Szukaj na tym blogu

piątek, 26 września 2014

Magdalena Samborska. Anatomia niepewności (ODA, Piotrków Trybunalski, 13.09-12.10.14)

Artystka bardzo precyzyjnie zaaranżowała wystawę w Piotrkowie. Potrafi maksymalnie wykorzystać każdą przestrzeń galeryjną. Rzadko się to zdarza w polskim świecie artystycznym. Magdalena Samborska potrafi posługiwać się każdym medium, zaczynając od malarstwa, poprzez fotografię i wideo, a kończąc na modzie. Z tego obszaru wywodzi się jej sztuka. Realizując za pomocą metafory swoje przemyślenia na temat istnienia sprawnie przechodzi w inne formy sztuki aktualnej (konceptualizm, surrealizm, tradycja abstrakcji, pop-art). Czym jest ulotne istnienie czy bycie we współczesnym świecie? Trochę tradycją sztuki pierwotnej (kult Wielkiej Matki), trochę postfemizmem z jego walką z uwikłaniem, ale jest przede wszystkim konstruktem, często bez twarzy. Można chyba również mówić o tradycji Hansa Bellmera, który wpłynął na wiele różnych generacji. I w dalszym ciągu inspiruje swa mroczną wizją.

Jej twórczość nie jest łatwa, nie jest zabawna czy popularna w znaczeniu "popular culture". Nie chce być Lady Gagą, jak to wyznała np. w jednym z wywiadów znana malarka Ewa Juszkiewicz. Można tylko dodać; jeśli jakaś artystka chce się wzorować czy wręcz upodobnić się do roli  Lady Gagi, to sytuuje się nieświadomie na gruncie rozrywki, choć sprowadzonej do atrakcyjnego wizualnie wideo-clipu. Nie chcę się rozpisywać na temat Lady Gagi, bo nie warto, ale jest ona dla mnie słabą imitacją Madonny.



Wpisana w przestrzeń, 2002, fot. M. Samborska

Ta monumentalna realizacja jest niejako wizytówką artystki, ponieważ ujawnia potencjalną siłę kobiecości, ale co warto zauważyć, wyobrażenie to jest tylko formą ubioru, dodatkowo pozbawionego głowy. Czyżby z dawnej kobiecości pozostał tylko strój i związany z nim (domowy) rytuał?

Kościec tożsamości, 2012, fot. M. Samborska

Kobiecość, tym razem obnażona i zamaskowana ukazuje uwikłanie w codzienny rytuał "kury domowej". Ale przedstawienia niejednoznacznie odwołują się także, bo inaczej nie istnieją, do dawnej ikonografii, nie tylko chrześcijańskiej. Prace powstały pod wpływem teorii Judith Butler. Artystka (mail do K.J. z 25.09.14) skomentowała je w następujący sposób: "Tak się zastanawiam, czy nie ma w tej pracy próby zdystansowania się od feminizmu, ale to chyba na dłuższą rozmowę temat". Jest to dla mnie zaskakująca deklaracja. Zobaczymy w przyszłości, w którym kierunku rozwinie się jej sztuka. 

Kościec tożsamości, 2012, fot. M. Samborska

Pielesze, 2009

Kobiecość związana ze światem mody jest okaleczona, sztuczna i przede wszytskim tragiczna. To obnażony świat simulakrów, ukazany na tle teoretycznie bezpiecznego, tradycyjnego polskiego domu.

Wernisaż, fot. M. Marchewa-Marchlewicz

Od końca lat 90. artystka bardzo konsekwentnie pokazuje poczucie zmiennej kobiecości i czyhające na nią zagrożenia, zarówno wywodzace ze sztucznego świata mody, jak też tradycyjnej obyczajowości, która może gnębić. Tworzy swoiste murale na temat płynności życia. Te realizowane "in situ" w Łodzi na wielkich przestrzeniach kamienic są bajkami dla dzieci, formą komiksu, gdzie np. Artur Rubinstein wygląda jak Albert Einstein, ale nie ma to dla nikogo znaczenia, ponieważ w takiej formule rozrywki (jak u Lady Gagi) się to nie liczy. Czy nie za daleko odbiegłem od wystawy w Piotrkowie? Być może, ale jak patrzę na wystawy łódzkich artystów w znanych galeriach i muzeach w Łodzi, to zastanawiam się dlaczego promowani są oni przez ODA w Piotrkowie, a nie przez np. Muzeum Miasta Łodzi, którego poziom wystawienniczy w tym zakresie jest od wielu na tym samym poziomie - "od przypadku do przypadku".

Liturgia przedmiotu, 2007-2008, asamblaże, fot. M. Samborska

Liturgia przedmiotu, 2007-2008, asamblaże, fot. M. Samborska

Zachęcam do zapoznania się z ciekawymi i spójnymi poglądami artystami, które częściowo można przeczytać na jej stronie artystki. Magdalena Samborska jest dla mnie jedną z kilku najciekawszych artystek z kręgu postfeminizmu w Polsce, a może w Europie Środkowej. Dziwię się że na ekspozycjach takich jak  np. Corpus (Zachęta w Warszawie) nie pokazuje się jej prac. Ale do niedawna nie pokazywano też w stolicy np. Adama Rzepeckiego. Na szczęście sytuacja się zmieniła, Adam Rzepecki stał się klasykiem, co przepowiadałem ponad 20 lat temu.