Szukaj na tym blogu

wtorek, 28 czerwca 2011

"Exit" 2011, nr 2 oraz Jana Michalskiego AUDITE, GENTILES (fragment)

Małgorzata Wielek-Mandrela, Włosy III,

W najnowszym numerze "Exitu", który zawsze prezentuje obraz sztuki polskiej poza układami, na ile jest to możliwe (i czy jest możliwe?) zwraca uwagę rewelacyjny moim zdaniem materiał na temat malarstwa Małgorzaty Wielek-Mandreli pióra Zofii Jabłonowskiej-Ratajskiej. Dla mnie jest to najciekawsze malarstwo z tzw. młodej generacji artystycznej, którego ślady, a może rany tkwią w twórczości Fridy Kahlo i Marka Sobczyka z lat 80./90. Jest to także pastisz, ale odkrywczy, nie zaś pasożytniczy. To jest autentyczne sięgniecie do surrealizmu, nie zaś w przereklamowanej twórczości Jakuba Juliana Ziółkowskiego, które jest płytkie w warstwie ideowej, choć bardzo sprawnie malowane. 

Za zgodą bardzo interesująco krytyka sztuki i mego kolegi ze studiów - Jana Michalskiego z galerii Zderzak publikuj e fragment jego znakomitej recenzji na temat nowo otwartego muzeum sztuki nowoczesnej i jego kolekcji.



Jan Michalski
AUDITE, GENTILES


"Praca Bałki to tylko jeden z przykładów neolewicowej retoryki, która dominuje na wystawie. Jej normą jest tendencyjność, której jak ognia powinna unikać mądra instytucja kultury. Europejska polityka kulturalna, która próbuje wpoić polskiej inteligencji poczucie winy za moralny współudział w zagładzie europejskich Żydów,  na wystawie Potockiej zyskuje programowe poparcie i, dzięki ogromnemu zainteresowaniu sztuką, szanse oddziaływania na młodzież.

O ile zawężenie optyki historycznej wystawy głównie do losów Żydów w czasie wojny i po, tłumaczy się sąsiedztwem z Fabryką Schindlera, a poniekąd także proizraelskim kierunkiem naszej obecnej polityki zagranicznej, na który reagują publiczne instytucje kultury, to specyficzna wizja historii, w wielu punktach zgodna z ideologią nowej lewicy, jest osobistym wkładem kuratorki. Nie dziwi specjalnie, że w takim miejscu patrzy się na historię przez pryzmat losu Żydów-obywateli polskich – film Krystyny Piotrowskiej, na którym emigranci żydowscy z Polski skarżą się na swoją ojczyznę, choć przykry, ma siłę świadectwa i pewną wartość poznawczą. Nie da się tego powiedzieć o filmie Yael Bartany, izraelskiej goszystki, na którym Sławomir Sierakowski patetycznie jak śpiewak operowy wzywa Żydów do powrotu do Polski. Do kogo woła redaktor Krytyki Politycznej? Do jakich Żydów przemawia? Czy jest za czy przeciw ustawie reprywatyzacyjnej, przed którą jak diabeł przed święconą wodą uciekają kolejne polskie rządy?

Wydaje się, że Sierakowski przemawia do Żyda-abstrakcji, czyli do nikogo, zapatrzony w jedną z wielu metafor literackich nowej lewicy – Żyda-Innego-Obcego, która z realnym człowiekiem nie ma nic wspólnego. Przypomina to krzyki chorego w malignie, ponieważ historia to dla goszystów choroba wyobraźni, ława oskarżonych i składnica mitów. Dlatego też Żydzi jako naród historyczny, walczący o prawo do bytu pośród innych narodów, są dla nich maligną i mistyką."

Zachęcam do lektury całości, gdyż autor naraża się wielu poważanym osobom i instytucjom. Ale czyni to w imię sztuki!

sobota, 25 czerwca 2011

Slawek Kosmynka CADIO / The Abaddon Masterpieces.mp4



Oto uzupełnienie do poprzedniego wpisu poświęconego łódzkiemu undergroundowi. Proszę zobaczyć dokumentację Sławka Kosmynki oraz dwie grafiki, w stylu nowego ekspresjonizmu. Pierwsza odnosi się do znaku-symbolu Łodzi, druga jest jeszcze bardziej zagadkowa, ponieważ dostrzegam w niej nawiązania do alfabetu Władysława Strzemińskiego, ale zastosowane w bardzo przewrotny sposób.

