Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Co nam wyjaśni koan?

Zapraszam w imieniu Tomka Sikorskiego na rzadką w świecie sztuki, nie tylko polskiej, wystawę poświeconą relacjom z inspiracjami (i nie tylko) Dalekiego Wschodu. Dlaczego zostali zaproszeni ci, a nie inni twórcy, tego dowiemy się w Radomiu. Jeszcze więcej być może poznamy 02.10 od godziny 10.00 na, jak napisał Tomek, prawdopodobnie pierwszej na świecie sesji teoretycznej poświęconej temu zagadnieniu. Problemowi niełatwemu do analizy, ale wydaje mi się bardzo ważnemu, jeśli znajdziemy wspólny język.

Wielu spyta - czym jest "koan"? Zagadką (czy czymś w tym rodzaju), którą zadają mistrzowie buddyzmu, aby sprawdzić "oświecenie" umysłu konkretnej osoby czy grupy uczniów. To bardzo ciekawe doświadczenie, jeśli ktoś miał okazję być na takim spotkaniu.

Z pewnością istnieje w Polsce grupa artystów, którzy wbrew modzie albo podążając za nią (!) praktykują różnego rodzaju praktyki dalekowschodnie, łącząc to doświadczenie z tradycją sztuki modernistycznej. Co z tego "wyrasta", jakie są "owoce" tego plonu? Częściowo zobaczymy w Radomiu. Piękny pomysł, dobrze że w końcu się zmaterializuje, choć tylko częściowo, gdyż taka jest ogólna zasada działania procesu twórczego.

Warto przeczytać wprowadzający do wystawy tekst Tomka Sikorskiego, adresowany był zarówno do uczestników tego ambitnego przedsięwzięcia, czyli artystów oraz krytyków i teoretyków, biorących udział w seminarium.  

p.s Finisaż ekspozycji 02.10.09 godz. 18.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Kilka słów o fotografii mody - Łukasz Ziętek





Fotografowanie mody jest istotne. W tym zakresie powstała już tradycja. Mamy mistrzów i autorytety. A w Polsce? Bardzo cenię w tej materii zdjęcia Tomka Sikory z lat 70. (np. dla "Skórimpexu"), które wcale się nie zestarzały.

Co mamy teraz? Wielką ilość dobrej, ale przeciętnej choć poprawnej produkcji, która we własnym świecie (czytaj sosie) szczyci się wielkimi osiągnięciami. Są jakieś konkursy, wystawy, wydawane są katalogi i czas mija. Lubię zdjęcia Magdy Wunsche, bardziej graficzno-komiksowy styl Szymona Świętochowskiego, niektóre prace Krzysztofa Kozanowskiego. Niewiele!

Nie mam przekonania i zaufania do fotografii, która z założenia ma czemuś służyć i coś reklamować, gdyż wykonujący usługę fotograf zazwyczaj ma niewielkie pole wolności twórczej. Ten rodzaj twórczości ma też swoje uwarunkowania i ograniczenia, z czego doskonale zdaje sobie sprawę np. Erwin Olaf. Czy za pomocą reklamy np. telefonu NOKIA można pokazać bardziej skomplikowane problemy tego świata? Pewnie, że można, choć nie widziałem takiej reklamy.

Ale chciałbym zaprezentować zdjęcia Łukasza Ziętka studenta z ASP w Gdańsku (licencjat fotograficzny), który jest osobą myślącą i co równie istotne, stworzył ciekawe zdjęcia, o których piszę. Dodać należy, że kolekcję ubioru pt. "What Will Be Will Be" zaprojektował Michał Szulc, modelką była Karolina Mikołajczyk.

Co wyrażają fotografie Łukasza Ziętka i z czym się kojarzą? Ktoś przesadnie porównał go do Chadwicka Tylersa z Nowego Jorku, który jest bardziej ekspresjonistyczny i skoncentrowany na portrecie. Prace Polaka są lekkie, swobodne, afirmatywne - powstaje pytanie wobec czego? Są, jak tego oczekuje się w tym typie fotografii - erotyczne, ale mają jeszcze coś - naturalny wdzięk, a to już bardzo dużo. Wyłamują się z nudy i sztampy, gdyż Łukasz ma swoją wizję, i co ważne, udaje mu się mówić własnym głosem w tym mocno skonwencjonalizowanym typie twórczości, jakim jest fotografia mody.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Lilla Szász "Razor's Edge" (2009) - najnowsza część projektu fotograficznego






Lilla Szász (ur. 1977) fotografka z Budapesztu, która już kilkakrotnie wystawiała w Polsce (festiwale w Krakowie, Łodzi, 6. Biennale Fotografii w Poznaniu) w ostatnich latach konsekwentnie pracuje i przygotowuje kolejną odsłonę większego projektu pt. "Razor's Edge" ("Ostrze brzytwy"), wcześniejsza nazwa "Desire". Pokazywała swe zdjęcia także na festiwalach w Madrycie i Kownie. Bardzo cenię jej dokonania.

Tym razem mogę oglądać kilkadziesiąt zdjęć, z których cztery pokazuję na blogu, poświęconych prostytutce Webrze i jej relacjom z dużo młodszym przyjacielem(!), który, o ironio, mógłby być jej synem. Autorka za pomocą subtelnych portretów oddaje nie tylko wewnętrzne życie swoich tragicznych bohaterów, ale próbuje je przeniknąć i zrozumieć. W tej fotografii nie ma cynizmu i manipulacji ludzkim życiem, choć trudno tego uniknąć! W związku z czym fotografuje wnętrze mieszkalne, detale, czasami "zdejmuje" ("balsamuje") martwe natury. Te ostatnie słowa mają tutaj swój dodatkowy wydźwięk.

W bardzo ciekawy sposób operuje kolorem, który nawiązuje do malarstwa barokowego z XVII wieku. Jest to o tyle istotne, że dotychczas cykl "Desire" miał wymiar tylko czarno-biały. Teraz jest bardziej malarski, także nostalgiczny a nawet tragiczny, choć dramat jest tu skrywany.

Jak zrozumieć wewnętrzny świat Webry, jak jej pomóc? Nad tym zastanawia się Lilla Szász. To bardzo trudny typ czy model fotografii, gdyż łatwo wszystko przejaskrawić, ironizować czy wręcz ośmieszyć i wypaczyć, jeśli fotografujący będzie miał tylko hedonistyczny i pasożytniczy stosunek do życia.

Chciałbym w 2010 lub 2011 roku pokazać cykl "Razor's Edge" w pełnej odsłonie w Polsce, najchętniej w Wozowni w Toruniu. Po to także, aby niektórzy zdolni polscy fotografowie mogli coś zrozumieć. Np. że wizja świata opierająca się na przedrzeźnianiu i ironizowaniu szybko się trywializuje i w końcu jest nieistotna. Ważniejsza jest postawa, jaką reprezentuje węgierska artystka, czyli wniknięcie w tragiczny świat, który można spróbować naprawić! Ale nie jest to oczywiście łatwe!

p.s. Tytuł "Webra" okazał się roboczy, właściwy to "Mother Michael Goes to Heaven", o czym piszę po konsultacjach z autorką.

p.s. [12.03.2010]
Dear friends, friends of photography,

Let me share this interview with you that Sara Rosen made with me on my latest series Mother Michael Goes to Heaven.

http://missrosen.wordpress.com/2010/09/10/lilla-szasz-interview-by-theresa-shehadeh/
I hope you will all enjoy it; it is always a pleasure for me to work with Sara!

Have a nice day and weekend!

Lilla


wtorek, 18 sierpnia 2009

"Balkon", 2008 (fot. K. Jurecki)



Czasami warto zamieścić własne zdjęcie, kiedy rozpoczyna się kolejna dyskusja o tzw. "śmierci fotografii", która po raz kolejny ożyje i zmartwychwstanie. Dlaczego nie będzie uśmiercona przez zombies czy kolejnego Terminatora? Wystarczy np. spojrzeć na ten ogród, który odżywa co roku albo przypomnieć sobie kult Dionizosa. Czy można przenosić cechy estetyczne z przyrody na fotografię? Tak, choć nie zawsze i nie do końca. Odbyła się kiedyś na ten temat nawet akademicka dyskusja między prof. Tadeuszem Pawłowskim a prof. Grzegorzem Sztabińskim.

Fotografia jako sztuka istnieć będzie dopóki działać będą artyści wierzący i poszukujący pluralistycznych wartości. Nie tylko traktujący to medium jako źródło zabawy, rozkoszy czy buntu. Wartości te istnieją w naturze, w człowieku i oczywiście w Bogu (bogach). Brzmi to oczywiście banalnie i jest truizmem.

Oczywiście w świecie art world'u dominuje od dawna postsztuka, której ojcem chrzestnym okazał się Marcel Duchamp. Ale nie przejmujmy się nim i jego kontynuatorami. Są jeszcze artyści, jest sztuka i sztuka-fotografia, przy całej umowności tego określenia.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Czytajcie Jana Michalskiego (galeria Zderzak)

Ci, którzy będą chcieli poznać zagadnienia krytyki artystycznej z pierwszej dekady XXI wieku najpierw trafią na portale takie, jak "Obieg", potem dotrą do magazynów drukowanych, jak "Arteon", "Exit", a być może do korespondencji, jak na razie prywatnej. Taką opcję wybrał Jan Michalski (galeria Zderzak), który, podobnie jak ja, nie zgadza się z "flekowaniem" uprawianym przez najmłodszą generację, określaną już mianem terminatorów i zombies. Oczywiście nie kopie się swoich, co widać w przypadku działalności krytyków-kuratorów. O ich działalności przeczytamy, nie tylko na łamach "Obiegu", same laurki. Z kolei oni rewanżują się zaprzyjaźnionym instytucjom, których reklamy migają po lewej strony ekranu "Obiegu". A innych trzeba wykończyć, zgodnie z zasadami rewolucji. Tylko jakiej? Rynkowej?

