Szukaj na tym blogu

środa, 28 stycznia 2009

Teksty o niczym, np. o Mikołaju Smoczyńskim


Po co publikować teksty o niczym? Nikt nie udzieli przekonującej odpowiedzi, ale takich tekstów jest wiele! Zbyt dużo, choć są nie do uniknięcia. Chcą zaistnieć autorzy, którzy nie mają za wiele do przekazania, a są na tyle znani w "środowisku", że bez problemu publikują swoje myśli. Taki jest tekst o Mikołaju Smoczyńskim (1955-2009) wybitnym artyście, mieszkającym w Lublinie, który pozostawał poza modami i koniunkturalnymi układami.

Szkoda, że tak prestiżowe pismo, jak "Obieg" publikuje tekścik, w którym autor pisał, że jechał na wystawę w Krakowie, ale nie dojechał(?!) i jej nie widział, etc. Nic z tego nie wynika. Pojawiły się głosy i maile, np. Janka Michalskiego, słusznie obnażające podejrzane postawy, jak w przywołanym tekściku z "Obiegu" o Mikołaju. No i następny tekst z "Obiegu" o wystawie Krzysztofa Zielińskiego w CSW w Toruniu. Cytowani są "wszyscy": R. Barthes, V. Burgin, S. Sontag (On Photography, jakby autorka nie wiedziała, że jest polskie wydanie). Czemu służą "podpórki" czy "zatyczki" w postaci słynnych teoretyków? Aby ukazać, jak "zdjęcia pełne są symboli i historycznych nawiązań". Niewiele z tego tekstu wynika, tylko tyle, że miał uprawomocnić zakup oraz przypomnieć, że artysta urodził się 40 km od Torunia! Nie ma żadnego porównania - ani do najnowszej fotografii polskiej, ani światowej. To dyskwalifikuje w moich oczach ten artykuł, jako tekst krytyczny. Poza tym, że wystawa ta w mej opinii składała się z różnych narracji fotograficznych - czeskich, angielskich, amerykańskich.

Ta jedna z ciekawszych pochodziła zaś od Eryka Zjeżdżałki, czego nie znalazłem w żadnych komunikatach czy omówieniach. Niestety, że nie zaznaczył tego sam autor - Zieliński, który dobrze znał Eryka. To zaś dotyczy kwestii innego rodzaju, a mianowicie ujawnienia swych inspiracji. Niewielu twórców na to stać! Zwróćmy też uwagę na fakt, ze Barthes jest cytowany w nieomal każdym tekście o fotografii. Dlaczego? A to już bardziej skomplikowana historia.

poniedziałek, 19 stycznia 2009

ms2 w Łodzi

Podsumowania! O Muzeum Sztuki piszą ci, którzy lubią ładne, białe ściany, kawiarnię i cieszą się z faktu, że mamy w Polsce pierwsze muzeum powstałe po 1945 roku! Podobnie cieszą się ci, którzy na łamach "Obiegu" czy "Arteonu" i innych periodyków wychwalają CSW w Toruniu. Także się cieszę, tylko przypomnę, że w Toruniu od maja 2008 do grudnia otworzono dwie wystawy, w tym jedną w ramach jakiegoś programu wystawienniczego. Druga - fotografii Krzysztofa Zielińskiego - była średnim czy przeciętnym importem z Berlina. Przecież utrzymanie takiego budynku kosztuje krocie! Podobnie jest w Łodzi. To, co oglądamy w ms2, jest znane i wielokrotnie w innym kontekście artystycznym było pokazywane od lat. Dlaczego więc najczęściej czytam zachwyty lub chybioną, jak w przypadku "Spamu" Łukasza Guzka totalną krytykę? Ci, którzy piszą tylko chwalebnie, niestety piszą na zamówienie, a Guzek a priori atakuje każdy projekt dyrektora Jarosława Suchana.

