Szukaj na tym blogu

czwartek, 30 października 2014

III Piotrkowskie Biennale Sztuki (zgłoszenie prac 01.12-14-28.02.2015)

K. Jurecki, Cmentarz. Niigata. Japonia / Cemetery. Niigata, Japan, 2006

Na stronie Ośrodka Działań Artystycznych w Piotrkowie  pojawiło się ogłoszenie o III  Piotrkowskim Biennale Sztuki (2015), które w odróżnieniu od innych imprez konkursowych w kraju, organizowanych m.in. w Bielsku-Białej, we Wrocławiu, w Legnicy, w Łodzi, w Toruniu, trójmieście przyjęło sobie za cel poszukiwanie nowych postaci i zjawisk artystycznych w oparciu o konsekwentnie zakładany program teoretyczny związany z kryzysem sztuki i człowieczeństwa, rozwijany w kolejnych edycjach. Przy okazji proszę na stronie magazynu O.pl obejrzeć nagrodzone prace z 2013 roku. Polecam takich autorów, jak: Magdalena Samborska, Dariusz Sitek, Anna Kola, a także nienagrodzone prace: Bartka Jarmolińskiego, Artura Trojanowskiego, Łukasza Głowackiego i Anny Bujak, które także są bardzo ciekawe.

Na stronie ODA czytamy: "Każda edycja Biennale to pretekst do prezentacji różnorodnych postaw twórczych, będących odpowiedzią i sposobem interpretacji jednego tematu za pomocą odmiennych form.  Ukierunkowanie biennale na autentyczne problemy filozoficzne to także cecha wyróżniająca ten konkurs. Tytułowa teza poprzedniego Biennale to „Koniec człowieka?”.  Tematem przewodnim obecnej edycji jest zagadnienie pt. „W postapokaliptycznym świecie. Iluzja czy droga wyjścia/dojścia ku?” Zachęcamy do zapoznania się z ideą i przesłaniem III Biennale autorstwa Krzysztofa Jureckiego – przewodniczącego jury konkursu, której fragment poniżej.
Temat post-apokalipsy jest w dalszym ciągu ważnym zagadnieniem artystycznym, który wciąż w określonym czasie historycznym czeka na swe spełnienie czy uzupełnienie stworzonego przez wieki pola artystycznego. To nie tylko walka, zniszczenie, katastrofa, ale także „objawienie” i „odsłonięcie”.  Co sztuka może nam jeszcze odsłonić? Jakie idee przypomnieć? Czy posiada jeszcze moc religijną? A może Apokalipsa jest tylko mitem literackim, którego iluzja słabnie i już nie oddziałuje tak jak w wiekach średnich?
Zachęcam wszystkich do udziału  w biennale, którego wernisaż zaplanowano na 19.06.2014. Mam nadzieję, że będzie to okazja do poznania nowych artystów,  a potem dyskusja z nimi. Dowiemy się także czy temat postapokalipsy przynależny bardziej do sfery tradycji artystycznej (np. Jan Lebenstein), a może jest wciąż aktualny, jak film Francisa Forda Coppoli Czas apokalipsy (1979)? Czy być może ten tak chętnie eksploatowany temat jest już zdezaktualizowany i zdewaluowany, związany przede wszystkim z kulturą popularną? Zobaczymy też jakie media artystyczne okażą się najbardziej adekwatne w przybliżeniu tego, co z założenia jest "niewyobrażane".

wtorek, 28 października 2014

Beata Ewa Białecka - wystawa pt. "Dzięki Bogu jestem kobietą" (Galeria im. Jana Tarasina w Kaliszu, 11.09-31.10.2014)

15.10.14 w mglisty chłodny dzień wybrałem się do Kalisza. Ekspozycję w Galerii im. Jana Tarasina zwiedzałem ok. 15.10. Wystawa  okazała się bardzo dobra, może nawet rewelacyjna, jak na Kalisz, ponieważ posiada swoją dramaturgię oraz nie do końca wyjaśnione tajemnice dotyczące granic obrazowania. Co kryje się za hieratycznymi i posągowymi postaciami płci żeńskiej malowanymi medytacyjnie przez Białecką? Na ile zawarte są tam problemy osobiste, na ile dawnej sztuki, a  na ile pop-kultury?  Dodatkowo opublikowano duży katalog polsko-angielski z tekstami Marty Smolińskiej i Leny Wicherkiewicz, z którymi chciałbym kiedyś polemizować lub je uzupełnić czy przewartościować w innym kierunku odczytywania tej niejednoczonej twórczości. Jej sztukę, podobnie jak np. Magdaleny Moskwy, sytuuję w najnowszym fotorealizmie. Są to dla mnie, obok Małgorzaty Wielek-Mandreli, trzy najważniejsze postaci najnowszego malarstwa.

Mdłości, 2014, 120 x 150

Zwracam uwagę na kluczowy dla wystawy obraz pt. Mdłości, który posiada ciekawa interpretację w katalogu. Być może jest on także bardzo istotny dla zrozumienia ogólnej sytuacji w sztukach wizualnych czy w kulturze. Z pewnością doczeka się nowych analiz.

Zaryzykuję tezę, że elementy pop-kultury, jak np. obraz Who killed Amanda Palmer, osłabiają siłę malarstwa, które czasami zbliża się do efektów czy kadrów filmowych, a nie trwa hieratycznych układach, które poprzez wyrafinowany sposób malowania i tradycję stylu, nadają siłę, tworząc swoisty kanon. Można mówić także o ożywieniu tkanki malarskiej przez elementy pozamalarskie, jak przez fotograficzny oraz tkane i aplikowane formy, co należy łączyć z twórczością Magdaleny Moskwy - artystki, która od końca lat 90. poczyniła ogromny postęp w rozwoju swego stylu. Osiągnęła swoiste mistrzostwo, także sięgając do tradycji i technik dawnego malarstwa, nadając mu charakter misteryjnego rękodzieła. Słusznie pokazuje się razem wybitną twórczość Moskwy i Białeckiej, które stworzyły własne światy, w którym pojęcie cierpienia, nie zaś mdłości wydaje się być kluczowe. Obydwie odwołują się do pojęcia duszy, co jest zasadniczo sprzeczne z ideologią feminizmu, na której opiera się częściowo tylko twórczość Białeckiej. 


Czym jest dla mnie sztuka?

B.E. Białecka: Malarstwo rozszerza mój umysł, a czasami i duszę.
Tematyka moich prac to swoista kontaminacja tego, co nazywamy współczesną kulturą wizualną z ikonografią, najczęściej chrześcijańską w narracji stricte malarskiej. 
Who killed Amanda Palmer, 2011, 100 x 140 cm, olej na płtónie

Samotrzeć, 2010, 180 x 100 cm, olej na płótnie

Zwiastowanie, 2011, 150 x 150, olej na płótnie

Zaśniecie, 2011, 150 x 150, olej na płótnie

Fragment wystawy. Fot. K. Jurecki

K. Jurecki, fot. M. Kaźmierczak

M. Kaźmierczak, fot. K.Jurecki

Czy Galeria im. Tarasina stanie się wkrótce ważną galerią o znaczeniu ogólnopolskim? Wiele na to wskazuje. W 2013 r. na wystawie Piotrkowie pokazywałem kilka tych samych obrazów Białeckiej m.in.Who killed Amanda Palmer, które zobaczyłem teraz w Kaliszu. To malarstwo, jako przejaw prawdziwej sztuki, długo się zapamiętuje czy nawet... cały czas się pamięta. A więc malarstwo nie umarło...?  

piątek, 24 października 2014

Mikołaj Smoczyński "The Secret Performance" (1985-1988), maszynopis, z cyklu Archiwalia

Prezentuję w oryginalnym maszynopisie jeden z najważniejszych tekstów teoretycznych z lat 80. XX wieku, który stanowił "ramę" dla wielu wspaniałych wielkoformatowych fotografii, jakie wykonał Mikołaj Smoczyński do początku lat  90. Co jest w nim ważne? Drobne zdania czy raczej ich skreślone i dopisane fragmenty. Powstaje pytanie czym się różni od tekstu opublikowanego?. (Proszę porównać). Otrzymałem go od Mikołaja chyba po wystawie Polska fotografia intermedialna lat 80-tych, (marzec 1988) wraz z jego pracą teoretyczną na adiunkta I stopnia, jaki przeprowadził na ASP w Poznaniu, która także czeka na publikację.

Mikołaj Smoczyński (ur. 1955-2009) był jednym z najważniejszych polskich artystów od lat 80 do początku XXI wieku. Uczył na UMCS-ie w Lublinie. Niestety przedwcześnie umarł. Pochowany jest na cmentarzu w Lublinie. Zresztą niewiele później w Łodzi zmarł jego starszy brat - Andrzej (1944-2010), prof. na ASP w Łodzi, podążający śladami Stanisława Fijałkowskiego, zajmował się głownie grafiką (sitodruk) i czasem fotografią. 



poniedziałek, 20 października 2014

Mariusz Nowicki "Pajęczyna czasu" (Łódzkie Towarzystwo Fotograficzne, (od 14.10.14), ul. Piotrkowska 102

Dawno w łódzkim ŁTF-ie nie widziałem tak dobrej wystawy. Pamiętam galerię z lat 80., kiedy były tam ekspozycje np. Zofii Rydet, potem np. Łodzi Kaliskiej (Pierwociny). Powstaje pytanie, co uczynić była galeria była znana i popularna? Rożne są recepty. Jedną z nich jest obecna ekspozycja, przy której duchem opatrznościowym okazał się Andrzej Różycki. Powtórzę po raz kolejny - najwybitniejszy żyjący polski fotografik (członek ZPAF), który pragnie odłączyć się od fotograficznej łatwości i amatorszczyzny. Mówił o tym na otwarciu wystawy w ODA w Piotrkowie 03.04.14. Jest on także komentatorem twórczości Nowickiego, o którym napisał ciekawy tekst w ładnie wydanym katalogu do ekspozycji. 


Mariusz Nowicki w dwóch salach zaproponował fotografię nastrojową, przyjemną, czasami zbyt "ładną", jakby nie potrafił mówić bardziej ekspresyjnym głosem. Jego prace są bardzo wyrafinowane, pokazujące afirmację zwykłego, codziennego życia, bycie w kręgu rodzinnym, w historii politycznej i przede wszystkim religii. Podobają mi się jego fotomontaże na temat umierania i obcowania ze zmarłymi za pomocą obrazów, które tworzy i w ten sposób przekazuje pamięć. Jest ona orężem walki z przemijaniem i widmem śmierci.

Prace Nowickiego oprócz inspiracji twórczością Różyckiego, bardziej jednak swym nastrojem przypominają barwne montaże Jarosława Józefa Jasińskiego z wystawy Nad nami jest pejzaż (2011). Jasińskie należał do PAcamera Club, grupy animowanej przez Staszka Wosia, który podobnie jak Różycki poszukiwał nowej formuły dla sztuki religijnej.W ten sposób "koło sztuki" zatoczyło swój krąg w tym  zdesakralizowanym świecie. Pokaz w ŁTF-ie jest na bardzo wysokim poziomie, także technicznym, co prawie zawsze ma swe znaczenie.

Rodzinne rozmowy. Nie do końca czytelny jest tu przekaz. Trochę mylący jest tu starodawny manekin.

Przypomnienie błogiego stanu dzieciństwa. Świetnie zaaranżowany miś z prawej strony. Jakby cieszył się z zaistniałej sytuacji.

Historia wkracza i jest obecna. Okno jest ołtarzem historii czy tylko szybą? 

Realność i nierealność albo podwójna realność prawdy życia i przemijania.

Metafora "drogi" i "przejścia".

