Szukaj na tym blogu

wtorek, 6 lipca 2021

Kilka refleksji o XX Fotofestiwalu w Łodzi (czerwiec 2021). Czyli jak wyemancypowała się przeciętność... i rozwinęła cenzura

Andrzej Różycki. Przejęcia, fot. K.Jurecki

Tradycyjnie już nie otrzymałem zaproszenia na otwarcie Fotofestiwalu w Łodzi, w przeciwieństwie do krakowskiego. Również nie zostałem zaproszony do żadnej rozmowy czy dyskusji w Łodzi czy w Krakowie, a chętnie skomentowałbym np. jego historię w czasie dyskusji panelowej, gdzie nie padały żadne istotne, poza kurtuazyjnymi pytania. 

Jak przypuszczam znajduję się na cenzurowanej liście za pisanie krytycznych artykułów o Fotofestiwalu, zresztą nie pierwszej. Inna istnieje w na Festiwalu w Krakowie, jeszcze inna,  np. na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, o czym poinformował w 2019 roku jednego ze studentów dziekan Piotr Chojnacki. Tym razem za krytykę ekspozycji pracowni prof. Piotra Wołyńskiego, pokazaną w ŁDK na łódzkim Fotofestiwalu. Ale to tylko drobiazgi, ktoś by powiedział nieważne aspekty w wielkim fotograficznym kraju. Liczy się aktualność i poziom wystaw..., ale problem cenzorowania krytyki artystycznej przez Fotofestiwale na pewno jest nowym i niebezpiecznym zjawiskiem. Cenzura dotyczy nie tylko artystów, ale także krytyki artystycznej. Czy ktoś go jeszcze zauważył?

Andrzej Różycki. Przejęcia, fot. K.Jurecki

Jak oceniam tegoroczny festiwal w Łodzi? Propagowany był pod niemądrym hasłem "łódzkiej szajby", powtarzanej przez organizatorów, komentatorów, potem publicystów. Na pewno na Facebooku był to bardzo dobrze zorganizowany spektakl medialny, ale w rzeczywistości okazał się bardzo przeciętny, przynajmniej jeśli oceniać główne wystawy. Najlepiej zaprezentował się gigantyczny pokaz Andrzeja Różyckiego, choć nie jestem zwolennikiem włączania historii monidła do tradycji fotografii artystycznej, którą reprezentuje sam artysta. Ujawniana została ogromna pasja, nie dziwactwo, jak napisano w "Szumie" czy szajba oraz wielka klasa artystyczna prac realizowanych od lat 60. do chwili obecnej. Dodam tylko, że w 2016 roku, kiedy wracałem pociągiem z K. Candrowiczem z Festiwalu z Bratysławy, mówiłem mu o wielkiej klasie artystycznej Różyckiego i potrzebie zorganizowania mu wystawy. Zupełnie go to nie interesowało. Gdyby nie inicjatywa Józefa Robakowskiego, głównego kuratora, z pewnością nie doszłoby do tak spektakularnej wystawy. O znaczeniu Różyckiego pisałem wielokrotnie. Przypomnę tylko mój tekst z 86 nu-ru "Formatu" z 2021 roku pt. Dekada w fotografii polskiej. Lata 201-2020. 

Na moment wrócę jeszcze do października 2020 roku. Na otwarciu wystawy Konrada Kuzyszyna w galerii Olimpus w Łodzi zaprosił mnie do kuratorowania dowolnej ekspozycji  w ramach Fotofestiwalu w 2021 Krzysztof Candrowicz. Zaskoczył mnie ten fakt. Dyrektor Candrowicz powiedział "pokaż co chcesz, co cenisz i co nie jest dotychczas znane". Przesłałem do Marty Szymańskiej projekt ekspozycji Magdaleny Samborskiej - moim zdaniem artystki bardzo ważnej i niedocenianej w Łodzi. Oto fragment maila od M. Szymańskiej z 22.10.21: "jednak nie mamy przekonania do prac pani Magdaleny Samborskiej". Pozostałem przy swoim wyborze, ponieważ byłem zaproszony. Odrzucono moją ekspozycją, czyli doszło do formy cenzury, bo inaczej tego nie mogę określić. 

