In the British magazine of poetry are some poems of Tomasz Sobieraj - poet, writer and photographer from Łódź. Poems I present below also in Polish language. This is another an international success on stage of literature of Sobieraj in last years. His poems recommend especially House of Literature [Domowi Literatury] in Łodź.
GRAVE OF KOMENIOS
This is a place of our rest,
maybe even the end of the whole journey.
We arrived at the tomb of the poet Komenios,
on the shores of the Ionian Sea.
A simple tomb, ascetic in its form;
an oval stone and stone words on it:
"Here lies Komenios, a defiant poet,
who made an armour out of his words,
unbeaten by barbarians".
We looked at the dark blue water,
like him, before he decided
to put down his stylus and give himself
over to more sensual pleasure.
There remained volumes of his poetry in libraries
and this clay slate with the last poem,
slightly crossed out,
about the beauty of the Demetrios' body.
We took off our clothes
and went towards the troubled water.
After all, history
does not have to repeat itself.
GRÓB KOMENIOSA
To jest miejsce naszego odpoczynku,
być może nawet koniec całej wędrówki.
Dotarliśmy do grobu poety Komeniosa
na brzegu Morza Jońskiego.
Grób prosty, oszczędny w formie,
owalny kamień i kamienne słowa na nim:
„Tu leży Komenios, poeta niepokorny ,
który ze słów uczynił zbroję
niepokonaną przez barbarzyńców”.
Patrzyliśmy na granatową wodę,
podobnie jak on, zanim postanowił
odłożyć rylec i oddać się bardziej
zmysłowej rozkoszy.
Zostały po nim tomy poezji w bibliotekach
i ta gliniana tabliczka z ostatnim wierszem,
nieco pokreślonym,
o pięknie ciała Demetriosa.
Zdjęliśmy ubrania,
poszliśmy w stronę niespokojnej wody.
Historia przecież
nie musi się powtarzać.
A PHOTOGRAPH
There are many invisible things
on a photograph
taken recently with this old camera
found in the attic.
Such as a body scent and taste of lips,
a rustle of hair on the pillow,
the heat of the sun outside the window, snorting of horses,
the sound of the shutter
or the colour of walls so vague,
that can only be present in houses in the countryside
near Orvieto.
The aroma of tea, the sound of a cup being put away.
"Jupiter and Antiope" by Corregio over the bed,
"Resurrection" by Bellini next to it
(copies of course, not very good,
by a local master).
A drop of wine on the sheet. Thrill and ecstasy.
Our breaths, thoughts, dampness of the skin.
Even the sleepy birds' singing,
and bells of the church in the nearby Prato.
Only we know what really
is on this photograph,
and beyond its edge.
FOTOGRAFIA
Jest wiele rzeczy niewidocznych
na fotografii,
zrobionej niedawno tym starym aparatem
znalezionym na strychu.
Chociażby zapach ciała i smak ust,
szelest włosów na poduszce,
słońca żar za oknem, parskanie koni,
trzask migawki
czy kolor ścian tak niezdecydowany,
jaki tylko mogą mieć domy na wsi
pod Orvieto.
Aromat herbaty, dźwięk odstawianej filiżanki.
"Sen Antiope" Corregia nad łóżkiem,
obok "Zmartwychwstanie" Belliniego
(oczywiście kopie, niezbyt udane,
miejscowego mistrza).
Kropla wina na prześcieradle. Napięcie i ekstaza.
Nasze oddechy, myśli, wilgoć skóry.
Nawet senny śpiew ptaków,
i dzwony kościoła w pobliskim Prato.
Tylko my wiemy, co naprawdę
jest na tej fotografii,
i poza jej krawędzią.
FOURTEEN MINUTES
I know, journeys educate,
even if short, like that one
to the Chelmno-upon-Ner.
A wide valley,
white church on the scarp –
the “Station of undress”,
Mother of God
on the painting above the altar
watching blandly; a small ravine
separates the temple
from the place of genocide.
They were cordially welcomed
in the front of the palace,later
lounge in the ballroom,
and a narrow corridor
to the bath on the lorry.
The rasp of the closing door.
Driver chucks a stub,
starts the engine,
switches a small lever.
Fourteen minutes
of bath in the fumes
and excrements.
Fourteen minutes
of screams and vomits.
Afterwards peace
for always
in the hereabout forest.
In the evening,
after a hard day’s work
in Sonderkommando,
beer, laughter, and snapshot
to provide a memento.
Normally,
just like it is after a chore.
During II WW in Chelmno-upon-Ner was situated German death camp Kulmhof. Transports of Jews arrived mainly from Litzmannstadt Ghetto (today Lodz); over 200 000 people were murdered in mobile gas chambers –gas vans; the exhaust fumes were diverted into the sealed rear compartment where the victims were locked in and after fourteen minutes killed by asphyxiation.
CZTERNAŚCIE MINUT
Wiem, podróże kształcą,
nawet bliskie,
jak ta wycieczka do Chełmna
nad Nerem.
Szeroka dolina,
na skarpie biały kościół -
„Stacja obnażenia”,
Matka Boska Częstochowska
na głównym ołtarzu
spogląda dobrotliwie;
mały jar ddziela świątynię
od miejsca zagłady
dwustu tysięcy.
Witano ich serdecznie
przed pałacem; później
szatnia w sali balowej
i wąski korytarz do łaźni
na ciężarówce.
Zgrzyt zamykanych drzwi.
Kierowca wyrzuca niedopałek papierosa,
przekręca kluczyk,
przestawia małą dźwignię.
Czternaście minut
kąpieli w spalinach
i odchodach.
Czternaście minut
krzyków i torsji.
A potem spokój,
już na zawsze,
w pobliskim lesie.
Wieczorem,
po ciężkim dniu pracy
w Sonderkommando,
piwo, śmiech i wspólna fotografia
na pamiątkę.
Normalnie,
jak to
po robocie.
Podczas II Wojny Światowej w Chełmnie nad Nerem znajdował się niemiecki obóz zagłady Kulmhof. Transporty Żydów przybywały głównie z Łódzkiego Getta. Zamordowano tam ponad 200 tys. ludzi w ciężarówkach – komorach gazowych; spaliny kierowano do uszczelnionego wnętrza pojazdu, w którym mieściło się w zależności od modelu od 50 do 150 osób; śmierć następowała średnio po czternastu minutach.
A STONE
I picked up a stone,
so ordinary, grey-and-white;
there’s many of them
in the neighbourhood.
The stone was so common,
so imperfect,
that I just dropped it
carelessly.
It tumbled onto another stone,
equally imperfect,
in despair,
on its last legs,
halved.
And showed inside
a perfect shape
of ammonite.
Anyway, I unlocked the secret
hidden in the common form
of a stone.
KAMIEŃ
Wziąłem do ręki kamień,
taki zwykły, szarobiały,
jakich pełno w tej okolicy.
Był tak zwyczajny
i niedoskonały,
że nie mógł mnie niczym zadziwić.
Wypuściłem go z ręki
niedbale.
Upadł na inny kamień,
równie niedoskonały.
Z rozpaczy,
ostatkiem woli,
podzielił się na pół.
Ukazał w sobie
formę doskonałą
Amonita.
I tak wyrwałem tajemnicę
skrytą w banalnej formie
kamienia.
Wiersze Tomasza Marka Sobieraja ze zbiorów "Gra" (2008), "Wojna Kwiatów" (2009) i z przygotowywanego "Dwoje na wzgórzu".
Przeł. Stanley H. Barkan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz