Szukaj na tym blogu

wtorek, 7 października 2014

Dyplomy w Lubelskiej Szkole Fotografii (20.09.2014). cz. 2. Powrót Zofii Rydet

Wracamy do dyplomów z Lublina. Jaki był poziom? Proszę ocenić samemu, dla mnie wysoki, zważywszy na krótki czas nauki. Mam wrażenie, że na wschodzie Polski, w uczelniach Białegostoku i w Lublinie, uczy się innej fotografii, niż w Łodzi, w Poznaniu czy w Warszawie. To dobrze, gdyż bycie innym może prowadzić do ukształtowania odrębnego stylu czy nawet szkoły, w znaczeniu np. Suwałk za czasów nieocenionego Staszka Wosia. Tak, jak inna była fotografia Mikołaja Smoczyńskiego i inna jest tworzona pod Lublinem, a wcześniej w Lublinie Lucjana Demidowskiego. Trzeba więc szukać "własnej" formy wypowiedzi. Nie iść w tłumie, który mówi "wszyscy jesteśmy fotografami", bo taki slogan dotyczy też pań przedszkolanek w przedszkolu czy nauczycieli w podstawówce, włącznie z fotografującymi dziećmi. To także fotografia, ale o charakterze socjologicznym, bez kategorii filozoficznej, ograniczona w wielu swych dystynkcjach do surowej formy lub egzotyki przekazu. 

Zbigniew Wójcik Nieobecni








Być może nie wszyscy, wbrew tytułowi, są nieobecni? Ale to raczej atut, niż zarzut. Znikanie człowieka, jego nieobecność i alienacja, nie tylko w wielkim mieście, ma swój wewnętrzny sens. Czy "modern man" to już tylko cień lub manekin?. (Przedostanie zdjęcie to wyraża). 

Światło i cień, tak w klasycznie interpretowanej fotografii potencjalnie zawarte jest wszystko, cały świat, w tym człowiek i jego jestestwo. Nie jest to typowa "fotografia uliczna", to dobrze. Fotograf bardzo sprawnie sięga także do tradycji konstruktywizmu i "nowej fotografii" z lat 20., podgląda z różnych stron. 

Poszukuje odpowiedzi czy poświadcza fakt? Raczej to drugie. Do całości nie pasuje mi trochę czwarta fotografia, gdyż jest zbyt oczywista, wykonana w innym stylu, ale posiada także swoje walory w formie drugiego planu, ze znikającą postacią.

Agnieszka Hunicz  80. i więcej
I na koniec najciekawsze dla mnie prace. Ich dokumentalna waga polega na dwóch aspektach. Pierwszym jest prostota ujęć, wynikająca ze skierowania aparatu w kierunku zwykłego, ba zapomnianego człowieka, dla którego nie ma miejsca w kolorowych magazynach. Drugim walorem jest nawiązanie, ale z jakim sukcesem, do zdjęć i programu teoretycznego Zofii Rydet z lat 80.


Jestem przekonany, że nie jest łatwo wykonać takie zdjęcia, jakie tu widzimy, gdyż trzeba do nich przekonać portretowanych i być z nimi w określonym dialogu, tak aby zachować powagę chwili. W dzisiejszych czasach fotograf kojarzy się bardziej z niechcianym podglądaczem, niż humanistą, który pragnie coś ważnego powiedzieć o starości. Agnieszce Hunicz się to udało. Powstał ważny dokument, który należy kontynuować i pokazywać z podobnymi koncepcjami w Polsce.


Poddanie się? Zagubienie? Ciekawy jest nieokreślony status psychologiczny przedstawionej kobiety.

Wieśniak dumnie mierzy się z patrzącym fotografem. Ukazny został na tle wejścia do domu; z boku miotły i archaiczne siedzisko. Fotografia jak z lat 80. XX wieku, jeśli nie 60. Czas się zatrzymał! 

Życie w religii, innego nie ma. Brak elementów pop-kultury. Zwraca uwagę skromność, ale i porządek wnętrza domu.

Porównanie i przypomnienie, to bardzo silne auty fotografii oraz filmu dokumentalnego. Czas mija, niektórzy już odeszli.

Pięknie skomponowana fotografia, gdyż w oknie odbija się przyroda. 

Ręce obok twarzy wiele mogą mówić o każdym człowieku. Kolejnym zdjęciu potwierdzają tezę o ciężkiej pracy.

Bardzo ciekawa fotografia pokazująca zmaganie się ze starością. Po raz kolejny bardzo dobrze skomponowana.

Bardzo ciekawy psychologiczny portret, jak we wczesnych z lat 60. zdjęciach Rydet.

Nietypowy portret z dobrym efektem końcowym, gdyż profil kobiety kompozycynie przeciwstawiony został małemu i płaskiemu wizerunkowi z Chrystusem.

sobota, 4 października 2014

Dyplomy w Lubelskiej Szkole Fotografii (20.09.2014). cz. 1


Po raz drugi odbyła się publiczna obrona prac w Lubelskiej Szkoły Fotografii. Tym razem słuchaliśmy i dyskutowaliśmy się pięcioma młodymi osobami. Przedstawiam wszystkie dyplomy, ale bez właściwej chronologii. Pozytywnym zaskoczeniem było bardzo dobre przygotowanie teoretyczne, które jest podstawą dłuższego działania na polu fotografii czy ewentualnie pretendowania  do kategorii sztuki czy fotografii, ale nie w znaczeniu "pstrykacza", który tak naprawdę nie wie co robi i na jakim forum działa. Najwcześniej jest ono gazetowo-internetowe i coraz częściej festiwalowe. Mamy czas niezwykłego zdemokratyzowania form około-artystycznych, powiązanych z zalewem chłamu.

Niektóre zdjęcia są sprawnym połączeniem wizji fotografa, nawiązania kontaktu z portretowaną osobą (lub wywołania takiej iluzji) oraz z tłem. Inne nie, np. drugie. Zbyt mocny drugi plan zakłóca ostateczny efekt. Technika analogowa, myślenie o fotografii w typie Marcina Sudzińskiego skutkuje intymnymi portretami, ze skłonnością do efektu nostalgii i melancholii (piąta praca), które wydaje mi się "najpełniejsze". Być może efekt metaforyczny można pogłębić za pomocą drobnej reżyserii (np. kwiatek, zdjęcie lub atrybut pracy czy profesji) oraz układu samych dłoni, które również mogą mówić o portretowanym i jego potencjalnej psychice.

Małgorzata Dziedzic Przywiązanie

Przemysław Dobrowolski Szeptem...
Wszystko mówione jest szeptem, ale nagle pojawia się prawie krzyk (zdjęcie nr 3). Prace zrealizowane na dużych rozpiętościach wizualnych, ale chyba nie emocjonalnych.  Zbytnia estetyczność (1.2,4), estetyka z lat 50. czy 60. XX wieku raczej nie przekonuje, może zbliża się do sztuczności? Bardziej prawdziwe są zdjęcia nocne. Trudno od razu powiedzieć dlaczego, ale chyba ze względu na ich większą niejednoznaczność.









Wioleta Kostrubiec όνειρο (fon.óneiro)
Młoda artystka dysponuje bardzo dużą wiedzą na temat najnowszej fotografii. Czasami może taka znajomość zaprowadzić na manowce, jeśli zgłębiać będziemy nieistotne problemy. Oddajemy jej głos: "Wszyscy ludzie śnią. Sny mówią o stanie naszej duszy. Wskazują na tłumione emocje i pragnienia, na lęki i wszelkie obawy. Mówią o tym jacy jesteśmy, co myślimy oraz co czujemy. Jak w krzywym zwierciadle odbija się nasza codzienna obecność w świecie realnym. Sny wreszcie oczyszczają nasze dusze. Są niejako wypowiedzią śpiącego. Dla mnie równe są dziełu sztuki. Artystka pisała: "Przy pomocy aparatu mogę wykreować obrazy z mojego świata snów, obraz świata funkcjonującego pomiędzy rzeczywistością a nierzeczywistością. Czasem jest to pozytywne marzenie senne a czasem koszmar . Ukryte myśli formułuję w słowa, aby następnie zamienić je na obrazy, ukazując że niesamowitość tkwi w codzienności. W moich zdjęciach pokazuję rzeczywistość zgodną z prawami snu: irracjonalną, absurdalną, sprzeczną z zasadami prawdopodobieństwa. Prace utrzymane są w charakterze oniryzmu, poprzez lewitowanie, unoszenie się, burząc logiczny porządek rzeczywistości." 


