangarda i reportaż wobec ideologii i polityki PRL (ss. 9-93). Historycy z warszawskiego IPN-u znali moje opracowanie z 1989 roku, a wydane na początku 1990 Fotografia polska lat 80-tych, które jako jedno z nielicznych z tamtego czasu przedstawiało problem fotografii niezależnej.

W najnowszym tekście, pisanym w 2010 roku,  podjąłem swoje zainteresowanie z końca lat 80., w równym stopniu pisząc o "Kulturze Zrzuty", końcu neoawangardy, fotografii socjologicznej i "sztuce przy Kościele", jako twórczości niezależnej. Anarchistyczne fotografie z zakresu "Kultury Zrzuty" w nielicznym wyborze zamieszczone zostały przy moim tekście. Ale nie zamieszczono żadnej pracy Łodzi Kaliskiej (zwłaszcza politycznych u prześmiewczych prac Adama Rzepeckiego), a także okładki "Tanga" (nr 2) z braćmi Marx, które proponowałem do swego tekstu. Powinny także znaleźć prace Jacka Kryszkowskiego, które eksponowane są od kilku lat w Muzeum Narodowym w Warszawie, obok "Tang" czy innych przejawów niezależności, jak wydawnictwa Andrzeja Partuma.



Album składa się z dwóch części: 1) mojego tekstu historycznego, 2) wyboru zdjęć, w którym nie uczestniczyłem i co do którego mam wiele wątpliwości. Nie ma w nim takich postaci, jak: Jerzy Lewczyński, Wacław Ropiecki, Ewa Partum, Zdzisław Pacholski, Adam Bujak, Jerzy Szot, Mariusz Hermanowicz, Paweł Kwiek, Włodzimierz Krzemiński  i  wielu innych, ale nie jest to najważniejsze. Wiem, że niektórzy autorzy nie odpowiadali, inni w międzyczasie zmarli, etc. Ważniejsze jest to, że I część nie odpowiada II-giej, Są to dwa różne wybory i co z tym związane dwa różne sposoby patrzenia na fotografię z tamtych lat. Nie rozstrzygam, który wybór jest "lepszy" czy bardziej reprezentuje widzenie historyczne, mające aspirować do tzw. obiektywności, bez cenzurowania. W swym opracowaniu podkreśliłem najważniejsze postaci dla różnych kategorii fotografii niezależnej, łącznie z feminizmem (Ewa Partum), co w drugiej części album zostało zatarte w wielkiej ilości autorów, a nie powinno. Inaczej należy oceniać "podziemne"wystawy Ewy Partum, Mariusza Wieczorkowskiego czy Andrzeja Różyckiego,  który ryzykowali więzieniem za swoje wystawy a inaczej amatora fotografującego nielegalną manifestację czy koncert I Przeglądu Piosenki Prawdziwej (s. 255).

Mimo wszystko pozytywnie wspominam kilkuletnią pracę z IPN-em, zwłaszcza z panem Sławomirem Stępniem. Została przy okazji ujawniona, czy raczej wzmiankowana, z tego okresu mało znana twórczość np. Bogdana Konopki. Myślę także o zrobieniu wystawy swoich zdjęć z lat 1980-83, które częściowo funkcjonały w obiegu studenckim IHS na UJ-cie oraz NZS-u, co mogą potwierdzić m.in.: Krystyna Czerni czy Anna Baranowa.

Strona z albumu na temat agencji Dementi

W albumie zabrakło prac z "Tanga", 1983, [nr 2], poza pokazanym Zbigniewem Liberą, Grzegorzem Zygierem i Zygmuntem Rytką





niedziela, 8 marca 2015

"Paweł Opaliński - Krajobraz minimalny", (20.02-22.08.15, Muzeum im. Stanisława Staszica w Pile)

Muzeum im. Stanisława Staszica w Pile od dłuższego czasu jest poważnym ośrodkiem fotografii polskiej dzięki Wojciechowi Beszterdzie, który od 2003 roku prowadzi w nim galerię fotografii. Obecnie ma tam miejsce ekspozycja nietypowego pejzażu, wchodzącego w różne relacje z tradycją fotografii, ale i malarstwem, w tym abstrakcyjnym.



Paweł Opaliński z wykształcenia jest grafikiem po łódzkiej ASP, a z zamiłowania chyba fotografem cyfrowym. Nie jestem do końca pewny trafności swego określenia.  Kielecki artysta za pomocą cyfrowych aparatów osiąga efekty grafizacji obrazu, doskonale panując nad multiekspozycją, jaką znam m.in. z fotografii analogowej Leszka Żurka i Tomasza Sobieraja. Można powiedzieć, że nie jest ważna metoda i technika lecz efekt finalny i idea, jaka rodzi się z oglądania poszczególnych prac i całej ekspozycji. W przypadku Opalińskiego stworzył on skrajnie emocjonalną wersję krajobrazu, na temat którego napisał bardzo ciekawy tekst teoretyczny zamieszczony w katalogu do wystawy. Zawiera on także krótki tekst prof. Waldemara Jamy. 

Cały cykl przeniknięty jest trudną do określenia atmosferą duchową, raczej destrukcyjną, niż optymistyczną, choć mogącą być czystą imaginacją racjonalnego umysłu, jaki według mnie reprezentuje artysta. Tak, jak to działo się w realizacjach pejzażu młodopolskiego na przełomie XIX/XX wieku, czy jeszcze bardziej w studiach nad pejzażem Władysława Strzemińskiego, dla którego krajobraz był pretekstem do ujawniana swych bardziej generalnych przemyśleń na temat fizjologii widzenia.





Paweł Opaliński jest artystą przenikliwym i myślącym nad istotą i budową każdej pracy. Jego wyjątkowe pod względem malarskim portrety pamiętam z konkursu Cyberfoto z 2007, który bezdyskusyjne wygrał. Pokazywane w Pile prace są z innego wymiaru twórczego, ale także bardzo ciekawe. Artysta reprezentuje tym razem myślenie  bardziej racjonale, w typie metodycznej tradycji konstruktywistycznej Władysława Strzemińskiego. Ale potrafi je przenieść do zupełnie innej materii - fotograficznej i obrazu cyfrowego. Uważam, że prace Opalińskiego są bardzo ważne, ponieważ próbują określić problem archetypu pejzażu, jeśli założymy, że  taki istnieje... To bardzo trudny aspekt teoretyczny.

Całość serii Krajobraz minimalny

Na temat pokazywanych w Pile prac, które czasami są chyba zbyt abstrakcyjne, Opaliński w mailu z 29.01.2105 napisał do mnie: "W oryg.[inale] prace mają 50x33 cm, powiększenia z nagatywu cyfrowego na papierze bawełnianym. Technika fotograficzna własna: Nikon D 200, multiexpozycja, kilka ujęć na jednej klatce + znacząca ingerencja w ustawienia aparatu (specyficzne ‘krzywe’ kontrolujące walorowość obrazu generowane w komputerze za pomocą oprogramowania) w czasie wykonywania poszczególnych ujęć. 1 zdjęcie – jeden dzień roboczy. Rano np. obiekt główny w miejscu A; w południe: na tej samej klatce, struktura udająca ziarno fotograficzne, w miejscu B; po południu: silnie wiejące wiatry i kurz w miejscu C, sfotografowane w odpowiedni sposób, imitowały na zdjęciu chmury lub wszelkie zacieki, przebarwienia i plamy. Jeśli w ciągu dnia nie padła bateria w aparacie, po południu miałem gotową pracę.  Tą metodą w ciągu 3 tygodni ‘uzbierałem’ w pamięci aparatu gotową wystawę. Photoshop przydał się dopiero w momencie produkcji odbitek wystawienniczych – papier, mimo, że piękny i szlachetny, miał niestety swoje kaprysy".

W dialektyce reportażu, fot. Paweł Opaliński (na zdjęciu kurator Galerii MS w Pile – Wojciech Beszterda)

Paweł Opaliński ogłasza własną definicję krajobrazu, fot. Michał Włoch

sobota, 28 lutego 2015

Pożegnanie Jacka Werbanowskiego (1953-2015). 27.02.2015, Wilanów

Jacek Werbanowski

W piątek 27.02.15 o godzinie 10.30 w kościele pw. św. Anny w Wilanowie rodzina, przyjaciele, znajomi i środowiskowo artystyczne pożegnało Jacka Werbanowskiego. W czasie pogrzebowej mszy świętej z ust kapłana usłyszeliśmy  ważne słowa o istocie "miłości" i "stracie". Potem nastąpiły mowy pożegnalne, w tym emocjonalna i piękna w przesłaniu mowa przyjaciela zmarłego  - Andrzeja Starmacha. Nie jest łatwo mówić o kimś bliskim, który niespodziewanie odszedł...

 27.02.15, Fot. Krzysztof Bednarski

Kim był i co istotnego uczynił dla polskiej sztuki Jacek Werbanowski można przeczytać na stronie "Exitu" (tekst najbliższej współpracownicy Bronisławy Słoniny) oraz na stronie BWA Bielsko-Białej. Strata jest niepowetowana, gdyż Jacek był bardzo wrażliwym i oddanym sztuce krytykiem. Z wczorajszego dnia pamiętam zatroskane twarze wielu osób niepotrafiących ukryć smutku. Ciągle mam przed oczami twarz Sylwestra Ambroziaka, artysty który dużo zawdzięcza Jackowi. To On właśnie bezinteresownie pokazywał prace wielu artystów w Galerii Promocyjnej, a przede wszystkim przedstawiał ich w "Exicie", jedynym polsko-angielskim kwartniku artystycznym, wydawanym dzięki uporowi Jacka i Bronisławy Słoniny. W stu numerach pisma zaprezentowano nie tyko tendencje, szkoły, zjawiska, ale pomagano w debiutach setkom młodych artystów, przedstawiano także mniejsze ośrodki artystyczne, np. w latach 90. Suwałki, czy Jelenią Górę, a później, w ostatnich latach Piotrków Trybunalski. I nikt poza "Exitem" tego nie zrobił, przynajmniej nie w takim wymiarze. Jacek zrobił bardzo wiele dla polskich artystów, których wielokrotnie nie znał osobiście. Ufał także swoim współpracownikom z kręgu "Exitu", co także nie jest częstym zjawiskiem w środowisku artystycznym. 

Wspominając Jacka chciałbym napisać jeszcze o jednym. Miał oczywiście przeciwników, ludzi którzy go krytykowali, zarzucając mu koniunkturalizm w robieniu kariery w latach 80. Gdy rozmawialiśmy o tym, nigdy nie mówił o nich źle, co najwyżej zamieniał swoje oceny na ich temat w żart. To rzadka czy wręcz wyjątkowa cecha dobrotliwego oglądu rzeczywistości, próby zamiany zła w dobro.

Na cmentarzu w Wilanowie wśród tłumu ludzi  mignął mi Andrzej Skoczylas, u którego w 1984 roku w "Sztuce" (wychodzącej do końca 1989) Jacek zaczynał przygodę jako krytyk sztuki. Z osób, które znam, dostrzegłem m.in.: Monikę Krygier z mężem, Marka Sobczaka, Ewę Latkowską, Katarzynę Włodarską, Agatę Smalcerz i Krzysztofa Morcinka z Bielska-Białej, Lenę Wicherkiewicz, Basię Sokołowską oraz Basię Konopkę.  