Bardzo trafnie zastosowana metafora "czasu szczęśliwości", czyli dzieciństwa. Okno, drzwi oraz niematerialna postać dziecka. Ale kryje się tu także melancholia.

Jedna z najlepszych prac, dogłębny symbolizm (gasnące świece z dymem, krzyż) połączony z realnym przywołaniem oblicza śmierci. Życie gaśnie... .

Plakat do wystawy

P.S. Zdjęcia do tej prezentacji wybrał sam autor. Trzeba ją zobaczyć, ponieważ posiada swoją narrację, o której nie pisałem.

czwartek, 9 października 2014

Wernisaż Andrzeja Jerzego Lecha w Miłosławiu (10.10.2014, godz. 18)


Andrzej Jerzy Lech jest klasykiem polskiego dokumentu. Autentycznym fotografem w drodze. Jak nikt inny potrafi  wczuć się w fotografowane miasto w określonym nastroju ("mood"), utożsamić się z nim na moment, ukazać jego widmowy, choć paradoksalnie dokumentalny i wiarygodny charakter. O tym zaświadczają po raz kolejny zdjęcia z 2014 r. z Miłosławia. 

Mam w pamięci jego niezwykłe sugestywne prace z Opola, z Wrocławia, z Gdańska, Nowego Jorku i innych miast. Także Stany Zjednoczone przedstawiane od lat jako ruina kultury czy zdesakralizowany Meksyk wywołują niezwykle wysublimowane uczucia estetyczne. Dostrzegam tu okruchy inwentaryzacyjnej fotografii Jana Bułhaka, tradycję tajemniczego ogrodu Josefa Sudka, czasem szczerość do bólu w wydaniu FSA lub też niezgodę z teraźniejszością, która szybko znika (Eugène Atget). Wszystkie te przywołane koncepcje posłużyły mu do stworzenia własnego uniwersum fotograficznego, gdzie w każdej pracy kryje się potencjalny obraz świata. "Nowe" współistnieje w nim, ale też niszczy "stare". Egzystencja, przemijanie, najczęściej jednak zwykłe trwanie - to sens dokumentu w jego unikatowym wydaniu.

Andrzej potrafi  nie tylko uchwycić ruch liści na drzewie, ale wejść w autentyczny dialog z przyrodą, którą nie jest zazwyczaj głównym przesłaniem. Potrafi wniknąć w pozoru banalne z widoki architektoniczne, w konkretne ściany budynków, także tych zdegradowanych. Podnosi je z upadku za pomocą "aury" W.B. Ona wciąż istnieje, podobnie, jak tajemne światło tworzące z tych prostych zdjęć prawdziwe fotografie. Ten rodzaj artyzmu adresowany jest do potencjalnie do każdego, ale tylko świadomy odbiorca być może odczyta ich mistyczne przesłanie. Pamiętam, jak ok. 1987 r. Urszula Czartoryska wybierając jego prace do kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi określiła je jednoznacznie i dosadnie: "piękne fotografie". Ale nie tylko piękno jest ich dystynkcją, jest tu także nostalgia i tęsknota nad przemijającym nieustannie światem, światem jako subtelną i delikatną materią, którą należy utrwalić. Tak powstał "prawdziwy" dokument Miłosławia.











wtorek, 7 października 2014

Dyplomy w Lubelskiej Szkole Fotografii (20.09.2014). cz. 2. Powrót Zofii Rydet

Wracamy do dyplomów z Lublina. Jaki był poziom? Proszę ocenić samemu, dla mnie wysoki, zważywszy na krótki czas nauki. Mam wrażenie, że na wschodzie Polski, w uczelniach Białegostoku i w Lublinie, uczy się innej fotografii, niż w Łodzi, w Poznaniu czy w Warszawie. To dobrze, gdyż bycie innym może prowadzić do ukształtowania odrębnego stylu czy nawet szkoły, w znaczeniu np. Suwałk za czasów nieocenionego Staszka Wosia. Tak, jak inna była fotografia Mikołaja Smoczyńskiego i inna jest tworzona pod Lublinem, a wcześniej w Lublinie Lucjana Demidowskiego. Trzeba więc szukać "własnej" formy wypowiedzi. Nie iść w tłumie, który mówi "wszyscy jesteśmy fotografami", bo taki slogan dotyczy też pań przedszkolanek w przedszkolu czy nauczycieli w podstawówce, włącznie z fotografującymi dziećmi. To także fotografia, ale o charakterze socjologicznym, bez kategorii filozoficznej, ograniczona w wielu swych dystynkcjach do surowej formy lub egzotyki przekazu. 

Zbigniew Wójcik Nieobecni








Być może nie wszyscy, wbrew tytułowi, są nieobecni? Ale to raczej atut, niż zarzut. Znikanie człowieka, jego nieobecność i alienacja, nie tylko w wielkim mieście, ma swój wewnętrzny sens. Czy "modern man" to już tylko cień lub manekin?. (Przedostanie zdjęcie to wyraża). 

Światło i cień, tak w klasycznie interpretowanej fotografii potencjalnie zawarte jest wszystko, cały świat, w tym człowiek i jego jestestwo. Nie jest to typowa "fotografia uliczna", to dobrze. Fotograf bardzo sprawnie sięga także do tradycji konstruktywizmu i "nowej fotografii" z lat 20., podgląda z różnych stron. 

Poszukuje odpowiedzi czy poświadcza fakt? Raczej to drugie. Do całości nie pasuje mi trochę czwarta fotografia, gdyż jest zbyt oczywista, wykonana w innym stylu, ale posiada także swoje walory w formie drugiego planu, ze znikającą postacią.

Agnieszka Hunicz  80. i więcej
I na koniec najciekawsze dla mnie prace. Ich dokumentalna waga polega na dwóch aspektach. Pierwszym jest prostota ujęć, wynikająca ze skierowania aparatu w kierunku zwykłego, ba zapomnianego człowieka, dla którego nie ma miejsca w kolorowych magazynach. Drugim walorem jest nawiązanie, ale z jakim sukcesem, do zdjęć i programu teoretycznego Zofii Rydet z lat 80.


Jestem przekonany, że nie jest łatwo wykonać takie zdjęcia, jakie tu widzimy, gdyż trzeba do nich przekonać portretowanych i być z nimi w określonym dialogu, tak aby zachować powagę chwili. W dzisiejszych czasach fotograf kojarzy się bardziej z niechcianym podglądaczem, niż humanistą, który pragnie coś ważnego powiedzieć o starości. Agnieszce Hunicz się to udało. Powstał ważny dokument, który należy kontynuować i pokazywać z podobnymi koncepcjami w Polsce.


Poddanie się? Zagubienie? Ciekawy jest nieokreślony status psychologiczny przedstawionej kobiety.

Wieśniak dumnie mierzy się z patrzącym fotografem. Ukazny został na tle wejścia do domu; z boku miotły i archaiczne siedzisko. Fotografia jak z lat 80. XX wieku, jeśli nie 60. Czas się zatrzymał! 

Życie w religii, innego nie ma. Brak elementów pop-kultury. Zwraca uwagę skromność, ale i porządek wnętrza domu.

Porównanie i przypomnienie, to bardzo silne auty fotografii oraz filmu dokumentalnego. Czas mija, niektórzy już odeszli.

Pięknie skomponowana fotografia, gdyż w oknie odbija się przyroda. 

Ręce obok twarzy wiele mogą mówić o każdym człowieku. Kolejnym zdjęciu potwierdzają tezę o ciężkiej pracy.

Bardzo ciekawa fotografia pokazująca zmaganie się ze starością. Po raz kolejny bardzo dobrze skomponowana.

Bardzo ciekawy psychologiczny portret, jak we wczesnych z lat 60. zdjęciach Rydet.

Nietypowy portret z dobrym efektem końcowym, gdyż profil kobiety kompozycynie przeciwstawiony został małemu i płaskiemu wizerunkowi z Chrystusem.