K. Jurecki oraz Ł. Ziętek (z prawej)
Przypominam jeszcze raz o pracy Konrada Pitali, o której już pisałem na blogu. Dyplomy w Gdańsku okazały się bardzo wszechstronne - od pracy interaktywnej i konceptualnej, poprzez fotografię mody i komiks, do realizacji o charakterze filozoficznym, na ile jest to możliwe na tym etapie edukacji i dojrzewania psychicznego.
Prace Łukasza Ziętka
Najbardziej spójny i skończony cykl przedstawił Łukasz Ziętek, o którym już kiedyś pisałem na blogu. Jego sesja mody, obok konwencjonalnych lecz niezwykle estetycznych ujęć, zawierała w sobie zapośredniczenie przez medium wideo. Powstały relacje między obrazami pokazującymi historię bez istotnej narracji, w której liczyła się atmosfera stworzona przez fotografa - lekka, przyjemna i uwodzicielska. Oczywiście nieprawdziwa, ale nie o poszukiwanie prawdy chodzi w tego rodzaju przekazie. Fotograf wyszedł jednak poza stereotyp eleganckich prac w kierunku symbiozy mediów, a więc przekroczył zasadę autonomii fotografii.
Zdjęcia Sylwii Adamczuk
Bardzo wysublimowany przekaz prywatny, odnoszący się do własnej fizjologii wzroku oraz kontaktu z nowym miejscem zamieszkania przedstawiła Sylwia Adamczuk. Jej praca trochę raziła monotonnością, ale z premedytacją trzymała się raz wyznaczonych reguł. Ten rodzaj tableau działał jak monumentalny obraz, który poszukiwał i znajdował fragmentarycznie utajoną w codziennej widzialności formę.
Prace nawiązujące do estetyki Jerzego Lewczyńskiego i Wojciecha Prażmowskiego, a koncepcyjnie także do Christiana Boltanskiego, pokazała Zofia Błażko. Zastosowała specjalny rodzaj spreparowanej oprawy, która nadawała pracom znaczeń malarskich. W ten sposób artystka ukazała własną historię rodzinną, w której zatraca się tożsamość. Przynajmniej dla niektórych odbiorców.
Fotografie Zofii Błażko
Własną historię rozstania, tęsknoty za bliską osobą pokazał w formie filmowej na podstawie fotografii oraz fotografii w fotografii (ta praca była znacznie ciekawsza) Janusz Miller. Inny wyraz zdjęć rysował się z daleka, a zupełnie inny z bliska, gdyż każda fotografia zawierała w sobie miniaturki innych zdjęć możliwe do zobaczenia tylko z odległości kilku centymetrów. Przypomniało mi to zasadę stosowaną przez Krzysztofa Cichosza od końca lat 80. XX wieku. Artysta świetnie zapanował nad formą nadając jej prywatny i mimo wszystko lekko ironiczny wyraz. Trudno określić taki rodzaj pracy - dokument, inscenizacja, zdjęcia bliskie reklamy, gdyż zacierają się znane granice.
Prace Janusza Millera
Do medytacji, problemu buddyjskiej "pustki" i "formy" oraz percepcji wizualnej w typie zachodnim i, co ważne, dalekowschodnim odwołała się Monika Lotkowska. Cała realizacja składająca się ze zdwojonych obrazów (jak to stosuje np. Ken Matsubara z Tokio) mogła być oglądana zarówno od lewej, jak i od prawej strony. Opierała się na skontrastowaniu widoku ciała z siłą natury. Ale czasami uzyskane obrazy okazały się zbyt hermetyczne.
Prace Moniki Lotkowskiej
Udana była także konceptualna praca Adama Tylickiego na temat czasu i jego bezpośredniego przełożenia w fotografii. Powstały dwa wielkie minimal-artowskie czarne obrazy, w których umieszczono i podświetlono wywołane "negatywy czasu" bez zarejestrowanego obrazu, pokazujące jedynie "sekundy wywoływanego negatywu" oraz jego odbitki - oczywiście idealne czarne, doskonałe w swej istocie.
