Szukaj na tym blogu

wtorek, 3 lutego 2009

Wspomnienie o Zofii Rydet (1911-1997)


Była ciepłą, sympatyczną osobą, przekonaną do własnej twórczości. Wierzyła w nią i jej przekaz duchowo-chrześcijański. Pracowała do samego końca, na ile miała siłę. Poznałem ją w Gliwicach w 1985 roku, kiedy dokonywałem zakupów do zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi. Pamiętam, że w 1988 roku w Poznaniu bała się Łodzi Kaliskiej. A mianowicie, że ta grupa opanuje ZPAF, a konkretnie Zarząd Główny. Oczywiście to były ich żarty i wygłupy, które podobały się Pawłowi Pierścińskiemu.

Szkoda, że po ostatniej Jej wystawie w 1999 roku Muzeum Sztuki nie zdecydowało się na powiększenie kolekcji. Uczyniło to jednak Muzeum Narodowe we Wrocławiu kupując m.in. prace z serii "Suita Ślaska". W 2008 roku przypomniano twórczość Rydet na Miesiącu Fotografii w Krakowie", ograniczając wystawę do najważniejszego "Zapisu socjologicznego", ale zabrakło pomysłu na wystawę! Popełniono także błędy w samej koncepcji ekspozycji, jak i w artykułach zamieszczonych w katalogu. W Krakowie w Starmach Gallery zaprezentowano np. "Suitę Śląską" jako "Zapis socjologiczny" (1978-90), a to był zupełniny inny problem twórczy i cykl, skoncentrowany na postulacie autocytatu i manualności pracy twórczej.

W katalogu Andrzej Różycki - kurator pokazu - na s. 69, napisał, że Rydet debiutowała jeszcze przed II wojną światową. Autor pomylił dwie sprawy. Otrzymanie aparatu i zabawa z wykonywaniem zdjęć oraz wagę debiutu artystycznego. W katalogu zabrakło opracowania historycznego, które ukazałoby wielkość Rydet na tle fotografii światowej. Powstanie pytanie, kiedy taki tekst powstanie? Większą konsternację wywołał we mnie tekst Anny Zawadzkiej "Ja jedna przedłużam im życie" ("Wysokie Obcasy" 10.05.2008), który jest swoistym kolażem na temat biografii Rydet. Niewiele z niego wynika dla fotografii polskiej. Należy go traktować jako reklamę festiwalu czy zbioru fotografii, jaki pozostał po pani Zofii.

Pojawiły się w nim ważne przeinaczenia czy zakłamania. Dlaczego Maria Śliwa przedstawiła się dziennikarce jako asystentka Rydet? To bardzo istotne sformułowanie osoby, która poznała Rydet bardzo późno, bo w latach 90. Dlaczego tej informacji nie zweryfikowała Zawadzka, a łatwo to mogła uczynić? Dlaczego autorka tekstu napisała także: "Dziś "Zapis" chce kupić Muzeum Niigata z Japonii. To najciekawsza fotografia dokumentalna, jaką moglibyśmy mieć - mówi Hito Kimura z Niigaty" (s. 44, "Wysokie Obcasy"). Muzeum nazywa się inaczej, a fotografie Rydet i wielu innych fotografów polskich były tam eksponowane w 2006 (pisał o tym "Kwartalnik Fotografia", "Rzeczpospolita", etc).

Najważniejsze jest jednak to, że kuratorzy z Japonii dokonali zakupu w 2007 roku w Krakowie... O czym pisze więc Zawadzka? Nie wiem. I na koniec - wielka artystka, jaką była Rydet, czeka na swoje odkrycie. Pamiętam, że w jednym z tekstów w "Formacie" porównałem Jej dokonania do "Ludzi XX wieku" Augusta Sandera. Zaprotestował, także w "Formacie", prof. Grzegorz Dziamski. Kto ma więc rację? Rydet dalej czeka na swe odkrycie a przynajmniej na dyskusję o doniosłości Jej fotografii. I na koniec. Pomysł wystawy w Krakowie w czasie festiwalu w 2008 przekazałem dyrektorom festiwalu wz listopadzie 2007, kiedy odbyłem z nimi krótkie spotkanie w galerii ZPAF-u. Nikt mi jednak nie podziękował w katalogu, nie zaprosił do współpracy czy napisania tekstu. We wspomnianym katalogu po raz kolejny opublikowano rozmowę z filmu Różyckiego oraz niezbyt szczęśliwy tekst z "Wysokich Obcasów", ale tak wygląda rzeczywistość kuratorska w Polsce.

Brak komentarzy: