Dziś o godzinie 18 otwieramy wielką monograficzną wystawę Andrzeja J. Lecha w ramach łódzkiego Fotofestiwalu, w sumie 115 fotografii. Jest to ekspozycja towarzysząca, wpisująca się, podobnie jak pokaz Aleksieja Titarenki, w nurt dokumentalny, który w tym roku jest na zdecydowanym marginesie. Przeważa fotografia inscenizowana, aranżowana, imaginatywna i symulacyjna, związana lub wywodząca się z fotografii reklamowej, a la Doda.
Cmentarz zamknięty, 1978
z cyklu Amsterdam, Warka, Kazanłyk, 1986
Andrzeja Lecha nie trzeba przedstawiać. Zainteresowanym polecam przygotowany katalog, który wpisuje się wciąg publikacji o charakterze naukowym podobnie, jak poprzednie wydawnictwa, które przygotowywałem w Muzeum Sztuki w Łodzi: Zofii Rydet (1999), Grzegorza Przyborka (1999), Wokół dekady. Fotografia polska lat 90. (2002), Jerzego Lewczyńskiego (2005, wyd. Kropka).
Mam nadzieję, że publikacje tekstowe i zdjęcia w katalogu Andrzeja bedą odpowiedzią na bardzo mocne zarzuty, moim zdaniem często arbitralne i zbyt ostre, zawarte w wywiadzie publikowanym na łamach "Fototapety" pt. Co się widzi, a czego się nie dostrzega. Rozmowa z Bogdanem Konopką [rozm. Marek Grygiel]. Szczególnie niesprawiedliwe są zarzuty o braku aktywności artysty w XXI wieku. Paradoksalnie Bogdan Konopka, jest moim zdaniem, najbliższym Lechowi fotografem pod względem estetycznym i artystycznym. Ale ich drogi rozeszły się już 2001 roku.
Great Swamp, New Jersey, 2000
Andrzej Lech wybrał drogę samotnika, rozdartego między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Nie zależy mu na stypendiach, czy uczestnictwie w rynku sztuki. Przynajmniej teraz. Może się to zmieni?
NYC 09.11.2001, 2001
Wystawa, którą przygotowaliśmy z Magdaleną Świątczak jest próbą pokazania bardzo konsekwentnej drogi twórczej, człowieka niezwykle wrażliwego, zbliżającego się czasem do fotografii XIX-wiecznej lub oniryzmu, zacierającego granice realności, jednocześnie pozostającego na twardym gruncie rzeczywistości postrzeganej jako "ruina" i przemijanie. Jak to jest możliwe? Trzeba zobaczyć prace, niezwykle wysmakowane pod względem formy i panowania nad rejestrowaną rzeczywistością.
Z cyklu Amsterdam, Warka, Kazanłyk... – Jelenia Góra, Polska, 1985
Nie udało nam się, jak dotąd, znaleźć miejsca ekspozycyjnego dla opisywanej ekspozycji we Wrocławiu, w mieście rodzinnym Andrzeja. Nie ma zainteresowanych! A kuratorzy, tacy jak Jan Bortkiewicz (Domek Romański), dodatkowo uczestnik programu "fotografii elementarnej" w latach 80. i Teresa Kukuła (Miejska Galeria Sztuki) nie raczyli odpowiedzieć na nasze propozycje. Są tak wybitnymi galernikami, że chyba brak im czasu.
Z cyklu Amsterdam, Warka, Kazanłyk... – Jokohama 1982, ok. 1985
Ekspozycja na szczęście pokazana będzie w tym i przyszłym roku w kilku miastach w Polsce i w Bratysławie. Oby tak dalej! Chcielibyśmy pokazać ją także w Polsce centralnej i południowej, np. w Krakowie. Zobaczymy, w każdym bądź razie należy cieszyć się z tego, że moglismy ją zaprezentowac na dużym międzynarodowym Fotofestiwalu w Łodzi!
P.s. Wczoraj otworzyła się bardzo piękna, w poztywnym sensie tego słowa, buddyjska z ducha wystawa Anity Andrzejewskiej Patrząc, prezentująca lekkość i niemataerialność form w dużoformatowych odbitkach. To bardzo dobra wystawa!
P.s. Wczoraj otworzyła się bardzo piękna, w poztywnym sensie tego słowa, buddyjska z ducha wystawa Anity Andrzejewskiej Patrząc, prezentująca lekkość i niemataerialność form w dużoformatowych odbitkach. To bardzo dobra wystawa!
