Szukaj na tym blogu

piątek, 19 marca 2010

Kim jest Zbigniew Libera?

K. Jurecki, List otwarty do Ministra Kultury i Sztuki, 1988


Zbawiciel świata, 1985  wł. K.Jurecki



Bez tytułu [Laleczka II], 1987, wł. K. Jurecki



Bez tytułu [Laleczka I], 1987, wł. K. Jurecki



Film bez tytułu. Zniszczony, 1985-86, wł. K. Jurecki


Pytanie wydaje się banalne i odpowiedź wydaje się prosta, ale tak nie jest. Sam Libera opowiadając o sobie na spotkaniu we Wrocławiu w Teatrze Współczesnym 17 lutego 2010 roku przypomniał, że w latach 80. miał różnego typu wizytówki i w zależności od sytuacji posługiwał się nimi. Mógł być każdym i wcielić się w każdą postać, np. gastryka. I tak pozostało do dziś! W latach 80. i 90. często opowiadał, że był w seminarium o. pallotynów w Ożarowie. Obecnie w mającym więcej mankamentów niż zalet katalogu Zbigniew Libera. Prace z lat 1982-2008 wydanym przez Zachętę tej informacji już nie ma.

Obecnie bardziej przypomina mi działacza z Komitetu Centralnego, który teraz nazywa się Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej. Nie wiadomo czy z inicjatywy własnej, czy mas Libera pragnął „zdjąć” dyrektora Wojciecha Krukowskiego ze stanowiska w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, co oczywiście byłoby nadużyciem władzy i prywatą.

Wertując katalog Zbigniew Libera. Prace z lat 1982-2008 z Zachęty interesowało mnie, czy będzie w nim wzmianka o moim tekście zamieszczonym w państwowym piśmie, jakim była wówczas „Sztuka”, nr 5/6 z 1988. Był to List otwarty do Ministra Kultury i Sztuki [w sprawie Zbigniewa Libery i Jerzego Truszkowskiego] skierowany do ówczesnego Ministra Kultury i Sztuki prof. Aleksandra Krawczuka, co w tamtych realiach politycznych było dużym ryzykiem. W katalogu mego listu nie ma, a zawarte informacje na jego temat są co najmniej błędne. W następstwie opublikowania go zostałem wezwany do ówczesnego dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi, który mnie pouczył i spytał „czy wiem, co robię?” Ryszard Stanisławski nie znał takich twórców, jak Libera. Nie byli zupełnie w jego spektrum zainteresowań. Wtedy skończyło się na ostrzeżeniu. Problemy pojawiły się trochę później w związku z Łodzią Kaliską, ale mniejsza o to. Libera dokonując swoistej cenzury pominął w katalogu również inne teksty, które pisałem już w końcu lat 80., a także później: w latach 90. i obecnie (np. w katalogu wystawy Wokół dekady. Fotografia polska lat 90., 2002). Zainteresowanych odsyłam do swej strony www. Wiele błędów i "braków" w katalogu z Zachęty, wskazuję w swym tekście Obóz koncentracyjny według Libery z 32. numeru „Kwartalnika Fotografia” (2010). 

