Zbliża się 1 listopada - czas wspomnień o tych, którzy odeszli. O najbliższych i wciąż o Eryku.
Właśnie tak się stało, że definitywnie pożegnałem się z "Kwartalnikiem Fotografia" (nr 34) publikując tekst Czym jest i może być "archetyp fotografii"?, który nie jest recenzją z własnej ekspozycji z Gdańska, ale namysłem krytyczno-teoretycznym nad psychologicznym statusem twórczości. Nie odpowiada mi obecny program magazynu, zarówno większość publikowanych zdjęć, jak i tekstów o nich. Być może zgodnie z zasadą "wiecznego powrotu" kiedyś jeszcze coś napiszę dla "KF". Kiedyś, dokładnie w 2002 roku, pożegnam się już z pismem "Format".
Z periodykiem "Kwartalnik Fotografia" związany byłem od samego początku, czyli od 2000 roku, kiedy pismo prowadził Zbyszek Tomaszczuk, a potem Eryk Zjeżdżałka. I był to świetny okres, gdy promowano nie tylko polską (np. Magda Hueckel, Sylwia Kowalczyk czy Andrzej Dudek-Dürer), ale i zachodnią fotografię (np. Miroslav Tichy, Diane Ducruet). Od numeru 35. nie będzie mnie już wśród współpracowników pisma. Szkoda, ale nie uczestniczę w zjawiskach, których nie akceptuję, gdyż szanuję swoje nazwisko. Zresztą, mam zupełnie inną wizję fotografii i jej relacji w kulturze artystycznej.
Jednocześnie rozpocząłem współpracę z krakowskim portalem o kulturze http://o.pl/, prowadzonym z sukcesem przez Mikołaja Dunikowskiego. Opublikowałem tam tekst o świetnej łódzkiej wystawie intermedialnej Roberta Morrisa pt. Robert Morris nie tylko w wersji minimal-artu. Zwracam uwagę na jego znakomite filmy o charakterze performance, strukturalnym, w tym lingwistycznym. Zamieściłem także artykuł o bardzo ważnej kolekcji fotografii Cezarego Pieczyńskiego i ekspozycji w PGS w Sopocie w nowej siedzibie pt. Oh no, not sex and death again, która pokazała wiele światowych prac, w tym takich autorów, jak: Thomas Ruff, Nan Goldin, Jan Saudek czy Ewa Świdzińska i Magda Hueckel, która wyrosła na bardzo ważną osobowość dla polskiej fotografii z pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, a w jej generacji wiekowej - najważniejszą. I wcale nie rzucam słów na wiatr! Jej twórczość obserwuję od roku 2003.
Oczywiście są inne wartościowe postaci, których nie ma w kolekcji Galerii Piekary, jak: Magdalena Samborska, Katarzyna Karczmarz czy Keymo, odkryta przez Rafała Piekarza i pokazywana obecnie na wystawie w galerii Olympia w Krakowie, o czym napiszę niedługo na blogu.
Keymo, Bez tytułu, 2010
Niedawno na wspomnianym portalu www.o.pl zamieściłem tekst pt. Konceptualizm. Medium fotograficzne, poświęcony ważnej ekspozycji historycznej, przygotowanej przez Marikę Kuźmicz w ramach Fokus Biennale w Łodzi, prezentującej doświadczenia i kontynuacje polskiego konceptualizmu w fotografii. Mogliśmy zobaczyć i ocenić np. prace Wiesława Hudona i skonfrontować je z bardziej znanymi Andrzeja Lachowicza czy Zbigniewa Dłubaka. Ekspozycji towarzyszy dobrze opracowany katalog, który z pewnością posłuży do kolejnych analiz, gdyż jak na razie poza moją recenzją, nie znam żadnej innej. Dlaczego nikt inny nie napisał do tej pory analizy z tak dużej wystawy? Nie wiem, ale myślę, że się jeszcze pojawią, gdyż ekspozycja na to zasługiwała.
Pożegnania i nowe znajomości, a nawet przyjaźnie. Życie w całej swej okazałości, choć skryte i ledwo widoczne - jak poranna mgła za oknem. Pożegnania dotyczą także słowa drukowanego na papierze, który ma swój zapach i miękkość. Odchodzi on powoli w zapomnienie, choć nie do końca, jak fotografia analogowa(!), przegrywając konkurencję z internetem i e-bookami. Cywilizacja nasza jest i będzie cyfrowa, czy chcemy tego czy nie. Jednym z jej proroków był Andreas Müller-Pohle - niemiecki teoretyk i w mniejszym stopniu artysta, posługujący się fotografią.
9 komentarzy:
Jaką zatem "wizję fotografii i jej relacji w kulturze artystycznej" obrał Kwartalnik Fotografia i dlaczego złą?
Widzę, że rządzi tu raczej przypadek niż świadomy wybór. Za dużo jest bardzo przeciętnej fotografii studenckiej z ASP w Poznaniu i Szkoły Filmowej czy prenetacji takich fotografów, jak Iwo Rutkiewicz, czy Francuz Charles Fréger, którego porównuje się w wywiadzie do Caravaggia(!). Jeśli ktoś choć trochę zna się na malarstwie nie użyłby nigdy takiego określenia i wielu innych.
Łatwo jest teraz lansować światowe postaci, jak Tereza Vlčková. Ale trzeba było to zrobić, a można było w roku 2008, kiedy pokazno ją w Łodzi czy w Bratysławie.
Brakuje tekstów historycznych lub teoretycznych, o które zabiegał kiedyś Eryk. Widać, że artykuły stają się pretekstem do prezentacji.
Zapewniam Krzysztof, że dobór prezentowanych fotografów nie jest dziełem przypadku, lecz „monitorowania” tego, co się dzieje w naszym kraju i w miarę możliwości tego, co w innych. Jeśli sam artysta mówi o tym, że inspiruje się malarstwem Caravaggia, to przecież Kasia Majak, która przeprowadzała rozmowę, nie może tego zmieniać, czy z tym polemizować. Freger wie najlepiej co go inspiruje. Ale zostawmy to, to tylko mały szczegół.
Żałuję, że nie chcesz z nami współpracować, no ale cóż - duży chłopak już jesteś i możesz dokonywać takich wyborów, jakich chcesz. Tak, czy inaczej bardzo dziękuję za wszystko, co dla KF zrobiłeś, masz stałe i niekwestionowane miejsce w historii „Kwartalnika”.
Nie odpowiada Ci to jakim pismem staje się powoli KF i ja to szanuję. Mnie też nie wszystko w piśmie się podoba - intensywnie pracuję nad tym, żeby było lepsze, żeby pokazywało najlepszą fotografię i współpracowało z najlepszymi „tekściarzami”. Zmiany są nieuniknione. I zmiany będą - pomysłów jest naprawdę wiele (ale nie ujawnię ich teraz) i jak uda się zrealizować chociażby ich część, to będzie dobrze. Jestem ciekaw, jak przyjmiesz numer 35 i następne. Na pewno będą trochę inne, choć rewolucji nie będzie, raczej powolna ewolucja.
Waldemar Śliwczyński
Trzeba zacząć od tego czy Fréger zasługuje na prezentację w "KF"? Moim zdaniem zdecydowanie nie! Gdyby powiedziały, że inspiruje go sztuka starożytnego Egiptu? Jego fotografie nijak mają się do historii malarstwa czy nawet fotografii. Nie należało powtarzać za innymi (Caravaggio) tylko zadać pytanie konkretyzujące lub obnażające. To nie szczegół, ale metoda rozmowy w dyskusji. Ten sposób "KF" staje się tubą Akademii Fotografii, szkoły, która znana jest głownie z reklamy swych działań, zdecydowanie mniejszy widoczny jest efekt, czyli fotografia tej uczelni.
"KF" za bardzo staje się pismem ukierunkowanym na fotografię studencką, wcale nie młodą. W tych prezentacjach należy być ostrożnym! Z płyty DVD z ostatniego numeru 3-4 osoby prezentują "jakiś" poziom, przecież w Polsce mamy corocznie kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset dyplomów. Dlaczego pokazywać bez końca ASP (teraz już UA) w Poznaniu? Kto został w historii fotografii z tej szkoły po 10 czy 20 latach? Niewielu!
Dwa lata temu miałem okazję oglądać zdjęcia Charlesa Frégera na festiwalu fotografii w Lille. Wrażenia, które odniosłem wówczas pamiętam do dzisiaj. Cykl Hereros, który pokazywał, znakomicie wpisuje się w koncepcje, dotyczące roli karnawału w różnych kulturach (Michaił Bachtin, Mircea Eliade). W kontekście współczesnych badań dochodzi do tego jeszcze wątek postkolonialny, ale i po części postmodernistyczna maskarada oraz cytowanie, których nie brakuje w jego twórczości. Dochodzi do tego równie popularna obecnie na świecie konwencja ascetycznego dokumentu. Z tej właśnie przyczyny jego prezentacja w "KF"ie wydaje się usprawiedliwiona.