Co napisał Jan Michalski w tekście pt. "KRÓTKA HISTORIA KUBUSIA KRYTYKA" (sierpień 2009)? Oto fragment tekstu na temat jednego z krytyków młodej fali: "Szczyt koniunktury - lata 2006-2007 - to okres bujnego życia artystycznego: debiutanci odnoszą sukcesy, napływają nowi ludzie, media kierują jupitery na sztukę, a w kręgu świateł jupiterów pojawiają się twórcy mody – artyści i krytycy. Jest to okres szybkich lansów i ktoś taki jak Banasiak powinien był się pojawić, ponieważ było to na rękę największym graczom rynkowym. Przeznaczono mu pewną rolę - miał wziąć udział w nagonce. Jego blog "Krytykant" podłączono do największego portalu o nowej sztuce. Tak zaczął działać rynkowy agregat - krytycy, kuratorzy i kupcy wzajemnie siebie rekomendujący i wspólnie dokonujący sezonowych odkryć".

Zwrócę uwagę na jeden fakt. Obecna dekada jest pierwszą, w której tak mocno połączono rynek sztuki z krytyką artystyczną. Teoretycznie nie ma w tym nic nagannego, jeśli pisma czy portale o sztuce, wydawane za państwowe pieniądze nie będą prowadziły ukrytej gry rynkowej, polegającej na promowaniu tylko własnych artystów, których prace sprzedawane są przez ArtBazaar, jak ma to miejsce na łamach "Obiegu". O tym własnie zasygnaliował m.in. Michalski.

Gdzie czytać Jana Michalskiego? Powiem szczerze, że nie wiem, ale mam nadzieję, że opublikuje niedługo swoje teksty, gdyż bardzo często zgadzam się z nimi.

piątek, 7 sierpnia 2009

"Mała Wiera" (reż. Wasylij Piczuł , ZSRR, 1988)




W wakacyjny wieczór obejrzałem klasykę filmu rosyjskiego „Mała Wiera” [tytuł org. „Maleńkaja Wiera”, ZSRR, 1988 ) w reżyserii Wasilija Piczuła, ze świetnymi rolami: Natalii Niegody (Wiera), Andrieja Sokołowa (Siergiej), Ludmiły Zajcewej (matka), Yuri Nazarow (ojciec).

Dramat jest skryty, jak w powieściach Gogola. Ukazuje zwykły konflikt w socjalistycznej rodzinie między córką a ojcem, między przyszłym zięciem a niedoszłym teściem. Kluczowa w tym filmie jest postawa Wiery, która nie chce oskarżać ojca, tuszuje jego pijaństwo i przede wszystkim atak nożem na swego ukochanego. Film można odnieść także do każdej socjalistycznej, w tym polskiej rzeczywistości PRL-u i porównywać z wybitnymi realizacjami Kieślowskiego czy Holland.

Film w narracji jest spokojny, aktorzy ujawniają swoje wielkie możliwości odgrywania banalnego i pustego życia, które toczy się między pracą, domem i pijaństwem. Oskarżone zostało, choć skrycie, socjalistyczne państwo – ZSRR za brak kultury i łamanie życia rodzinnego. Socjalizm dał wolność, choć w klatce strzeżonej przez milicję i wojsko. Młodzież spotykała się na dyskotekach, aby potem bić się, gdyż była to, obok alkoholu, podstawowa forma rozrywki.

Wartość filmu polega na ukazaniu tragicznej miłości, która niszczona jest przez socjalistyczną rodzinę i jej moralność oraz arogancję Siergieja, niedoszłego pana młodego i niedojrzałość przyszłych nowożeńców, którzy nie mają perspektyw na własne mieszkanie. W tle głównym oskarżonym jest socjalistyczny modernizm – symbolizowany przez fabryki oraz zniszczone statki, nieczynne stocznie. Jest on jednak Molochem, który jak w filmie „Metropolis” Langa, choć w bardziej subtelny sposób, czuwa nad życiem, organizuje je, a tak naprawdę niszczy i pożera swe ofiary.

Film jest prawdziwy i okrutny w swym realistycznym przekazie – polecam przede wszytskim studentom szkoły filmowej, aby uczyli się nie na kinie Tarantino, a Piczuła.