Ale większe wrażenie zrobiła na mnie informacja podawana przez Agnieszkę Morawińską, a także kuratorkę wystawy – Dorotę Monkiewicz, a następnie przez Łukasza Rondudę, dotycząca przełomowej w życiu Libery wyprawy do Egiptu w 1989. Mityczna ekspedycja, podobnie jak w życiu Witkacego czy Josepha Conrada, pojawiła się już w następnych omówieniach wystawy! Problem w tym, że dokładnie pamiętam wyjazd Zbyszka, a swe wspomnienia skonfrontowałem także z Jolantą Ciesielską, gdyż pamięć jest zawodna. Libera owszem był w Egipcie, ale na krótkiej wyciecze z biurem podróży, z której wrócił ogromnie rozczarowany! Mamy więc do czynienia ze zwykłą konfabulacją i być może jest ona ważną metodą  w działalności Libery, co nie jest rzadkie na gruncie sztuki polskiej. W jednym z wywiadów pt. Chleb czy śrubka  udzielonym dla „Dużego Formatu” (11.12.2009 rozmawiała Dorota Jarecka) Libera przedstawił się jako niemalże były kloszard zbierający z żoną pety pod Dworcem Centralnym w Warszawie. Natomiast w ostatnim zamieszczonym w "Wysokich Obcasach" (27.02.2010) jest już artystą  innego rodzaju - korzysta z  helikoptera do produkcji wątpliwych według mnie panoram fotograficznych. Te, które widziałem w magazynie przypominają kadry z Mad Maxa (1979!), z odrobiną lekcji Jeffa Walla. Nic szczególnego, ale zadziwiający jest ich reklamowy kontekst oraz sposób manipulacji Teorią widzenia Władysława Strzemińskiego, która z tego typu twórczością, jaką  obecnie uprawia Libera, nie ma nic wspólnego.

Jeszcze większe zdziwienie wywołał we mnie fakt, że organizatorzy wystawy w Zachęcie nie byli zainteresowani pokazaniem wczesnych prac Libery. Sam prezentowałem niektóre z nich już w 1992 roku na wystawie Fotografia polska lat 80-tych. Ze zbioru Krzysztofa Jureckiego, Galeria Dziennikarzy, Kutno, czerwiec-lipiec 1992 (kat., ksero). Wiedział o nich oczywiście sam zainteresowany, wiedziała kuratorka, a jedna z nich jest nawet na mojej stronie internetowej, gdyż są jedynymi odbitkami oryginalnymi z serii wykonanej przez Liberę powtórnie w 2005 roku (złe datowanie w katalogu, gdyż w 1985 roku powstał  negatyw). Wczesne fotografie różnią się koncepcją od tych pokazanych w Zachęcie, a poza tym prezentują Themersonowskie „kontrolowane niechlujstwo”, gdyż artysta w tym czasie nie potrafił ich poprawnie odbić. Mówiłem mu o tym, że jest to ich wadą, ale upierał się. Teraz pokazywane są jako perfekcyjne i sterylne odbitki, zupełnie inne (także formatem) od tych nielicznych, tworzonych w latach 80. Które są ważniejsze? Gdy tę historię z pominięciem kilku oryginalnych i ważnych prac odpowiedziałem niedawno Adamowi Mazurowi odpowiedział: „Po co pokazywać oryginały, kiedy te zrobione teraz sprzedaje się po 1500 Euro w Rastrze”? Ewentualny klient chciałby może mieć vingate, wiec trzeba było go „ukryć”, co jest oczywiście dodatkowym błędem kuratorki wystawy w Zachęcie. 

Kilka lat temu dyskutowałem z Przemkiem Kwiekiem na temat, czy Zbyszek jest artystą niezależnym od rynku sztuki. Wydaje mu się, że umie nim sterować, ale jego  działalność jest  coraz bardziej związana ze sferą biznesową i ideologiczną zarazem (z OFSW, nie mylić z BBWR). Chyba jednak jest zależny od rynku sztuki, gdyż stał się on głównym celem jego działania, wystawiania i istnienia twórczego. Nawet już uwikłanie w zależność z galerią Raster budzi moje poważne wątpliwości, gdyż przypomina mi ona wirtualny twór istniejący dzięki państwowym dotacjom. Tylko, że teoretycznie mamy do czynienia z niezależną galerią, jedną z najbardziej znanych w Polsce, budującą rynek sztuki. Na razie ten skandaliczny fakt ministerialnych dotacji ujawnił blog Galerii Browarnej w tekście FreeWolny Rynek. To, że Ministerstwo Kultury finansuje prywatny biznes kilku polskich galerii z Warszawy jest bardzo dziwne i niepokojące. I nie są to małe pieniądze!