Jednak zdjęcia są zbyt różne formalnie, nie udaje się w nich wpłeni czy bardziej przekonująco pokazać problemu snu, jeśli jest to możliwe, o czym przekonywał np. Man Ray - wielki fotograf-portrecista w kręgu surrealizmu. Robią na wrażenie prace nr 1, 2, 3, 4 (bardzo, znam podobnych wiele, w tym Tomáša Wernera ze Słowacji, którego Beautiful Pictures bardzo cenię). Najlepsza jest dla mnie praca z ukazaniem ruchu, z połącznikiem planów, ale bez egzaltacji i sztuczności, która jest wadą obrazu cyfrowego.












Ta praca również, ale pojedynczo pokazana, robi wrażenie. Co przyniesie jutro?

piątek, 26 września 2014

Magdalena Samborska. Anatomia niepewności (ODA, Piotrków Trybunalski, 13.09-12.10.14)

Artystka bardzo precyzyjnie zaaranżowała wystawę w Piotrkowie. Potrafi maksymalnie wykorzystać każdą przestrzeń galeryjną. Rzadko się to zdarza w polskim świecie artystycznym. Magdalena Samborska potrafi posługiwać się każdym medium, zaczynając od malarstwa, poprzez fotografię i wideo, a kończąc na modzie. Z tego obszaru wywodzi się jej sztuka. Realizując za pomocą metafory swoje przemyślenia na temat istnienia sprawnie przechodzi w inne formy sztuki aktualnej (konceptualizm, surrealizm, tradycja abstrakcji, pop-art). Czym jest ulotne istnienie czy bycie we współczesnym świecie? Trochę tradycją sztuki pierwotnej (kult Wielkiej Matki), trochę postfemizmem z jego walką z uwikłaniem, ale jest przede wszystkim konstruktem, często bez twarzy. Można chyba również mówić o tradycji Hansa Bellmera, który wpłynął na wiele różnych generacji. I w dalszym ciągu inspiruje swa mroczną wizją.

Jej twórczość nie jest łatwa, nie jest zabawna czy popularna w znaczeniu "popular culture". Nie chce być Lady Gagą, jak to wyznała np. w jednym z wywiadów znana malarka Ewa Juszkiewicz. Można tylko dodać; jeśli jakaś artystka chce się wzorować czy wręcz upodobnić się do roli  Lady Gagi, to sytuuje się nieświadomie na gruncie rozrywki, choć sprowadzonej do atrakcyjnego wizualnie wideo-clipu. Nie chcę się rozpisywać na temat Lady Gagi, bo nie warto, ale jest ona dla mnie słabą imitacją Madonny.



Wpisana w przestrzeń, 2002, fot. M. Samborska

Ta monumentalna realizacja jest niejako wizytówką artystki, ponieważ ujawnia potencjalną siłę kobiecości, ale co warto zauważyć, wyobrażenie to jest tylko formą ubioru, dodatkowo pozbawionego głowy. Czyżby z dawnej kobiecości pozostał tylko strój i związany z nim (domowy) rytuał?

Kościec tożsamości, 2012, fot. M. Samborska

Kobiecość, tym razem obnażona i zamaskowana ukazuje uwikłanie w codzienny rytuał "kury domowej". Ale przedstawienia niejednoznacznie odwołują się także, bo inaczej nie istnieją, do dawnej ikonografii, nie tylko chrześcijańskiej. Prace powstały pod wpływem teorii Judith Butler. Artystka (mail do K.J. z 25.09.14) skomentowała je w następujący sposób: "Tak się zastanawiam, czy nie ma w tej pracy próby zdystansowania się od feminizmu, ale to chyba na dłuższą rozmowę temat". Jest to dla mnie zaskakująca deklaracja. Zobaczymy w przyszłości, w którym kierunku rozwinie się jej sztuka. 

Kościec tożsamości, 2012, fot. M. Samborska

Pielesze, 2009

Kobiecość związana ze światem mody jest okaleczona, sztuczna i przede wszytskim tragiczna. To obnażony świat simulakrów, ukazany na tle teoretycznie bezpiecznego, tradycyjnego polskiego domu.

Wernisaż, fot. M. Marchewa-Marchlewicz

Od końca lat 90. artystka bardzo konsekwentnie pokazuje poczucie zmiennej kobiecości i czyhające na nią zagrożenia, zarówno wywodzace ze sztucznego świata mody, jak też tradycyjnej obyczajowości, która może gnębić. Tworzy swoiste murale na temat płynności życia. Te realizowane "in situ" w Łodzi na wielkich przestrzeniach kamienic są bajkami dla dzieci, formą komiksu, gdzie np. Artur Rubinstein wygląda jak Albert Einstein, ale nie ma to dla nikogo znaczenia, ponieważ w takiej formule rozrywki (jak u Lady Gagi) się to nie liczy. Czy nie za daleko odbiegłem od wystawy w Piotrkowie? Być może, ale jak patrzę na wystawy łódzkich artystów w znanych galeriach i muzeach w Łodzi, to zastanawiam się dlaczego promowani są oni przez ODA w Piotrkowie, a nie przez np. Muzeum Miasta Łodzi, którego poziom wystawienniczy w tym zakresie jest od wielu na tym samym poziomie - "od przypadku do przypadku".

Liturgia przedmiotu, 2007-2008, asamblaże, fot. M. Samborska

Liturgia przedmiotu, 2007-2008, asamblaże, fot. M. Samborska

Zachęcam do zapoznania się z ciekawymi i spójnymi poglądami artystami, które częściowo można przeczytać na jej stronie artystki. Magdalena Samborska jest dla mnie jedną z kilku najciekawszych artystek z kręgu postfeminizmu w Polsce, a może w Europie Środkowej. Dziwię się że na ekspozycjach takich jak  np. Corpus (Zachęta w Warszawie) nie pokazuje się jej prac. Ale do niedawna nie pokazywano też w stolicy np. Adama Rzepeckiego. Na szczęście sytuacja się zmieniła, Adam Rzepecki stał się klasykiem, co przepowiadałem ponad 20 lat temu.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Portfolio review 2014 in Bratislava, Slovakia (November 07-08 2014)


Duet hueckelserafin, Laleczki, 2003    

Veronika Paštéková przesała informację o kolejnym Portfolio review w Bratysławie. Do dyspozycji jest 60 miejsc i możliwość rozmowy z przynajmniej 5 krytykami. Zwycięzca będzie miał indywidualną wystawę w czasie "Miesiąca Fotografii" w 2015. Tu w Bratysławie poznałem wielu znakomitych krytyków i fotografów, których wielokrotnie prezentowałem na blogu oraz na Safoto Web Galleries oraz w realnej rzeczywistości w Polsce, w Toruniu w Galerii Wozownia i w Łodzi w Miejskiej Galerii Sztuki. Dlatego zachęcam do uczestnictwa na Portofolio w Bratysławie.

I would like to inform You about oncoming Portfolio review 2014 in Bratislava, Slovakia in frame of annual world known festival Month of Photography (www.sedf.sk). It will take place on the November 7-8 2014.
Price for both days: 69 Euro
This year there are only 60 places awaylable

Please, if you have any possibilities, spread the information about the event among your friends, via mailing list, your website or blog. We can do the same in Partners and Links section. We could create a kind of network in this way.

Portfolio review is a meeting of professional curators, galerists,editors... with talented photographers. Your images will be seen by all these proffesionals - You will get interesting advices, new contacts and oportunities for Your further career.
INFO:http://www.sedf.sk/en/moph2014/portfolio14/117-the-international-portfolio-review-2014

There will be more than 20 reviewers - the list of reviewers from all over the world INFO: http://www.sedf.sk/en/moph2014/portfolio14/117-the-international-portfolio-review-2014. There is also info, how they can help to the participant, if they like his / herwork.
Every year the jury of all reviewers awards one person, who is the winner of whole portfolio review. He or she will have oportunity to have solo exhibition during festival Month of Photography 2015.
-  A Photowalk, enabling photographers to meet all reviewers 
(after Saturday´s sessions will every participant get a space (table and chair) to prepare his/her works. Reviewers will walk around, discuss, change contacts. This is chance to meet reviewers, You didnt have oportunity to meet during Portfolio review)
We found a partner - Hotel Tatra, which has special price for festival visitors. You will stay at the same place as reviewers do and as the portfolio review takes place. INFO: http://www.sedf.sk/en/moph2014/accomodation-during-the-festival


If You decide to participate
- you will be able to discuss your portfolio with chosen critics at the workshop (about 5 reviewers in two days in average, but usually more)
- you will make new contacts with people working in galleries, academies and magazines
- you will have the chance to be awarded as a best participant and to exhibit your works at the next Bratislava Month of photography 2015
- your work will have the chance to become a part of closing projection - final slideshow
- portfolios, which will be sent in advance, will be presented on our web:www.sedf.sk

We would be very grateful, if You helped us to spread the info.
Veronika Paštéková
Portfolio Review Coordinator

