O miłości nie da się wszystkiego powiedzieć, można jedynie zasugerować, gdyż problem jest odwieczny i nierozwiązywalny, także pod względem filozoficznym. Taki był bowiem problem postawiony na tegorocznym Festiwalu w Fotografii w Łodzi - All My Lovin’. Wszystko o miłości. Wystawy główne w Łódź Art Centre są na dobrym poziomie, ale już wizyta w Łódzkim Domu Kultury czy Muzeum Kinematografii prowadzi to pytania, co wspólnego z ideą wystawy ma np. ekspozycja Ściana czy portrety Krzysztofa Gierałtowskiego, albo kwietniowa aukcja w Rempexie pt. Fotografia Kolekcjonerska w Warszawie?
Zabrakło jednak ukazania tak ważnego problemu, jak miłość do Boga lub potencjalnie Boga do człowieka. Dlaczego nie ma takich zdjęć, kiedy od wielu lat działają tacy fotografowie, jak: Staszek Woś, Andrzej Różycki, Tadeusz Żaczek czy Zbigniew Treppa, aby wymienić tylko niektórych! To największy ideowy mankament festiwalu w Łodzi.
Można też mieć zastrzeżenia do poziomu pokazu z prezentacją szkól fotograficznych, np: ASP z Wrocławia, Katowic, Krakowa czy po części z Łodzi. Pozytywnie wyróżniały się, jak zwykle, dyplomy zrealizowane u prof. Grzegorza Przyborka.
Największym odkryciem okazały się dla mnie zdjęcia z dwóch wystaw, indywidualnej w ramach konkursu i zbiorowej, Marcina Sudzińskiego z Lublina, który otrzymuje (umownie i ideowo) moje Grand Prix! Za odwagę, bezkompromisowość i świetne portrety ojca, które w otoczeniu martwych natur i fragmentów szarej rzeczywistości okazały się czymś prawdziwym i przejmującym. Artysta nie poszedł tropem taniej sensacji i umiał wyjść obronną ręką z najtrudniejszego tematu, jakim jest pokazanie zbliżającej się śmierci ojca! Którego poznał w ostatnim momencie jego życia w hospicjum. Tragiczna opowieść zrealizowana została w melancholijnym nastroju.
Dodajmy w przeciwieństwie do aranżowanych i wystudiowanych prac nagrodzonych i wyróżnionych w konkursie głównym festiwalu, choć interesujących i na odpowiednim, przyzwoitym poziomie estetycznym. Marcin Sudziński nawiązał także ideowo do koncepcji Irka Zjeżdżałki i jest to budujące, że są jeszcze młodzi fotografowie, którzy mogą pójść jego śladami. Oczywiście widać, że Sudziński tworzy w konwencji wywodzącej się od Bogdana Konopki, ale jego portrety pokazane na ciekawej, także ideowo, wystawie przygotowanej przez Sławka Tobisa Opowieści z pogranicza, są niesamowite w swej prawdomówności, choć bardzo proste. Na tym polega także sztuka portretowania. Na tej ekspozycji zawracam uwagę także na nowe prace Tomasza Michałowskiego - bardzo ważnego dla fotografii polskiej początku lat 90. XX wieku.