W wywiadzie przeprowadzonym przez Dorotę Jarecką zamieszczonym w „Wysokich Obcasach” pt. Można wziąć tylko jedną parę butów (27.02.2010) pojawił się wątek znajomości twórczości Libery w Czechach, także wśród studentów fotografii ze Śląskiego Uniwersytetu w Opavie. Być może stało się to w następujący sposób: na zaproszenie dyrektora Vaclava Macka na Miesiącu fotografii w Bratysławie w 2005 miałem wykład pt. Zbigniew Libera and the Youngest Generation in Polish Photography, na którym byli także studenci z Opavy. Jednak studiuje tam dużo Polaków, więc może przebiegło to w ten sposób?... Być może?

Piszę to wszystko, aby przywołać kilka aspektów z życia i twórczości Libery. Adresuję swe przemyślenia do tych, którzy będą pisali biografię a następnie analizowali jego wybitną twórczość i przestrzegam, by nie ufali zarówno wypowiedziom artysty, jak i samemu katalogowi, w którym rozczarowują także teksty, gdyż nie odpowiadają na pytanie o miejsce Libery nie tylko w powojennej fotografii i sztuce polskiej, ale i w światowej. Niektóre jego prace, np. Jak tresuje się dziewczynki, Lego. Obóz koncentracyjny czy Christus ist mein Leben mają szansę zaistnieć w historii sztuki światowej. Tak, to wcale nie jest przesada! Libera stworzył kilkanaście wybitnych prac.

Wiele o postawie, inspiracjach i rozwoju Zbyszka napisał Jerzy Truszkowski w tekście Lagerhaarschneider. Zbigniew Libera ("Exit" 1996, nr 4), który w katalogu z Zachęty ma błędną nazwę. Polecam ten artykuł do przeczytania w celu zrozumienia mechanizmu, który można określić „syndrom Zbigniewa Libery” – groźnego i fascynującego zarazem.

14 komentarzy:

Andrzej Biernacki pisze...

Przytoczona historyjka z różnymi wizytówkami, które młody Libera wyciąga zależnie od chwilowej potrzeby, jest świetną ilustracją metody postępowania dzisiejszych środowisk "twórczych" w tym dorosłego Libery. Dzisiaj Libera wyciąga wizytówki Johna Cake i Darrena Neave, Levi'ego van Veluw, Atelier v. Lieshout, jutro wyciągnie innych pomagierów wyobraźni, o których dowiemy się pojutrze czyli "za późno".

Krzysztof_Jurecki pisze...

To nie jest takie proste. Tate Modern nie kupuje przypadkowych rzeczy do swej kolekcji, a kupiło wideo Libery z 1987 r. Należy odróżnić przypadkowe podobieństwo, od inspiracji, a to od powtarzania (pastiszowania) i naśladowania. W przypadku Libery nie może być być mowy o naśladowaniu.

Andrzej Biernacki pisze...

Panie Krzysztofie. W przypadku zakupionego do Tate filmu "Jak tresuje się..." Libery w komisji zakupówbyła niejaka Joanna Mytkowska(zapewne drogą jakiejś niepisanej wymiany: np. Charles Esche czy Claire Bishop wykładają u nas lub Nicolas Serota u nas juroruje a Mytkowska jedzie tam lobbować polskie zakupy). Sam Pan rozumie, że zakup ten nie wziął się z księżyca. Dodatkowym argumentem tego a nie innego zakupu była obecność filmu Libery na targach londyńskich Frieze (jak wiadomo targi te są "dzieckiem" m.in. Seroty), w stoisku Gorczycy. Wymiana "materiału genetycznego" jest prosta: Gorczyca zasila kasą którą wyrwał od MKiDN kasę Frieze, a Frieze found.(gdzie Serota jest członkiem) zakupuje od Gorczycy Liberę. Innymi słowy: Liberę zakupiło MKiDN i przekazało do zbiorów Tate.

Krzysztof_Jurecki pisze...

Pewnie udział J.Mytkowskiej w jury miał swoje znaczenie, ale dla mnie był to już wybitny film w końcu lat 80. Pisałem o tym w "Sztuce", ale zapomniał o tym tekście Libera i nie wie do tej pory kuratorka jego wystawy z Zachęty. Tak, że sądzę, że jego klasa artystyczna, była tu decydująca. Myślę, że trafi on także do kilku innych zbiorów w Europie, czyli wróżę przyszłość.

Romantyczny pisze...

Niekoniecznie istotne, ale warto się wzajemnie doskonalić i życzliwie poprawiać: >>Ewentualny klient chciałby może mieć vingate, wiec trzeba było go „ukryć”, co jest oczywiście dodatkowym błędem kuratorki wystawy w Zachęcie.<<
"Vingate" chciałoby być "vintage".

Krzysztof_Jurecki pisze...

Nie wiem dokładnie, co poeta miał na myśli, ale w muzealnictwie pokazuje się zawsze prace oryginalne, a później ewentualnie inne odbitki. W Zachęcie nie pokazano prac oryginalnych, a także źle je zadatowano i nie podano tytułu z 1985-86 - "Film bez tytułu. Zniszczony". Tylko z jakiego powodu został zniszczony?

Andrzej Biernacki pisze...

Jeśli Pan chce wierzyć, że o zakupach do Tate czy Zuja decyduje klasa artystyczna obiektu, nie ma sprawy. Ja, niestety, jestem mniejszego ducha. Przecież do tej samej Tate niedawno grupa Mytkowskiej i Przywary wetknęła (bodaj za 80 tys.) prackę Krasińskiego, którego przez całe lata nikt nie chciał nie tylko oglądać nie mówiąc o tym, żeby zakupić -jak pisałem- nawet za cenę rolki blue skotcha.
Nie podzielam też Pańskiego zachwytu nad jakością filmiku Libery. Dla mnie to techniczne nic z problematycznym przesłaniem, za to przylegające do części chodliwych obecnie strategii. Libera powinien dokręcić II część filmu, by po latach sprawdzić, czy tresura filmowej dziewczynki była skuteczna. Osobiście, nie sądzę. Więcej, wcale bym się nie zdziwił jeśli skutek "tresury" był zgoła przeciwny. Gdyby jednak dokręcił część II, niech pamięta o pomysłodawcy(tantiemy), jak nie pamięta o Panu, jego apologecie sprzed kilku dekad.

Krzysztof_Jurecki pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Krzysztof_Jurecki pisze...

Nie byłem apologetą Libery, wystarczy zajrzeć do tekstu Zbigniew Libera ”OBIEG”, sierpień 1990. Nie on tresował dziewczynkę i nie o to chodzi, by sprawdzić po latach efekt tego działania. Zresztą zrobili to The Krasnals. Nie należy zapominać, że jego wideo było już pokazane na wielkiej i ważnej wystawie w Bonn w 1994 "Europa. Europa", czyli już wtedy uznano je za klasykę awangardy środkowoeuropejskiej. Do dzieła Krasińskiego też podzielam Pana wątpliwości, co do idei powtarzanej i multiplikowanej do końca życia. A że trafiły one w dużej ilości do Tate Modern, to dobrze. Widocznie w sztuce brytyjskiej a nawet światowej nie było ciekawych realizacji.

Andrzej Biernacki pisze...

