Jedną z najważniejszych prezentacji festiwalu w Krakowie na Miesiącu Fotografii (2008) była ekspozycja przygotowana przez Andrzeja Kramarza i Agnieszkę Sabor pt. "Stefania Gudrowa. Klisze przechowuje się" z pięknie wydanym albumem, jednym z najlepszych i najbardziej profesjonalnych, jakie opublikowano w ostatnich latach w Polsce.
Czy na wystawie pokazano prace Gudrowej? Pytanie niewinne, ale tak naprawdę mieliśmy ekspozycję z kręgu problematyki "archeologii fotografii" Jerzego Lewczyńskiego, rozwijaną od lat 60. XX wieku. Pomysłodawca pokazu w Krakowie - A. Kramarz - zaproponował formę, w jakiej NIGDY autorka nie wykonywała, czyli nie kopiowała swych zdjęć. Dzięki ujawnieniu metody podwójnej ekspozycji na negatywie, co wynikało tylko z oszczędności materiału i było w okresie międzywojennym normalną praktyką, kuratorzy pokazali "życie" szklanych i zniszczonych jak człowiek negatywów. Dzięki temu zabiegowi wystawa nabrała nowych, bardzo interesujących znaczeń.
Ważny też był sam wybór, on także decyduje o całości wystawy i jego znaczeniu, gdyż można było zobaczyć zdjęcia NIEUDANE i przez to interesujące. Czy Gudrowa była ważnym fotografem w sensie polskiej historii fotografii? Raczej nie, choć dysponowała dużą wrażliwością i kontaktem z portretowanymi, co uwidoczniało się w swoistym psychologizmie twarzy i przede wszystkim oczu, które mówią o kondycji ludzkiej. Ale nie jestem tego pewien, czy autorka była ważną postacią w historii fotografii. Rozmawiałem o niej z A. Kramarzem, który osobą Gudrowej jest wręcz zafascynowany. I dobrze. Innym, tym razem negatywnym przykładem sięgania do koncepcji "archeologii fotografii" jest "Real Foto" Mikołaja Długosza, ale o tym napiszę innym razem.
Czy na wystawie pokazano prace Gudrowej? Pytanie niewinne, ale tak naprawdę mieliśmy ekspozycję z kręgu problematyki "archeologii fotografii" Jerzego Lewczyńskiego, rozwijaną od lat 60. XX wieku. Pomysłodawca pokazu w Krakowie - A. Kramarz - zaproponował formę, w jakiej NIGDY autorka nie wykonywała, czyli nie kopiowała swych zdjęć. Dzięki ujawnieniu metody podwójnej ekspozycji na negatywie, co wynikało tylko z oszczędności materiału i było w okresie międzywojennym normalną praktyką, kuratorzy pokazali "życie" szklanych i zniszczonych jak człowiek negatywów. Dzięki temu zabiegowi wystawa nabrała nowych, bardzo interesujących znaczeń.
Ważny też był sam wybór, on także decyduje o całości wystawy i jego znaczeniu, gdyż można było zobaczyć zdjęcia NIEUDANE i przez to interesujące. Czy Gudrowa była ważnym fotografem w sensie polskiej historii fotografii? Raczej nie, choć dysponowała dużą wrażliwością i kontaktem z portretowanymi, co uwidoczniało się w swoistym psychologizmie twarzy i przede wszystkim oczu, które mówią o kondycji ludzkiej. Ale nie jestem tego pewien, czy autorka była ważną postacią w historii fotografii. Rozmawiałem o niej z A. Kramarzem, który osobą Gudrowej jest wręcz zafascynowany. I dobrze. Innym, tym razem negatywnym przykładem sięgania do koncepcji "archeologii fotografii" jest "Real Foto" Mikołaja Długosza, ale o tym napiszę innym razem.
6 komentarzy:
z Długoszem może nie jest tak źle, po prostu znak czasów. Kiedyś być - teraz mieć. Stąd może takie kolekcje. Brzmi to może dziecinnie, ale tak to widzę. Ja wolę punkt widzenia Gurdowej, a teraz Kramarza, jednak punkt widzenia Długosza to nie jest - niestety dla mnie czy dla Pana - margines.
Dla mnie twórczość M. Długosza i zachwyty nad tym, że kolekcjonuje pocztówki z PRL-u , to margines oraz brak profesjonalizmu oficjalnej krytyki np. z "GW". Dlaczego nigdy nie napisano o tym, że Lewczyński nie tylko zbiera stare zdjęcia, ale stworzył z tego program "archeologii fotografii"? Wtedy blado wypadnie tylko ironiczny status fotografii Długosza. Nic poza ironią w niej nie znajduje.
bo takie mamy czasy, że to po prostu nikogo nie obchodzi - mam na myśli masę. Ironia podszyta sztuką jest łatwa do przetrawienia. Sprzedaje się. Kwartalnik Fotografia zredukował nakład do 1500 egz, a ile sprzedaje się szmiry? Owszem, są tam nawet omówienia wystaw, nie tylko firmowanych National Geographic, ale po pierwsze te recenzje są mierne, po drugie bez pomysłu.
Nie zmieni się ta sytuacja, jeśli teoretycy z krwi i kości nie wejdą "do ludu" przez takie media. Czy zdaje Pan sobie sprawę, że KF nie mogłem kupić nigdzie we Wrocławiu? Kupiłem dopiero w Poznaniu, w Arsenale. To jak wiedza ma trafić do amatorów? Tam w prasie sprzętowej nie mają nawet punktu zaczepienia, który sprowokowłby ich do poszukania w internecie odpowiedniej wiedzy.
To amatorzy to ogromna liczba ludzi. Daję sobie uciąć rękę, że gdyby byli wyedukowani na poziomie podstawowym przez Pana i innych teoretyków (np p. Sobotę, Śniecińskiego) to ani jeden numer KF, ani jeden egzemplarz Pana książki nie leżałby w magazynowej przestrzeni dłużej niż miesiąc. Była by ciągła rotacja.
Na pewno ma Pan dostęp do branżowej prasy choćby czeskiej (tę znam, gdyż tam studiuję), w ktorej obok nowinek technicznych i opisów, jak zrobić idealne zdjęcie zachodzącego nad jeziorem i górami Słońca, znajdzie się teksty poważnych czeskich teoretyków (Birgus, Mlcoch, Smok), czy duże materiały poważnych fotografów (Koudelka). Świetny tygodnik w charalterze naszej Polityki w niemal każdym numerze zamieszcza duzy materiał o sztuce. Nie jdna kolumna z opisem nowej płyty, książki, wystawy NG. Duży materiał na konkretny problem.
Do galerii i w postaci twórców i młodych galerzystów zaczyna wchodzić pokolenie, którego główna wiedza poznawcza pochodzi z internetu. Jakość wiedzy i mentalności z tego medium jest oczywista. Teraz jest wg mnie "ostatni gwizdek" na takie działania. Myślę, że nikt z prasy nie obrazi się za taką propozycję, żadnej.
Ministerstwo Kultury nie interesuje się fotografią - tu jest problem! Czym się interesuje? Ministerstwem, czyli przetrwaniem, jak najdłużej. ZPAF nie interesuje się też twórczą fotografią. Pokazuje ten stan rzeczy np. wystawa "Foto 2009" (Wrocław), która była na słabym, łagodnie mówiąc poziomie. "Jest jak jest". Trudno powiedzieć, co należy zrobić. Nie wierzę też w edukację fotograficzną społeczeństwa polskiego. Ale przydałyby się profesjonalne filmy o historii fotografii polskiej i światowej, tworzone przez Polaków. Np. o Josefie Sudku czy Erwinie Olafie czy Stanisławie Wosiu.
Z całym szacunkiem, ale uważam, że edukacja jest tu super ważną sprawą. Nie ma co walczyć z wiatrakami, czyli Ministerstwem Kultury czy innymi. Można zdziałać masę dobrych rzeczy na poziomie dostępnym Panu, bez specjalnych machinacji.
Kwestia pozostaje inna. Otóż czy teoretycy potrafią swoją specjalistyczną wiedzę przekuć na język zrozumiały dla "nieteoretyków". To jest często dość istotny problem.
Można zacząć wszystko od początku. Zresztą ciężko inaczej, gdy ludzie są "białą kartką. Kwestią tylko pozostaje, by ktoś zaczął pierwszy.
Czy lepiej, by zaczął to ktoś konsekwentny, czy lepiej, by zaczął to ktoś, kto ma problem z jednolitością swoich poglądów?
Dobrze Pan wie (sopdziewa się), że ta druga opcja doprowadzi do nikąd, bo Ci konsekwentni potem będą tylko "gdakającą" opozycją.
Takie mam na ten temat zdanie. Jest "rząd dusz" do przejęcia. W idealnym momencie. Brak jakiegokolwiek działania będzie strzałem w kolano.
Także uważam, że edukacja jest bardzo ważną sprawą. Ale coś z nią nie wychodzi, jeśli policzy się ilość szkół wyższych z fotografią i innych, gdzie jest wykładana. Nie przekłada się to na jakość. Oglądałam w XII 09 w Łodzi dużą wystawę fotografii ze Szkoły Filmowej w PGS. Jest ona poprawna i tyle. Poza jedną osobą - Dawid Ciesielski, ale to bardzo niewiele. Podobnie oceniam płytę DVD z dyplomami ASP z Poznania, dołączoną do 31 nu-ru "KF". Lepiej byłoby pokazać w ten sposób np. dorobek Zofii Rydet czy kolekcję Muzeum Sztuki w Łodzi, bo z tej fotografii zostanie niewiele, więc po co ją promować?. Teoretycy czy historycy piszą we własnym języku i tego się nie zmieni. Dlatego np. Derrida jest trudno zrozumiały nawet dla Francuzów. Panie Wojtku proszę przejąć ten "rząd dusz".Życzę powodzenia, nawet mogę pomóc, o ile czas pozwoli.
Prześlij komentarz