Sławek Kosmynka, L_BOOT, 1985, szablon graffiti, 100 x 70 cm

  Sławek Kosmynka, Chaos Faza 3, 1988, plakat 

L-Und.Łódzka scena podziemna 1985-1995 (Galeria Manhattan w Łodzi, 17.06-07-17.06.11)

Jude, Et Circenses, 1993; Liudi Mira 1993; Schrei 1994; + Egon Fietke, Knuj, hommage dla Witolda Kajruksztisa [poniżej pod trzecią pracą z prawej], 1989

Szablony Michała Arkusińskiego


Egon Fietke, Licznik, 1993 

Underground undergroundu sceny łódzkiej lat 80.-90.? Wyróżniki i sytuacjonizm

 "Stan wojenny trwający w praktyce do 1989 roku paradoksalnie wytworzył w Łodzi silne środowisko undergroundowe, które istniało zarówno w Nawie św. Krzysztofa przy kościele oo. Jezuitów, jak i w kilku galeriach znajdujących się w mieszkaniach prywatnych, w których w latach 80. działała Kultura Zrzuty, łącząc wątki konceptualno-minimal-artowskie  z dadaistycznymi a czasami o retoryce surrealistycznej w przypadku Łodzi Kaliskiej i ich kręgu. Cechą wspólną była niechęć, a nawet wrogość do socjalistycznego państwa i jego polityki kulturalnej.

 Ewa Bloom-Kwiatkowska. Kadr z filmu Kolor płonie, akcja spalenia (kombustacji) prac malarskich i obiektów z lat 1985-1989. Łódź ul.Nawrot 13, styczeń 1989,  akcja pt. Der Himmel über Stadt


Słwek Kosmynka, Free from Love, szablon graffiti, 98 x70, 1984

Lata 90. w Łodzi, szczególnie w pierwszej połowie dekady charakteryzowały się wzmożeniem aktywności „jawnej” już neoawangardy, która wyszła z podziemia lat 80., kiedy istniały galerie, a właściwie klubokawiarnie takie, jak Strych Łodzi Kaliskiej.  Bardzo aktywnie w zakresie performance, instalacji czy wideo działała Galeria Wschodnia, wznowiono także kolejne edycje międzynarodowej Konstrukcji w procesie (1990, 1993). Powołano Muzeum Artystów na ul. Tylnej, kierowane przez Ryszarda Waśkę, z aktywem młodych artystów z kręgu Galerii Wschodniej. Ale instytucjonalizacja neoawangardy połączona z jej częściowym akademizowaniem się i komercjalizacją, polegającą głównie na sprzedaży prac do kilku polskich muzeów, łączyła się faktem urealnienia utopii i zamianą, wbrew podstawowym założeniom neoawangardy, w establishment artystyczny, który nie tylko walczył o swoje racje, ale próbował manipulować rzeczywistością artystyczną w imię swych osobistych interesów, głównie finansowych, nie zaś ideowych.

Jednak istniały w tej samej przestrzeni artystycznej i socjologicznej Łodzi inne rodzaje twórczości, określanej jako niezależna."  Tak prezentuje się początek mojego tekstu do folderu wystawy, która mam nadzieję, będzie zmianą w patrzeniu i interpretowaniu sztuki II połowy lat 80. i 90. nie tylko w Łodzi, ale w całej Polsce. Ubiegłoroczne wystawy ogólnopolskie - jedna z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (Mógłbym żyć w Afryce, 24 lipca - 20 września 2010), druga z Muzeum Narodowego w Krakowie (kurator: Tadeusz Boruta, Pokolenie '80 ) ominęły sztukę łódzką lat 80.  Niesłusznie, gdyż tu także działali ważni artyści, sytuujący się również poza Kulturą Zrzuty.

