Szukaj na tym blogu

czwartek, 17 grudnia 2009

Marek Janiak mydli oczy. Tylko komu?


04.12.09, czyli prawie na Mikołajki w "Gazecie Wyborczej" opublikowano w dziale "Męska muzyka gra co piątek" wywiad z Markiem Janiakiem z Łodzi Kaliskiej pod jakże znamiennym tytułem Niech sczezną mężczyźni - pierdołowate pomyłki natury. Znaleźliśmy się w ten sposób nie w dziale kultury, tylko w dziale "męskim", w którym być może niedługo powinna także wypowiadać się Katarzyna Kozyra, tworząca "męskie" prace na temat kastracji. Zresztą w podobnym duchu, (choć programowo bez ducha), jak Łódź Kaliska. Granice ulegają zatarciu, podział na męskie i żeńskie staje się czasem bezpłciowy.

O czym mówił w rozmowie z Wiolettą Gnacikowską Marek? Powtarza od lat te same stereotypy, czasami popada w sprzeczności, gdyż raz na początku rozmowy z "GW" walczy z tradycją romantyzmu, kiedy indziej zaś mówi o romantycznym i pięknym przedstawianiu kobiet. Ale niewiele ma powiedzenia na temat sztuki czy fotografii i tu skrywa się prawdziwy dramat! Nawet takie określenia, jak "sztuka" nie padają, czyli artysta znalazł się poza nią, na bezdrożach postsztuki.

Co widzimy na okładce "GW"? Zdjęcie Łodzi Kaliskiej obok twarzy Romana Polańskiego. Chodzi o sensację i tylko o nią, gdyż takie zestawienie mówi samo przez siebie (per se). Marek Janiak został takim samym towarem reklamowym, jak Polański, różnica polega tylko na tym, że za zdjęcie słynnego reżysera wychodzącego z więzienia miano płacić ok. 500 tysięcy dolarów, ale nikt chyba go zrobił, mimo, że na "towar" czatowały watahy paparazzich. Twarz Marka jest zaś jak na razie darmowa, więc pozostaje tylko nadzieja w goliznach pań klonowanych przez Łódź Kaliska.

W wywiadzie znajdziemy wypowiedzi Marka o operacji plastycznej, siwiźnie czy łysych facetach, ale najciekawsze są sformułowania o szczęściu. Wypowiedź jest tak głęboka, prawie w duchu platonizmu, że zacytuję ją w całości bez komentarza.

"Wioletta Gnacikowska: Kiedy jesteś szczęśliwy? M. Janiak: - Gdy dzieci są szczęśliwe. Jak mam satysfakcję, że coś się udało w sztuce, miłości, seksie czy projektowaniu. Kiedy mam satysfakcję intelektualną z błyskotliwego skojarzenia albo zgrabnego dowcipu. Kiedy coś dobrego dzieje się w Łodzi, a nawet gdy polscy sportowcy zdobywają medal. Jak w czasach Kazimierza Górskiego polscy piłkarze zdobywali mistrzostwa olimpijskie, wtedy byłem szczęśliwy. Jak wszyscy".

Komu poza sobą Marek mydli oczy? Tym wszystkim, którzy w ostatnich wystawach Łodzi Kaliskiej doszukują się czegoś intrygującego czy istotnego. Jest to prawdziwa, nie zaś postulowana, jak w latach 80. "sztuka żenująca".

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Może Pan Marek nie mydli sobie oczu? Efekt „świadomego kiczu”, to bezpieczna strategia zaistnienia artysty na scenie, gdy nie ma nic ciekawego do powiedzenia, a jednak koniecznie chce się przypomnieć publiczności.
W przypadku takiej taktyki można odesłać nieprzychylną krytykę z uprzejmym zapewnieniem, że to taki postmodernistyczny zgryw, nic na serio... a tymczasem praca wisi w galerii, twórca udziela wywiadziku dla gazetki. I o to właśnie chodzi, o artystyczny lans! A dokładnie w przypadku Łodzi Kaliskiej: o fabrykowanie mitu grupy artystycznej. Przy takim założeniu można zadowolić się tym, że się jest znanym, z tego, że się jest znanym, byle wieść medialnie niosła, że Kaliska, no i że artystycznie oczywiście….
Tak więc, być może Pan Marek wie, co robi? I niczym dobra reklama, która nie mówi bezpośrednio prawdy o produkcie który reklamuje, przemilcza celowo w wywiadzie temat sztuki i fotografii artystycznej?

Krzysztof_Jurecki pisze...

Tak, to reklama, aż nazbyt reklama i tylko reklama. A jest ona ładnie zapakowanym produktem, w którym nic wartościowego nie ma! Nie ma też buntu, który był znakiem (towarowym chyba?) Łodzi Kaliskiej przez całe lata.