Szukaj na tym blogu

czwartek, 18 sierpnia 2016

Marek Lalko. Dekonstrukcja Archiwum (zestaw 1). Przyjęcie 12 zdjęć do kolekcji Krzysztofa Jureckiego (lipiec 2016)

W ubiegłym roku od Marka Lalko otrzymałem w przesyłce pocztowej sto kilkadziesiąt fotografii. Artysta z Zielonej Góry, gdzie nie byłem od 1996 roku, obdarzył mnie i kilka innych osób dużym zaufaniem. W ten sposób rozpoczął akcję Dekonstrukcja archiwum. Do swojej kolekcji wybrałem, te zamieszczone poniżej, w ilości jedenastu. Nie są to fotografie "przełomowe", ale ciekawe, gdyż pokazują, jak lokalnie można realizować twórczość portretową, która już jest ważna dla lokalnej historii oraz wykonywać bardziej uniwersalne pejzaże oraz swoiste scenki rodzajowe.

Podział archiwum. (Ja otrzymałem zestaw siódmy)

Zaczęło się od maila M. Lalko z 14.07.2015:

"Dzień dobry,
Chciałem panu przesłać paczkę,
czy mogę prosić o podanie jakiegoś adresu korespondencyjnego (może być instytucja )
z Pozdrowieniami"

Odpowiedziałem:  " [....] p.s. zajmuję się teraz bardziej malarstwem. [....] Co ja mam robić z tymi fotografiami, które mi pan przysłał? I co po? Jaka jest intencja? [....] Czyli wziąłem udział w akcji "Dekonstrukcja..." Prac, które mam są różne. Najlepiej "widzę" portrety."





10.04.16 M. Lalko napisał mi: "Dekonstrukcja archiwum to akcja przekazywania fotografii, dawania im nowego kontaktu i kolejnej reprodukcji dokonującej się w oczach odbiorcy, takie małe prywatne wystawy (może to tylko efekt działania mojej wyobraźni) nie liczę na nic.

Pierwszy set to 11 zestawów. Poleciały w Polskę i nie mam pojęcia jaki jest ich dalszy los,
na pewno dotarły do 4 osób w tym do Pana."
Piękny gest, cenię takie. Fotograf na nic nie liczy nic nie chce!!!! To rzadkość w dzisiesjzych czasach.

Portrety z duszą 

Leszek Krotulski, 2012

Postać pewna siebie, może z niepokojem i zaciekawieniem patrząca w przyszłość. Profesjonalnie wymodelowana przez światło głowa, może trochę niewłaściwie "ułożone" palce lewej dłoni, może?

Szmaja, 2012

Płaskie i ciemne tło stworzyło monumentalną, rzeźbiarską pracę. Ta twarz to prawie głowa cesarza Konstantyna, oczywiście dla znających sztukę rzymską.

Ania, 2012

Ale czasami można fotografować urodę i naturalne piękno. Do tej fotografii bardzo dobrze "zakomponowano" ręce, jak ustanowiono portretowaną.

Jacek Jaśko, 2012 

Portret trochę w stylu Cameron, wiele sugeruje czy wręcz opowiada o fotografowanym. Zwraca uwagę melancholijny wyraz twarzy i zaakcentowanie profesji portretowanego.

Paweł Janczaruk, 2012

Portret bardzo ekspresyjny, jak u młodego Witkacego. Wiele mówi o portretowanym i jego charakterze? Bardzo ciekawie układa się tu światło w górnej części kompozycji

P.S. Do kolekcji przyjąłem także wielce mówiący  portret Wojtka Kozłowskiego - "wielkiego" dyrektora małego BWA w Z.G., który w 2016 roku nie odpowiadał mi na maile, co jest cechą "wielkich" dyrektorów zwłaszcza.

Wojtek Kozłowski, maj 2012

Intymne pejzaże 

Co myśli o fotografii Marek Lalko? Kto jest dla niego istotny w historii i współczesności fotografii? Tak mi odpowiedział w mailu (26.07.16): 

"W nawiązaniu do pytania kto jest istotny - z jednej strony A. Sander…
Z drugiej Aget, potem Egelston, Frank, Moriyama, Teller by dalej lądować w ramionach Birgusa, od którego na herbatkę do Wojciecha Zawadzkiego pogadać o Konopce. Skończyć dzień z Egelstonem przy lampce wina rozmawiając o nowych pracach Petera Frasera, a rano ruszyć z HCB w poszukiwaniu ulotnego.
Rzadko wymyślam fotografię, przeszukuję codzienność i odkrywam,  zawsze jest coś nowego… 
Fascynująca codzienność i ulotność chwili.
Obecność człowieka i to, co po sobie zostawiamy, przypadki nieświadome swojej wartości wizualnej. Istotnym dla mnie elementem jest praca w ciemni i ponowne odkrycia życia toczącego się w negatywach, bezprecedensowych świadkach chwili." 
W tych niebanalnych pracach dostrzegam różne wpływy. Można chyba mówić o eklektycznym stylu M. Lalko. Trochę Andrzeja Lecha, trochę Bogdana Konopki, trochę innych poetyk. Ale zasadniczą cechą jest dla mnie ukryty, np. w chmurach, linii, napisach, niepokój. Nostalgia i radość z przeżytej chwili korespondują ze zdziwieniem napotkanym domem, rzeźbą w muzeum, ludźmi, którzy są małymi figurynkami w tyglu życia. To także fotografie o samotności w mieście, jak jak i na łonie natury. 

Londyn przedmieścia, maj 2010

Kopenhaga, 2010

Kopenhaga, 2010

Londyn Tate, maj 2010
Kopenhaga, 2010

Kopenhaga, 2010


P.s. Dziękuję M. Lalko za zaufanie i wspaniały dar, który trafił do mojej kolekcji. co stanie się z innymi zdjęciami, jakie mam od M. Lalko? Będę je oddawał w "dobre" ręce. Kilka fotografii otrzymał niedawno Tomek Sobieraj. Ale wcześniej może kogoś namówię na pokazanie tego znikającego archiwum?

środa, 20 lipca 2016

Krzysztof Jurecki, Martwa natura z rogami(?), 2016

Małe a cieszy. Tak można spojrzeć na rzeczywistość w skali makro. Czy widać w niej tylko fragment /detal świata, a może także jego przeszłość, czy również przyszłość? W jakim celu malarze holenderscy malowali swoje  martwe natury, czy tylko ku uciesze oka i duszy? Co pragnęli przekazać współczesnym....? Oczywiście wiele wiemy na ten temat. Była to sztuka metafizyczna, ale mocno zakorzeniona w realnym życiu, 

Martwa natura jako temat klasyczny, choć modernizowany, posiada w dalszym ciągu ogromny potencjał artystyczny. Dla mnie istotną rolę odgrywa światło i jego odbicia. Światło jest kluczem do przezwyciężeni ciemności, jest nadzieją na życie i nieśmiertelność.

K. Jurecki, Martwa natura z rogami(?), 2016

Jak powstało to zdjęcie? W dużej pestce przeznaczonej do sadzenia, która długo stała na parapecie okiennym, dostrzegłem zupełnie inną rzeczywistość i realność. Wówczas sięgam po aparat fotograficzny. Oczywiście praca jest nieznacznie "przerobiona" w programie graficznym, tak aby uwypuklić formę słoika i pestki oraz spróbować połączyć ją z niematerialnym (dla mnie) światłem. Zaskakującym elementem są tu ironiczne dla mnie "rogi". Takie zdjęcia wykonuję przede wszystkim dla siebie. Bez pretensji do bycia "artystą", bez pretensji do tworzenia "sztuki". Ale nie jest  to dominujące "pstrykanie" według proletariackiej zasady "każdy jest fotografem". Fotografia wymaga bowiem namysłu, dlatego nie każdy jest fotografem, co najwyżej fotografującym.

p.s. Wczoraj albo dziś licznik na moim blogu pokazał 300 000 tysięcy wejść. To skromny jubileusz, zważywszy, że piszę niedużo 2- 3 posty miesięcznie. Jak mawiał Zyga Rytka "jedziemy dalej".

środa, 6 lipca 2016

Zdzisław Pacholski, wystawa "Rekwizyty Atrybuty", 2016

KŁOPOTLIWY KRAJOBRAZ, 1979

Trwanie, 1982

Ekspozycja pokazana w  Bałtyckiej Galerii Sztuki, CK 105 (17.07 do 07.08. 2016) pokazuje 26 prac z końca XX wieku. W komunikacie prasowym do ekspozycji czytamy: " Część z nich została pokazana na I Ogólnopolskim Biennale Fotografii Socjologicznej w Bielsku-Białej w 1980. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce pierwsza próba pokazania „Rekwizytów” miała miejsce w Teatrze Propozycji Dialog w Koszalinie w 1983. Jednak wystawa została ocenzurowana i zamknięta. Cykl przez całą dekadę lat 80. I 90. był pokazywany zarówno w drugim obiegu kultury w Polsce, jak również za granicą. W połowie drugiej dekady XXI wieku nastąpił renesans lub też „ponowne odkrycie” prac z tej serii naznaczone pokazem w Muzeum Sztuki w Lublanie (w ramach międzynarodowego biennale fotografii), Muzeum Narodowym w Szczecinie a w roku 2016 w Galerii Miejsce Sztuki w Świnoujściu. [...] Seria prac „Rekwizyty-Atrybuty” jest świadectwem dekady lat 80. i choć jest to propozycja osobna (może najbliższa postawie grupy Łódź Kaliska) w pewnym stopniu wpisuje się w sztukę neoawangardy polskiej tworzonej m.in. przez Pawła i Przemysława Kwieka, Zofię Kulik, Teresę Murak, Ewę i Andrzeja Partuma, Andrzeja Lachowicza jak również w nurt polskiej fotografii socjologicznej oraz fotografii reporterskiej. W samym Koszalinie Pacholski miał przyjaciół artystów z kręgu neoawangardy - Andrzeja Ciesielskiego i Stanisława Wolskiego. Nurt neoawangardy, któremu bliska była fotografia i film, charakteryzowała także silna postawa niezależna, dla której wzorem była łódzka Kultura Zrzuty.

Magma, 1986

Homo Memor, 1986

Są to prace  bardzo ważne, wiele mówiące o absurdalności życia i swoistej sytuacji "bez wyjścia", w której owo wyjście każdy musiał jednak odnaleźć. Wyjątkowość tych realizacji polega na tym, że bardzo świadomie odwołują się do kilku metod fotografii: reportażowej, tzw. socjologicznej, ale także psychologicznego portretu, w typie Krzysztofa Gierałtowskiego oraz polskiego plakatu tego czasu. Plakat polityczny istniał w latach 80., nie tylko dzięki Romanowi Cieślewiczowi, który mieszkał w Paryżu, ale dzięki twórcom polskim. Przypomnę tylko świetny plakat Rafała Olbińskiego do filmu Andrzeja Wajdy Człowiek z żelaza (1981), aby przybliżyć problem. 

Czyli prace Pacholskiego są bardzo istotne, ponieważ w twórczy łączyły w sobie postulaty nie tylko fotografii, ale plakatu, czy też w szerszym kontekście teatru i filmu. Ale fotografia była tutaj zasadniczym medium, umożliwiając syntezę i wiarygodność przekazu, który mógł być karykaturalny lub groteskowy. 

Fotografie te można sytuować  szerokim nurcie Kultury Zrzuty, ale nie łączyłbym ich bezpośrednio tylko z Łodzią Kaliską, ponieważ są one bardziej  plakatowe i nieraz z przesłaniem dokumentalnym (Kłopotliwy krajobraz), co występowało np. w twórczości Grzegorza Zygiera. Jedna z jego prac wystawianych na Znaku krzyża (1983) przedstawiała np. kapliczkę z krzyżem na tle kombinatu w Nowej Hucie.

Pamiętam ciekawe performensy fotograficzne Zdzicha Pacholskiego przeprowadzane w Łodzi w 1986 roku na sympozjum Światło ciszy. Potem udział w tak ważnych wystawach, jak Postawy (Galeria Wschodnia w Łodzi, 1986) oraz Polska fotografia intermedialna lat 80-ych (BWA Poznań, 1988). Czas, aby trafiły one do kolekcji publicznych i prywatnych.

P.s. Bardzo ważnym miejscem dla fotografii polskiej lat 80. i 90. była Mała Galeria ZPAF Marka Grygla, gdzie odbyły się dwie wystawy Zdzicha: Dotknąć to uwierzyć (1986) i Próba kiczu (1989).

Keep Together, 1982

Keep Together, 1982

King Size, 1984 

Nasłuch wnętrza, 1985

Partytura, 1983

Scena i audytorium, 1979

Zadawanie bólu bierze się z obsesyjnej wiary  w możliwość zmiany czegokolwiek, 1985

wtorek, 28 czerwca 2016

Fotograf w drodze... (o wybitnej wystawie Tadeusza Prociaka w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze, 16.03-17.04.16)

Brzmienie ciszy, Chile, 2008. Ta fotografia, jak najbardziej trafnie kończyła ekspozycję w Jeleniej Górze. Cień autora widoczny jest na murze cmentarnym, tle wielka góra, archetypiczny motyw podróży w czasie i w przestrzeni. 


Otwarcie wystawy. Pośrodku: Tadeusz Prociak i dyrektor muzeum Gabriela Zawiła (materiały prasowe Muzeum Karkonowskiego)


Koniec finisażu 03.04.16. Od lewej: Tadeusz Prociak, Jacek Jaśko i K. Jurecki, fot. Barbara Wyleżoł


Mój wykład na finisażu, fot. Barbara Wyleżoł

Prawie każdy jest fotografem, prawie każdy jest w drodze. Taką fotografię uprawiał zarówno Tadeusz Cyprian, dokumentując podróż po Dalmacji w okresie międzywojennym, taką fotografię tworzył po II wojnie Jan Bułhak fotografując tzw. Ziemie Odzyskane.Taką fotografię uprawiał wiele lat Andrzej Strumiłło, który zbliża się do kresu swej drogi. I wielu innych fotografował w podróży. Ale jak z fotografii i podroży zrobić problem?

Fotografami w drodze od wielu są zwłaszcza: Andrzej J. Lech i jego Dziennik podróżny oraz Bogdan Konopka; nie tylko z wystawy Rekonesans. W naszych czasach nośne w latach 40. i 50. XX wieku hasło "fotografii w drodze" zostało, jak wiele innych, zdewaluowane. Pokazanie podróży tramwajem z Łodzi do Ozorkowa jest oczywiście podróżą, ale z wystawy jaką oglądałem w ŁDK w Łodzi nie wynikało nic, poza przeniesieniem autentycznego przystanku do galerii. A zdjęcia pokazane jako uzupełniające zasadniczą wystawę na przystanku były ciekawsze, od głównej części wystawy, zrobionej nonszalancko i przede wszystkim bez jakiekolwiek pomysłu.

Poważnym "fotografem drogi", który pokazał 140 zdjęć w kilku cyklach, z metafizycznym pomysłem dotyczącym niesionych na górę "kapsuł czasu", jest z pewnością Tadeusz Prociak. Jego wystawa pokazana w Jeleniej Górze zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Śmiem twierdzić, co mówiłem publicznie w Muzeum Karkonoskim, na finisażu 03.04.16, że prawdopodobnie będzie to najważniejsza wystawa w Polsce w roku 2016. Oczywiście jedna z najważniejszych, bo nie wiemy, co się jeszcze zdarzy.... Tu liczył się rozmach zamierzenia i uchwycenia wielu zjawisk, które kończyły się widokami z cmentarza. Przy okazji ekspozycji wydano spory album, który też wart wnikliwej recenzji. Zamieściłem w nim duże opracowanie historyczno-krytyczne o Prociaku, który na arenie ogólnopolskiej pojawił się już ok. 1990 roku.


 Cień wielkiej góry, Cotopaxi Ekwador, 2006 

 Alienacje, Boliwia 2011

 Chata za wsią, Syria 2008 

 Krajobraz z przedplanem, Izrael 2008 

Opis techniczny ekspozycji:

1/ CIEŃ WIELKIEJ GÓRY – 7 dyptyków:

- praca I w dyptyku: fotografia cienia góry (m.in. Kilimanjaro, Aconcagua, Ararat) realizowana z jej kopuły szczytowej – fotografia w formacie 145x200 mm w passe-partout i ramach o formacie 240x300 mm;
- praca II w dyptyku: kamień zabrany ze szczytu wklejony w nienaświetlony papier fotograficzny i „budujący” swój własny cień (proces otwarty) –  praca w formacie 145x200 mm w passe-partout i ramach o formacie 240x300 mm.

2/ ALIENACJE – 13 fotografii w formacie 200x300 mm w passe-partout i ramach o formacie 320x420 mm.

3/ KRAJOBRAZ Z PRZEDPLNEM – 7 fotografii w formacie 200x300 mm w passe-partout i ramach o formacie 320x420 mm.

4/ CHATA ZA WSIĄ – 16 fotografii w formacie 180x240 mm w passe-partout o formacie 240x300 mm.

5/ IDĄC... – 8 fotografii w formacie 200x300 mm w passe-partout i ramach o formacie 300x420 mm.

6/ TEATR JEDNEGO AKTORA – 1 fotografia: obraz „na spad” o formacie 700x1000 mm, 12 fotografii:  obraz „na spad” o formacie 500x700 mm plus 6 fotografii: obraz „na spad” o formacie 420x594 mm.

7/ COCA-COLA – 1 fotografia: obraz „na spad” o formacie 700x1000 mm oraz 20 fotografii w formacie 145x200 mm w passe-partout i ramach o formacie 240x300 mm.

8/ POEZJA MURÓW – 8 fotografii: obraz „na spad” o formacie 700x1000 mm.

9/ NIEPAMIĘCI – 16 fotografii: obraz „na spad” o formacie 420x594 mm oraz 3 banery w układzie pionowym  1300x3700 mm.

10/ BRZMIENIE CISZY – 18 fotografii w formacie 125x175 mm w passe-partout o formacie 215x265 mm oraz
1 fotografia: obraz „na spad” o formacie 500x700 mm.

Na wystawie znalazły się także 2 obiekty:

1/ Autoportret wykonany na kamieniu metodą fotograficzną (emulsja bromosrebrowa) umieszczony na stosie kamieni. Obraz na kamieniu zanikał w trakcie trwania ekspozycji.

2/ "Kapsuła przetrwania" zawierająca kamienie z wybranych miejsc, która w przyszłości zostanie zakopana na Górze Mojżesza na Synaju –  miejscu rozpoczęcia akcji CZAS KAMIENIA.


 Teatr Jednego Aktora, Brazylia,2009 

Teatr Jednego Aktora, Liban, 2008

 Brzmienie ciszy, Republika Czeska, 2007 

P.S. Tadek Prociak pytał mnie o Fotofestiwal w Łodzi. Tak mu krótko napisałem w mailu z 27.06:Widziałem kilka wystaw na Fotofestiwalu. W ŁDK poza "Granicami miasta" są słabe lub jeszcze gorzej. W sumie są tu 4 wystawy. Widziałem reprodukcje (czego nie zaznaczono) Chima bez dat i bez podpisów. Tj. żadnego podpisu nie było pod zdjęciami.... Widziałem techniki alternatywne, bardzo przypadkowy wybór.Widziałem wystawę, gdzie na ul. Piotrkowskiej chodziło się po zdjęciach. Inne były w formie kubików. Wszystko w metalowych konstrukcjach, które sporo kosztowały i "zabijały" ciekawe nieraz prace. I był to dokument o Łodzi, także o wielkości KOD-u. Trzeba dodać "żelazny". Wdziałem wystawę członków ŁTF, której nie powinno być. I w końcu. Jest jedna wystawa na poziomie światowym - Roberta Rauschenberga. Dodam także bardzo dobrą wystawę Grzegorza Przyborka w Szklarni i dużo słabszą o piętro wyżej. Tu w Łodzi (i w Krakowie także) nie chodzi o fotografię, chodzi o dotacje z miasta i MKiDN.... Oczywiście Fotofestiwal ma się b. dobrze". Oczywiście to nie jest recenzja tylko luźne uwagi.


 Coca-cola, Etiopia, 2007 

 Poezja Murów, Autonomia Palestyńska,  2007

 Niepamięci, RPA, 2011

wtorek, 14 czerwca 2016

Finisaż wystawy Lucjana Demidowskiego w Lublinie (Centrum Kultury, ul. Peowiaków 12), 28.05.2016 godz. 18.30

Wystawa nosiła tytuł Lucjan Demidowski. Pół wieku z fotografią. Wystawa jubileuszowa Lucjana Demidowskiego. W Lublinie ceni się artystów i ich dorobek twórczy, a nie jest to częste w świadomości decydentów kultury w Polsce. Fotografia ceniona jest USA, Francji, Niemczech, a także w mniejszych krajach na Czechach czy na Litwie. W Polsce docenia się przede wszystkim literatów, filmowców, malarzy natomiast z fotografami jest różnie. Ich dorobek nie istnieje w świadomości społecznej, poza kilkoma nazwiskami, jak: Bułhak, Hartwig a obecnie jeszcze Rydet czy Jerzy Lewczyński, dodajmy twórca ideowo bliski Demidowskiemu. 

Na finisażu mówiłem, że Lucjan należy do trójki najważniejszych fotografów lubelskich, do których zaliczyłem oprócz niego jeszcze Edwarda Hartwiga i Mikołaja Smoczyńskiego. Twórczości Demidowskiego poświęciłem kilka tekstów, m.in. na łamach polsko-angielskiego "Exitu" pt. Tylko lustra...? i pokazałem jego prace na wystawie w Wozowni Pracownia. Lucjan Demidowski i Marcin Sudziński. Twórczość fotograficzna z kręgu iluzjonizmu, (Galeria Sztuki Wozownia, Toruń, 08.08-31.08.2014), wraz z fotografią Marcina Sudzińskiego, autora ciekawego tekstu pt. Nie tkwi w lustrze, co się w lustrze mieści - krótko o fotografii, iluzji i zabawie, opublikowanego przy okazji wystawy jubileuszowej w Lublinie. Na dużej ekspozycji w Lublinie  pokazano m.in. pierwsze próby artystyczne z końca lat 50. i już „dojrzałe” z połowy lat 60. Zaprezentowano  także bardzo ciekawy film eksperymentalny w stylu z lat 70. XX wieku, oczywiście z użyciem lustra.

Z perspektywy czasu powiem, że jego twórczość rozwija się w kierunku wyznaczonym przez Warsztat Formy Filmowej a najbliższa jest sztuce Zygmunta Rytki z lat 80./90. Jest bardzo ważna w kontekście fotografii postkonceptualnej, w której wyrafinowanie estetyczne połączone zostało z przesłaniem ontologicznym na temat istoty obrazu.

Duży i wartościowy materiał o artyście, m.in. wywiad z Jolantą Męderowicz zamieszczono na łamach "Fototapety", najstarszego polskiego internetowego magazynu o fotografii, dodajemy fotografii o artystycznym rodowodzie. 

Nie znam w całej obecnej fotografii światowej tak konsekwentnej postawy, jaką reprezentuje Lucjan w zakresie pokazania iluzjonizmu świata. A to być może jest przesłana ku temu, że jego fotografia będzie "cenniejsza, niż złoto". Artyście należy się wielka wystawa monograficzna, np. w instytucji typu Zachęta w Warszawie czy.... Martin Gropius Bau w Berlinie wraz z historycznym opracowaniem, gdyż na nią zasługuje.




Czarne lustro z cyklu Obrazy iluzoryczne, 2010



W grudniu 1959 trzynastoletnii wówczas Lucjan Demidowski wykonał samodzielnie tę fotogreafię. I jest w niej to "coś", co można nazwać "iskrą bożą"...


[Islandia] z cyklu Obrazy iluzoryczne, 2015


xxx, 1967

Miniatura, 1967

Zima, 1967/1968


[bez tytyłu, 1967. Fotografia wykorzystująca wielokrotne naświetlnie, co nalezałó wowczas do modernistycznego (nowoczesnego) środka tworzenia obrazu, stosowanego m.in. przez Antoniego Mikołajczyka z grupy Zero 61


Związana, 1971, fot. czarno-biała, barwiona, 113 x 64,5 cm. kolekcja Galeria Labirynt w Lublinie (dawniej BWA). Niepokazna na wystawie jubileuszowej. Zdjęcie w stylu nawiązjuącym do twórczości Zdzisława Beksińskiego, ale także bardzo intresujące.

Finisaż






wszystkie zdjęcia z finisażu Michał Patroń

"Dziękuję pani Roksanie Ligockiej na jej ciekawe rozważania. Jedna zasadnicza uwaga. Fotografii L. Demidowskiego i M. Sudzińskiego nie można łączyć z koncepcją “archeologii fotografii”, która opiera się na “re-fotografowaniu”. I jeszcze jedno… Dziwię się, że ich fotografie nie są lansowane w Lublinie, co źle świadczy o miejscowych galeriach i muzeach. Lucjan Demidowski jest jest artystą najwyższej klasy i cieszę się, że kilka lat temu w Sandomierzu poznałem go".

wtorek, 7 czerwca 2016

Cykl wystaw Villa Strayligt. Trylogia wystawowa z udziałem: Michała Frydrycha, Piotra Grabowskiego, Kuby Bąkowskiego, (CSW Warszawa, 29.01-22.05.2016). Czyli gdzie jest krytyka?

Opisałem i starałem się ocenić dwie z trzech ekspozycji kuratorowanych przez Stacha Szabłowskiego w CSW w Warszawie. Było to dla mnie wydarzenie artystyczne w przeciwieństwie do mocno rozczarowującej (zwłaszcza w formacie wyświetlanych wideo) ekspozycji: Angeliki Markul i kameralnej Magdaleny Franczuk,trwających w czasie, kiedy miała miejsce ekspozycja Kuby Bąkowskiego, o której można przeczytać na O.pl. w moim tekście Powrót do idei muzeum historii naturalnej? Twórczość Bąkowskiego można interpretować jako duchową podróż "śladami" gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy. Fotografie, jakie pokazano na wystawie, z pewnością należą do najważniejszych w fotografii polskiej z początku XXI wieku.

Istotne jest dla mnie, że był to konsekwentny cykl trzech wystaw mających nie tylko wspólne cele, estetykę wystawienniczą, ale także szereg innych zagadnień, nie tylko zakresu malarstwa, instalacji, fotografii, ale o charakterze filozoficznym, dotyczącym ontologii obrazu i obrazowania. W periodykach zajmujących się sztuką aktualną, jak "Szum" czy "Arteon" nie znalazłem żadnych relacji czy recenzji o tej ekspozycji. Podobnie w gazetach codziennych, gdzie publikuje się ukryte reklamy, jako teksty informacyjne o ekspozycjach. Powstaje pytanie, czy jest jeszcze krytyka sztuki i czym się ona zajmuje? Przed wszystkim zajmuje się ją "wojna w kulturze" , w której chyba będą tylko przegrani? 

Kiedy trwa wojna kulturowa przepada sztuka, bo liczy się tylko polityka, czyli zdobycie dla "swoich" kolejnych stanowisk, z lewej  (np. Łódź, Częstochowa), z prawej (np. Toruń) czy z centrum (Kraków). W tej materii praktycznie nic się nie zmieniło od 1989, poza momentem, kiedy w Warszawie takie instytucje, jak Zachęta czy CSW objęła nowa solidarnościowa władza. POtem powstał nowy układ polityczno-towarzysko-kulturalny, który trwa do dziś. W jakiś absurdalny sposób we Wrocławiu pozbyto się Doroty Monkiewicz, jednej z najlepszych specjalistek od sztuki najnowszej. Ciągle pamiętam w jaki sposób zniszczono we Wrocławiu Zbiga Rybczyńskiego. Ale niewiele osób go broniło, w przeciwieństwie do sytuacji Monkiewicz... Okazuje się, że władza może uczynić wszystko, co pragnie.


Przed oprowadzeniem na wystawie Kuby Bąkowskiego w CSW, 12.05.2016, godz. 18.10. W głębi m.in.: w niebieskiej bluzie K. Bąkowski, z jego lewej Stach Szabłowski, fot. K. Jurecki

Na pierwszym planie rzeźba Nie płacę za swoje przyjemności, (2016) [stal, programowanie, mikrokontroler, siłowniki, programowa transkrypcja kodu Morse'a na kinetykę pracy, wyświetlacz TFT]

Nie płacę za swoje przyjemności to pełna przewrotności znaczeniowej  kinetyczna rzeźba o znaczeniu organicznym świetnie korespondowała z wyświetlanym w głębi filmem na temat prób z bronią nuklearną, choć wszystko może być też subtelnym żartem. Granice "prawdy" są tu płynne.


Ta fotografia mówi wiele o artyście, człowieku, przyrodzie i ich wzajemnych relacjach. Jesteśmy częścią przyrody i jednocześnie wszechświata. Można to poczuć i temu służy w tym przypadku fotografia.