W dalszej części tekstu analizę dwa ogniwa: 1) Scenę muzyczną wokół zespołu Jude, 2)   Aspekty nowej ekspresji i graffiti wokół działań Sławomira Kosmynki i Ewy Bloom-Kwiatkowskiej, które chronologicznie były wcześniejsze, gdyż dotyczyły działań między 1984 a 1991 rokiem.

Artyści na ekspozycji, która ma szansę stać się wydarzeniem roku, nie tylko w sztuce łódzkiej:

Damian Czarnobyl | Ewa Bloom Kwiatkowska | Sławek Kosmynka | Chaos Faza 3 | Sławek Belina | Andrzej Gagzz | Robert Laska | Kil 210 | Wspólnota Leeeżeć / Egon Fietke | 19 Wiosen / Marcin Pryt | Jude / Wiktor Skok | Noize Danse Ezztheticks / Maciej Ożóg / Widelec | Try Mygi / Małgorzata Wróblewska / Michał Zabłocki / Janek Koza + Sławek Belina | Xylolit | Franklin / Pustostator | Fagot-Grzegorz Jerzy Fajngold | Michał Arkusiński | Wunder Wave | Janek Koza | Marcelo Zammenhoff | The Corpse / Jakób | Phetrus | 3DEF | Rebus | Jerzy Korzeń | Hospital Unit |

Wiktor Skok na tle dokumentacji z pracami Sławomira Kosmynki


czwartek, 23 czerwca 2011

II Międzynarodowe Biennale Fotografii Szkół Plastycznych. "Twórczość Młodych - Odbicie istnienia 2011"

Nagrodzone prace bardzo młodych osób ze średnich szkół plastycznych mogły by wygrać w profesjonalnych konkursach, jak Cyberfoto. Poziom zdjęć zależy od tego, co w nich jest, jakiego typu jest to refleksja, by nie powiedzieć literatura. Ci którzy mówią, że zdjęcie broni się samo, powinni zajrzeć do znakomitej książki  François Soulages'a Estetyka fotografii, który dokładnie tłumaczy dlaczego fotografia sama się nie wybroni. Podobnie zresztą, jak malarstwo czy film, ale fotografia zwłaszcza, gdyż wykonywanie pięknych i przekonywująych prac jest dziś bardzo ułatwiwone. Liczy się przede wszystkim to "co artysta zawrze w swym przekazie" i jak będzie o adekwatny do czasów, w których żyjemy. Może tez zostać niedoceniony!

A oto Grand Prix. Naprawdę bardzo ciekawa praca w  tradycji, takich mistrzów, jak: Andrzej Różycki, WojeciechPrażmowski, a także "archelogii fotografii" Jerzego Lewczyńkiego. Ale tytuł zestawu mógły być inny.

 
 Monika Bugla, Pod wodą, [ZSP Bielsko-Biała, nauczyciel Joanna Chudy]


Złoty medal, trochę jakby niedokończony, gdyz motyw powtarza się na drugim i trzecim zdjęciu, ale jakże pieknie, w poetycki sposób, zostały one zaprojektowane. Najbardziej przypominają mi one prace z wystawy Nad pejzaż nami jest pejzaż Jarosława Józefa Jasińskiego, o których pisałem na blogu.


Weronika Witucka, Było, nie minęło, [ ZSP Gdynia, nauczyciel P. Zabłocki]

Srebny medal otrzymała Natalia Gielata za przekreaczające tradycję dokuemntu fotograficznego trzy symboliczne ujecia.

 Natalia Gielata,  [ZSP Bielsko-Biała, nauczyciel Joanna Chudy]

Brązowy medal otrzymał Patryk Różycki za cztery prace ostrzegające przed konsumpcyjnym modelem życia  który kończy się zniszczeniem lub zapowiedzią śmierci. 



Patryk Różycki, Ostatni przystanek,  (fragment),  [ZSP Koło, nauczyciel Maciej Frydrysiak]

I wyróżnienie otrzymała Anna Neoralova z Czech za prace inscenizacyjne, świadomie sytuujące się bliżej rysunku niż fotografii!


