Szukaj na tym blogu

czwartek, 17 marca 2016

"Tadeusz P. Prociak. Czas kamienia", Muzeum Karkonoskie, Jelenia Góra, wernisaż 16.03.2016

Czy będzie to jedna z najważniejszych wystaw polskich w roku 2016? Odpowiem po 03.04.2016, kiedy obejrzę ekspozycję w Jeleniej Górze i będę o niej dyskutował z autorem w niedzielę 03.04.16 o godz. 11. Oczywiście w muzeum, nie zaś na Skypie. Zapraszam na spotkanie i rozmowę, a z Tadeuszem można poważnie porozmawiać na tematy fotografii. Pokazał swoją pracę stworzoną na przestrzeni kilkunastu lat. Jakie jest przesłanie i znaczenie bardzo nośnego tytułu "czas kamienia"?

plakat

zaproszenie



We wstępie do albumu, w tekście pt. „Czym jest Czas kamienia” Tadeusz Prociak napisał:
Akcję Czas kamienia prowadziłem przez dziesięć lat, rozpoczynając ją w marcu 2003 r. na Górze Mojżesza na Synaju, a kończąc na boliwijskiej Sajamie w październiku 2013 r. W tym czasie przemierzyłem około 500 tysięcy kilometrów na pięciu kontynentach, stając na wielu górskich szczytach: od tanzańskiego Kilimanjaro po argentyńską Aconcaguę, od irańskiego Damavandu po ekwadorskie Cotopaxi. Zakopałem na nich specyficzne „kapsuły przetrwania”. Poza tym trasę wyznaczały także miejsca ważne dla mnie zarówno z przyczyn kulturowych jak i emocjonalnych. Były to m.in.: Bazylika Narodzenia Pańskiego w Betlejem, Ararat, obserwatorium Dżaj Singha w Jaipurze, symboliczny grób Scotta Fischera w okolicy Mount Everest, Meczet Umajjadów w Damaszku, Dharmsala, Coricancha w Cuzco, spalona przez Herostratesa świątynia Artemidy w Efezie, Złota Świątynia w Amritsarze, Góra Nebo i dziesiątki innych, równie istotnych dla mnie w owym czasie, miejsc.

Należę do tej grupy fotografów, których interesują przyszłe losy realizowanych przez siebie zdjęć. Jeśli o trwałość (szczególnie tych obrabianych w odpowiednim reżimie technologicznym) negatywów i srebrowych kopii jestem raczej spokojny – to przyszłość moich fotografii cyfrowych napawa mnie niepokojem. Z drugiej jednak strony często zadaję sobie pytanie: czy tak naprawdę kogoś interesują moje fotografie?! Czy uprawianie fotografii, poza oczywiście wymiarem osobistym, w dzisiejszym dynamicznie zmieniającym się i pozostawiającym niewiele czasu na refleksję świecie, ma jakiś sens? W świecie, w którym podstawą komunikacji stały się obrazy cyfrowe, „zdewaluowane” poprzez ich ogromną liczbę, łatwość rejestracji i powielenia, możliwości manipulacji i ingerencji w ich strukturę oraz problem z określeniem tego, co w przypadku obrazu digitalnego jest oryginałem. Gdzie przebiega granica pomiędzy próbą samorealizacji poprzez świadome uprawianie fotografii, a specyficznie pojmowaną „obrazkową nerwicą natręctw”? Czy i na ile mogę ten stan kontrolować? 

