Szukaj na tym blogu

piątek, 18 lipca 2014

Czy Fundacja Urban Forms podąża śladami Marcela Duchampa. Kilka uwag o instalacji na Starym Rynku w Łodzi

Moje zainteresowanie wzbudził tekst Matyldy Witkowskiej w "Dzienniku Łódzkim" Palety i opony na Starym Rynku za 30 tys. zł. Plac zabaw, czy instalacja artystyczna?. Na kilku zdjęciach pokazano pomalowane stare opony, stare drzwi, mnóstwo drewnianych palet, na których czasami bawią się dzieci. A chyba nie powinny ze względu na ich bezpieczeństwo.  Tzw. instalacja w duchu dada i pop-artu (opony jak w pracach Roberta Rauschenberga) pochłonęła wraz z edukacją 30 tysięcy złotych (słownie trzydzieści) z budżetu nie tylko Miasta Łodzi, ale także Ministerstwa Kultury i dziedzictwa Narodowego, które wspomaga Fundacje Urban Forms, dobrze zadomowioną w strukturze łódzkiej kultury, czytaj władzy. Od kilku lat fundacja zdobywa poprzez różnego rodzaju granty, m.in. miejskie po kilkaset tysięcy złotych rocznie. Otrzymała już więc miliony złotych. W tym roku dostała chyba rekordową ilość dofinansowań. Głównie realizuje problematyczny w sensie artystycznym program łódzkich murali, przedstawiany w mediach jako sukces międzynarodowy, dzięki któremu Łódź jest znana na całym świecie. Murale są na różnym poziomie artystycznym, ale nie tworzą jakieś wspólnej wizji twórczej. Ich wykładnia ideowa jest więcej niż ambiwalentna Są więc przypadkowym zestawem wizualnym realizowanym w bardzo odmiennych konwencjach. 

Dla porównania finansowanego. Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Performance Interakcje w Piotrkowie Trybunalskim z udziałem kilkunastu artystów z całego świata kosztował niewiele ponad 20 tysięcy. Co ciekawe nie otrzymał on dofinansowania z łódzkiego Urzędu Marszałkowskiego. 

A gdzie organizacje twórcze, jak: ZPAP, ZPAF, AICA, SHS, stowarzyszenie architektów, czy inne organizacje zajmujące się łódzką kulturą. Czy ich zarządy i członkowie wypowiadają się w tej kwestii. Co na to Architekt Miasta - Marek Janiak, co Plastyk Miasta...? Jedyny sensowny głos w tej sprawie zabrała na na blogu Miej Miejsce Anna N. Nawrot w tekście FESTYN, KAPITALIZM I FESTIWALOZA. JESZCZE O UF.

Instalacja na Starym Rynku w Łodzi ośmiesza realizatorów projektu z fundacji oraz każe się jeszcze raz zastanowić nad przyznawaniem publicznych pieniędzy na tego typu pomysły "artystyczne". Kto ponosi odpowiedzialność za przyznanie państwowych funduszy na tego typu kurioza, które z dziedzictwem Duchampa czy pop-artu nie mają nic wspólnego. To sprawa dla Komisji Kultury RM oraz dziennikarzy. Dobrze, że takie teksty, jak ten z "DŁ" jeszcze się ukazują.

P.S. Proszę poczytać komentarze pod tekstem z "DŁ". A my mamy kolejne murale? Pojawia kolejne pytanie, kto je będzie konserwował, jeśli są to lub będą w przyszłości zabytki? Wydano na nie już miliony złoty. Pytanie adresowane jest do władz miasta. 

czwartek, 10 lipca 2014

Bartka Jarmolińskiego Psychobiologic (ODA, Piotrków Trybunalski, czerwiec 2014)

W maju br przed wystawą w Piotrkowie oglądałem obrazy Bartka w jego domu . Była to krótka wyprawa na obrzeża miasta, do Łodzi-Andrzejowa. Artysta jest jednym z najważniejszych na łódzkiej scenie twórczej, której znaczenie w relacji do poprzednich dekad systematycznie maleje.... Niestety, tak to widzę.Ciekawe, że Łódź najwięcej znaczyła w latach 80. i trochę już mniej w 90. A teraz? Ruiny i zgliszcza w rozkopanej przestrzeni miejskiej, seansie dosłownym i metaforycznym zarazem. 