Anna Neoralova,  Anna in Wonderland (fragment),  [Střední uměleckoprůmyslová škola Uherské Hradiště, nauczyciel Jaromira Slivova]

II wyróżnienie dla "ostry" w wymowie reportaż, ostrzegający przed syndromem rzeźni.
Monika Kutkowska, Rzeźnia, (fragment),  [ZSP Koło, nauczyciel Maciej Frydrysiak]

Czy laleczki Zbigniewa Libery z lat 90. XX w. znane są w Czechach? Pewnie tak, ale proszę spojrzeć na bardziej intymne realizacje, odnoszące się do tradycji sztuki i archiwum fotografii

Renata Muchova, Priority,  [Střední uměleckoprůmyslová škola Uherské Hradiště, nauczyciel Jaromira Slivova]

Na koniec wyróżnienie za poszukiwanie stanów duchowości na cmentarzu żydowskim



Katarzyna Łukasik, Kamienne żniwa, [ ZSP Gdynia, nauczyciel P. Zabłocki]

Zaprezentowałem tylko część prac, które były wyróżnione. Poziom biennale był zaskakująco wysoki. Zainteresowanych odsyłam do polsko-angielskiego katalogu, w którym znajduje się wiele innych zdjęć z konkursu. Wystawa czynna jest w galerii "debiut" ul. Orłowska 39 w ZSP w Gdyni-Orłowie. Kuratorem tego udanego biennale jest Piotr Zabłocki. Jury pracowało w składzie: K. Jurecki, Krzysztof Jakubowski, Waldemar Jama, Witold Przymuszała, Zbigniew Treppa.

sobota, 18 czerwca 2011

Gdańsk, Sopot, Gdynia-Orłowo (16-17.06.11)

 Owad

Najpierw po spotkaniu z Piotrem na PKP w Gdańsku poszliśmy na kilka wystaw, ale niewiele się nam podobało. Naszą uwagę przykuły pejzaże górskie bardzo zdolnej artystki. Zinterpretowałem je jako lekko Hartwigowskie, z aspiracjami i aluzjami do malarstwa Tatarczyka. Ale na jednej z prac nagle pojawił się jakiś owad i powstała zupełnie nowa struktura o postmodernistycznym żywiole. Szybko wykonałem więc zdjęcie.

Szkoda, że z wysmakowanych fotografiach M.H. było tak dużo "pustego" nieba i "nic" nie było widać ! Ale była to najlepsza wystawa, jaką widzieliśmy tego dnia w Gdańsku.  Niestety   poziom   wystawiennictwa artystycznego w Polsce jest niski! Wieje nudą, nie tylko w Gdańsku.

 Owad i my

Potem poszliśmy do Łaźni, ale tylko jedna interaktywna praca bardzo znanej niemieckiej artystki M.F. spodobała się nam. Zażyliśmy jednak wirtualnej kąpieli! Dlatego też sfotografowałem tą ulotną realizację, gdyż odwieczna zasada stosowana w kulturze - wody/lustra w dalszym ciągu jest inspirująca. Proszę zobaczyć na efekt niebieskiej wody!

 Ja i Piotr w wodzie

Piotr w wirtualnej kąpieli

Potem wraz z Leszkiem i  Piotrem byliśmy w Lalalaa, gdzie spotkaliśmy Joasię, która opowiadała o podroży do Maroka i kupionych tam kaflach. Wieczór zakończyliśmy w Papryce na wieczorku  reggae, ale nie miałem aparatu. 

Następnego dnia fotografowałem w Gdyni-Orłowie! Na niebie pławiły się delikatnie burzowe chmury. Zwrociła moją uwagę metalowa "brama" donikąd nieopodal morza i działalność kibiców z Łodzi, której nie pochwalam.

 Brama

Ile zależy od koloru i jaką sprawuje on funkcję można zobaczyć na dwóch kolejnych zdjęciach. Zdecydowanie wolę motyw baneru i mola w wersji czarno-białej, który tworzy wizję bardziej prawdomówną, gdyż odwołującą się do tradycji fotografii, niż kolorowych pocztówek, jak to widzimy w pierwszej pracy.  Druga fotografia została opracowana przez K.K., za  co jej dziękuję! Widać tu rękę mistrza! Którego, to zależy od siły i sugestii interpretacji!
  
