Szukaj na tym blogu

czwartek, 29 lipca 2010

O processingu André Siera (galeria NT w Łodzi, do 30.07.10)

Kończy się w Łodzi w galerii NT wystawa André Siera - artysty z Portugalii, który przedstawia w sześciu realizacjach nie tylko wyjątkowy poziom artystyczny, ale prowadzi za pomocą sztuki interaktywnej filozoficzny dialog. Potwierdza tezę, że nie ma sztuki bez filozofii czy odpowiedniej świadomości. Nie znajdziemy na ekspozycji modnego w Polsce popu czy surrealizmu, gdyż usilnie rynek sztuki lansuje obecnie tezę o nowej wersji polskiego surrealizmu, na przykładzie dwóch krakowskich wystaw (galeria Zderzak, Bunkier Sztuki). Oczywiście nie jest to surrealizm..., ale powróćmy do ekspozycji Siera, gdyż jest to wydarzenie!

André Sier, Mathx

Z kim i czym prowadzi o filozoficzny dyskurs? Zachęcam do przeczytania swego tekstu Filozofia pocessingu z portalu Magazynu.O.Pl, a wstępem do mojego tekstu jest polska dydaktyka sztuki interaktywnej w Polsce. Oto fragment z mego artykułu: "W ostatnim czasie na TV Kultura obejrzałem filmy prezentujące pracowanie multimedialne ASP w Gdańsku i w Katowicach. To, co zobaczyłem, włącznie z wypowiedziami pedagogów, sytuuje ten rodzaj sztuki w Polsce na zupełnie innym poziomie niż wystawa oglądana w Łodzi. Zajęcia studentów polskich polegają najczęściej na tworzeniu trochę anachronicznych dzisiaj, trójwymiarowych obiektów/rzeźb, filmów animowanych, wykorzystania performance czy analiz fotomedialnych rodem z Warsztatu Formy Filmowej. Słowem tego rodzaju twórczość, najczęściej nijaka w swym przesłaniu, sytuuje się na rozumieniu intermedialności z lat 50.-70. XX wieku i nie ma nic wspólnego z najnowszą „sztuką technologiczną”, w tym interaktywną i komputerową."

André Sier, Δ 

Ci, którzy interesują się prawdziwą nie symulacyjną "sztuką interaktywną" mają ostatnie dni, aby dotrzeć do Łodzi i obejrzeć prace, dla których prekursorem był także zmarły w 2009 roku Wojciech Bruszewski, niezrealizowany do końca wybitny artysta medialny i jednocześnie programista komputerowy. Ten rodzaj twórczości wymaga wejścia w świat programowania czy przynajmniej współpracy z programistami, co realizuje obecnie Michał Brzeziński w galerii NT w Łodzi.



niedziela, 18 lipca 2010

Iluzoryczność fotografii - Mateusz Panek (dyplom licencjacki na ASP w Gdańsku, 27.06.2010)


27.06.2010 na ASP w Gdańsku obroniony został dyplom z zakresu fotografii przez Mateusza Panka. Jego realizacje sięgają do doświadczeń konceptualizmu, minimal-artu, a także rozwijanych na polu grafiki i malarstwa,  a także fotografii w postaci anamorfozy. Jako zjawisko wizualne anamorfoza badana była w latach 90. w pracowni nieżyjącego już pedagoga poznańskiej ASP Zbyszko Trzeciakowskiego, co można było zobaczyć m.in. na Biennale Fotografii w Poznaniu. Obecnie to wciąż intrygujące, ale mniej popularne zjawisko artystyczne np. od camery obscury penetrowane jest w sensie artystycznym i teoretycznym przez kilku ważnych artystów światowych (np. Georges Rousse), a w Polsce przez Jerzego Olka.