W "Arteonie" przeczytałem, że od 1998 do 2006 roku w Muzeum Sztuki nic się działo! Uważam, że to NIEPRAWDA, bo wystarczy przypomnieć tylko niektóre wystawy: Katarzyny Kobro, Aliny Szapocznikow, "Profil kolekcji 1996-1991", Edwarda Łazikowskiego, Zofii Rydet, Jana Saudka, Natalii LL i jej uczniów (zwracam uwagę, że na stronie www Muzeum Sztuki ekspozycja posiada błędny tytuł!!!) Zbigniewa Dłubaka, Karola Hillera, Jerzego Lewczyńskiego czy Erwina Olafa (2005). Przy okazji często publikowano bardzo ważne katalogi, których teraz się nie wydaje! Dlaczego?. Minęło już trochę czasu od powołania nowej dyrekcji (Jarosław Suchan) i nie znam ani tak poważnych wystaw, ani poza jednym (słownie jednym), katalogów. Poczekajmy jeszcze kolejne lata i dopiero wówczas ocenimy dokonania dyrektorów: Mirosława Borusiewicza i Jarosława Suchana, który otworzył nowy budynek ze starą kolekcją, w pozbawionym chronologii i ,moim zdaniem, w nieudanym kostiumie wystawienniczym.

O nowej kolecji w Łodzi napisałem na łamach lubelskiego pisma  internetowego "Kultura. Enter" tekst pt.Jak ukazać problemy sztuki XX wieku? Otwarcie ms2 w Łodzi.  

Zachęta w Lublinie (16.01.2009)

W Lublinie odbyła się promocja książki Sławomira Marca "Sztuka, czyli wszystko. Krajobraz po postmodernizmie" (Towarzystwo Naukowe KUL i Lubelskie Towarzystwo Sztuk Pięknych Zachęta, Lublin 2008).

Miło mi było dyskutować wraz z autorem i Marcinem Lachowskim o tej mądrej publikacji. Marzec upomina się w niej o przywrócenie sztuce takich pojęć, jak "bezinteresowność", "katharis", "pustka" (w znaczeniu buddyjskim), "wyjście" (w znaczeniu judaistycznym), a jest przeciw "grze" i cywilizacji konsumpcji. Przy okazji po raz kolejny mogłem zobaczyć, jak sprawnie działa miejscowa Zachęta, dzięki takim osobom, jak Waldek Tatarczuk, Zbyszek Sobczuk, Jola Męderowicz, czy wydawcy pisma internetowego magazynu o sztuce www.numer.art.pl Paulina Zarębska, Magda Linkowska i wspomniany Marcin Lachowski!

Szczerze gratuluję i popieram tę inicjatywę, gdyż z Zachętą łódzką nigdy w życiu nie miałem żadnego kontaktu... Ktoś nie uwierzy, mieszkam przecież w Łodzi. Ale nigdy nie byłem zaproszony na jakieś spotkanie, wykład, dyskusję, etc. Łódzka Zachęta jest martwą inicjatywą, w zasadzie nie ma jej w życiu publicznym(!) i nie wiadomo kto do niej należy. Popieram więc Lublin, także swoimi kontaktami ze światem fotograficznym.

Przy okazji nasunęło się wspomnienie o przedwcześnie zmarłym, najwybitniejszym artyście Lublina - Mikołaju Smoczyńskim (1955-2009), o którym postaram się napisać tekst krytyczny. Podsumowując: Lublin stał się prężnym ośrodkiem sztuki najnowszej, głównie z kręgu performance (galeria Kont) i nowych mediów, także dzięki Galerii Białej, która jednak dystansuje się od miejscowej Zachęty.

Bratysława (06.11.2008) - wykład o filmie eksperyemntalnym i wideo



POĽSKÝ EXPERIMENTÁLNY FILM
6/11/2008 o 11.00 (prednáška) Bratislava, Kinosála FF VŠMU. Svoradova 2
Prednáška filmového kritika a historika filmu Krzysztofa Jureckého

Pokaz trwał 4.30 minut(!) wraz z wykładem i komentarzem w języku angielskim. Takie było życzenie organizatorów. Było bardzo dużo młodych ludzi, nawet przyjechali z innego miasta, wraz z dr Wojciechowskim. To było bardzo pozytywne doznanie. Ciekawe, że widzowie nie zrozumieli filmu A. Kwietniewskiego "Krzyżacy" ("Dwa miecze"). Czyżby młodzież słowacka nie znała historii?