Szukaj na tym blogu

środa, 28 czerwca 2017

Zbigniew Olszyna. Cie(r)nie, Pracownia Portretu (Łódź, ul. Przędzalniana 55, 09.06-15.07.17)

Kokony, 2017, 120 x 120 cm,  akryl, płótno

Galerię Pracownia Portretu (www.pracowniaportretu.com) w Łodzi prowadzoną w niewielkiej przestrzeni na Księżym Młynie przez Macieja Łuczaka i Katarzynę Stańczak polecam artystom z całej Polski, nie tylko z Łodzi. Zaglądam tu od pewnego czasu. Trwa jeszcze skromna, ale bardzo ciekawa wystawa Zbigniewa Olszyny, który za pomocą malarstwa, fotografii, kolażu potrafi opowiedzieć o swoich stanach emocjonalnych, lękach; może także obsesjach i o "banalnej śmierci", która w sposób niezauważany towarzyszy nam dosłownie wszędzie, w każdym miejscu i w chwili.

Wszystkie prace są interesujące. Najbardziej urzekł mnie obraz Kokony, o surrealistycznej tradycji (Masson, Dali, Tanguy), z bardzo wyrazistymi barwami. Strzępy czy okruchy życia zawieszone zostały na ciernistym krzaku. Jest to piękny symboliczny przekaz, przenoszący nas w różne wymiary wyobraźni i imaginacji, także o tradycji chrześcijańskiej.

Tryptyk Inicjacja, 2017, skóra węża, fotografia (23 x 23 cm), plastikowa rączka lalki


Ten tryptyk jest formą parafilmową, odwołującą się do tradycji montażu konstruktywistycznego i surrealistycznego, jak czynił to w końcu lat 50. Zdzisław Beksiński. Olszyna w racjonalny sposób tworzy narrację na temat swego bólu i cierpienia, także inicjacji. Szczególnie "mocna" jest pierwsza praca z zastosowaniem skóry węża, co wyraża stan i formę przeobrażania się, ale jakże zwierzęcego. Taki rodzaj twórczości wizualnej, co ciekawe,  popularny jest w czeskim Instytucie Twórczej Fotografii w Opawie. Ale realizacja Olszyny poprzez użycie techniki kolażu przełamuje płaskość fotograficznego obrazowania i nadaje jej znamion prawdomówności i intermedialności.

Widok w galerii

Mała śmierć i Sekret, 50 x 70 cm, fotografia

Zastanawiam się czym jest tytułowy Sekret, ale teraz nie będę spekulował. Jest na pewno bardzo ciekawą pracą, w której idee sztuki abstrakcyjnej zostały zastosowane do koncepcji metaforycznej. I trzeba mieć tego świadomość, a wielu fotografów jej nie ma, jak pokazała to wystawa np. Przemka Dzenisa Pureview w Imaginarium, w czasie niedawnego Fotofestiwalu w Łodzi.

Widok w galerii

Obiekt fotograficzny, 35 x 35 x 35 cm, 2017

 Walka, 2017, obiekt (mandala) średnica 50 cm 

Szkoda, że Walka nie pokazana została w centrum małej salki. Nadałaby całości ekspozycji przynajmniej podwójnego wymiaru: wizji świata, z istniejącym od jego początku jego istnienia niekończącym się korowodem wojny, połączonym z pragnieniem jego zracjonalizowania i opanowania, gdyż taka jest w tym aspekcie istota/praktyka buddyzmu. 



O swoich pracach artysta napisał w związku z festiwalem  Blask Brzask na Facebooku: "Do wszystkich prac staram się przemycić element absurdu i szczyptę pastiszu. Lubię zabawę konwencją i traktuję moje działania artystyczne z przymrużeniem oka. Tworzę obrazy, które sam chciałbym oglądać i osiągam równowagę kiedy mi się to udaje.

Robię to co jest związane z moim otoczeniem. Szukam związków między moim życiem i życiem w ogóle, połączeń między tym, co wokół mnie, i tym, co gdzie indziej, zestawiam ze sobą teoretycznie niepasujące światy i obserwuję rezultat. Interesują mnie sprzeczności, kontrasty, ścieranie się przeciwstawnych światów." 