Nie byłoby prawdziwym stwierdzenie, że to jedynie niemożność znalezienia odpowiedzi na te pytania spowodowała, iż 6 sierpnia 2003 roku o świcie stanąłem na szczycie Mont Blanc. Wybór miejsca zdawał się być oczywisty także z innych powodów. Istotnym dla mnie, jako fotografa, był fakt rezygnacji z zabrania na szczyt aparatu fotograficznego. Miałem za to ze sobą mały, plastikowy pojemnik. Pudełeczko nazwane przeze mnie przekornie „kapsułą przetrwania” zawierało trzy niewielkie przedmioty: 
– kartkę z napisaną wiecznym piórem horacjańską sentencją NON OMNIS MORIAR? (postawienie znaku zapytania było dla mnie gestem ontologicznie ważnym),
– czarno-białą rodzinną fotografię z lat mojego dzieciństwa, będącą jednym z pierwszych zdjęć mojego autorstwa,
– mały kamień, który pochodził z miejsca, na którym wybudowałem swój dom.
Kapsułę zakopałem głęboko w śniegu. Czas rozkładu polietylenowej kapsuły to zapewne kilkaset lat – więc trwałością przewyższa ona fotografię, która zdecydowanie szybciej ulegnie zniszczeniu. Pojemnik powoli rozpadając się, uwolni kamień. Kamień, który zarówno z punktu widzenia długości życia człowieka jak i w relacji do tysięcy lat trwania naszej cywilizacji, zdaje się być wieczny. Jednak najszybciej rozpłynie się łacińska sentencja żmudnie wplatana (jako potrzeba? czy raczej jako „mentalna ułuda”?) w naszą świadomość przez wychowanie, tradycję, kulturę, religię. Kilkanaście pozostałych kapsuł, które w następnych latach trafiały na szczyty gór, zawsze zawierały fotografię i kamień, pochodzący z wybranego miejsca, często oddalonego o wiele tysięcy kilometrów.

Czas kamienia był powiązany z fotografią nie tylko przez fakt wykorzystywania tej ostatniej jako ważnego elementu kapsuł. W trakcie akcji „zmagałem się fotograficznie” z kilkoma wiodącymi tematami. Jednym z nich to zjawisko globalizacji, a właściwie niektóre jej aspekty, wywołujące różnego rodzaju estetyczne, moralne, polityczne czy ekonomiczne napięcia, występujące na styku różnych kultur czy cywilizacji. Poza tym w kręgu mojego zainteresowania pozostawały problemy wyobcowania, wykluczenia, samotności i moje ich przeżywanie. Starałem się, aby mortualny aspekt naszej egzystencji znalazł swe wizualne odniesienie w moich fotografiach. 
Mam nadzieję, że mi się to udało...

Wystawa będzie czynna do 17 kwietnia 2016 roku.


wtorek, 15 marca 2016

Poetry of Tomasz Sobieraj in "The Seventh Quarry" (UK, Winter/Spring 2016)

In the British magazine of poetry are some poems of Tomasz Sobieraj - poet, writer and photographer from Łódź. Poems I present below also in Polish language. This is another an international success on stage of literature of Sobieraj in last years. His poems recommend especially House of Literature [Domowi Literatury] in Łodź.

             GRAVE OF KOMENIOS
           
             This is a place of our rest,
             maybe even the end of the whole journey.
             We arrived at the tomb of the poet Komenios,
             on the shores of the Ionian Sea.
           
             A simple tomb, ascetic in its form;
             an oval stone and stone words on it:
             "Here lies Komenios, a defiant poet,
             who made an armour out of his words,
             unbeaten by barbarians".
           
             We looked at the dark blue water,
             like him, before he decided
             to put down his stylus and give himself
             over to more sensual pleasure.
           
             There remained volumes of his poetry in libraries
             and this clay slate with the last poem,
             slightly crossed out,
             about the beauty of the Demetrios' body.
           
             We took off our clothes
             and went towards the troubled water.
             After all, history
             does not have to repeat itself.
           
           
           
             GRÓB KOMENIOSA
           
             To jest miejsce naszego odpoczynku,
             być może nawet koniec całej wędrówki.
             Dotarliśmy do grobu poety Komeniosa
             na brzegu Morza Jońskiego.
           