Zdjęcia Adama Tylickiego
Prace o charakterze "poezji wizualnej", odnoszące się do własnej osoby, skutecznie maskujące w niej prywatne mitologie pokazała Kamila Rondo, która na każdym ze zdjęć stosowała tajemnicze opisy numerologiczne. Z premedytacją bardziej skrywała niż odkrywała zawarte w nich znaczenia.
Zdjęcia Kamili Rondo
Nowej formy komiksu fotograficznego poszukuje Małgorzata Różalska. Stworzyła bardzo długą historię, która opracowana została na podstawie dialogów sfotografowanych w środowisku teatralnym. Zdjęcia były następnie zgrafizowane i sprowadzone do charakteru rysunku. Realizacja zaistniała w postaci wystawy i bardziej naturalnej - książki fotograficznej. Metoda zastosowana w tej realizacji przypominała mi film Sinn City (2005), który jest przykładem, że gry komputerowe i komiks tworzą nową medialnie historię kina(?), tylko do kogo jest on adresowany? Chyba do młodzieży. Mnie ten film zupełnie rozczarował, choć cenię inny w tym rodzaju poszukiwań - Persepolis (2007).
Fotografie Małgorzaty Różalskiej
Do tradycji awangardy międzywojennej, ale przede wszystkim do dorobku Zbigniewa Dłubaka (cykl Asymetria), sięgnął Remigiusz Ratajczak. Jego realizacje pokazały, że w dalszym ciągu można odwoływać się do tradycji awangardowej, choć grozi to formalizmem i eklektyzmem. Jednak ryzyko czasami trzeba podjąć!
Zdjęcia Remigiusza Ratajczaka
I na zakończenie kilka prac Małgorzaty Babinek, które miały według zamierzeń autorskich kontynuować dokonania fotokolażowe Zofii Rydet, ale w akcie twórczym zdecydowanie przesunęły się w stronę ilustracji bliskiej w myśleniu o obrazie, jakie prezentuje Ryszard Horowitz. Nie jest on moim ulubionym artystą. Niestety ciągle jeszcze oddziałuje na młodych i nie tylko młodych twórców. Zobaczymy, jak będzie w tym roku na Cyberfoto?
Prace Małgorzaty Babinek
Gdybym miał wybrać trzy najciekawsze dyplomy, to wskazałbym oczywiście na Konrada Pitalę, Łukasza Ziętka i Sylwię Adamczuk. Wszyscy oni posiadają w bardzo dużym stopniu świadomość fotografii i dziedziny, w której działają. W wielu polskich szkołach fotograficznych uczy się przede wszystkim opanowania narzędzia i na tym kończy się edukacja. Kształci się więc operatorów aparatów lub programów graficznych. Niezbędny jest zaś szeroki zakres wiedzy z dziedzin humanistycznych z filozofią i filozofią sztuki włącznie. Dlatego poziom polskiej fotografii jest mniej więcej taki sam od wielu lat! Mimo, że powstało tak wiele szkół fotograficznych.
4 komentarze:
Dyplomów już nie ma (były 13 i 14.02), ale będą następne w maju i potem pod koniec roku 2010.
To fakt. Szczególnie jeśli chodzi o licea czy też inne szkoły profilowane o kierunku fofografia. A tych jest coraz więcej. Czasami lepiej wspomniany przez Pana "Niezbędny szeroki zakres wiedzy n dziedzin humanistycznych z filozofią i filozofią sztuki włącznie " zdobywać w dobrym liceum a fotografie poznawać np. poprzez działalność w jakimś dobrym środowisku fotograficznym i dużo czytając i ogladając. Zły wykładowca czy też instruktor fotografii czasami może wyrządzić wiele szkód w głowie młodego człowieka. A to może byc nieodwracalne :(
Krzysztof Tomasik
Dlatego też nie cenię konkursu World Press Photo, która nagradza "samograje", nie mówiąc, że ma anachroniczne kategorie. Fotografujący muszą poszukiwać własnej filozofii fotografii, gdyż po to jest fotografia. Powinni także "sprawdzać" pod tym kątem swych nauczycieli, czy są "prawdziwymi", mającymi własne przekonania o świecie i o sobie.
Prześlij komentarz