Muszę odnieść się jeszcze do kilku innych rzeczy; jak sam wiesz środowisko fotograficzne w naszym kraju jest mocno podzielone. Opcji jest mnóstwo, a siłą kwartalnika jest wielogłosowość. Wszak wiesz sam, że jedni lubią Przyborka, a inni Fregera, jedni analogową a inni cyfrową... wymieniać można by dużo. Byliśmy przecież razem na spotkaniu z redakcją Kwartalnika we Wrześni dwa lata temu - pamiętasz jak bardzo każdy miał swoją wizję tego czym powinno być takie czasopismo? Wszystkim dogodzić się nie da. Moja wizja również była inna, co nie zmienia faktu, że współczesny kwartalnik cenię. Teoretycznie mógłbym również postępować apodyktycznie, mówiąc, że nie będę tam pisywał jeśli pisał będzie ten albo inny; lub że nie będę pisał bo nie podobają mi się zdjęcia tego albo innego... To by jednak prowadziło jedynie do eskalacji tego konfliktu środowiskowego, o którym pisałem. Wielokrotnie zarówno Waldek jak i wcześniej Eryk puszczali moje (i zapewne Twoje również) teksty, z którymi mogli się nie zgadzać, lub - w innym przypadku - nie podzielać mojej (lub Twojej) sympatii do omawianych przeze mnie (lub Ciebie) fotografii. Za to cenię to czasopismo i etycznie - nie spodobał mi się Twój gest. Przedstawiasz to teraz tak, jakby "Kwartalnik" sporo tobie zawdzięczał, a Ty jemu nic. Dlaczego nie reagowałeś krytyczną odpowiedzią, merytoryczną debatą, rzeczową dyskusją, tylko Rejtanowskim gestem... Czy odrzucono Twoją polemikę z Fregerem? Ja też czasami nie zgadzam się z tym, co piszesz i nie podzielam Twoich wyborów, ale czy to oznacza, że nie powinniśmy rozmawiać? dyskutować? publikować w jednym miejscu? Twoja decyzja i niech tak pozostanie.
A co do Akademii/Uniwersytetu w Poznaniu, to radzę się czasem zastanowić, jakiego typu mechanizmy stoją za takim "wyborem" oraz czy wyobrażasz sobie, że "KF" będzie błagał inne uczelnie do nadsyłania dyplomów do publikacji i promocji własnych studentów?
Życzę powodzenia na stronach o.pl
Z serdecznością i szacunkiem,
witek kanicki
Drogi Witku,
Oczywiście Fréger może Ci się podobać. Wymienię niektóre Twoje określenia: "postkolonialny", "postmodernistyczny", "maskarada", "asceza dokumentu" w kontekście m.in. Eliadego. Kolejne, inne a nawet wykluczające się sformułowania zawarte są w tekście o tym artyście w wywiadzie. I zacytuję tylko fragment jednego zdania K. Majak: "Niektórzy porównują Cię [Frégera - KJ]do Becherów, inni widzą związek... z Rineke Dijkstrą...a projektem Augusta Sandera... czy Eugene Smitha, ukazującym czy portretującym Pittsburg jako całość?" (s. 40). Przywołaliście niepotrzebnie w trójkę - Ty, Kasia Majak i artysta tyle różnych a nawet sprzecznych określeń i nazwisk. Spróbuj dowieść, że Fréger kontynuuje styl Becherów i jest jednocześnie postmodernistą lub ma związek z Magnum, czyli np. Smithem? Niestety przypomina mi w swym stylu dokonania Czesława Czaplińskiego z lat 80. XX wieku z jego maskaradą i przebieraniem Kosińskiego w określony sztuczny sposób oraz "płaskością" samego ujęcia. Polecam do analizy lepszych polskich portrecistów, np. Piotra Biegaja czy Katarzynę Karczmarz.
Tak, przypominam sobie nasze spotkanie redakcyjne we Wrześni w 2008 r. Mieliśmy zrealizować program dotyczący fotografii naszych sąsiadów: Słowaków i Czechów (1-szy numer), Niemców i Skandynawów (2-gi), Litwinów, Białorusinów i Rosjan (3-cie), etc. Nic z tego nie wyszło. Twego pomysłu niestety nie pamiętam.