             Grób prosty, oszczędny w formie,
             owalny kamień i kamienne słowa na nim:
             „Tu leży Komenios, poeta niepokorny ,
             który ze słów uczynił zbroję
             niepokonaną przez barbarzyńców”.
           
             Patrzyliśmy na granatową wodę,
             podobnie jak on, zanim postanowił
             odłożyć rylec i oddać się bardziej
             zmysłowej rozkoszy.
           
             Zostały po nim tomy poezji w bibliotekach
             i ta gliniana tabliczka z ostatnim wierszem,
             nieco pokreślonym,
             o pięknie ciała Demetriosa.
           
             Zdjęliśmy ubrania,
             poszliśmy w stronę niespokojnej wody.
             Historia przecież
             nie musi się powtarzać.
             
             
           
             A PHOTOGRAPH
           
             There are many invisible things
             on a photograph
             taken recently with this old camera
             found in the attic.
             Such as a body scent and taste of lips,
             a rustle of hair on the pillow,
             the heat of the sun outside the window, snorting of horses,
             the sound of the shutter
             or the colour of walls so vague,
             that can only be present in houses in the countryside
             near Orvieto.
             The aroma of tea, the sound of a cup being put away.
             "Jupiter and  Antiope" by Corregio over the bed,
             "Resurrection" by Bellini next to it
             (copies of course, not very good,
             by a local master).
             A drop of wine on the sheet. Thrill and ecstasy.
             Our breaths, thoughts, dampness of the skin.
             Even the sleepy birds' singing,
             and bells of the church in the nearby Prato.
             Only we know what really
             is on this photograph,
             and beyond its edge.
           
           
           
             FOTOGRAFIA
           
             Jest wiele rzeczy niewidocznych
             na fotografii,
             zrobionej niedawno tym starym aparatem
             znalezionym na strychu.
             Chociażby zapach ciała i smak ust,
             szelest włosów na poduszce,
             słońca żar za oknem, parskanie koni,
             trzask migawki
             czy kolor ścian tak niezdecydowany,
             jaki tylko mogą mieć domy na wsi
             pod Orvieto.
             Aromat herbaty, dźwięk odstawianej filiżanki.
             "Sen Antiope" Corregia nad łóżkiem,
             obok "Zmartwychwstanie" Belliniego
             (oczywiście kopie, niezbyt udane,
             miejscowego mistrza).
             Kropla wina na prześcieradle. Napięcie i ekstaza.
             Nasze oddechy, myśli, wilgoć skóry.
             Nawet senny śpiew ptaków,
             i dzwony kościoła w pobliskim Prato.
             
             Tylko my wiemy, co naprawdę
             jest na tej fotografii,
             i poza jej krawędzią.
           
           
           
             FOURTEEN MINUTES
           
             I know, journeys educate,
             even if short, like that one
             to the Chelmno-upon-Ner.
           
             A wide valley,
             white church on the scarp –
             the “Station of undress”,
             Mother of God
             on the painting above the altar
             watching blandly; a small ravine
             separates the temple
             from the place of genocide.
           
             They were cordially welcomed
             in the front of the palace,later
             lounge in the ballroom,
             and a narrow corridor
             to the bath on the lorry.
             The rasp of the closing door.
             Driver chucks a stub,
             starts the engine,
             switches a small lever.
             Fourteen minutes
             of bath in the fumes
             and excrements.
             Fourteen minutes
             of screams and vomits.
             Afterwards peace
             for always
             in the hereabout forest.
           
             In the evening,
             after a hard day’s work
             in Sonderkommando,
             beer, laughter, and snapshot
             to provide a memento.
             Normally,
             just like it is after a chore.
           
           
During II WW in Chelmno-upon-Ner was situated German death camp Kulmhof. Transports of Jews arrived mainly from Litzmannstadt Ghetto (today Lodz); over 200 000 people were murdered in mobile gas chambers –gas vans;  the exhaust fumes were diverted into the sealed rear compartment where the victims were locked in and after fourteen minutes killed by asphyxiation.
           