Plakat Jude pt LDZDEATH, fot. K. Jurecki

O podejściu do medium i zrozumieniu fotografii świadczy pokolorowana wystawa z czarno-białych  negatywów z okresu międzywojennego Wiktora Jekimienki. Nie wolno tak robić, ponieważ niweczy się czyjąś koncepcję i ślad epoki. Pokazano już je na Fotofestiwalu (2011), więc nasuwa się jedno słowo - eklektyzm, który jest wyznacznikiem tegorocznej edycji.

Od lewej praca Marka Domańskiego, w centrum instalacja Piotra Zbierskiego, fot. K. Jurecki

No dobrze..., ale dlaczego festiwal był w 2021 był tylko przeciętny? To, co piszę nie jest recenzją, ponieważ musiałbym pokrótce opisać 40 wystaw, a wiele z nich nie obejrzałem Nie interesują mnie wystawy studenckie albo na siłę dołączone do programu jako towarzyszące. Wielka wystawa kilkudziesięciu twórców pt. Reinkarncja była tzw. pospolitym ruszeniem, bez określonej narracji, myśli przewodniej, w czym przypominała inną głośną wystawę Lochy Manhattanu (1989). Same, nawet bardzo dobre nazwiska (np. Grzegorz Przyborek, Piotr Zbierski, Ryszard Waśko) nie stworzą ekspozycji. Poza tym niepotrzebnie pokazano malarstwo (np. Paweł Hajncel), rzeźbę (np. Andrzej Miastkowski). Podobały się mini-kąciki: Andrzeja Kwietniewskiego, Aleksandry Chciuk, G. Przyborka..., wideo A. Orlikowskiej i tyle. Na tego typu pokazach oczekuję zawsze prac nowych albo nieznanych. Nie rozumiem pokazu fragmentu dyplomu licencjackiego Elżbiety Janickiej z 1998 roku w formie nowych wydruków, czy prac Małgorzaty Potockiej z początku lat 80. w formie wydruków, znanych i cenionych pocztówek Artura Chrzanowskiego z początku XXI wieku, czy zmodyfikowanej o pomysł z końca lat 80. instalacji Konrada Kuzyszyna. Wielu z uczestników pokazu od lat nie ma z Łodzią nic wspólnego, poza tym że studiowali np. w latach 70. czy później w szkole filmowej, czy na ASP (np. Anna Orlikowska, M. Potocka, Irena Kalicka, Andrzej Paruzel). 

Malarstwo Pawła Hajncla w formie instalacji, fot. K.Jurecki

Podobnie bardzo przypadkowo i chaotyczny był pokaz w MGS Obrazy cyfrowe, także z artystami z poza Łodzi (Barbara Konopka z karykaturalnymi pastiszami Witkacego, którego dobrą wystawę pokazała Fundacja Signum). Na tym pokazie, podobnie jak na Inkarnacji przedstawiono prace znane, pokazywane już na poprzednich Fotofestiwalach (np. Tomasz Mażewski). Zdecydowanie najciekawiej z obrazem cyfrowym prezentował się Krzysztof Cichosz, który powinien być także na ekspozycji głównej na ul. Tymienieckiego. 

Kilka słów o dyskusji o 20 Fotofestiwalach. Jak zwykle dużo dowiedzieliśmy się o grupie Zero 61 i Warsztacie Formy Filmowej, mniej o samym Fotofestiwalu. Nurtuje mnie pytanie, które edycje i wystawy były najbardziej udane. Ostatnio były to pokazy Rogera Ballena (2014), Roberta Rauschenberga (2016) oraz P. Zbierskiego (2019). Kogo festiwal w Łodzi wylansował? Z pewnością wiele pomógł Piotrowi Zbierskiemu, ale czy jeszcze ktoś lansowany w Łodzi pokazuje swe wystawy z sukcesem na świecie?

