Szukaj na tym blogu

wtorek, 19 stycznia 2010

Gdzie jest sztuka?

Dwie fotografie bez tytułu Stanisława Wosia 1998, 2008


No właśnie, gdzie poszukiwać w XXI wieku jej autentycznych przykładów? Odrzucam pogląd instytucjonalny, że w muzeum, podobnie jak odrzucam analogiczny, że sztuka wyzwoliła się ze swego gorsetu i wszystko jest sztuką. W dalszym ciągu różni się ona od rozrywki i kultury wizualnej, gdyż na tym poziomie jest tylko intelektualną grą czy przyjemnością.

Do zrozumienia sztuki ważna jest tradycja ikony, czyli bezpośredniego związku z absolutem, ważny jest też moment refleksji egzystencjalnej i religijnej. Czasami tego typu działania są także związane z atakiem na instytucję Kościoła, ale nie na samą wiarę, gdyż byłoby to bezzasadne.

Niewiele jest sztuki i chyba tak było zawsze. To mit, że dawniej była ona prostsza, bardziej zrozumiała, że była „biblią dla ubogich”. Co prawda szersza była jej rola dydaktyczna, ale zawsze była tworzona dla elity intelektualnej, choć jej horyzont jest otwarty także dla innych.

Gdzie szukać zatem sztuki? Na pewno nie w koncepcji postsztuki wywodzącej się od Marcela Duchampa i dadaistów. Stworzyli jej ciemną stronę, która pochłonęła większość działań XX-wiecznego modernizmu. Szczególnie istotne były erotyczne i perwersyjne doświadczenia surrealizmu. Wiele czy bardzo wiele z jej koncepcji i przejawów zawiera tzw. alternatywna definicja Władysława Tatarkiewicza. Nie zgodzę, że sztuka to komunikat, albo kod strukturalny. Ale co jest ponad nim? I do czego doszedł Ronald Barthes pisząc Camerę Lucida (tłum. polskie pod niewłaściwym tytułem Światło obrazu)? Kod niczemu nie służy poza zrozumieniem esencjonalnej struktury. Nie wyjaśnia istoty śmierci, np. matki.

Osobiście sztukę z jej odwiecznymi problemami odnajduję w filmach Andrieja Tarkowskiego i innych współczesnych Rosjan (np. Iwana Wyrypajewa), w moralitetach a także w obrazach dokumentalnych Wernera Herzoga oraz niektórych utworach Akiry Kurosavy (Sny). Co w nich cenię? Odwieczną i niejednoznaczną tajemnicę człowieka, jego rozterki moralne, potrzebę zrozumienia siebie i świata, jego nieprzeniknionej natury. W filmie Tarkowskiego Nostalgia jeden z bohaterów mówi o niemożliwości wytłumaczenia poezji/sztuki, o jej nieprzekładalności. Tak, to jest prosta prawda, bo sztuka skierowana jest do osób nie tylko wrażliwych, ale przede wszystkich wierzących w jej boski wymiar, gdyż ma służyć rozwojowi duchowemu. Znowu usłyszę, że wygłaszam romantyczne monologi, ale podążam biegiem myśli Wiesława Juszczaka nie zaś „sztuki krytycznej”, która nie była tylko krytycznie nastawiona do samego rynku sztuki. Chciała nim zawładnąć, o czym świadczy przypadek Damiana Hirsta. Ale dokonania jego są bardzo wątpliwe. 

Sztuka jest tam, gdzie człowiek i jego autentyczne problemy. Tam, gdzie tajemnica wnętrza i boskość. Również tam, gdzie mamy możliwość oswojenia śmierci, w każdym jej przejawie. Tak więc jej istota, wbrew wielu poglądom, wcale się nie zmieniła od paleolitu. W dalszym ciągu aktualny jest Ajschylos, Szekspir i Dostojewski.  Podobnie jak Albrecht Dürer, Rembrandt czy Francis Bacon. Ale w moim świecie sztuki nie ma miejsca dla Madonny czy muzyki pop, gdyż nie ma w nich prawdziwego brzmienia świata, jest żart i hedonizm a przede wszystkim zabawa. A to za mało.

Oczywiście sztuki jest niewiele. Czy ona zmierzcha, jak prorokował to Hegel, a w Polsce Stefan Morawski? En globe tak, ale w wymiarze jednostkowym czy makro nie, aby wymienić tylko Stanisława Wosia. Warto zastanowić się nad jego koncepcją sztuki, którą przedstawił kilka lat temu w „Tygodniku Powszechnym” w rozmowie z Magdaleną Rybak pod tytyłem Obrazy które w nas drzemią. Ten artysta ma niezwykle wiele do powiedzenia o świecie i jego tajemnicy w znaczeniu docierania do jego podstawy ontologicznej, choć nie mówi tego przy błysku fleszy w Warszawie i nie ma go w żadnym rankingu sztuki. Niestety jest znany tylko na polu fotografii, choć jest także bardzo interesującym malarzem.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Podobno sztuka jest wszędzie tam, gdzie gdzie życie oddziałuje samo na siebie w taki sposób, dzięki któremu może się przekształcać i dążyć ku wyższym formom ukształtowania i spełnienia.
I chyba trochę jest też z nią jak z Tao u Chińczyków:
"Tao nazwane nie jest odwiecznym, prawdziwym Tao."

iśka pisze...

Świetny blog!

Arthur pisze...

Tak jak usiłujesz definiować sztukę, choć bardzo z tą definicją sympatyzuję, ale popełniasz dwa zasadnicze "błędy". Po pierwsze: równie dobrze można by tu postawić znak równości sztuka=filozofia. To, że oba obszary ludzkiej aktywności nie przypadkiem ze sobą często zestawiano i, że podobnym bywa przedmiot ich dociekań, nie oznacza, że są pojęciami tożsamymi. Sztuka czasem zmaga się z problemami filozoficznymi, lecz nie musi, by pozostać sztuką.
I błąd drugi: sztuka była elementem wzbogacenia treścią i oprawą obrzędu. Wyrażenia i utrwalenia rozterek ducha jak i ich oswajaniu, uogólnianiu. Zatem - sztuka rozrywki, bazaru, błazenady. To też była sztuka. Nikt nie karze nam stawiać znaku równości między sprośnymi ilustracjami do fabliaux anonimowych autorów a tymi jakie sporządzał Dürer próbując uporać się z tajemnicą ludzkiego przeznaczenia. Ale jedno i drugie może być sztuką... Jeśli koślawe kreseczki w jaskiniach nią nazywamy to czemu nie równie koślawe średniowiecznego zbereźnika czy współczesne, lukrowane grafika komputerowego z Doliny Krzemowej?
Wiem, wiem - gdzieś musimy postawić znak rozgraniczający i dla sztuki i dla czegoś co nazwiemy sztuką wysoką. Dla mnie osobiście kiczowate przedstawienie Madonny bliższe jest sztuki niż niektóre "akcje" ludzi z pretensją do bycia artystami. Choć to tych ostatnich się hołubi się w snobistycznych środowiskach "gardzących" programowo "sztuką plebsu". I zza tej pogardy nie dostrzegający swej śmieszności i mimikry.
By bazgroły, wizje szaleńca czy grafomańskie potoki słów stały się sztuką - potrzeba formalnego ładu - bowiem człowieka rolą jest świat porządkować, zatem i sztuka musi to czynić.
Lecz by sztuka stała się wysoką musi wznieść się na jeszcze wyższy szczebel doskonałości - działają czasem samą formą, czasem formą z treścią.
Na pewno w sztuce forma jest niezbywalna. Tak jak w filozofii treść.
I choć czysty formalizm zawsze będzie uboższy od sztuki z treścią, to w wymiarze estetycznym nie musi koniecznie być gorszy. Bo to sztuka właśnie, działanie obleczone w formę z pełną świadomością jej nadrzędności.

P.S. Oczywiście sama forma sztuki nie czyni, choć niektórym tak właśnie się wydaje.

Krzysztof_Jurecki pisze...

Nie znam artystów dawnych i obecnych, którzy by nie propagowali, wyjawiali czy manifestowali jakiejś filozofii. Otóż namysł filozoficzny nad światem jest podstawą działania twórczego. Jeśli go nie ma, nie ma sztuki, jest zaś rozrywka lub kultura. Był jeden wyjątek - próba konceptulna J. Kosutha i jego tekst "Art after Philosophy", tylko, że nie powstały takie prace, a te, jakie pozostawił kanadyjski artysta miały wymiar filozoficzny. Nie ma "sztuki bazaru" czy "rozrywki", gdyż ci, co najwyżej, żonglerzy nie mają świadomosci aktu twórczego i świadości sztuki w znaczeniu europejskim, wywodzącym się ze starożytnej Grecji.

Anonimowy pisze...

Ładną definicją jest również ta, która mówi, że "sztuka to próby tchnięcia ducha w materię". Niestety taka teza zakłada przekroczenie racjonalnego umysłu, w związku z czym wątpliwe stają się dalsze próby ujmowania zagadnienia i definiowania go wyłącznie z poziomu intelektu.
Co jeśli nie ma sztuki w ogóle?
Może są tylko "artystyczne środki wyrazu" dla rozmaitych aktywności i procesów: namysłu filozoficznego, przeżycia mistycznego czy doświadczania niskich popędów?
Szukaj wiatru w polu.
Wieje tam gdzie chce i nigdy nie wiesz skąd przychodzi, ani dokąd zmierza.