7 komentarzy:
Witam,
podoba mi się konsekwencja z jaką podąża obraną przez siebie drogą Pan Andrzej Jerzy Lech. Przypomina mi w tym Josefa Sudka. Pozostać sobą do końca i nie ulegać modom. Niewielu stać na takie szaleństwo, ale wielu geniuszy podążało tą właśnie drogą.
Przykre, że na takie ciekawe wystawy trzeba czekać aż tak długo! Wspaniale, że udało się wydać również katalog!
Pozdrawiam,
Joanna Turek
Witam,
A gdzie można dostać owy katalog fotografii Pana Lecha dla osób spoza Łodzi?
Byłem, widziałem Lecha. Mam mieszanie odczucia. To, że Konopka poszedł inną droga, mam wrażenie wyszło zarówno Konopce, jak i jego fotografii na zdrowie.
Byc może to, że Lech nie chce wejść w "główny nurt" wystawowy i aukcyjny nie jest wcale aż tak zdrowe dla jego twórczości, bo to co zebrałeś Krzysztofie na tej wystawie jest bardzo "sinusoidalne".
Wiem, że to przekrój prac, ale rozrzut jakości i treści jest olbrzymi. Czasami aż sprawdzałem czy nadal oglądam zdjęcia tego samego autora. Infantylność miesza się z zalążkami geniuszu. Świadome wybory z przypadkowymi kadrami. Zastanawiająca różnorodność dojrzałości i dziecięctwa w tych pracach.
W każdym razie, ja akurat lubie tego typu fotografię i polecam wszystkim.
Do Joanny Turek
Na wystawę czekaliśmy ok. dwóch lat, wtedy narodził się mój pomysł. Nie jest łatwo przygotować wystawę monograficzną. Tak, konsekwencja i styl w sztuce są bardzo ważne, choć nie najistotniejsze.
Do Huberta Siemiańczuka
Proszę się kontaktować z galerią FF mailem w sprawie zakupu katalogu. Będzie sprzedawany wszędzie tam, gdzie będzie pokazywana ekspozycja. Na stronie www galerii FF jest katalog w pdfie i tam można znaleźć kolejne miejsca prezentacji.
Do Iczka
Nie odczuwam w wystawie żadnej sinusoidy, wręcz przeciwnie, o czym pisała także powyżej J. Turek! Nie postrzegam także infantylności, którą widzę w wielu przejawach innej twórczości (np. Zuza Krajewska, Łódź Kaliska). Andrzej Lech jest twórcą bardzo świadomym i skoncentrowanym na tym, co rejestruje. Wystawa mogłaby mieć np. 300 czy 500 nie byłaby gorsza. Niewielu jest fotografów w Polsce z tak bogatą twórczością.
mi się wystawa Lecha podobała. przede wszystkim dlatego że lubię tego typu fotografię. różnorodność formatów i tematów przyjmuję ze zrozumieniem (przekrój przez twórczość fotografa) - po prostu niektóre prace podobały mi się bardziej, inne mniej (większość bardziej).
bardzo pozytywnie odebrałem najnowsze foty (7x17). np. kominiarze - pierwsza klasa. zachęciło mnie to zresztą do przejechania się do wrześni żeby zobaczyć całą wystawę.
z pozdrowieniami.
maciej
ps. p. Krzysztofie, celem skojarzenia - rozmawialiśmy w czasie wernisażu Anity Andrzejewskiej.
Krzysztof - no wiesz..!:) Porównanie Lecha do Zuzy to już po bandzie pojechałeś. W życiu nie przyszłoby mi do głowy takie zestawienie, nawet krytykując zdjęcia Lecha. Nadal są to zdjęcia z innej ligi :)
Ja niestety nadal nie pozbyłem się tych wątpliwości. Może to kwestia bogactwa... po prostu ja lubie wystawy konkretnych cykli, konkretnego projektu. Przekorje są bardzo niebezpieczne dla fotografa zazwyczaj.
Sevillian: zgadzam się - kominiarze rozkładają... :)
Zuza Krajewska pokazywana jest na międzynarodowych festiwalach fotografii w Europie, ale radzę znaleźć i przeczytać jakiś wywiad z artystką i posłuchać co ma do powiedzenia w fotografii. Jej pozycja w pewnych środowiskach opiniotwórczych jest bardzo wysoka, ale wystawa w Łodzi nie potwierdza tego. Kominiarze Andrzeja Lecha z Wrześni są rewelacyjni, ale zobaczymy jak obroni się cały projekt z tego miasta, kiedy ukaże się album, wydawany przez Kropkę?
Prześlij komentarz