Inspiracja znanym zdjęciem A.L.

Inspiracja znanym zdjęciem A.L., [wersja druga z udziałem K.K.]


Napis kibiców z Łodzi, niestety!

To był bardzo udany wyjazd, ale fotografie nie potrafią tego oddać! A oto bohaterowie tej opowiastki. Na pierwszym zdjęciu "szeryf" z ZSP w Gdyni-Orłowie, komisarz konkursu, o którym niebawem na napiszę P.Z., na drugim K.J. Oba portrty w stylu najnowszej fotografii czeskiej z kregu V.B., z inspiracji P.Z.  Niestety zabrakło zdjęć innych uczestników mego pobytu w Trójmieście, przede wszystkim: L. Ż. i A.W. Nie zawsze aparat mam ze sobą!

 P.Z., fot. K.J.

K.J., fot. P.Z. 

poniedziałek, 13 czerwca 2011

"Dominik Figiel. Łódź na powiekach" (Galeria Kawiarnia, Łódzki Dom Kultury, 9-30.06.11)









Portrety intencjonalne


Zamyśleni, odkryci, nie do końca ujawniający swój stan psychiczny – to łódzcy poeci portretowani przez Dominika Figla. Pragną wyglądać dostojnie i pięknie, choć cała sztuka próbuje się sytuować poza tą kategorią estetyczną, uznaną za anachroniczną i skazaną na długotrwałe zapomnienie.

Co prezentują i jaki rys charakterologiczny rysuje się na ich twarzach? W interpretacji autora, gdyż każdy świadomy dokument jest oczywiście interpretacją, jawią się jako „zwykli”, przeciętni ludzie. Nie różnią się swym wyglądem od osób mijanych przez nas codziennie na ulicy... 

Dominik Figiel nie inscenizuje, nie narzuca własnej interpretacji, lecz otwiera się na współpracę z fotografowanym. W interesujący sposób dobiera tło, namawia na częściowe roznegliżowanie, poszukuje naturalności i prostoty ujęcia, jaką operował m.in. August Sander czy fotografowie rzemieślnicy w XIX wieku działający w ramach tzw. fotografii zakładowej, aby wymienić Walerego Rzewuskiego czy Awita Szuberta.

W tej prostocie ujęcia jest próba opisania przestrzeni między słowem a obrazem, który sprowadza się także do indywidualnej charakterystyki w postaci ukazanego pejzażu, arkad, pociągu, tramwaju, czy wnętrza domu. Powoduje to, że projekt jest otwarty i swobodny. Oczywiście nie jest skończony, gdyż trudno sfotografować wszystkich poetów! Ale, nie to jest najważniejsze. Bardziej istotne jest, że z perspektywy czasowej opisana zostaje, choć fragmentarycznie, przestrzeń kultury łódzkiej, co warto kontynuować, gdyż tylko projekty rozwijane w różnych, kolejnych topologicznych strukturach, jak prace Zofii Rydet z cyklu Zapis socjologiczny, mogą przetrwać w naszej historycznej pamięci. Pamiętajmy, że żyjemy w czasach, które charakteryzują się niewiarygodną wprost nadprodukcją obrazów, zwłaszcza fotograficznych.

Czy Dominik Figiel okaże się ważnym portrecistą w fotografii polskiej? Zobaczymy, w każdym razie wkroczył już na „właściwą” drogę.

P.S. Tytuł mojego krótkiego tekstu odnosi się także do metody interpretacji Romana Ingardena, a także "istnienia" dzieła sztuki w ontologicznym bycie, który chciała zniszczyć metoda dekonstrukcji. Zwracam także uwagę na kapitalny pomysł konfrontacji portretu z poezją oraz świetny tytuł ekspozycji, którą bardzo polecam. Autora zachęcam zaś do kontynuowania cyklu i rozwijania go w innych aspektach, dotyczących środowiska: malarzy, grafików, prozaików, czy fotografów, których teoretycznie jest bez liku. Wtedy być może powstanie wizualna i  topologiczna kronika artystycznej Łodzi.