O moim konflikcie z Józefem Robakowskim mówiono od dawna, czyli od 1990 roku. Tylko, że atakujący mnie w wyjątkowy sposób artysta-krytyk od dawna zamieścił wszystkie swe paszkwile na dwóch stronach internetowych: Galerii Wymiany i swej artystycznej. Teksty miały na celu systematyczną dyskredytację mej osoby w środowisku artystycznym oraz doprowadzenie do wyrzucenia mnie z Muzeum Sztuki w Łodzi.
Czy zatem była to krytyka artystyczna, czy coś więcej, np. zamach na moją osobę? Pytanie zostawiam retoryczne. O konflikcie, który istniał także w m.in. na łamach "Exitu" czy "Sekcji" ostatecznie zdecydował Sąd Apelacyjny w Łodzi w maju 2008, kiedy Józef Robakowski zmuszony został do zamieszczenia specjalnych przeprosin. Widniały one przez kilka dni na stronie Galerii Wymiany. Klika dni temu zdecydowałem się napisać o tej sprawie na blogu, gdyż swe odpowiedzi na niewybredne artykuły Robakowskiego zamieściłem w końcu na swej stronie internetowej.
Jeśli ktoś pragnie wniknąć w anatomię tego niechcianego przeze mnie konfliktu powinien czytać teksty z mojej strony www (wejście poprzez tytuł "Anatomia konfliktu...") lub z http://www.jureckifoto.republika.pl/tekstint.htm), ale w odpowiedniej kolejności - najpierw tekst Robakowskiego, potem mój i tak przynajmniej trzykrotnie. W odróżnieniu od swego adwersarza zawsze podaję na jaki tekst odpowiadam. Z tego wynika jasno kto był wilkiem a kto owcą, czyli kto atakował a kto się bronił.
Polemiki w krytyce są zasadne, jeśli do czegoś prowadzą a celem jest osiągnięcie consesusu lub nowe zrozumienie jakieś problemu artystycznego. Ta polemika była tylko nieustanną obronną przed kilkunastoletnim atakiem, który uświadomił mi, że prof. Robakowski nie ma żadnych zasad moralnych i nie cofnie się przed niczym, aby "rządzić i dzielić" w najnowszym obiegu artystycznym.
Inną sprawą jest, że przy okazji ujawniły się jego sprzeczne poglądy teoretyczne, polegające na wszystkoizmie, tzn. nawiązywaniu do każdej modnej tendencji artystycznej. Czy jest to konsekwentne w dłuższym przedziale czasowym i czy wyraża swą logikę twórczą? Bardzo w to wątpię. O uprawomocnienie tej działalności zadbają określeni krytycy i historycy, którzy zawsze podkreślają znaczenie mistrza, niezależnie czy będzie konceptualistą, strukturalistą, neodadaistą, performerem, abstrakcjonistą geometrycznym czy kimś innym. Bo nie jest to istotne. Można np. wmówić, że jest się nowym Witkacym! I krytycy będą tak pisali. "Ci, którzy pragnąć być wszystkim - powiedział w mądrej przypowieści mistrz zen - najczęściej są nikim". W opisanym przypadku Robakowskiego liczy się tylko siła przebicia i perswazji, kształtującej "układ sztuki". Przykład? Czy ktoś wskaże na choćby jedną krytyczną recenzję z bardzo nieudanej wystawy Robakowskiego w Atlasie Sztuki w 2008 roku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz