Szukaj na tym blogu

czwartek, 13 października 2016

Dyplomy w Lubelskiej Szkole Fotografii. (03.09.2016). część I

Po raz kolejny spotkaliśmy się w Lublinie. Razem z Marcinem Sudzińskim, pod nieobecność Lucjana Demidowskiego, stanowiliśmy komisję egzaminacyjną rocznego kursu fotografii. Czego można nauczyć w ciągu roku? Okazuje się, że wiele czy nawet bardzo dużo, jeśli ktoś miał podstawy teoretyczne lub wychował się na sztuce. Dziś, jak nigdy wcześniej fotografowanie, a potem wykonanie poprawnego wydruku np. w formacie 30 x 40 cm nie stanowi większego problemu. Problemem jest natomiast świadomość, czego się pragnie, i jak to realizować, aby miało sens. A bez niego trudno o prace, które przetrwają np. 20 czy 50 lat. Większość fotografii przepadnie, innej alternatywy nie ma.

Poziom dyplomów był wysoki, i twierdzę wbrew malkontentowi, jakim jest dla mnie Wojtek Sienkiewicz, bardziej znany jako bloger (blog pt Obrazowy terroryzm, którego nie polecam, ze względu na wszechobecną nudę), niż fotograf.

Prace pokazuję w innej kolejności, niż były prezentowane/bronione w Lublinie. Ale nie jest to najważniejsze. W LSF jest sprzyjający klimat dla nauki fotografii. Co z tego pozostanie, a może stworzy się nowy styl LSF? Wszystko, no prawie wszystko jest w rękach, czytaj głowach, fotografujących. Potrzeba wytrwałości w czasach kiedy "wszyscy są fotografami" lub jak w Łodzi robotnikami (to taki kolejny niemądry pomysł około artystyczny, o którym nie warto pisać).

K.Jurecki analizuje dyplom Magdaleny Jung, o którym powiedziałem dużo "dobrego"

Sylwester Hawryl Kontra
Zdjęcia uliczne z Berlina wykonane średnim formatem za pomocą techniki negatywowej i pracy ciemni. jest to trudny rodzaj dokumentu, także na wielkość sprzętu, który trudno ukryć. Niektóre fotografie, jak pierwsza i ostatnia, robią duże wrażenie. Inne mniejsze. Ale brak rozpoznawalności miasta i określenia jego specyfiki, co jest niestety minusem. A wystarczyło stanąć koło Brandenburger Tor czy Hamburger Bahnhof i zrobić jedno trafne ujęcie. Ale jest tu potencjał na przyszłość. Jest to według koncepcji autora kontra wobec konwencjonalnej fotografii ulicznej i obiegowemu portretowi. A portret wymaga określonego skupienia i przede wszystkim koncepcji. 









Julia Dacka Ukryty gen
Rodzina historia kobiet opowiedziana w konceptualny sposób przez młodą dziewczynę, uczennicę liceum plastycznego - Julię. Dobry jest pomysł z pokazaniem "ulotnej" i niematerialnej już twarzy babci w negatywie. Ciekawe jest połączenie różnych twarzy, w układzie chronologiczno-biologicznym, na styk; co w rezultacie powoduje ich łączność i następującą po sobie kontynuację. Prawidłowe jest także plastyczne oświetlenie. Oczywiście ten pomysł należy kontynuować i rozwijać, także o inne media, np. nagrany głos czyli podążać drogą wskazaną przez Romana Opałkę, o czym mówiłem na obronie.


Katarzyna Józefacka Pozostałości
Autorka wykorzystała zdjęcia rodzinne, m.in. ze ślubu rodziców, ale celem było odszyfrowywanie istoty mamy, która szybko umarła. Dlatego Kataryna uprawia trochę fotografię magiczną, która ma dotrzeć do fantomu nieistniejącej osoby, pokazując w kolorze do pewnego stopnia "żywe" rekwizyty, na ile mogą być one ożywione. Jest to trochę koncepcja, jak z teatru Tadeusza Kantora, gdzie świat żywych przenika się z tym, który do pewnego stopnia odszedł, ale powraca. Czarno-białe zdjęcia z cieniem są jakby niematerialne i ulotne, jak nasze życie. Brakuje jednak zakończenia czy podsumowania, chyba, że praca jest kontynuowana. Innym wyjściem byłoby jej pokazanie w formie koła, elipsy, sugerującej nieustanny powrót i trwanie określonego stanu psychicznego.   











środa, 28 września 2016

Ryszard Czernow. Martwe z natury, galeria FF w Łodzi, (09.09-24.09.16), kurator Magdalena Świątczak

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Niedawno oglądem Bogactwo w warszawskiej Zachęcie, które niestety okazało się "intelektualną biedą"; prawie we wszystkich wymiarach interpretacyjnych. No może poza niektórymi, bo były tam też ciekawe prace, ale zestawione, tak, że z reguły traciły na swym znaczeniu. Wystawa bez pomysłu, więc szkoda słów na dalsze pisanie.

W galerii FF w Łodzi maiła miejsce ekspozycja prac Ryszarda Czernowa pt. Martwe z natury (09.24.09.) z pokazaniem kilkudziesięciu własnych wydruków formacie kwadratu: 38 cm x 38 cm. Miałem przyjemność napisania krótkiego tekstu do katalogu, który zamieszczam poniżej. I mam przyjemność znać autora prac od około 2007 roku. Te prace są moim zdaniem najlepsze z jego dotychczasowego dorobku fotograficznego. Montaże pokazane w Łodzi trzymają się określonego nastroju i stworzyły określoną narrację, o tym co przemija lub ginie. Bez zgiełku, w cichości. Oglądaliśmy tez resztki po naszej cywilizacji.

Temat post(po)apokalipsy jest bardzo popularny, jeśli nie nadużywany. Ale Czernow nad swymi montażami pracował kilkanaście lat, wiec w jego przypadku nie jest krótka "przygoda", tylko próba pokazania istoty sprawy, co jest zadaniem karkołomnym. Wiele z tych realizacji dzięki panowaniu nad artystyczną materią i jej umiejętnemu kształtowaniu, w tym kolorowaniu i deformowaniu oraz stosowaniu perspektywy kulisowej bardzo mi się podoba, gdyż nie pasuje do tego, co stereotypowe i powszechne w technice cyfrowej.

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

03.10.16 w Częstochowie będziemy o nich publicznie dyskutować na spotkaniu RCK organizowanym przez Sławka Jodłowskiego.