Mateusz Panek malując geometryczne przestrzenie dla fotografii, umieszczając w nich cienie ludzkie, starał się nawiązać do problemu transseksualności i przekroczenia tożsamości płci, gdyż jest to ważny problem biologiczny, obyczajowy i przede wszystkim etyczny. Świadomie zminimalizował świadomość cielesności ciała, przesuwając swe analizy w stronę kategorii ideogramu. W ten nietypowy sposób młody artysta pokazuje zjawisko rozpleniana się określonej tożsamości, co można łączyć z upadkiem czy kryzysem tradycyjnie rozumianej rodziny, o czym przekonywająco pisał Zygmunt Bauman.




W pracy teoretycznej pt. Iluzoryczność fotografii? Analiza problemu na podstawie wybranych artystów Panek pisał m.in. o Derku Boshierze, Akirze Komoto, Janu Berdyszaku, Zdzisławie Jurkiewiczu, Grzegorzu Przyborku. Realizacje Panka najbliższe są jednak postawie niemieckiego fotografa - Axela Peemöllera (praca dla Eureka Tower Carpark w Melbourne), który wykonał system znaków słownych na parkingu samochodowym.

Czekam, kiedy Mateusz Panek pokaże swoje prace w jakieś galerii, napisze do nich np. krótki tekst w oparciu o swe interesujące rozważania, jakie zawarte są w jego teoretycznej pracy licencjackiej. To był jeden z najbardziej spektakularnych dyplomów na gdańskiej ASP! A studia w zakresie fotografii niestety kończą się już w Gdańsku na ASP, co jest dla wielu zaskoczeniem. No, ale wszystko się kiedyś kończy i trzeba być na to przygotowanym! 

  
 
  

 




piątek, 16 lipca 2010

Portrety Piotra Miazgi (dyplom licencjacki ASP Gdańsk 27.06.10)

 Ja


Piotr Miazga pokazał portrety wykonane w pracowni Witolda Węgrzyna i Jadwigi Okrassy. Fotografie są proste w kompozycji, osoby pokazane na tle draperii świadomie nawiązujące do malarstwa barokowego. Zdjęcia są bardzo dopracowane pod względem kolorystycznym, są też udaną próbą odwzorowania relacji między autorem i jego znajomymi. Model i fotograf, chwila bliskiego kontaktu (niepowtarzalny moment) i efekt końcowy - fotografia, która została jeszcze "podrasowana" kolorystycznie i to w sposób wyśmienity.


Wśród kilkunastu prac znajduje się także lekko pesymistyczny autoportret. To dobrze, że Piotr Miazga potrafi oddać różne, czasami bardzo ulotne stany psychiczne portretowanych osób, ale są to jego znajomi czy rodzina, więc stosunkowo łatwo to uczynić. Trudniej będzie mu uzyskać taki efekt w momencie kontaktu z osobami nieznanymi.


 Leszek

 Sławek
Czy taki styl między reklamą a tradycją fotografii portretowej  jest możliwy do dalszej eksploracji? Czy "podbity" kolor nie jest zbyt natarczywy? W którym kierunku rozwijać taką działalność - portretować znajomych czy może osoby przypadkowo spotkane np. na ulicy? Są to pytania do autora zdjęć, a odpowie na nie przyszłość. Ciekawa jest także kompozycja niektórych zdjęć, niby prosta, ale czasami nawiązująca do klasyki fotografii.


 Ania

Dla tych, którzy interesują się portretem fotograficznym polecam ekspresjonistyczne prace pokazywane w Polsce Michaela Akermana oraz nigdy nieprezentowane w naszym w kraju (powstaje pytanie dlaczego?) kontrowersyjnego członka Magnum - Antoine D'Agaty. Jego prace po raz kolejny pokazano w tym roku na festiwalu w Arles, który konsekwentnie od lat promuje rodzimą fotografię nie przejmując się zupełnie tym, co dzieje się w Europie Środkowo-Wschodniej.


