Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Wierzę w Mateusza...., czyli koniec Zony w Łodzi (grudzień 2011-styczeń 2012)

Mateusz Pęk, Inkrustacja

Nie mogłem być na wernisażu wystawy Mateusza Pęka 09.12.11 w Zonie Sztuki Aktualnej, mieszczącej się w Łódź Art Center przy ul. Tymienieckiego 3. Przestała ona  istnieć chyba 13.01.12 mimo, że była jedną z bardziej znanych galerii w Łodzi, choć rzadko odwiedzaną przez publiczność. Była jednak miejscem prestiżowym, w którym odbywały się także międzynarodowe projekty. Galeria "umarła" w Łodzi, co jest dość częstym zjawiskiem kulturowo-patologicznym, a "odrodziła się" w Szczecinie, gdyż reikarnował ją jej główny demiurg - Kamil Kuskowski. 

Mateusz Pęk, Inkrustacja

Mateusz Pęk podąża drogą późnego modernizmu, lubi minimal-art, sztukę zracjonalizowaną. Jest zawsze metodyczny i badawczy, jak Zygmut Rytka - bliski mu ideowo multimedalista. Jakże trafnie Mateusz odwołuje się także do tradycji nowoczesnego malarstwa, tylko trzeba to potrafić dostrzec. Poza tym świetnie panuje nad najnowszymi technologiami, zarówno w fotografii, instalacji, jak i w wideo, w których korzysta z obrazu cyfrowego. Jest jednym z najlepiej teoretycznie i technologicznie przygotowanych twórców do bycia w wirtualnym świecie, ale musi uważać, aby się w nim nie zgubić!

Mateusz Pęk, Inkrustacja

Co zobaczyłem w Zonie? Krzesło, wiatraczek  i niebieską linię, która jednak prowadziła do tradycji konstruktywizmu oraz rzutowane obrazy, a właściwie grafiki o symetrycznym układzie, które są tradycją, m.in. Romana Cieślewicza. Ich idea jednakże nie była zbyt czytelna z racji niedoskonałości rzutowanego obrazu. Ale całościowy efekt "ekranu-żaluzji" był zaskakująco interesujący. A cała ekspozycja? Choć skromna, to ciekawa - tak, jak na Mateusza przystało. Potrafi on w sugestywny i wiarygodny sposób operować aspektami najnowszej sztuki i technologii, ale także przekazywać sygnały o świecie  polityki i zagrożeniu militarnym, trochę, jak Krzysztof Wodiczko, choć w sposób nie tak spektakularny.

Mateusz Pęk, Inkrustacja

Oto, co mi napisał o idei opisywanej wystawy w Łodzi: "To takie poczucie, że wystarczy sezon, dwa aby prace współcześnie powstające traciły wartość symboliczną pozostaje jedynie ta wizualna [jakość], tak więc wybrałem fragmenty dokumentacji, prace w większości powstające do przestrzeni Zony i rozpocząłem układanie z nich ornamentów, kierując się kolorem, walorem i rytmem form. Tak to powstało to płaskie zdobienie, odłożone na ścianach galerii." Czyli artysta posłużył się metodą recyklingu, ale ta estetyka nie była czytelna, co było dużym atutem ekspozycji.

Mateusz Pęk, Inkrustacja

Jedną z cyfrowych grafik był portret Lech Wałęsa o znamionach delikatnej karykatury. Dlaczego? "Wałęsa był balonem przed frontem galerii, przy okazji grupowego projektu w przestrzeni Łodzi, jak zapewne wiesz, śmieszny mi się wydał w zestawieniu z tym kawałkiem gumy za nim." - tak opisał tę pracę Mateusz. Obok Marka Zygmunta jest on najlepszym trójmiejskim artystą mediów cyfrowych! Kiedy pokaże go warszawska Zachęta? Być może wówczas, kiedy przeminie sztuczna moda na skandalistkę Katarzynę Kozyrę, artystkę przereklamowaną i niewiele ciekawego proponującą od prawie 20 lat.

Mateusz Pęk, Inkrustacja

Wątek "niebieskiej linii" tak mi wyjaśnił Mateusz: "Jeszcze jest przyczepiona do wentylatora przy fotelu rozdmuchująca, burząca ścianę rolet. Wiem, że nie było żadnego opisu wskazującego na ten wątek, tym niemniej miałem tego Największego z anektujących, naznaczających przestrzenie, komponując instalację".

No i nie spotkałem się z Mateuszem w Łodzi, gdyż były inne wernisaże tego wieczoru! Musiaem być na wręczeniu nagrody im. Katrzyny Kobro Zygmuntowi Rytce. Może uda się następnym razem albo w Gdańsku? Czas pokaże.  

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Grzegorz Królikiewicz - bezkompromisowy mistrz kina (Festiwal Tofifest w Torunu, 2011)

Tofifest' 2011, Przypadek Pekosińskiego - teaser,   reż.G.Królikiewicz 

Podsumowujemy jeszcze rok 2011. Bardzo ważnym wydarzeniem, o którym ciągle myślę i długo zabierałem się do jego analizy, były spotkania i pokaz filmów Grzegorza Królikiewicza na bardzo ciekawym festiwalu filmowym Tofifest w Toruniu, którego także byłem uczestnikiem. Wyżej oceniam ten festiwal od bydgoskiego oraz od wcześniejszego łódzkiego – Cameraimage. Dlaczego? Może o tym napiszę innym razem.

Przy okazji krótko o imprezie filmowej z Torunia. Bardzo różnorodny w swej formule był kolejny Tofifest z roku 2011, gdyż odbywały się na nim nie tylko pokazy filmowe i spotkania z reżyserami, ale także żywe dyskusje panelowe, w tym o polskim kinie, które nie jest w dobrej kondycji. Przysłuchiwałem się rozmowie o polskim kinie historycznym, nad którym ciąży niestety zły duch Jerzego Hoffmana i Andrzeja Wajdy.

Wcześniej, w kwietniu 2011 byłem także w ms² w Łodzi na promocji książki „wywiadu-rzeki” Piotra Kletowskiego i Piotra Mareckiego Królikiewicz. Pracuję dla przyszłości (Kraków 2011) oraz na pokazie filmu Wieczne pretensje (1974), zrealizowanego m.in. w BWA we Wrocławiu, a ukazującego w pokrętny sposób, przy użyciu różnorodnych, ale jakże wyrafinowanych ekspresjonistyczno-surrealistycznych środków, przygnębiające i tak naprawdę żałosne lata 70. XX wieku, kiedy kontrole w zakładach mięsnych mogły się skończyć nie tylko wyrokiem sądu, ale śmiercią oskarżonego. Film jest trudny, ciężki i ponury, podobnie jak przedstawione w nim lata pełne były beznadziei i pitego na umór alkoholu. 

Wraz z gośćmi festiwalowymi w Toruniu obejrzeliśmy Na wylot (1972) - film traktujący o potędze i sile miłości, która jest najważniejsza. To jeden z najistotniejszych polskich filmów powojennych, w którym tragizm i zbrodnia połączone z niesamowitym realizmem stworzyły jedyny w swoim wydaniu utwór filmowy, z koncepcją przestrzeni pozakadrowej będącej bardzo ważną propozycją teoretyczną. 

Grzegorz Królikiewicz o Zabiciu ciotki

Grzegorz Królikiewicz w DKF Maciste w Bochni, 2011

Łukasz Ronduda w tekście Skolimowski, Królikiewicz, Żuławski, Uklański Czyli wypisy z historii polskiej nowej fali z „Obiegu” pisał: ” Z Warsztatem Formy Filmowej łączyło Królikiewicza teoretyczne podejście do filmu, postulat powiązania teorii i praktyki, nastawienie na "rozszerzenie możliwości sztuk audiowizualnych" oraz popęd do eksperymentowania. Otwarta struktura filmów Królikiewicza w interesujący sposób koresponduje nie tylko z prowokacyjnymi, filmowymi Warsztatu Formy Filmowej (czekającymi na wypełnienie przez widza), ale generalnie z rozwojem sztuki nastawionej na inicjowanie aktywności odbiorców (partycypacyjnej i interaktywnej), a uprawianej przez polską neoawangardę lat siedemdziesiątych. Możemy wręcz stwierdzić, iż w filmach Królikiewicza dokonało się to, o czym marzył Warsztat Formy Filmowej: wejście rozwiązań i eksperymentów awangardowych do mainstreamu polskiej kinematografii. Bowiem artyści ci traktowali swoją działalność m.in. również jako wytaczanie nowych obszarów ekspresji dla filmu, poszerzanie znanej nam dotychczas audiowizualności. I zachęcali innych reżyserów (poprzez np. wykłady i działalność w szkole filmowej) do czerpania z ich osiągnięć. Wiele scen np. w Tańczącym Jastrzębiu jest próbą zastosowania pewnych rozwiązań formalnych wprowadzonych przez Warsztat Formy Filmowej (stało się tak zapewne za sprawą operatora tego filmu Zbigniewa Rybczyńskiego). Do najbardziej charakterystycznych należy scena, gdzie w kadrze permanentnie znajduje się ucho głównego bohatera. To według mnie powtórzenie filmu Punkt Bendkowskiego. Z kolei scena, w której znajdująca się pod łóżkiem kamera zatacza cykliczne kręgi o zakresie 360 stopni byłaby wariacją na temat filmu Linia tego samego autora (17). W kilku miejscach filmu (scena rozmowy z sekretarką, scena rozmowy z młodym inżynierem) zostaje zastosowana poetyka filmu Bezdech Wojciecha Bruszewskiego.Na szczególną uwagę zasługuje tutaj fakt współpracy Królikiewicza z artystą sztuki performance Zbigniewem Warpechowskim, który pełnił w jego filmach rolę scenografa.”

Genialnym wprost filmem Królikiewicza jest Przypadek Pekosińskiego (1993), tym razem bliski dokumentowi i prowokacji artystycznej połączonej z interakcjami samego Bronisława Pekosińskiego, którego tragiczne losy poznajmy w tym niezwykłym utworze. Bohater rozdarty między partią a kościołem nie potrafił odnaleźć się w rzeczywistości. Widzimy go w nieustającym upadku, niczym socjalistyczny system, który chciał go wykorzystać do propagandy a sam się zdegenerował.

Świetnie się stało, że na toruńskim festiwalu Królikiewicz, dodajmy jedyny polski reżyser, który jest również teoretykiem kina posiadającym własną filozofię sztuki, stał się kimś ważnym i znaczącym - za życia został mistrzem. Jego kino sytuuje się na pograniczu kina eksperymentalnego i klasycznej fabuły. Więc jego recepcja musi dokonać się wolniej chyba, że doczekamy się takich analiz, jak Łukasza Rondudy. Wydana w 2011 książka o Królikiewiczu oraz spotkania w Toruniu były udanym krokiem w kierunku akceptacji trudnej i bezkompromisowej twórczości profesora szkoły filmowej w Łodzi.