Dni po śmierci to trudny czas - zwłaszcza dla rodziny Jacka, a także dla tych, który przybyli na pożegnanie. Bo najtrudniejsze są odejścia zbyt wczesne, nagłe i niespodziewane,  na które nie jesteśmy przygotowani. 

Wilanów, 27.02.2015, godzina 12, fot. K. Jurecki

ŻEGNAJ JACKU!  TWOJE ODEJŚCIE TO NIEPOWETOWANA STRATA!

wtorek, 3 lutego 2015

Lunaris - efekty świetlne z Bogiem i piekłem w tle

Golden Dust (The Soul Always Travels ), Kambodża , 2009

W ubiegłym roku do nagrody "Arteonu" za rok 2013 zgłosiłem Magdę Hueckel. Nie otrzymała jej, ale jej pozycja artystyczna wciąż zyskuje na znaczeniu. Także dzięki filmowi Nasza klątwa. W tym roku do tej nagrody zaproponowałem Lunarisa (Adama Łacha) za jego wystawę w Leica Gallery w Warszawie w końcu 2014 r. Obrazy świetlne Lunarisa nie zgadzają się z wyczerpaniem kulturowym i śmiercią fotografii, Całkowicie sytuują się poza sferą "obrazu cyfrowego" i wpisują się w tradycję obrazu świetlnego, zarówno o tradycji malarskiej (np. Aleksander Gierymski), jak też przede wszystkim fotograficznego, z istotnym odwołaniem się do tańca, teatru jako podstawowego składnika jego rejestracji, które są jedynym z powrotów do źródeł, kiedy forma sztuki składała się właśnie z rytualnego tańca i była działaniem magicznym. Czy ten składnik można nie tylko przywrócić, ale nadać mu nowych jakości?

Exit to Hell ( Wyjście do piekieł ), Kambodża , 2009

Artysta wypowiada za pomocą dużych formatów, eksponując prace w ciemności. Niczym demiurg nie tylko panuje nad stwarzaną sytuacją, ale nadaje jej określonej tajemniczej formy. Głównym elementem jest nocne światło, o które jest trudno w naszych polskich warunkach, ale wszystko jest możliwe.
A Very Powerful Men,  Kambodża , 2009

Te fotografie nie mają początku i końca, są zanurzone w ocenie bez dna/końca, którym jest nasza świadomość. Pokazywane zdjęcia, mam czasami wrażenie, są bardziej rekonstrukcją jakiegoś dawnego rytuału przywołanego z pozycji artysty=archeologa, niż nowym odkrywaniem nieznanego. Do tego potrzeba wiary, praktyki.... oraz kilku innych atutów. Czy je posiada Lunaris? Ale może się mylę...,, ale dobrze znam autora tych niesamowitych zdjęć? Z których trzeba stworzyć prawdziwą wersje wydarzeń, czyli autentyczną historię. Która być może przerodzi się w mit. Jaki? Synkretyczny czy bardziej buddyjski? Zobaczymy.

Light of Hope, Indie, 2007

The Birth of God , Indie. 2007

A tu moje zgłoszenie do nagrody "Arteonu:
Do nagrody "Artenou" zgłaszam Adama Lunarisa (Adama Łachacha) ur. 1980 za wystawę w Leica Gallery w Warszawie (http://leica-camera.pl/aktualnosci/wydarzenia/adam-lunaris-narodziny-nocnego-motyla/), gdzie zaprezentował nową technikę fotograficzną, pozwalającą mu, przy określonych warunkach ekspozycyjnych, powrócić do tradycji fotografii i sztuki "auratywnej". Artysta od kilku lat tworzy jedyne swego rodzaju fotografie z pogranicza kilku dyscyplin, w tym tańca i performance. Osiąga niezwykle efekty wizualne oraz przybliża pojęcie bezczasowości istnienia, bez początku i końca. Istotą zdjęć jest "rytuał bycia" i zgłębiania nieznanej tajemnicy. 

Strona artysty