Nie mogłem być na wernisażu wystawy Mateusza Pęka 09.12.11 w Zonie Sztuki Aktualnej, mieszczącej się w Łódź Art Center przy ul. Tymienieckiego 3. Przestała ona istnieć chyba 13.01.12 mimo, że była jedną z bardziej znanych galerii w Łodzi, choć rzadko odwiedzaną przez publiczność. Była jednak miejscem prestiżowym, w którym odbywały się także międzynarodowe projekty. Galeria "umarła" w Łodzi, co jest dość częstym zjawiskiem kulturowo-patologicznym, a "odrodziła się" w Szczecinie, gdyż reikarnował ją jej główny demiurg - Kamil Kuskowski.
Mateusz Pęk podąża drogą późnego modernizmu, lubi minimal-art, sztukę zracjonalizowaną. Jest zawsze metodyczny i badawczy, jak Zygmut Rytka - bliski mu ideowo multimedalista. Jakże trafnie Mateusz odwołuje się także do tradycji nowoczesnego malarstwa, tylko trzeba to potrafić dostrzec. Poza tym świetnie panuje nad najnowszymi technologiami, zarówno w fotografii, instalacji, jak i w wideo, w których korzysta z obrazu cyfrowego. Jest jednym z najlepiej teoretycznie i technologicznie przygotowanych twórców do bycia w wirtualnym świecie, ale musi uważać, aby się w nim nie zgubić!
Co zobaczyłem w Zonie? Krzesło, wiatraczek i niebieską linię, która jednak prowadziła do tradycji konstruktywizmu oraz rzutowane obrazy, a właściwie grafiki o symetrycznym układzie, które są tradycją, m.in. Romana Cieślewicza. Ich idea jednakże nie była zbyt czytelna z racji niedoskonałości rzutowanego obrazu. Ale całościowy efekt "ekranu-żaluzji" był zaskakująco interesujący. A cała ekspozycja? Choć skromna, to ciekawa - tak, jak na Mateusza przystało. Potrafi on w sugestywny i wiarygodny sposób operować aspektami najnowszej sztuki i technologii, ale także przekazywać sygnały o świecie polityki i zagrożeniu militarnym, trochę, jak Krzysztof Wodiczko, choć w sposób nie tak spektakularny.
Oto, co mi napisał o idei opisywanej wystawy w Łodzi: "To takie poczucie, że wystarczy sezon, dwa aby prace współcześnie powstające traciły wartość symboliczną pozostaje jedynie ta wizualna [jakość], tak więc wybrałem fragmenty dokumentacji, prace w większości powstające do przestrzeni Zony i rozpocząłem układanie z nich ornamentów, kierując się kolorem, walorem i rytmem form. Tak to powstało to płaskie zdobienie, odłożone na ścianach galerii." Czyli artysta posłużył się metodą recyklingu, ale ta estetyka nie była czytelna, co było dużym atutem ekspozycji.
Jedną z cyfrowych grafik był portret Lech Wałęsa o znamionach delikatnej karykatury. Dlaczego? "Wałęsa był balonem przed frontem galerii, przy okazji grupowego projektu w przestrzeni Łodzi, jak zapewne wiesz, śmieszny mi się wydał w zestawieniu z tym kawałkiem gumy za nim." - tak opisał tę pracę Mateusz. Obok Marka Zygmunta jest on najlepszym trójmiejskim artystą mediów cyfrowych! Kiedy pokaże go warszawska Zachęta? Być może wówczas, kiedy przeminie sztuczna moda na skandalistkę Katarzynę Kozyrę, artystkę przereklamowaną i niewiele ciekawego proponującą od prawie 20 lat.
Wątek "niebieskiej linii" tak mi wyjaśnił Mateusz: "Jeszcze jest przyczepiona do wentylatora przy fotelu rozdmuchująca, burząca ścianę rolet. Wiem, że nie było żadnego opisu wskazującego na ten wątek, tym niemniej miałem tego Największego z anektujących, naznaczających przestrzenie, komponując instalację".
No i nie spotkałem się z Mateuszem w Łodzi, gdyż były inne wernisaże tego wieczoru! Musiaem być na wręczeniu nagrody im. Katrzyny Kobro Zygmuntowi Rytce. Może uda się następnym razem albo w Gdańsku? Czas pokaże.