Interesująca jest ta wypowiedź. Nie bardzo wierzę w "przymrużone oko". Przeciwnie dostrzegam tu poważną i racjonalną wypowiedź, czasami bolesną, czasami sarkastyczną. Pokaz Zbigniewa Olszyny bardzo polecam.

czwartek, 8 czerwca 2017

Janusz Połom. Na 275. kilometrze (album wydany przez BWA w Olszynie, [2016])

Na 275. kilometrze 


Album, Janusz Połom. Na 275. kilometrze, wyd. BWA, Olsztyn, 2016


Cenny jest tekst Janusza Połoma Na 275. kilometrze. Monografia twórczości artystycznej, z którego dowiadujemy się o związkach z Zero 61 oraz znanych już związkach z Warsztatem Formy Filmowej oraz o "powrocie do domu" po długim pobycie w Meksyku. Dowiadujemy się także w jakich okolicznościach nastąpił jego powrót do fotografii. Drugi z tekstów (nazwisko niech pozostanie tajemnicą) niewiele daje, gdyż autorka nie odnosi twórczości Połoma do żadnego zjawiska fotograficznego, co powoduje, ze jest on "zwieszony w próżni", co nie wystawia autorce, znawcy sztuki średniowiecza, dobrej opinii. Czytam dalej. Znajduję tym razem tekst Trwały ślad naszej drogi profesora szkoły filmowej w Łodzi, zresztą mojego znajomego, i jest jeszcze gorzej. I tym razem nie ujawnię nazwiska, bo nie chcę być zbyt krytyczny, ale posłużę się przykładowym cytatem, aby przedstawić poetycki, pełen patosu styl  (str. 24): "Potężne pnie leżą w nieładzie upadku, a a chwilę lecimy nad płaskim karczowiskiem wystających z ziemi pniaków, pnie zostały skierowane do przerobu. Finał lotu to już tylko pustynia piachu ze śladami zębów łyżki koparki, teren zniwelowany, bezduszny". Nie ma tu miejsca, czy próby usytuowania fotografii Połoma na tle fotografii polskiej czy europejskiej. Albo próby poszukiwania podobnej wrażliwości w innej twórczości, w zakresie fotografii i filmu. A trzeba to uczynić.

Czy za pomocą abstrakcji można wyrazić idee lasu, jak pokazał to na wystawie w galerii Imaginarium w Łodzi (2017) Janusz Połom i co oglądamy w albumie? Oczywiście nie, ale może to być uzupełnienie, dodatek. Czy forma realistyczna jest dobra w tej materii? Też nie, bo jest zbanalizowana. Więc jaka? Chyba czarno-biała forma, trochę zgrafizowana i poruszona, tak jak to czynił w latach 90. i na początku XXI wieku Staszek Woś. Bardzo ważny artysta, który potrafił "rozmawiać"... np. z kamieniami. W znaczeniu zrozumienia ich istoty, która jest albo może być sakralna.

Co jeszcze oglądamy w dużym polsko-angielskim albumie?

Nie przekonuje mnie seria montaży Połoma Pejzaż w zagrożeniu z wielu powodów, mi.n. dlatego, że zagrożone jest teraz życie ludzkie, nie tylko pejzaż, gdyż terroryzm staje się czymś coraz bardziej namacalnym i niestety bliskim.

Kamuflaż I, 1973

Kamuflaż II, 1973

Ciekawe są prace wczesne Połoma z lat 60 i początku lat 70. (np. Kamuflaż I i II). To ważne odkrycie z tej publikacji. Także już trochę znane, cykl Drogi księżyca I, (1980),  czy Kamera pióro I, (1980-87), który jeśli pamieć mnie nie myli jest w zbiorach Muzeum Sztuki w Łodzi i należy go sytuować niedaleko ówczesnej twórczości Antoniego Mikołajczyka. Dalej w albumie oglądamy bardzo rożne stylistycznie dokonania.

Z cyklu Drogi księżyca I, 1980

Z cyklu Drogi księżyca II, 1980

Pytanie podstawowe, które zdjęcia są "własnymi", z jakimi utożsamia się ich twórca. Ich stylistyka jest jednak różnorodna, co jest wadą. Mnie zaciekawiła Podróż III (1994) i IV  (1996), Zipolite (2009). Także niektóre dokumentalne fotografie z Meksyku z cyklu Zwykli ludzie w mieście Meksyk. Także potencjalnie bardzo ważny jest inny cykl Święto zmarłych, fotografowany z określonym stanie emocjonalnym, w trudnych warunkach w nocy, przy świecach. Ale być może najważniejszy jest inny cykl, tym razem czaro-biały pt. Śmietniska - małe światy, który trochę w wersji Sebastiao Salgado pokazuje dumne portrety ludzi, którzy żyją w jakże upokarzających warunkach. Nie jest łatwo wykonać takie prace. Podobny charakter "dumnych ludzi" prezentuje cześć prac z cyklu Moje obejście. Ale czasami jest on zbyt cukierkowaty i kiczowaty (białe ptaki na dachu).

