Szukaj na tym blogu

sobota, 4 października 2014

Dyplomy w Lubelskiej Szkole Fotografii (20.09.2014). cz. 1


Po raz drugi odbyła się publiczna obrona prac w Lubelskiej Szkoły Fotografii. Tym razem słuchaliśmy i dyskutowaliśmy się pięcioma młodymi osobami. Przedstawiam wszystkie dyplomy, ale bez właściwej chronologii. Pozytywnym zaskoczeniem było bardzo dobre przygotowanie teoretyczne, które jest podstawą dłuższego działania na polu fotografii czy ewentualnie pretendowania  do kategorii sztuki czy fotografii, ale nie w znaczeniu "pstrykacza", który tak naprawdę nie wie co robi i na jakim forum działa. Najwcześniej jest ono gazetowo-internetowe i coraz częściej festiwalowe. Mamy czas niezwykłego zdemokratyzowania form około-artystycznych, powiązanych z zalewem chłamu.

Niektóre zdjęcia są sprawnym połączeniem wizji fotografa, nawiązania kontaktu z portretowaną osobą (lub wywołania takiej iluzji) oraz z tłem. Inne nie, np. drugie. Zbyt mocny drugi plan zakłóca ostateczny efekt. Technika analogowa, myślenie o fotografii w typie Marcina Sudzińskiego skutkuje intymnymi portretami, ze skłonnością do efektu nostalgii i melancholii (piąta praca), które wydaje mi się "najpełniejsze". Być może efekt metaforyczny można pogłębić za pomocą drobnej reżyserii (np. kwiatek, zdjęcie lub atrybut pracy czy profesji) oraz układu samych dłoni, które również mogą mówić o portretowanym i jego potencjalnej psychice.

Małgorzata Dziedzic Przywiązanie

Przemysław Dobrowolski Szeptem...
Wszystko mówione jest szeptem, ale nagle pojawia się prawie krzyk (zdjęcie nr 3). Prace zrealizowane na dużych rozpiętościach wizualnych, ale chyba nie emocjonalnych.  Zbytnia estetyczność (1.2,4), estetyka z lat 50. czy 60. XX wieku raczej nie przekonuje, może zbliża się do sztuczności? Bardziej prawdziwe są zdjęcia nocne. Trudno od razu powiedzieć dlaczego, ale chyba ze względu na ich większą niejednoznaczność.









Wioleta Kostrubiec όνειρο (fon.óneiro)
Młoda artystka dysponuje bardzo dużą wiedzą na temat najnowszej fotografii. Czasami może taka znajomość zaprowadzić na manowce, jeśli zgłębiać będziemy nieistotne problemy. Oddajemy jej głos: "Wszyscy ludzie śnią. Sny mówią o stanie naszej duszy. Wskazują na tłumione emocje i pragnienia, na lęki i wszelkie obawy. Mówią o tym jacy jesteśmy, co myślimy oraz co czujemy. Jak w krzywym zwierciadle odbija się nasza codzienna obecność w świecie realnym. Sny wreszcie oczyszczają nasze dusze. Są niejako wypowiedzią śpiącego. Dla mnie równe są dziełu sztuki. Artystka pisała: "Przy pomocy aparatu mogę wykreować obrazy z mojego świata snów, obraz świata funkcjonującego pomiędzy rzeczywistością a nierzeczywistością. Czasem jest to pozytywne marzenie senne a czasem koszmar . Ukryte myśli formułuję w słowa, aby następnie zamienić je na obrazy, ukazując że niesamowitość tkwi w codzienności. W moich zdjęciach pokazuję rzeczywistość zgodną z prawami snu: irracjonalną, absurdalną, sprzeczną z zasadami prawdopodobieństwa. Prace utrzymane są w charakterze oniryzmu, poprzez lewitowanie, unoszenie się, burząc logiczny porządek rzeczywistości." 


Jednak zdjęcia są zbyt różne formalnie, nie udaje się w nich wpłeni czy bardziej przekonująco pokazać problemu snu, jeśli jest to możliwe, o czym przekonywał np. Man Ray - wielki fotograf-portrecista w kręgu surrealizmu. Robią na wrażenie prace nr 1, 2, 3, 4 (bardzo, znam podobnych wiele, w tym Tomáša Wernera ze Słowacji, którego Beautiful Pictures bardzo cenię). Najlepsza jest dla mnie praca z ukazaniem ruchu, z połącznikiem planów, ale bez egzaltacji i sztuczności, która jest wadą obrazu cyfrowego.












Ta praca również, ale pojedynczo pokazana, robi wrażenie. Co przyniesie jutro?

piątek, 26 września 2014

Magdalena Samborska. Anatomia niepewności (ODA, Piotrków Trybunalski, 13.09-12.10.14)

Artystka bardzo precyzyjnie zaaranżowała wystawę w Piotrkowie. Potrafi maksymalnie wykorzystać każdą przestrzeń galeryjną. Rzadko się to zdarza w polskim świecie artystycznym. Magdalena Samborska potrafi posługiwać się każdym medium, zaczynając od malarstwa, poprzez fotografię i wideo, a kończąc na modzie. Z tego obszaru wywodzi się jej sztuka. Realizując za pomocą metafory swoje przemyślenia na temat istnienia sprawnie przechodzi w inne formy sztuki aktualnej (konceptualizm, surrealizm, tradycja abstrakcji, pop-art). Czym jest ulotne istnienie czy bycie we współczesnym świecie? Trochę tradycją sztuki pierwotnej (kult Wielkiej Matki), trochę postfemizmem z jego walką z uwikłaniem, ale jest przede wszystkim konstruktem, często bez twarzy. Można chyba również mówić o tradycji Hansa Bellmera, który wpłynął na wiele różnych generacji. I w dalszym ciągu inspiruje swa mroczną wizją.

Jej twórczość nie jest łatwa, nie jest zabawna czy popularna w znaczeniu "popular culture". Nie chce być Lady Gagą, jak to wyznała np. w jednym z wywiadów znana malarka Ewa Juszkiewicz. Można tylko dodać; jeśli jakaś artystka chce się wzorować czy wręcz upodobnić się do roli  Lady Gagi, to sytuuje się nieświadomie na gruncie rozrywki, choć sprowadzonej do atrakcyjnego wizualnie wideo-clipu. Nie chcę się rozpisywać na temat Lady Gagi, bo nie warto, ale jest ona dla mnie słabą imitacją Madonny.



Wpisana w przestrzeń, 2002, fot. M. Samborska

Ta monumentalna realizacja jest niejako wizytówką artystki, ponieważ ujawnia potencjalną siłę kobiecości, ale co warto zauważyć, wyobrażenie to jest tylko formą ubioru, dodatkowo pozbawionego głowy. Czyżby z dawnej kobiecości pozostał tylko strój i związany z nim (domowy) rytuał?

Kościec tożsamości, 2012, fot. M. Samborska

Kobiecość, tym razem obnażona i zamaskowana ukazuje uwikłanie w codzienny rytuał "kury domowej". Ale przedstawienia niejednoznacznie odwołują się także, bo inaczej nie istnieją, do dawnej ikonografii, nie tylko chrześcijańskiej. Prace powstały pod wpływem teorii Judith Butler. Artystka (mail do K.J. z 25.09.14) skomentowała je w następujący sposób: "Tak się zastanawiam, czy nie ma w tej pracy próby zdystansowania się od feminizmu, ale to chyba na dłuższą rozmowę temat". Jest to dla mnie zaskakująca deklaracja. Zobaczymy w przyszłości, w którym kierunku rozwinie się jej sztuka. 

Kościec tożsamości, 2012, fot. M. Samborska

Pielesze, 2009

Kobiecość związana ze światem mody jest okaleczona, sztuczna i przede wszytskim tragiczna. To obnażony świat simulakrów, ukazany na tle teoretycznie bezpiecznego, tradycyjnego polskiego domu.

Wernisaż, fot. M. Marchewa-Marchlewicz

Od końca lat 90. artystka bardzo konsekwentnie pokazuje poczucie zmiennej kobiecości i czyhające na nią zagrożenia, zarówno wywodzace ze sztucznego świata mody, jak też tradycyjnej obyczajowości, która może gnębić. Tworzy swoiste murale na temat płynności życia. Te realizowane "in situ" w Łodzi na wielkich przestrzeniach kamienic są bajkami dla dzieci, formą komiksu, gdzie np. Artur Rubinstein wygląda jak Albert Einstein, ale nie ma to dla nikogo znaczenia, ponieważ w takiej formule rozrywki (jak u Lady Gagi) się to nie liczy. Czy nie za daleko odbiegłem od wystawy w Piotrkowie? Być może, ale jak patrzę na wystawy łódzkich artystów w znanych galeriach i muzeach w Łodzi, to zastanawiam się dlaczego promowani są oni przez ODA w Piotrkowie, a nie przez np. Muzeum Miasta Łodzi, którego poziom wystawienniczy w tym zakresie jest od wielu na tym samym poziomie - "od przypadku do przypadku".

Liturgia przedmiotu, 2007-2008, asamblaże, fot. M. Samborska

Liturgia przedmiotu, 2007-2008, asamblaże, fot. M. Samborska

Zachęcam do zapoznania się z ciekawymi i spójnymi poglądami artystami, które częściowo można przeczytać na jej stronie artystki. Magdalena Samborska jest dla mnie jedną z kilku najciekawszych artystek z kręgu postfeminizmu w Polsce, a może w Europie Środkowej. Dziwię się że na ekspozycjach takich jak  np. Corpus (Zachęta w Warszawie) nie pokazuje się jej prac. Ale do niedawna nie pokazywano też w stolicy np. Adama Rzepeckiego. Na szczęście sytuacja się zmieniła, Adam Rzepecki stał się klasykiem, co przepowiadałem ponad 20 lat temu.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Portfolio review 2014 in Bratislava, Slovakia (November 07-08 2014)


Duet hueckelserafin, Laleczki, 2003    

Veronika Paštéková przesała informację o kolejnym Portfolio review w Bratysławie. Do dyspozycji jest 60 miejsc i możliwość rozmowy z przynajmniej 5 krytykami. Zwycięzca będzie miał indywidualną wystawę w czasie "Miesiąca Fotografii" w 2015. Tu w Bratysławie poznałem wielu znakomitych krytyków i fotografów, których wielokrotnie prezentowałem na blogu oraz na Safoto Web Galleries oraz w realnej rzeczywistości w Polsce, w Toruniu w Galerii Wozownia i w Łodzi w Miejskiej Galerii Sztuki. Dlatego zachęcam do uczestnictwa na Portofolio w Bratysławie.

I would like to inform You about oncoming Portfolio review 2014 in Bratislava, Slovakia in frame of annual world known festival Month of Photography (www.sedf.sk). It will take place on the November 7-8 2014.
Price for both days: 69 Euro
This year there are only 60 places awaylable

Please, if you have any possibilities, spread the information about the event among your friends, via mailing list, your website or blog. We can do the same in Partners and Links section. We could create a kind of network in this way.

Portfolio review is a meeting of professional curators, galerists,editors... with talented photographers. Your images will be seen by all these proffesionals - You will get interesting advices, new contacts and oportunities for Your further career.
INFO:http://www.sedf.sk/en/moph2014/portfolio14/117-the-international-portfolio-review-2014

There will be more than 20 reviewers - the list of reviewers from all over the world INFO: http://www.sedf.sk/en/moph2014/portfolio14/117-the-international-portfolio-review-2014. There is also info, how they can help to the participant, if they like his / herwork.
Every year the jury of all reviewers awards one person, who is the winner of whole portfolio review. He or she will have oportunity to have solo exhibition during festival Month of Photography 2015.
-  A Photowalk, enabling photographers to meet all reviewers 
(after Saturday´s sessions will every participant get a space (table and chair) to prepare his/her works. Reviewers will walk around, discuss, change contacts. This is chance to meet reviewers, You didnt have oportunity to meet during Portfolio review)
We found a partner - Hotel Tatra, which has special price for festival visitors. You will stay at the same place as reviewers do and as the portfolio review takes place. INFO: http://www.sedf.sk/en/moph2014/accomodation-during-the-festival


If You decide to participate
- you will be able to discuss your portfolio with chosen critics at the workshop (about 5 reviewers in two days in average, but usually more)
- you will make new contacts with people working in galleries, academies and magazines
- you will have the chance to be awarded as a best participant and to exhibit your works at the next Bratislava Month of photography 2015
- your work will have the chance to become a part of closing projection - final slideshow
- portfolios, which will be sent in advance, will be presented on our web:www.sedf.sk

We would be very grateful, if You helped us to spread the info.
Veronika Paštéková
Portfolio Review Coordinator

Central European House of Photography
www.sedf.sk

piątek, 18 lipca 2014

Czy Fundacja Urban Forms podąża śladami Marcela Duchampa. Kilka uwag o instalacji na Starym Rynku w Łodzi

Moje zainteresowanie wzbudził tekst Matyldy Witkowskiej w "Dzienniku Łódzkim" Palety i opony na Starym Rynku za 30 tys. zł. Plac zabaw, czy instalacja artystyczna?. Na kilku zdjęciach pokazano pomalowane stare opony, stare drzwi, mnóstwo drewnianych palet, na których czasami bawią się dzieci. A chyba nie powinny ze względu na ich bezpieczeństwo.  Tzw. instalacja w duchu dada i pop-artu (opony jak w pracach Roberta Rauschenberga) pochłonęła wraz z edukacją 30 tysięcy złotych (słownie trzydzieści) z budżetu nie tylko Miasta Łodzi, ale także Ministerstwa Kultury i dziedzictwa Narodowego, które wspomaga Fundacje Urban Forms, dobrze zadomowioną w strukturze łódzkiej kultury, czytaj władzy. Od kilku lat fundacja zdobywa poprzez różnego rodzaju granty, m.in. miejskie po kilkaset tysięcy złotych rocznie. Otrzymała już więc miliony złotych. W tym roku dostała chyba rekordową ilość dofinansowań. Głównie realizuje problematyczny w sensie artystycznym program łódzkich murali, przedstawiany w mediach jako sukces międzynarodowy, dzięki któremu Łódź jest znana na całym świecie. Murale są na różnym poziomie artystycznym, ale nie tworzą jakieś wspólnej wizji twórczej. Ich wykładnia ideowa jest więcej niż ambiwalentna Są więc przypadkowym zestawem wizualnym realizowanym w bardzo odmiennych konwencjach. 

Dla porównania finansowanego. Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Performance Interakcje w Piotrkowie Trybunalskim z udziałem kilkunastu artystów z całego świata kosztował niewiele ponad 20 tysięcy. Co ciekawe nie otrzymał on dofinansowania z łódzkiego Urzędu Marszałkowskiego. 

A gdzie organizacje twórcze, jak: ZPAP, ZPAF, AICA, SHS, stowarzyszenie architektów, czy inne organizacje zajmujące się łódzką kulturą. Czy ich zarządy i członkowie wypowiadają się w tej kwestii. Co na to Architekt Miasta - Marek Janiak, co Plastyk Miasta...? Jedyny sensowny głos w tej sprawie zabrała na na blogu Miej Miejsce Anna N. Nawrot w tekście FESTYN, KAPITALIZM I FESTIWALOZA. JESZCZE O UF.

Instalacja na Starym Rynku w Łodzi ośmiesza realizatorów projektu z fundacji oraz każe się jeszcze raz zastanowić nad przyznawaniem publicznych pieniędzy na tego typu pomysły "artystyczne". Kto ponosi odpowiedzialność za przyznanie państwowych funduszy na tego typu kurioza, które z dziedzictwem Duchampa czy pop-artu nie mają nic wspólnego. To sprawa dla Komisji Kultury RM oraz dziennikarzy. Dobrze, że takie teksty, jak ten z "DŁ" jeszcze się ukazują.

P.S. Proszę poczytać komentarze pod tekstem z "DŁ". A my mamy kolejne murale? Pojawia kolejne pytanie, kto je będzie konserwował, jeśli są to lub będą w przyszłości zabytki? Wydano na nie już miliony złoty. Pytanie adresowane jest do władz miasta. 

czwartek, 10 lipca 2014

Bartka Jarmolińskiego Psychobiologic (ODA, Piotrków Trybunalski, czerwiec 2014)

W maju br przed wystawą w Piotrkowie oglądałem obrazy Bartka w jego domu . Była to krótka wyprawa na obrzeża miasta, do Łodzi-Andrzejowa. Artysta jest jednym z najważniejszych na łódzkiej scenie twórczej, której znaczenie w relacji do poprzednich dekad systematycznie maleje.... Niestety, tak to widzę.Ciekawe, że Łódź najwięcej znaczyła w latach 80. i trochę już mniej w 90. A teraz? Ruiny i zgliszcza w rozkopanej przestrzeni miejskiej, seansie dosłownym i metaforycznym zarazem. 

Bartek pragnie być malarzem przekraczającym granice klasycznych form i dyscyplin. Udaje mu się to! Podczas wizyty, o której wspomniałem, jego kolaże wykonane z opakaowań po lekach były jeszcze nieskończone. Nawet wyraziłem na ich temat swoje wątpliwości. Artysta chyba przyjął zasadność moich sugestii. Obecne prace bardziej mi przypadają do gustu, niż te z ludyczną zamianą płci, jakie widziałem w formie wideo i fotografii, m.in. na wystawie w CSW Łaźnia w Gdańsku. Bardzo dobrą pracę pokazywał w 2013 w Galerii Manhattan na ekspozycji Kobieta z marmuru, która była tylko artystycznym falstartem, niż ukazaniem ciekawego problemu.

Istotny jest fakt, ze artysta sprawnie porusza się po różnych dziedzinach aktywności twórczości. I jest zaskakująco ciekawym performerem. Proszę pooglądać jego Carte Blanche (2013) z Torunia. Zapis wideo można odnaleźć na You Tube w bardzo dobrej relacji Jacka Kasprzyckiego pt. Koło czasu (https://www.youtube.com/watch?v=Thwwwpocbd8#t=34), czyli festiwalu performance z CSW. Warto obejrzeć, gdyż wystąpienie miało swoją dramaturgię i spotkało się z żywą reakcją oglądających. Wiązało się zatem z ryzykiem, co jest ważnym warunkiem do powstania interesującego spektaklu parateatralnego.

Kolaże,  fot. B. Jarmoliński 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Kolaże,  fot. B. Jarmoliński 

Widok wystawy w ODA, Pioktrów Tryb.,  fot. B. Jarmoliński 

Miałem przyjemność pisać o w/w do katalogu wystawy. Oto fragment mego tekstu.

Krzysztof Jurecki
Choroba jako metafora. Queer Painting
            Twórczość w zakresie tzw. różnych mediów, jaką uprawia malarz z przekonania Bartłomiej Jarmoliński, przypomina o pop-arcie, a zwłaszcza o grającym różnymi wizerunkami, w tym własnym – Andy Warholu. Postawa pop-artu stała się w nowej, nastawionej konsumpcyjnie rzeczywistości polskiej XXI wieku, szczególnie atrakcyjna, co dodatkowo okazało się światowym znakiem czasu. Czy w sztuce polskiej XXI wieku będzie to trwała tendencja, czy też zwycięży spokrewniony z nią fotorealizm, który posiada innego typu wzorce kulturowe, przede wszystkim z zakresu malarstwa i fotografii.
            Organica, czyli zewnętrze i wnętrze
Dominantą wystawy jest dwanaście obrazów pt Organica wykonanych w podobnej konwencji, w takim samym formacie (1m x 1 m) prezentujących narcystyczne autoportrety oraz portrety młodych osób, malowane w charakterystyczny sposób za pomocą punktowania, swoistego nakłuwania ciała, na podstawie fotografii. Wizerunki w mniej lub bardziej atrakcyjnych pozach są pretekstem do ujawniania uniwersalnych przemyśleń na temat skrywanej choroby czy raczej potencjalności choroby, która może zmienić się w widmo śmierci. Malowane płasko obrazy, w fotorealistycznym stylu, przypominającym nieco malarstwo Artura Trojanowskiego zdecydowanie bardziej oparte na estetyce szablonu, sarkastyczne w wyrazie i często społeczno-polityczne, poddawane są też innemu istotnemu zabiegowi. A mianowicie na portrety nałożone zostały wyobrażenia części anatomicznych (kręgosłup) czy organów wewnętrznych, jak mózg, wątroba, nerki. Uproszczony świadomie znakowy sposób wyobrażenia, w tym zracjonalizowane punktowanie ciała, będące najnowszą wersją modernistycznego w przesłaniu montażu, ma zasugerować wewnętrzne życie organów. Jest też symptomem choroby czy jej zagrożenia. Taki sposób budowania atmosfery obrazu przypomina zdecydowanie bardziej oniryczne działania Małgorzaty Wielek-Mandreli, którą ceni Jarmoliński, a wcześniej Ryszarda Grzyba. Obrazy Jarmolińskiego mają być skrytym portretowaniem, takim, jakie istniało w twórczości semigraficznej Warhola, wyrażającym krytycyzm wobec świata, ale potem coraz bardziej jego afirmację, widoczną w coraz bardziej kolorowych zestawieniach barwnych. 

piątek, 27 czerwca 2014

Magda Hueckel, Roger Ballen, Andrzej Zając, czyli o animie afrykańskiej. Na marginesie Fotofestiwalu w Łodzi (2014)



Na Fotofestiwalu w Łodzi w tym roku wszystko odbyło się zgodnie ze staropolską zasadą "od Sasa do lasa", czyli oglądalismy bardzo przypadkowy zestaw ekspozycji, od bardzo ważnych (Ballen, Hueckel, Evgenia Arbugaeva) poprzez ciekawe/istotne (Brian Griffin, Anita Andrzejewska (tu mam wewnętrzny problem, bo może była to wystawa bardzo ważna?), Michał Chojnacki, Katarzyna Majak, Igor Omulecki (tu też mam problem z oceną, ale wynika to z innego, UA w Poznaniu), poprzez przecięte (Volker Hinz, Kuba Dąbrowski, wystawy łódzkiej filmówki, choć jedna z nich była bardzo atrakcyjna wizualnie i jeszcze jedna Tomasza Wysockiego w galerii Opus świadczyła o dużym talencie. Pokazywała wyrafinowany zestaw od prac modowych po rzeźbę), po zupełnie niepotrzebne, ulokowane gdzieś na obrzeżach miasta. Tak, aby podać w komunikatach, że było ok. 40 wystaw, jakby to miało jakieś znacznie. 

Zdjęcia o bardzo różnym stylu i charakterze (np. z pracowni Konrada Kuzyszyna UA w Poznaniu z wyrafinowanymi wideo) ideowo skonfrontowano np. ze zdjęciami Bolesława Augustisa z okresu międzywojennego. Tylko, że tej ostatniej ekspozycji nie towarzyszyły żadne daty i podpisów, co uczyniło tą  ekspozycję zupełnie nieczytelną. Łatwo w taki sposób organizować nawet duże festiwale. Trudniej wyznaczyć byłoby aktualny problem artystyczny i dodatkowo filozoficzny. Takim mogłoby zagadnienie np. dawnej i współczesnej "animy" połączone z pytaniem o kondycję duchową człowieka.

Nie oceniam Fotofestiwalu źle..., w porównaniu do innych festiwali fotografii w Polsce (zwłaszcza z dużym budżetem Kraków) i w Łodzi, jak Łódź Czterech Kultur 2014 Łódź Czterech Kultur 2014, której budżet miał ponad 1,5 ml złotych, nie wypada wcale źle. Ale czy coś osiągnał? Czy na tego typu masowych i rozrywkowaych impreach jest to możliwe? Nikt o tym nie rozmawia otwracie, Ale należy!  W przypadku fotografii w Łodzi jest o czym mówić i dyskutować, choć zawodów było sporo. A jeszcze więcej niewykorzystanych szans dla promocji fotografii polskiej. Przy okazji włos jeży się na głowie kiedy czytam jakie pieniądze przeznaczone były na festiwal 4 Kultur w Łodzi! Tak niestety wydaje się od lat publiczne (czytaj niczyje) pieniądze.  A jaki uzyskano efekt artystyczny!

Wracając do sceny fotografii w Łodzi, czyli Polsce. Magda Hueckel jest artystka juz wybitną, którą nalezało umiescić w programie głownym a nastepnie lansować na świecie, jako wybór polskiego fotofestiwalu, Pomimo 10-lecia pracy artystycznej jej wystawy były pokazywane wielkokrotnie za granicą, takze publikowane w waznych wydawnictwach. W 2005 roku chciałem, aby trafiły do kolekcji Muzeum Sztuki, ale się nie udało. Nie zobaczyliśmy jej prac w Warszawie na słynnej ekspozycji"Co słychać?", bo widać było bardzo niewiele i to nie tylko z zakresu fotografii.

O wybitnych już pracach oraz świetnie opracowanym albumie M. Hueckel można poczytać, w konfrontacji z inną eksploracją problemu animy, w moim tekście W poszukiwaniu afrykańskiej animy z O.pl. Przy okazji polecam uwadze zamieszczone prace Andrzeja Zająca, który jest ważnym dla mnie twórcą.

piątek, 20 czerwca 2014

Cyberfoto 2014. Prace nagrodzone / The awarded works

Przedstawiam prace nagrodzone II miejscem w konkursie w Częstochowie. Są to "proste" montaże Haliny Marduły pt. Świeckie relikwie , która jest absolwentką WSSiP w Łodzi oraz ASP we Wrocławiu. Wygrała już konkurs Cyberfoto, a więc jest osobą znaną. Na jej rozwój chyba duży wpływ miał dr hab. Piotr Komorowski, istotny dydaktyk,  których niewielu tylko potrafi "otwierać na widzenie". Jest problem z nauczaniem fotografii. Do ważnych wykładowców należy także prof. Konrad Kuzyszyn na UA w Poznaniu, co pokazała wystawa Płynność obrazu (Galeria FF w Łodzi), gdzie wyróżniłbym prace Michała Bugalskiego, ale nie tylko jego.






Halina Marduła, Świeckie relikwie

Prace Haliny Marduły posiadają dwie równoprawne wersje: czarno-białą i kolorową. Autorka nie potrafi się zdecydować na jedną z nich. Ja preferuję czarno-białą, gdyż wydaje mi się prostsza i świadomie archaiczna. Kolor nie rozbija tu mego spojrzenia, kojarzy się także z dawną tradycyjną fotografią, która właśnie istniała między czernią a bielą. Ale to nie jest najważniejsza sprawa. Istotniejsze jest, że autorka świadomie sytuuje się po stronie kultury symbolicznej, onirycznej. Szuka desygnatów dla swego dzieciństwa, w tym refleksji o domu rodzinnym. Ktoś powie: "to takie zwykle i prozaiczne". Odpowiem: "a dlaczego nie ma takim być?". Liczy się materializacja idei, która wydała się nam, czyli jury, bardzo ciekawa. Globus, statek, a zwłaszcza stos książek w formie piramidy tworzą interesujące znaczenia, za którymi skrywa się strach, nie tylko zaś nostalgia? Kilka dni temu oglądałem zapowiedź wystawy Michała Grochowiaka w Galerii Starter w Warszawie z analogicznym motywem piramidy... Ale to chyba przypadek....

III nagrodę otrzymała na konsekwentne portrety Anna Andrzejewska, która była już wyróżniona w Częstochowie. W ciągu kilku lat dokonała dużego postępu...intelektualnego, tworząc coraz bardziej skomplikowane prace.





Anna Andrzejewska, Mieszczanie w kadrze i poza nim

Jaka jest ich istota? Łączenie przeciwstaw, z których najważniejszy jest grymas zasznurowanej twarzy tak aby portrety były zagadkowe, a jednocześnie odwołujące się do klasycznych wartości malarstwa: religijnego i świeckiego portretu. Czy taka podszyta surrealizmem synteza jest możliwa? Zobaczymy. W tych fotografiach liczy się dużo: grymas twarzy, gest dłoni, ubiór, oświetlenie postaci. A jaki jest wymiar ideowy? Cierpienie; powstaje pytanie kto jest oprawcą, czyli sprawą tych sytuacji. Chyba, że przyjmiemy założenie o ich wybitnie inscenizacyjnym charakterze. Oprawcą nie musi być tylko artysta, może być nią kultura, także mieszczańska. Może być nią nawet rodzina (casus Hansa Bellmera), ale także państwo, które wykorzystuje swój aparat represji wobec niepokornych lub przypadkowych osób, które staną na drodze. Czy nie daleko odbiegłem..., myślę jeszcze o interwencji w redakcji "Wprost", która przypomniała mi o PRL-u i jego niedemokratycznych metodach ochrony "jedynie sprawiedliwego" ustroju. Przypomniała o pomiatanym przez obecny system władzy Zbigniewie Rybczyńskim.