Przed czy po katastrofie?
Ryszard Czernow w swych fotomontażach realizuje określone pomysły od kilkunastu lat. Nie podążają one za modnymi tematami lecz istnieją we własnym teatrze zdarzeń przenikniętym okruchami przyrody, śladami istnienia  i oczywiście wyobraźni, która łączy wszystkie te elementy.
Resztki przyrody, skamieliny istnienia
1)      Resztki natury?
Fragmenty skał, na nich owady, gady czy pajęczaki, istnieją w wypreparowanej przez artystę prywatnej przestrzeni podobnie, jak motyle w zbiorze zoologa lub dość chaotycznie zbierane znaczki w klaserze kolekcjonera. Widzimy niepokojące fragmenty świata, który w miarę oglądania coraz bardziej oswajajmy, gdyż nie ma w nich definitywnego końca czy zakończenia.
Ale musimy się zastanowić, dlaczego oglądamy „resztki” natury i zmutowane szkielety? Życie chyba jeszcze istnieje, lecz transformuje w różne niezwykłe formy, jak po katastrofie atomowej. Wszystko to uczynił sam człowiek, który postawił siebie w miejsce Boga. Jednak oglądane płaskie kompozycyjnie obrazy przywołują wyłącznie skojarzenia  postapokaliptyczne, choć bez bliższych konotacji religijnych.
Oczywiście wszystko jest tu kreacją, do pewnego stopnia bardzo sprawną iluzją, ale w tej przestrzeni artystycznej jest też zawarta przestroga. Widzimy np. dziwny szkielet zawieszony między ludzką i zwierzęcą realnością istnienia a filmem z kręgu sciene-fiction, by przypomnieć tylko Prometeusza (2012) Ridleya Scotta. Oczywiście zawsze pojawia się niebezpieczeństwo banalizacji trudnej apokaliptycznej problematyki.
2)      Rozbite lustro, klucze…
Inna grupa prac zestawia dwa fragmenty skały z zgubionym(?) pękiem kluczy, talerz z pieniędzmi i rozbite lustro. Czy są to metafory niosące ze sobą optymizm, czy też przeciwnie – tylko pesymizm? Myślę, że ich przesłanie jest podobne, gdyż są one pełne niepokoju, chociaż pewien spokój wynika z zastosowanego układu kompozycyjnego, który tym razem jest zrównoważony.
3)      Przenikająca się twarz
Kolejnym pojawiającym się motywem, tym razem bardziej znanym z tradycji np. fotografii Edwarda Hartwiga czy nawet Waldemara Jamy, jest głowa manekina. Jest ona częściowo ożywiona, w graficzny sposób przenika się z różnymi organicznymi formami, także z liśćmi. Manekin był w dwudziestym wieku i jest w dalszym ciągu bardzo pojemnym rekwizytem, zawierającym w sobie m.in. problemy sztucznego życia i stworzenia fantomu człowieka
4)      Co po nas zostanie?
Mam nadzieję, że po naszej cywilizacji technicznej XX i XXI wieku nie postanie jedynie telefon komórkowy i komputer, jak sugerują to niektóre prace Czernowa. Wiele uczynić mogą artyści, o ile nie uwierzą w wyczerpanie i koniec sztuki. W jednej z prac Czernow ukazał motyw butów, które, oczywiście za sprawą van Gogha, są metaforą wędrówki przez życie.  
5)      Skorpion i motyl jako znaki umierania?
Ostania grupa prac odnosi się do motywu śmierci, jaki symbolizuje skorpion lub krótkotrwałego, szybko przemijającego życia, jak to ma miejsce w przypadku motyli.  W jednej z prac skorpion doskonale zharmonizował się z formą zawartą w strukturze liścia, tak jakby wpisywał się w samo życie, pozbawiając je nadziei.
Graficzna forma prac
Warto zwrócić uwagę na wyrafinowany styl prac, który w tym przypadku jest zdecydowanie bliższy tradycji grafiki i montażu, niż klasycznej fotografii akcentującej związek z perspektywą i czasem. Zwraca też uwagę malarska i zrównoważona kolorystyka. Fotomontaże Czernowa istnieją poza realnym czasem i poza określoną przestrzenią.
Czy w tych pracach jest choć odrobiona wiary i optymizmu? Nadziei na ocalenie i istnienie? Tworzenie i jednoczesne ostrzeganie jest także próbą zmiany prognozowanej sytuacji.
Nieustannie istniejemy w permanentnej katastrofie. Posiada ona różne natężenia i wymiary. Ale oczywiście w każdej chwili może nastąpić ostateczna i nad nią trzeba się koniecznie zastanowić, aby nie było za późno.

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury


Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury

Ryszard Czernow, Martwe z natury


czwartek, 18 sierpnia 2016

Marek Lalko. Dekonstrukcja Archiwum (zestaw 1). Przyjęcie 12 zdjęć do kolekcji Krzysztofa Jureckiego (lipiec 2016)

W ubiegłym roku od Marka Lalko otrzymałem w przesyłce pocztowej sto kilkadziesiąt fotografii. Artysta z Zielonej Góry, gdzie nie byłem od 1996 roku, obdarzył mnie i kilka innych osób dużym zaufaniem. W ten sposób rozpoczął akcję Dekonstrukcja archiwum. Do swojej kolekcji wybrałem, te zamieszczone poniżej, w ilości jedenastu. Nie są to fotografie "przełomowe", ale ciekawe, gdyż pokazują, jak lokalnie można realizować twórczość portretową, która już jest ważna dla lokalnej historii oraz wykonywać bardziej uniwersalne pejzaże oraz swoiste scenki rodzajowe.

Podział archiwum. (Ja otrzymałem zestaw siódmy)

Zaczęło się od maila M. Lalko z 14.07.2015:

"Dzień dobry,
Chciałem panu przesłać paczkę,
czy mogę prosić o podanie jakiegoś adresu korespondencyjnego (może być instytucja )
z Pozdrowieniami"

Odpowiedziałem:  " [....] p.s. zajmuję się teraz bardziej malarstwem. [....] Co ja mam robić z tymi fotografiami, które mi pan przysłał? I co po? Jaka jest intencja? [....] Czyli wziąłem udział w akcji "Dekonstrukcja..." Prac, które mam są różne. Najlepiej "widzę" portrety."





10.04.16 M. Lalko napisał mi: "Dekonstrukcja archiwum to akcja przekazywania fotografii, dawania im nowego kontaktu i kolejnej reprodukcji dokonującej się w oczach odbiorcy, takie małe prywatne wystawy (może to tylko efekt działania mojej wyobraźni) nie liczę na nic.

Pierwszy set to 11 zestawów. Poleciały w Polskę i nie mam pojęcia jaki jest ich dalszy los,
na pewno dotarły do 4 osób w tym do Pana."
Piękny gest, cenię takie. Fotograf na nic nie liczy nic nie chce!!!! To rzadkość w dzisiesjzych czasach.

Portrety z duszą 

Leszek Krotulski, 2012

Postać pewna siebie, może z niepokojem i zaciekawieniem patrząca w przyszłość. Profesjonalnie wymodelowana przez światło głowa, może trochę niewłaściwie "ułożone" palce lewej dłoni, może?

Szmaja, 2012

Płaskie i ciemne tło stworzyło monumentalną, rzeźbiarską pracę. Ta twarz to prawie głowa cesarza Konstantyna, oczywiście dla znających sztukę rzymską.

Ania, 2012

Ale czasami można fotografować urodę i naturalne piękno. Do tej fotografii bardzo dobrze "zakomponowano" ręce, jak ustanowiono portretowaną.

Jacek Jaśko, 2012 

Portret trochę w stylu Cameron, wiele sugeruje czy wręcz opowiada o fotografowanym. Zwraca uwagę melancholijny wyraz twarzy i zaakcentowanie profesji portretowanego.

Paweł Janczaruk, 2012

Portret bardzo ekspresyjny, jak u młodego Witkacego. Wiele mówi o portretowanym i jego charakterze? Bardzo ciekawie układa się tu światło w górnej części kompozycji

P.S. Do kolekcji przyjąłem także wielce mówiący  portret Wojtka Kozłowskiego - "wielkiego" dyrektora małego BWA w Z.G., który w 2016 roku nie odpowiadał mi na maile, co jest cechą "wielkich" dyrektorów zwłaszcza.

Wojtek Kozłowski, maj 2012

Intymne pejzaże 

Co myśli o fotografii Marek Lalko? Kto jest dla niego istotny w historii i współczesności fotografii? Tak mi odpowiedział w mailu (26.07.16): 

"W nawiązaniu do pytania kto jest istotny - z jednej strony A. Sander…
Z drugiej Aget, potem Egelston, Frank, Moriyama, Teller by dalej lądować w ramionach Birgusa, od którego na herbatkę do Wojciecha Zawadzkiego pogadać o Konopce. Skończyć dzień z Egelstonem przy lampce wina rozmawiając o nowych pracach Petera Frasera, a rano ruszyć z HCB w poszukiwaniu ulotnego.
Rzadko wymyślam fotografię, przeszukuję codzienność i odkrywam,  zawsze jest coś nowego… 
Fascynująca codzienność i ulotność chwili.
Obecność człowieka i to, co po sobie zostawiamy, przypadki nieświadome swojej wartości wizualnej. Istotnym dla mnie elementem jest praca w ciemni i ponowne odkrycia życia toczącego się w negatywach, bezprecedensowych świadkach chwili." 
W tych niebanalnych pracach dostrzegam różne wpływy. Można chyba mówić o eklektycznym stylu M. Lalko. Trochę Andrzeja Lecha, trochę Bogdana Konopki, trochę innych poetyk. Ale zasadniczą cechą jest dla mnie ukryty, np. w chmurach, linii, napisach, niepokój. Nostalgia i radość z przeżytej chwili korespondują ze zdziwieniem napotkanym domem, rzeźbą w muzeum, ludźmi, którzy są małymi figurynkami w tyglu życia. To także fotografie o samotności w mieście, jak jak i na łonie natury. 

Londyn przedmieścia, maj 2010

Kopenhaga, 2010

Kopenhaga, 2010

Londyn Tate, maj 2010
Kopenhaga, 2010

Kopenhaga, 2010


P.s. Dziękuję M. Lalko za zaufanie i wspaniały dar, który trafił do mojej kolekcji. co stanie się z innymi zdjęciami, jakie mam od M. Lalko? Będę je oddawał w "dobre" ręce. Kilka fotografii otrzymał niedawno Tomek Sobieraj. Ale wcześniej może kogoś namówię na pokazanie tego znikającego archiwum?

środa, 20 lipca 2016

Krzysztof Jurecki, Martwa natura z rogami(?), 2016

Małe a cieszy. Tak można spojrzeć na rzeczywistość w skali makro. Czy widać w niej tylko fragment /detal świata, a może także jego przeszłość, czy również przyszłość? W jakim celu malarze holenderscy malowali swoje  martwe natury, czy tylko ku uciesze oka i duszy? Co pragnęli przekazać współczesnym....? Oczywiście wiele wiemy na ten temat. Była to sztuka metafizyczna, ale mocno zakorzeniona w realnym życiu, 

Martwa natura jako temat klasyczny, choć modernizowany, posiada w dalszym ciągu ogromny potencjał artystyczny. Dla mnie istotną rolę odgrywa światło i jego odbicia. Światło jest kluczem do przezwyciężeni ciemności, jest nadzieją na życie i nieśmiertelność.

K. Jurecki, Martwa natura z rogami(?), 2016

Jak powstało to zdjęcie? W dużej pestce przeznaczonej do sadzenia, która długo stała na parapecie okiennym, dostrzegłem zupełnie inną rzeczywistość i realność. Wówczas sięgam po aparat fotograficzny. Oczywiście praca jest nieznacznie "przerobiona" w programie graficznym, tak aby uwypuklić formę słoika i pestki oraz spróbować połączyć ją z niematerialnym (dla mnie) światłem. Zaskakującym elementem są tu ironiczne dla mnie "rogi". Takie zdjęcia wykonuję przede wszystkim dla siebie. Bez pretensji do bycia "artystą", bez pretensji do tworzenia "sztuki". Ale nie jest  to dominujące "pstrykanie" według proletariackiej zasady "każdy jest fotografem". Fotografia wymaga bowiem namysłu, dlatego nie każdy jest fotografem, co najwyżej fotografującym.

p.s. Wczoraj albo dziś licznik na moim blogu pokazał 300 000 tysięcy wejść. To skromny jubileusz, zważywszy, że piszę niedużo 2- 3 posty miesięcznie. Jak mawiał Zyga Rytka "jedziemy dalej".

środa, 6 lipca 2016

Zdzisław Pacholski, wystawa "Rekwizyty Atrybuty", 2016

KŁOPOTLIWY KRAJOBRAZ, 1979

Trwanie, 1982

Ekspozycja pokazana w  Bałtyckiej Galerii Sztuki, CK 105 (17.07 do 07.08. 2016) pokazuje 26 prac z końca XX wieku. W komunikacie prasowym do ekspozycji czytamy: " Część z nich została pokazana na I Ogólnopolskim Biennale Fotografii Socjologicznej w Bielsku-Białej w 1980. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce pierwsza próba pokazania „Rekwizytów” miała miejsce w Teatrze Propozycji Dialog w Koszalinie w 1983. Jednak wystawa została ocenzurowana i zamknięta. Cykl przez całą dekadę lat 80. I 90. był pokazywany zarówno w drugim obiegu kultury w Polsce, jak również za granicą. W połowie drugiej dekady XXI wieku nastąpił renesans lub też „ponowne odkrycie” prac z tej serii naznaczone pokazem w Muzeum Sztuki w Lublanie (w ramach międzynarodowego biennale fotografii), Muzeum Narodowym w Szczecinie a w roku 2016 w Galerii Miejsce Sztuki w Świnoujściu. [...] Seria prac „Rekwizyty-Atrybuty” jest świadectwem dekady lat 80. i choć jest to propozycja osobna (może najbliższa postawie grupy Łódź Kaliska) w pewnym stopniu wpisuje się w sztukę neoawangardy polskiej tworzonej m.in. przez Pawła i Przemysława Kwieka, Zofię Kulik, Teresę Murak, Ewę i Andrzeja Partuma, Andrzeja Lachowicza jak również w nurt polskiej fotografii socjologicznej oraz fotografii reporterskiej. W samym Koszalinie Pacholski miał przyjaciół artystów z kręgu neoawangardy - Andrzeja Ciesielskiego i Stanisława Wolskiego. Nurt neoawangardy, któremu bliska była fotografia i film, charakteryzowała także silna postawa niezależna, dla której wzorem była łódzka Kultura Zrzuty.

Magma, 1986

Homo Memor, 1986

Są to prace  bardzo ważne, wiele mówiące o absurdalności życia i swoistej sytuacji "bez wyjścia", w której owo wyjście każdy musiał jednak odnaleźć. Wyjątkowość tych realizacji polega na tym, że bardzo świadomie odwołują się do kilku metod fotografii: reportażowej, tzw. socjologicznej, ale także psychologicznego portretu, w typie Krzysztofa Gierałtowskiego oraz polskiego plakatu tego czasu. Plakat polityczny istniał w latach 80., nie tylko dzięki Romanowi Cieślewiczowi, który mieszkał w Paryżu, ale dzięki twórcom polskim. Przypomnę tylko świetny plakat Rafała Olbińskiego do filmu Andrzeja Wajdy Człowiek z żelaza (1981), aby przybliżyć problem. 

Czyli prace Pacholskiego są bardzo istotne, ponieważ w twórczy łączyły w sobie postulaty nie tylko fotografii, ale plakatu, czy też w szerszym kontekście teatru i filmu. Ale fotografia była tutaj zasadniczym medium, umożliwiając syntezę i wiarygodność przekazu, który mógł być karykaturalny lub groteskowy. 

Fotografie te można sytuować  szerokim nurcie Kultury Zrzuty, ale nie łączyłbym ich bezpośrednio tylko z Łodzią Kaliską, ponieważ są one bardziej  plakatowe i nieraz z przesłaniem dokumentalnym (Kłopotliwy krajobraz), co występowało np. w twórczości Grzegorza Zygiera. Jedna z jego prac wystawianych na Znaku krzyża (1983) przedstawiała np. kapliczkę z krzyżem na tle kombinatu w Nowej Hucie.

Pamiętam ciekawe performensy fotograficzne Zdzicha Pacholskiego przeprowadzane w Łodzi w 1986 roku na sympozjum Światło ciszy. Potem udział w tak ważnych wystawach, jak Postawy (Galeria Wschodnia w Łodzi, 1986) oraz Polska fotografia intermedialna lat 80-ych (BWA Poznań, 1988). Czas, aby trafiły one do kolekcji publicznych i prywatnych.

P.s. Bardzo ważnym miejscem dla fotografii polskiej lat 80. i 90. była Mała Galeria ZPAF Marka Grygla, gdzie odbyły się dwie wystawy Zdzicha: Dotknąć to uwierzyć (1986) i Próba kiczu (1989).

Keep Together, 1982

Keep Together, 1982

King Size, 1984 

Nasłuch wnętrza, 1985

Partytura, 1983

Scena i audytorium, 1979

Zadawanie bólu bierze się z obsesyjnej wiary  w możliwość zmiany czegokolwiek, 1985