           
           
           
           
             CZTERNAŚCIE MINUT
           
             Wiem, podróże kształcą,
             nawet bliskie,
             jak ta wycieczka do Chełmna
             nad Nerem.
           
             Szeroka dolina,
             na skarpie biały kościół -
             „Stacja obnażenia”,
             Matka Boska Częstochowska
             na głównym ołtarzu
             spogląda dobrotliwie;
             mały jar ddziela świątynię
             od miejsca zagłady
             dwustu tysięcy.
             
             Witano ich serdecznie
             przed pałacem; później
             szatnia w sali balowej
             i wąski korytarz do łaźni
             na ciężarówce.
             Zgrzyt zamykanych drzwi.
             Kierowca wyrzuca niedopałek papierosa,
             przekręca kluczyk,
             przestawia małą dźwignię.
             Czternaście minut
             kąpieli w spalinach
             i odchodach.
             Czternaście minut
             krzyków i torsji.
             A potem spokój,
             już na zawsze,
             w pobliskim lesie.
             
             Wieczorem,
             po ciężkim dniu pracy
             w Sonderkommando,
             piwo, śmiech i wspólna fotografia
             na pamiątkę.
             Normalnie,
             jak to
             po robocie.


Podczas II Wojny Światowej w Chełmnie nad Nerem znajdował się niemiecki obóz zagłady Kulmhof. Transporty Żydów przybywały głównie z Łódzkiego Getta. Zamordowano tam ponad 200 tys. ludzi w ciężarówkach – komorach gazowych; spaliny kierowano do uszczelnionego wnętrza pojazdu, w którym mieściło się w zależności od modelu od 50 do 150 osób; śmierć następowała średnio po czternastu minutach.
           
           
           
             A STONE
           
             I picked up a stone,
             so ordinary, grey-and-white;
             there’s many of them
             in the neighbourhood.
           
             The stone was so common,
             so imperfect,
             that I just dropped it
             carelessly.
           
             It tumbled onto another stone,
             equally imperfect,
             in despair,
             on its last legs,
             halved.
           
             And showed inside
             a perfect shape
             of ammonite.
           
             Anyway, I unlocked the secret
             hidden in the common form
             of a stone.
           
           
           
             KAMIEŃ
           
             Wziąłem do ręki kamień,
             taki zwykły, szarobiały,
             jakich pełno w tej okolicy.
             
             Był tak zwyczajny
             i niedoskonały,
             że nie mógł mnie niczym zadziwić.
             Wypuściłem go z ręki
             niedbale.
             
             Upadł na inny kamień,
             równie niedoskonały.
             Z rozpaczy,
             ostatkiem woli,
             podzielił się na pół.
           
             Ukazał w sobie
             formę doskonałą
             Amonita.
           
             I tak wyrwałem tajemnicę
             skrytą w banalnej formie
             kamienia.




Wiersze Tomasza Marka Sobieraja ze zbiorów "Gra" (2008), "Wojna Kwiatów" (2009) i z przygotowywanego "Dwoje na wzgórzu".

Przeł. Stanley H. Barkan
           

poniedziałek, 7 marca 2016

Krzysztof Szymoniak, Bez przysłony. 13 lat "Kwartalnika Fotografia", Gniezno, wyd. Gaudentinum, 2016