Mój gest nie jest Rejtanowski, ale z "KF" związany byłem od samego początku, dlatego powstał mój wpis na blogu. W czerwcu podjąłem decyzję o pożegnaniu się z pismem, której nie skrywałem. Wielu znajomych o niej wiedziało. Nie odpowiada mi poziom pisma, o czym informowałem już wcześniej Waldka, dlatego postanowiłem więcej nie pisać. Mógłbym przytoczyć mocniejsze i bardziej konkretne argumenty z kilku ostatnich numerów, ale nie chcę tego czynić... dla dobra pisma.
Na koniec fragment jednego z tekstów, który moim zdaniem nie powinien być publikowany lub w innej formie: "Przez ostatnie dwa lata zdarzyło mi się przeprowadzać trzy razy. Fajnie jest się przenosić, zmieniać miejsce i okoliczności".(s. 22). I tak dalej. Tylko brak tu analizy, podobno konceptualnych zdjęć. Dla mnie te prace z konceptualizmem nie mają nic wspólnego.
Jeszcze jedna sprawa. Zamiast fotografii studenckiej z UA w Poznaniu czy szkoły filmowej w Łodzi warto zamiesić portfolia oraz wywiady, np.: Jana Bułhaka, Jerzego Lewczyńskiego, Natalii LL, Andrzeja Różyckiego, Staszka Wosia (etc...), czy zbiory fotografii (w wyborze) Muzeum Sztuki w Łodzi czy Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Wierz mi będzie to z większym pożytkiem dla przyszłych pokoleń.
Nie wiem na ile portfolio i wywiad Bułhaka cokolwiek miałby jeszcze wnieść nowego. Z całym szacunkiem dla jego twórczości, piktorializm zatruł umysły polskich fotografów na wiele lat i ciągłe wałkowanie tego samego raczej sprowadziłoby polską fotografię na ariergardowe tory... Oto dowód owego zatrucia umysłów:
http://www.fotopolis.pl/index.php?n=10082
Owszem, historyczne i zdysansowane artykuły na temat Bułaka mogłyby się pojawić, natomiast czy odgrzewany wywiad z nim albo wielokrotnie publikowane zdjęcia dałyby w "KF"ie coś nowego?
Ja w swojej wypowiedzi na temat Fregera odniosłem się do jednego, konkretnego cyklu. W pojęciach, które przytoczyłem, nie widzę sprzeczności. W cyklu Hereros nie ma nic z Becherów, Magnum, Sandera. Te pojęcia, które wymieniłem nie przekładają się na całą jego twórczość.
A wiesz, że Piotr Biegaj bynajmniej nie odwzajemnia Twojej sympatii?
http://iczek.blogspot.com/2008/06/jurecki-gada.html
Ja w fotografiach Biegaja nie widzę nic ciekawego. Są pewnie perfekcyjne technicznie, ludzie wybrani są ciekawi i "ładnie" wystylizowani, zdjęcia są estetyczne, ale... gdybym miał się o nich jakkolwiek wypowiedzieć w tekście, to zakończyłbym na trzech linijkach.
Pozdrawiam,
witek
Nie chodzi o samego Bułhaka tylko ważne historycznie i artystycznie zdjęcia, a po wystawie w MNW łatwo byłoby to przygotować na płycie DVD.
Myślę, że łatwo udowodnić sprzeczne pojęcia komentatorów Frégera (w tym Twoje), a nawet samego twórcy w "Hereros", gdyż wymieniłem tylko kilka, a czytelników odsyłam do całego wywiadu, który moim zdaniem obnaża krytyka i fotografa.
Chodzi o ostatnie zdjęcia Biegaja, których nie znasz z konkursu na portret z 2010 z Koła, o których pisałem na blogu i jedna praca jest - moim zdaniem bardzo ważna.
Ja w fotografiach Biegaja nie widzę nic ciekawego. Są pewnie perfekcyjne technicznie, ludzie wybrani są ciekawi i "ładnie" wystylizowani, zdjęcia są estetyczne, ale... gdybym miał się o nich jakkolwiek wypowiedzieć w tekście, to zakończyłbym na trzech linijkach.
Pozdrawiam,
witek
~~~~
Z ust tak uznanego autorytetu fotograficznego jak Ty Witku, zapewne i te kilka linijek byłoby wartością, dla której warto fotografować dalej...
Całuje :)
Prześlij komentarz