P. Krzysztofie, jeżeli film jest techniczną amatorszczyzną, a przesłanie jego mylące i nieskuteczne, to na czym zasadza się wartość takiego dzieła? Pan częściowo już odpowiedział, że na włączeniu go do wielkiej i "WAŻNEJ" wystawy "Europa, Europa" w 1994 r.. To -jak dla mnie- trochę mało, bo od dawna mam ustalone zdanie o kulisach, kryteriach i powodach takiego włączania. Najczęściej sprowadzają się do niewyszukanego dowcipu:
"przyczepiło się g...o do okrętu i mówi: PŁYNIEMY!"
Ale ten 1994 rok to początki, kiedy się paru gości się w końcu połapało, że trzeba coś wreszcie zrobić z dyktaturą artystów, z panoszeniem się ich kaprysów w ustalaniu kryteriów, w końcu z ich wyłącznym łatwym zarobkowaniem na "niesprawdzalnym" towarze jakim jest sztuka. To właśnie był czas, kiedy tacy panowie jak D. Birnbaum, H.U.Obrist, Kacper Koenig, wzorem Saatchiego, przy wsparciu armady mediów jak Artforum, Parkett, the Guardian i przede wszystkim budżetów instytucji publicznych (m.in. Tate, Abbemuseum), postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Jako, że jednym z głównych ugorów były kraje Europy środkowowschodniej(także Rosja, Turcja, Indie)postanowili -NIE ZA DARMO- trochę tu poorać.
Pisze Pan, że do Tate kupowało się Krasińskiego, bo "widocznie w sztuce brytyjskiej a nawet światowej nie było ciekawych realizacji". Otóż właśnie sztuka brytyjska ociekała masą ciekawych realizacji z innego niż "Serotowy" klucza, ale już publiczne pieniądze były zaanektowane przez tendencje wyrażone ideą Turner prize (z Turnerem mającą tyle wspólnego co Serota z sierotą). Tendencje, do których Libera pasuje jak klocek lego.

Krzysztof_Jurecki pisze...

Panie Andrzeju!
Wszystkie filmy awangardowe zaczynając od "Psa Andaluzyjskiego" są amatorskie swej technice! Filmy Libery powstały w formacie NTSC, bo nie miał dostępu do lepszego sprzętu, i dobrze, to taki sprzęt miała tylko TV Polska. Panowie np. D. Birnbaum, H.U.Obrist, Kacper Koenig zupełnie mnie nie interesują, podobnie, jak cały biznes sztuką najnowszą. Nie znam podobnych dróg w sztuce brytyjskiej czy USA z końca lat 60. i początku 70., jak Krasińskiego, choć bardziej cenię Romana Opałkę.

gość niedzielny pisze...

,,video -art,, jak to dobrze ,że jeszcze mam swoje ,,filmy,, z 1990 roku...na vhs :)
się spytam Pana ,a dużo Pan oglądał tzw. ,,filmów ,, video -art z tamtych czasów???
-bo przyyznam Panu mnie osobiście takie rzeczy ,,kręciły,, bardzo...ale jak mój szwagier z Rfn mi pokazał ,,filmy,, typu ,,onanizm i sperma wyciekła na 100 markowy ,, banknot to sobie dałem z tym spokój... ;)
uszanowania

Krzysztof_Jurecki pisze...

Drogi Gościu Niedzielny,

Pewnie należysz do innej generacji, gdyż wiedziałbyś lub oglądałbyś w Dziekance w Warszawie lub Galerii Wschodniej w Łodzi całe pokazy wideo w końcu lat 80. i na początku 90. i to także międzynarodowe. Polskich twórców, aktywnie działających, było przynajmniej kilkunastu. Na tej bazie powstało WRO w 1989, ale co wylansowało? Wydaje mi się, że niewiele.

gość niedzielny pisze...

Wielce Szanowny Panie Krzysztofie...no właśnie,jako ,że mieszkam na prowincji to tak w roku 1985 w wieku 15 lat tak mi naszło ,że chciałem sobie ,,kręcić,, jakieś filmy...oczywiście nie stać mnie było wtedy na 8mm,aż w roku 1990 dorwałem zepsuty vhs i się bawiłem tym...moja wiedza na temat tzw. video art była (i jest) zerowa :)
-jedynie co widziałem wtedy to oczywiście:Pies andaluzyjski...
->ale po tylu latach jestem naprawdę zdziwiony,że obecnie ktoś kupuje tzw. video art (ha,ha,ha..)
W ogóle wieku 40 lat świat zaczyna mnie zdumiewać...to musi być kryzys wieku średniego ;)
uszanowania
i sukcesów życzę