I. Historia. Rekonstrukcja

Jestem pełen podziwu dla nowej książki Krzysztofa Szymoniaka, gdyż historię "Kwartalnika Fotografia" starał się przybliżyć i pokazać z możliwe jak "najbliższej perspektywy", wnikając w jego historię, kiedy żyją prawie wszyscy uczestnicy tych wydarzeń z lat 2000-2012. Oczywiście poza Erykiem Zjeżdżałką.  Mamy więc na początku rys historyczny pomiędzy dawnymi (od lat 40. do 90.) a nowymi czasami. Potem cytowany jest Pamiętnik wydawcy i redaktora, pisany od 2003 roku przez Waldemara Śliwczyńskiego. W rezultacie otrzymaliśmy "obiektywną" (na ile jest to możliwe!) historię ważnego magazynu poprzez trzy okresy, jakie stworzyli jego kolejni redaktorzy naczelni: Zbigniew Tomaszczuk, Eryk Zjeżdżałka i Waldemar Śliwczyński. Polecam roz. XI. Polemiki, dyskusje, spory, ponieważ świadczą one o "żywotności" pisma i jego oddziaływaniu na innych. Ciekawy był dla mnie także roz. XIII. "Kwartalnik Fotografia" policzony, bo można na podstawie wyliczeń autora ogarnąć "wszystko" od strony statystycznej i socjologicznej, włącznie z reklamami. Jest też "wyważone" XIV. Podsumowanie. A nie jest to łatwe, gdyż ilu autorów, tyle interpretacji.

II. Rozmowy. Wypowiedzi. Wspomnienia

Niektóre rozmowy są długie, ale taka jest "natura" niektórych dyskusji (W. Śliwczyński, Bogdan Konopka, ja). Inne krótkie, jakby rozmówcy bali się ujawnić swoich refleksji (np. Katarzyna Majak). Inni nadesłali wypowiedzi (Elżbieta Łubowicz). Dla mnie najciekawsze chyba były rozmowy z: Bogdanem Konopką i z aneksu z Andrzejem Lechem. Częściowo także interesujące są:  Macieja Szymanowicza, Witolda Kanickiego, choć w wielu innych rozmowach także ważne zwarte są sugestie, czy interpretacje; jak ta Adama Mazura, który na temat znaczenia "KF" stwierdził: "Potem przez dwanaście lat jesteśmy świadkami odradzania się dyskursu fotograficznego na wysokim poziomie , a teraz, od trzech już lat, znowu mamy próżnię, co do której nie wiadomo, jak długo będzie trwała" (s. 268). Wracając do wypowiedzi A. Lecha nie zgadam się z jego opiniami o Konopce (s. 310), że np. "pomagał też [B. Konopka - przypis K.J.] swojej karierze". Ale wypowiedzi Andrzeja są też momentami bardzo trafne, np. na temat ostatniego numeru o Afganistanie, jego okładki, czy chaosu ostatnich numerów. Zwrócił on uwagę, podobnie jak ja, na teksty młodego autora (pominę nazwisko), który pisał nie wiadomo o czym. Np. tytuł tekstu to RGB, fale kolorów, mix... Ale jego artykuły cenił W. Śliwczyński, w przeciwieństwie, jak sądzę,  do Konopki.




W wielu wypowiedziach, powtarza się zagadnienie, jaką rolę spełnił "KF" i czy był ważnym pismem na polskiej scenie fotograficznej? Pojawia się też wielokrotnie wątek, dlaczego miał tak mało prenumeratorów i czytelników, którzy systematycznie kupowali pismo. Padają różne analizy i wypowiedzi. Dla mnie, o czym mówiłem w rozmowie z K. Szymoniakiem "KF" był ważnym pismem, a za czasów Eryka, i "wczesnego "Waldka Śliwczyńskiego o znaczeniu europejskim, co akcentowali w swych wypowiedziach także: Witold Kanicki, Bogdan Konopka i Zbyszek Tomaszczuk, w przeciwieństwie do krytycznego w tej opinii Andrzeja Lecha. (Oczywiście w czasie naszej rozmowy z Krzysztofem nie znalem innych wywiadów).

Jest to bardzo potrzebna i zarazem ciekawa lektura. Polecam! Można ją bezpłatnie pobrać w formie e-booka ze strony http://pinholeandphotodocument.blogspot.com/2016/02/udostepniamy-ksiazke-o-kwartalniku.html lub w formie papierowej kupić u autora (krzysztof.b.szymoniak@gmail.com).