 Radek

Ola 

środa, 7 lipca 2010

Józef Szymańczyk: między fotografią zakładową a "fotografią ojczystą" (02.07-25.07.10, Galeria Sztuki Wozownia, Toruń)

 Fabrykant łapci, wyplatanie łapci z łyka, Polesie, 1937


Kto interesuje się dokumentem fotograficznym powinien zobaczyć w Toruniu ok. 100 oryginalnych zdjęć Józefa Szymańczyka z końca lat 30. Są to oryginale odbitki ("vintage") z tzw. albumu Krokera lub kopie z początku lat 90. ze zbioru Muzeum Regionalnego w Kutnie. Ekspozycja uzupełniona została o zdjęcia Zofii Chomętowskiej i S. Hochmana, którego fotografia zbliżona jest w stylu do Szymańczyka. 

 We wspólnej izbie rodzina wielopokoleniowa przed udaniem się na spoczynek (u góry odzież zawieszona na drągach zastępujących szafy), Polesie, 1937

W końcu lat 30. Szymańczyk podobnie, jak Chomętowska i Hochman, stosował na zdjęciach białe napisy wykonane za pomocą przymocowanych do negatywu masek fotograficznych, np. POLESIE – NAPRAWA SIECI, MAŁY POLESZUK, TYPY POLESKIE, co miało ułatwić identyfikację formy i idei. W tym pocztówkowym formacie prace Szymańczyka wychodzą jednak poza znany stereotyp tej formy kultury wizualnej i pamiątki, ale bez relikwii. Udało mu się np. pokazać uczucia między dziadkiem a wnukiem (Typy poleskie. Piotr Mielech z wnuczkiem Nikołajem Chmielewskim. Wieś Lisiczyce, Polesie (1937)) czy typowe zawody (Fabrykant łapci, wyplatanie łapci z łyka, Polesie, 1937). Fotografował także różne przejawy szczęśliwego i częściej biednego dzieciństwa. Szczególnie interesowały go kołyski wiszące na zewnątrz i wewnątrz domu. Niektóre zdjęcia zapowiadają typ dokumentu podjęty w końcu lat 70. przez Zofię Rydet w Zapisie socjologicznym (1978-1990). Takim przykładem jest praca Szymańczyka We wspólnej izbie rodzina wielopokoleniowa przed udaniem się na spoczynek (u góry odzież zawieszona na drągach zastępujących szafy), Polesie, 1937. 

 Polesie. Rozpacz, 1937

W 1936 roku Szymańczyk, jak wielokrotnie opowiadał przy różnych okazjach, odwiedził w Wilnie zakład fotograficzny Jana Bułhaka. Spotkanie z wielkim ówczesnym autorytetem w sprawach fotografii artystycznej zrobiło na prowincjonalnym fotografie z Kosowa Poleskiego wielkie wrażenie, tym bardziej, że – jak opowiadał Szymańczyk – mistrz z Wilna przekonywał go do programu "fotografii ojczystej". Ale to zdjęcia z biednych chat poleskich uczyniły z Szymańczyka  ważnego dokumentalistę lat 30., być może najważniejszego, gdyż dorobek Aleksandra Minorskiego jest zapomniany, a Bułhak czy Chomętowska tworzyli w stylu piktorialnym, przy pozorach krytycznego dokumentu, gdyż dokument zawsze powinien poświadczać "prawdę", "twarz czasu", aby przybliżyć się np. do koncepcji Agusta Sandera czy Eugene Atgeta.

 Typy Poleskie, 1937

Polecam także katalog z opisywanej wystawy. Można w nim przeczytać życiorys Józefa Szymańczyka oraz mój nowy tekst o tym skromnym, a jakże owładniętym pasją fotografie, którego poznałem chyba w 1986 r. w Kutnie. Wspomniany katalog zawiera także kilkadziesiąt reprodukcji (także Chomętowskiej i Hochmana), w tym tak znaczącej dla polskiej fotografii Szymańczyka, jak Polesie. Rozpacz, która od 1939 nie była publicznie pokazywana ani reprodukowana. Dlaczego? O tym można oczywiście przeczytać w moim tekście. Zachęcam do obejrzenia filmu Adama Kulika Polesia czar i lektury katalogu. Na ekspozycji pokazywany jest także świetny w koncepcji i w realizacji film Andrzeja Różyckiego Fotograf Polesia.