Z Markiem Noniewiczem spotykam się od kilku lat
przy okazji różnych wykładów, otwarć wystaw (Co kryje się na dnie oka?,
Toruń) czy na Porfolio Review w Bratysławie, na którym odniósł "mały"
sukces, ponieważ znalazł się w gronie 15 najwyżej ocenianych fotografów, a
konkurencja była duża. Zresztą to był polski rok na Portfolio w Bratysławie,
gdyż pierwsze miejsce zajął Jan Brykczyński z grupy Sputnik Photos,
reprezentowany przez Anzenberger Gallery z Wiednia, co moim zdaniem odegrało we
wspomnianym konkursie zasadniczą rolę.
Warianty obecności, 1999
Marek Noniewicz jest poza głównym prądem
"nowego dokumentu", inscenizacji i innych tendencji. Swe prace
realizuje w XIX-wiecznej technice – cyjanotypii, wykorzystywał też kamerę
obskurze (Warianty obecności –
autoportrety wykonane w kamerze otworkowej w 1999 r.). Sięga jak kilkunastu,
może kilkudziesięciu twórców posługujących się tzw. technikami alternatywnymi
do początku techniki fotograficznej, a zwłaszcza do twórczości Anny Atkins.
Wierzy, że fotografia może zbliżyć się do tradycji alchemii i za jej pomocą
można "wyczarowywać" prawdziwe obrazy, które fragmentarycznie
pochodzą czy rodzą się świecie rzeczywistym, ale ich połączenie poprzez montaż
stwarza lub może stworzyć coś niepowtarzalnego ("unicum"), jak dzieje
się to w niektórych realizacjach Pawła Żaka czy w innej technice uzyskiwane
było w wielu pracach Staszka Wosia.
Zarys zoologi fantastycznej, 2010
Marek Noniewicz, w odróżnianiu od innych polskich
przedstawicieli technik alternatywnych, podobnie jak np. Jarosław Klupś,
posiada bardzo dobre przygotowanie historyczno-teoretyczne, jakie uzyskał na
ASP (dziś UA) w Poznaniu. Poza tym potrafi w interesujący, i co dla mnie
istotne prawdomówny, sposób pisać o swojej pasji. W tekście pt. Iliaster –
materialność obrazu fotograficznego, który znajduje się na stronie www artysty
czytamy: "W pracy nad projektem w zasadzie rezygnuje z użycia aparatu
fotograficznego, który w jakimś stopniu zapośrednicza opis rzeczywistości i dla
moich poszukiwań czyni go mniej czytelnym i ciężarnym o znaczenia nie
przystające do projektu. Iliaster –
to według Paracelsusa pierwsza konkretna materializacja, z której zostanie
uformowany wszechświat, dla mnie zaś to inna forma materializacji
rzeczywistości fotografii, przy wykorzystaniu dawnej techniki – cyjanotypii.
Sama jednak technika cyjanotypii nie decyduje o istotnym ciężarze powstających
prac, sama tylko technika byłaby pustą refleksją i czczą tęsknota z utraconą
aurą i magią pierwszych obrazów; to właśnie z tego powodu w znacznym stopniu
rezygnuję z użycia aparatu i wykorzystuję fragmenty gromadzonych materiałów
organicznych: zasuszonych roślin, owoców, pióra ptaków, znalezione martwe owady
itp."
Iliaster, 2011-2012
Czy prace te prace są przestarzałe, by nie
powiedzieć anachroniczne? Nie, myli się ten kto odrzuca w swej perspektywie
krytycznej, jak niektórzy pyszałkowaci "nowi dokumentaliści",
koncentrujący się na zniszczonych karoseriach. Jeśli montażowych pracach
Noniewicza zawarty jest problem egzystencji człowieka, potraktowanego na
równych prawach z innymi formami przyrody czy istnienia. Jeśli artysta używa "resztek"
przyrody, o czym pisał we wspomnianym już tekście. Pisał "wykorzystuję
fragmenty gromadzonych materiałów organicznych: zasuszonych roślin, owoców,
pióra ptaków, znalezione martwe owady itp. Ich obrazy uzyskuję w sposób
fotograficzny, wykorzystując do tego celu luksografię."
Podsumowując są to prace, w których dostrzegam
zupełnie inne problemy formalne i ideowe od polskiego mainstreamu
fotograficznego. I bardzo dobrze, bo ci którzy idą w tłumie, pozostaną
niewidoczni, poza pierwszym szeregiem. Oczywiście nie wszystkie prace autora
podobają mi się. Artysta musi wyrwać się chaosu i bardziej zapanować nad
stwarzaną materią. Ale jego dokonania bezsprzecznie przekonują mnie.
Sommer Album, 2007-2011
P.S dziś (10.12.12) wpisałem komentarz na Facebooku (na stronie Marka Noniewicza) kilka zadań odnośnie słow Sławomira Tobisa: "S. Tobisa stać tylko na złośliwości, jako fotograf zupełnie mnie nie interesuje, nie wyszedł poza fotoamatorstwo ładnych widoczków. Znany jest od lat, że zawsze podpiera swą działalność znanymi fotografami. I niech tak zostanie! Natomiast jego blog, choć kunktatorski, polecam, gdyż przedstawia relacje z Berlina. I jeszcze insynuacje o Wosiu, coś powiedział - wstyd! Marna to postać, która tylko insynuuje!"