Central European House of Photography
www.sedf.sk

piątek, 18 lipca 2014

Czy Fundacja Urban Forms podąża śladami Marcela Duchampa. Kilka uwag o instalacji na Starym Rynku w Łodzi

Moje zainteresowanie wzbudził tekst Matyldy Witkowskiej w "Dzienniku Łódzkim" Palety i opony na Starym Rynku za 30 tys. zł. Plac zabaw, czy instalacja artystyczna?. Na kilku zdjęciach pokazano pomalowane stare opony, stare drzwi, mnóstwo drewnianych palet, na których czasami bawią się dzieci. A chyba nie powinny ze względu na ich bezpieczeństwo.  Tzw. instalacja w duchu dada i pop-artu (opony jak w pracach Roberta Rauschenberga) pochłonęła wraz z edukacją 30 tysięcy złotych (słownie trzydzieści) z budżetu nie tylko Miasta Łodzi, ale także Ministerstwa Kultury i dziedzictwa Narodowego, które wspomaga Fundacje Urban Forms, dobrze zadomowioną w strukturze łódzkiej kultury, czytaj władzy. Od kilku lat fundacja zdobywa poprzez różnego rodzaju granty, m.in. miejskie po kilkaset tysięcy złotych rocznie. Otrzymała już więc miliony złotych. W tym roku dostała chyba rekordową ilość dofinansowań. Głównie realizuje problematyczny w sensie artystycznym program łódzkich murali, przedstawiany w mediach jako sukces międzynarodowy, dzięki któremu Łódź jest znana na całym świecie. Murale są na różnym poziomie artystycznym, ale nie tworzą jakieś wspólnej wizji twórczej. Ich wykładnia ideowa jest więcej niż ambiwalentna Są więc przypadkowym zestawem wizualnym realizowanym w bardzo odmiennych konwencjach. 

Dla porównania finansowanego. Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Performance Interakcje w Piotrkowie Trybunalskim z udziałem kilkunastu artystów z całego świata kosztował niewiele ponad 20 tysięcy. Co ciekawe nie otrzymał on dofinansowania z łódzkiego Urzędu Marszałkowskiego. 

A gdzie organizacje twórcze, jak: ZPAP, ZPAF, AICA, SHS, stowarzyszenie architektów, czy inne organizacje zajmujące się łódzką kulturą. Czy ich zarządy i członkowie wypowiadają się w tej kwestii. Co na to Architekt Miasta - Marek Janiak, co Plastyk Miasta...? Jedyny sensowny głos w tej sprawie zabrała na na blogu Miej Miejsce Anna N. Nawrot w tekście FESTYN, KAPITALIZM I FESTIWALOZA. JESZCZE O UF.

Instalacja na Starym Rynku w Łodzi ośmiesza realizatorów projektu z fundacji oraz każe się jeszcze raz zastanowić nad przyznawaniem publicznych pieniędzy na tego typu pomysły "artystyczne". Kto ponosi odpowiedzialność za przyznanie państwowych funduszy na tego typu kurioza, które z dziedzictwem Duchampa czy pop-artu nie mają nic wspólnego. To sprawa dla Komisji Kultury RM oraz dziennikarzy. Dobrze, że takie teksty, jak ten z "DŁ" jeszcze się ukazują.

P.S. Proszę poczytać komentarze pod tekstem z "DŁ". A my mamy kolejne murale? Pojawia kolejne pytanie, kto je będzie konserwował, jeśli są to lub będą w przyszłości zabytki? Wydano na nie już miliony złoty. Pytanie adresowane jest do władz miasta. 

czwartek, 10 lipca 2014

Bartka Jarmolińskiego Psychobiologic (ODA, Piotrków Trybunalski, czerwiec 2014)

W maju br przed wystawą w Piotrkowie oglądałem obrazy Bartka w jego domu . Była to krótka wyprawa na obrzeża miasta, do Łodzi-Andrzejowa. Artysta jest jednym z najważniejszych na łódzkiej scenie twórczej, której znaczenie w relacji do poprzednich dekad systematycznie maleje.... Niestety, tak to widzę.Ciekawe, że Łódź najwięcej znaczyła w latach 80. i trochę już mniej w 90. A teraz? Ruiny i zgliszcza w rozkopanej przestrzeni miejskiej, seansie dosłownym i metaforycznym zarazem. 

Bartek pragnie być malarzem przekraczającym granice klasycznych form i dyscyplin. Udaje mu się to! Podczas wizyty, o której wspomniałem, jego kolaże wykonane z opakaowań po lekach były jeszcze nieskończone. Nawet wyraziłem na ich temat swoje wątpliwości. Artysta chyba przyjął zasadność moich sugestii. Obecne prace bardziej mi przypadają do gustu, niż te z ludyczną zamianą płci, jakie widziałem w formie wideo i fotografii, m.in. na wystawie w CSW Łaźnia w Gdańsku. Bardzo dobrą pracę pokazywał w 2013 w Galerii Manhattan na ekspozycji Kobieta z marmuru, która była tylko artystycznym falstartem, niż ukazaniem ciekawego problemu.

Istotny jest fakt, ze artysta sprawnie porusza się po różnych dziedzinach aktywności twórczości. I jest zaskakująco ciekawym performerem. Proszę pooglądać jego Carte Blanche (2013) z Torunia. Zapis wideo można odnaleźć na You Tube w bardzo dobrej relacji Jacka Kasprzyckiego pt. Koło czasu (https://www.youtube.com/watch?v=Thwwwpocbd8#t=34), czyli festiwalu performance z CSW. Warto obejrzeć, gdyż wystąpienie miało swoją dramaturgię i spotkało się z żywą reakcją oglądających. Wiązało się zatem z ryzykiem, co jest ważnym warunkiem do powstania interesującego spektaklu parateatralnego.

Kolaże,  fot. B. Jarmoliński 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Kolaże,  fot. B. Jarmoliński 

Widok wystawy w ODA, Pioktrów Tryb.,  fot. B. Jarmoliński 

Miałem przyjemność pisać o w/w do katalogu wystawy. Oto fragment mego tekstu.

Krzysztof Jurecki
Choroba jako metafora. Queer Painting
            Twórczość w zakresie tzw. różnych mediów, jaką uprawia malarz z przekonania Bartłomiej Jarmoliński, przypomina o pop-arcie, a zwłaszcza o grającym różnymi wizerunkami, w tym własnym – Andy Warholu. Postawa pop-artu stała się w nowej, nastawionej konsumpcyjnie rzeczywistości polskiej XXI wieku, szczególnie atrakcyjna, co dodatkowo okazało się światowym znakiem czasu. Czy w sztuce polskiej XXI wieku będzie to trwała tendencja, czy też zwycięży spokrewniony z nią fotorealizm, który posiada innego typu wzorce kulturowe, przede wszystkim z zakresu malarstwa i fotografii.
            Organica, czyli zewnętrze i wnętrze
Dominantą wystawy jest dwanaście obrazów pt Organica wykonanych w podobnej konwencji, w takim samym formacie (1m x 1 m) prezentujących narcystyczne autoportrety oraz portrety młodych osób, malowane w charakterystyczny sposób za pomocą punktowania, swoistego nakłuwania ciała, na podstawie fotografii. Wizerunki w mniej lub bardziej atrakcyjnych pozach są pretekstem do ujawniania uniwersalnych przemyśleń na temat skrywanej choroby czy raczej potencjalności choroby, która może zmienić się w widmo śmierci. Malowane płasko obrazy, w fotorealistycznym stylu, przypominającym nieco malarstwo Artura Trojanowskiego zdecydowanie bardziej oparte na estetyce szablonu, sarkastyczne w wyrazie i często społeczno-polityczne, poddawane są też innemu istotnemu zabiegowi. A mianowicie na portrety nałożone zostały wyobrażenia części anatomicznych (kręgosłup) czy organów wewnętrznych, jak mózg, wątroba, nerki. Uproszczony świadomie znakowy sposób wyobrażenia, w tym zracjonalizowane punktowanie ciała, będące najnowszą wersją modernistycznego w przesłaniu montażu, ma zasugerować wewnętrzne życie organów. Jest też symptomem choroby czy jej zagrożenia. Taki sposób budowania atmosfery obrazu przypomina zdecydowanie bardziej oniryczne działania Małgorzaty Wielek-Mandreli, którą ceni Jarmoliński, a wcześniej Ryszarda Grzyba. Obrazy Jarmolińskiego mają być skrytym portretowaniem, takim, jakie istniało w twórczości semigraficznej Warhola, wyrażającym krytycyzm wobec świata, ale potem coraz bardziej jego afirmację, widoczną w coraz bardziej kolorowych zestawieniach barwnych.