Kamera pióro I, 1980-1987

Kamera pióro II, 1980-1987


I kilka zdjęć z bardzo ważnej według mnie serii Śmietniki-małe światy, lata 90. XX wieku







Podsumowanie. Autor wykonał wiele ciekawych cykli, które wciąż czekają na właściwie rozpoznanie i potem pokazanie ich, np. na tle prac Zero 61 czy twórczości Edwarda Hartwiga. Znalazłem w tym albumie duży potencjał historyczny, który powinien trafić do kolekcji fotograficznych (publicznych i prywatnych). Ale też prace są nierówne, jakby pochodziły z rożnych światów artystycznych.Sam artysta tłumaczy się, że "puszcza oko" do widza, pokazując zdjęcia bociana na dachu czy dwa gołębie. Tak, ale to trzeba jakoś zaznaczyć. Z Januszem Połomem mijaliśmy się, w sensie dosłownym, na jego czy moich wystawach (w Muzeum Kinematografii w Łodzi, w Wozowni w Toruniu). Teraz, z czego jestem rad, nasze ścieżki spotkały się.

Zipolite, 2009

z cyklu Moje obejście, od 2001

Zwykli ludzie w mieście Meksyk, lata 90.

Zwykli ludzie w mieście Meksyk, lata 90.

I na koniec jeszcze raz Meksyk i bardzo trudne do wykonania zdjęcia z serii Święto zmarłych (lata 90.) z określoną atmosferą duchową, które ma inny wymiar, niż w Polsce.




wtorek, 6 czerwca 2017

Zaproszenie od Zofii Rydet do K. Jureckiego na otwarcie wystawy w dniu 15.06.1993 (z cyklu archiwalia)


Kiedyś znalazłem stare zaproszenie, ale jest ono bardzo cenne, gdyż przysłała mi je w 1993 roku Zofia Rydet. Poniżej je pokazuję. Z trudem, jak przypuszczam, nakreślonych jest kilka zdań i prośba, abym wybrał się do Gliwic na otwarcie wystawy. Ale to były inne czasy. Wyprawa do Gliwic była w tym czasie trudna, prawie niemożliwa, ze względu na moją przeprowadzkę z Kutna do Łodzi. Na zaproszeniu czytelna jest nazwa ekspozycji Zofia Rydet. Nieskończoność dalekich dróg. Zwykły człowiek. Ważny jest też fakt. Skrót pod jej nazwiskiem to EFIAP, a nie np. ZPAF, co by świadczyło, że fotografka dystansowała się od Związku Fotografików, czemu się nie dziwię.


Właśnie tą i inne ważne ekspozycje artystki pominięto w kalendarium, opublikowanym w 2016 przez Muzeum w Gliwicach, w dużym albumie Zofia Rydet. Zapis socjologiczny 1978-1990, którego recenzję można przeczytać w magazynie "O.pl". Z pewnością jej dorobek twórczy doczeka się kolejnych bardziej wnikliwych analiz, na pewno jest tego wart. Cieszę się, że znałem artystkę i promowałem jej sztukę. Za jej życia już w końcu lat 80. i na początku 90. pisałem o niej, jako jednej z najważniejszych postaci dla fotografii polskiej. Obok Adama Soboty byłem też jednym z pierwszych krytyków, który jej dorobek odnosił, do fotografii Augusta Sandera, co wywołało sprzeciwy.

Na niedawnej majowej sesji zorganizowanej z okazji 70.-lecia ZPAF-u w Katowicach w referatach wygłoszonych pierwszego dnia powtarzały się trzy nazwiska i jedna grupa: Zofia Rydet, Jerzy Lewczyński, Andrzej Różycki oraz grupa Zero 61. Bardzo ciekawe było zwłaszcza wystąpienie Henryka Kusia, oparte na prawdziwym fundamencie filozoficznym.

P.S. Dziś krótko rozmawiałem z Elżbietą Fuchs o ekspozycji Późna polskość. Formy narodowej tożsamości po 1989 roku w CSW w Warszawie. Wymieniłem brak na tej z złożenia ideologicznej, gdyż lewackiej prezentacji, m.in. Zofii Rydet, która tworzyła prace na temat tożsamości, podobnie, jak Andrzej Różycki. Ekspozycja jest bardzo nierówna, stworzona według "klucza", składającego się  z modnych artystów z kilku galerii oraz kręgu Grzegorza Klamana, pomija prace np. feministyczne: Ewy Świdzińskiej czy Magdaleny Samborskiej. Na temat niespójności pokazu polecam interesujący tekst Karoliny Staszak Sprawy narodowe  ("Arteon, 2017, nr 6), który można skrócić do określenia: "przerost formy nad treścią" (określenie K. Staszak), z czym zgadzam się całkowicie. Ekspozycja z założenia miała skrytykować patriotyzm czy tradycję katolicką, ale się to nie udało.