Rzeźba Andrzeja Miastkowskiego, fot. K. Jurecki

Nieprawdą były słowa wypowiedziane przez K. Candrowicza w czasie dyskusji panelowej w dn. 16.06. o nawiązanej dopiero w 2021 współpracy z Muzeum Sztuki. Przypomnę, że w 2005 zorganizowaliśmy we współpracy z Fotofestiwalem wystawy: Jerzego Lewczyńskiego i Henryka Rossa, których byłem kuratorem, a w muzeum w Dziale Fotografii pracowała Sylwia Witkowska - bardzo ważna osoba dla początków Fotofestiwalu. Pamięć jest jednak wybiórcza. 

Sfałszowane zdjęcia Zdzisława Beksińskiego na wystawie w MGS w Łodzi, fot. K. Jurecki


Mocno rozczarowała mnie ekspozycja Bogdana Konopki w Galerii Imaginarium. Zamiast wydruków klejonych bezpośrednio na ściany(!) można było zrobić slide-show i pokazać kilka oryginałów. Z mieszanymi uczuciami oglądałem kolekcję Dariusza Bieńkowskiego w MGS w Łodzi z powodu wielu prac poza fotograficznych (np. Koji Kamoji) i przede wszystkim pokazaniu fałszywych zdjęć Zdzisława Beksińskiego. Nie mam złych intencji, szkoda mi nawet pana Darka, który jest bardzo sympatycznym człowiekiem. Nie wie, że Beksiński nigdy nie grafizował swoich prac, ani nie wykonywał ich w negatywowym odbiciu. Zresztą o sfałszowanych pracach Beksińskiego pisałem już na swoim blogu dwukrotnie w 2010 Kto fałszuje zdjęcia i rysunki Zdzisława Beksińskiego? i w 2015 roku O fotografii Zdzisława Beksińskiego. Jeszcze raz.... Eklektyczną i zbyt różnorodną okazała się wystawa FULLSCREEN. Presja obrazu. Znowu pokazano obrazy malarskie (np. Piotr Kotlicki), tylko po co? Bardzo pozytywnie odebrałem instalację z gestem i ideą Artura Chrzanowskiego.... i na tym tyle. 

Artur Chrzanowski, instalacja na wystawie FULLSCREEN. Presja obrazu

Znam tylko dokumentację ekspozycji Tomasza Matuszaka i Ireny Zieniewicz Histerium: Panoptium, ale jest ona intersująca, z dziwnymi obrzędami i przywołaniem widma śmierci.

I na koniec jedna uwaga. W czasie postulowanej na świecie dekolonizacji i pluralizmu artystycznego w Łodzi sytuacja jest skrajnie odwrotna. Jeden kurator decyduje o najważniejszych wystawach, spotkaniach i dyskusjach, w tym o Archiwum regresywnym Marcello Zamenhoffa i bardzo kontrowersyjnej serii Waginy polskie. Twórca zatarł i pomylił granice wolności z seksizmem. Tego cyklu, jak pamiętam, nie chciała pokazać galeria Manhattan na wystawie indywidualnej w 2012 roku. Sam Marcello zyskał sławę, a pogrążył Fotofestiwal, tak można w skrócie przewidzieć, to co nastąpi. Zadziałała cenzura, prace zatrzymała policja i powstał problem. Przypomnę, że na całym świecie ona istnieje, tylko czasami jest zakamuflowana.

Przy okazji powstaje także pytanie o nepotyzm, bo jak inaczej ocenić udział: Małgorzaty Potockiej, dyrektorki teatru w Radomiu i Barbary Konopki? Ale to już drobiazgi, choć życie składa się z drobiazgów. I na koniec udana wystawa Czuła uwaga. Urszula Czartoryska wobec fotografii (Muzeum Sztuki w Łodzi, MS2), ale to dzięki wielkiej ilości bardzo dobrych zdjęć, niż określonej koncepcji kuratorskiej, która budzi jednak wątpliwości. Nasuwa się pytanie o prace, których nie zakupiła do kolekcji Działu Fotografii Urszula Czartoryska, bądź zostały pozyskane w ostatnim czasie, a zostały w dużej ilości pokazane. Ale na te problemy odpowiem na łamach "Formatu".

Wystawa Bogdana Konopki w galerii Imaginarium, fot. K. Jurecki


Wystawa Czuła uwaga. Urszula Czartoryska wobec fotografii, MS2 w Łodzi