Bartek pragnie być malarzem przekraczającym granice klasycznych form i dyscyplin. Udaje mu się to! Podczas wizyty, o której wspomniałem, jego kolaże wykonane z opakaowań po lekach były jeszcze nieskończone. Nawet wyraziłem na ich temat swoje wątpliwości. Artysta chyba przyjął zasadność moich sugestii. Obecne prace bardziej mi przypadają do gustu, niż te z ludyczną zamianą płci, jakie widziałem w formie wideo i fotografii, m.in. na wystawie w CSW Łaźnia w Gdańsku. Bardzo dobrą pracę pokazywał w 2013 w Galerii Manhattan na ekspozycji Kobieta z marmuru, która była tylko artystycznym falstartem, niż ukazaniem ciekawego problemu.

Istotny jest fakt, ze artysta sprawnie porusza się po różnych dziedzinach aktywności twórczości. I jest zaskakująco ciekawym performerem. Proszę pooglądać jego Carte Blanche (2013) z Torunia. Zapis wideo można odnaleźć na You Tube w bardzo dobrej relacji Jacka Kasprzyckiego pt. Koło czasu (https://www.youtube.com/watch?v=Thwwwpocbd8#t=34), czyli festiwalu performance z CSW. Warto obejrzeć, gdyż wystąpienie miało swoją dramaturgię i spotkało się z żywą reakcją oglądających. Wiązało się zatem z ryzykiem, co jest ważnym warunkiem do powstania interesującego spektaklu parateatralnego.

Kolaże,  fot. B. Jarmoliński 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Kolaże,  fot. B. Jarmoliński 

Widok wystawy w ODA, Pioktrów Tryb.,  fot. B. Jarmoliński 

Miałem przyjemność pisać o w/w do katalogu wystawy. Oto fragment mego tekstu.

Krzysztof Jurecki
Choroba jako metafora. Queer Painting
            Twórczość w zakresie tzw. różnych mediów, jaką uprawia malarz z przekonania Bartłomiej Jarmoliński, przypomina o pop-arcie, a zwłaszcza o grającym różnymi wizerunkami, w tym własnym – Andy Warholu. Postawa pop-artu stała się w nowej, nastawionej konsumpcyjnie rzeczywistości polskiej XXI wieku, szczególnie atrakcyjna, co dodatkowo okazało się światowym znakiem czasu. Czy w sztuce polskiej XXI wieku będzie to trwała tendencja, czy też zwycięży spokrewniony z nią fotorealizm, który posiada innego typu wzorce kulturowe, przede wszystkim z zakresu malarstwa i fotografii.
            Organica, czyli zewnętrze i wnętrze
Dominantą wystawy jest dwanaście obrazów pt Organica wykonanych w podobnej konwencji, w takim samym formacie (1m x 1 m) prezentujących narcystyczne autoportrety oraz portrety młodych osób, malowane w charakterystyczny sposób za pomocą punktowania, swoistego nakłuwania ciała, na podstawie fotografii. Wizerunki w mniej lub bardziej atrakcyjnych pozach są pretekstem do ujawniania uniwersalnych przemyśleń na temat skrywanej choroby czy raczej potencjalności choroby, która może zmienić się w widmo śmierci. Malowane płasko obrazy, w fotorealistycznym stylu, przypominającym nieco malarstwo Artura Trojanowskiego zdecydowanie bardziej oparte na estetyce szablonu, sarkastyczne w wyrazie i często społeczno-polityczne, poddawane są też innemu istotnemu zabiegowi. A mianowicie na portrety nałożone zostały wyobrażenia części anatomicznych (kręgosłup) czy organów wewnętrznych, jak mózg, wątroba, nerki. Uproszczony świadomie znakowy sposób wyobrażenia, w tym zracjonalizowane punktowanie ciała, będące najnowszą wersją modernistycznego w przesłaniu montażu, ma zasugerować wewnętrzne życie organów. Jest też symptomem choroby czy jej zagrożenia. Taki sposób budowania atmosfery obrazu przypomina zdecydowanie bardziej oniryczne działania Małgorzaty Wielek-Mandreli, którą ceni Jarmoliński, a wcześniej Ryszarda Grzyba. Obrazy Jarmolińskiego mają być skrytym portretowaniem, takim, jakie istniało w twórczości semigraficznej Warhola, wyrażającym krytycyzm wobec świata, ale potem coraz bardziej jego afirmację, widoczną w coraz bardziej kolorowych zestawieniach barwnych.