Szukaj na tym blogu

czwartek, 12 sierpnia 2010

Narodziny gwiazdy? O Magdzie Hueckel


cykl REM, Atrofia IV, 2009

Na okładce 33. numeru ”Kwartalnika Fotografia” opublikowano „wydrapany”, ekspresyjny autoportret Magdy Hueckel z cyklu REM, Atrofia IV (2009). Praca nie jest łatwa do interpretacji i zawiera w sobie tak rzadką obecnie interwencję manualną kojarzącą się z fotografią analogową, która nadaje tu wyraz niepowtarzalności! Reprodukowanie tej pracy w tak prestiżowym miejscu jest jak najbardziej uzasadnione w przeciwieństwie, do zdjęć takich fotografów, jak np. Mikołaj Długosz. Zdecydowanie bardziej zasługują na to: Jerzy Lewczyński – twórca „archeologii fotografii”, czy Andrzej Różycki.



Z cyklu Autoportrety wyciszone, 2007-2008

Magda jest dla mnie przykładem niezwykłego rozwoju artystycznego, który zdecydowanie wyżej cenię od Katarzyny Kozyry, Doroty Nieznalskiej czy Zuzy Krajewskiej – artystki nie mające wiele do powiedzenia o sztuce i tym bardziej o swojej twórczości. Wystarczy sięgnąć np. do rozmowy z Zuzą Krajewską i Bartkiem Wieczorkiem zamieszczonej w  33. numerze „KF”. Uważny czytelnik zastanowi się nad potrzebą takiego wywiadu i jego oceną.  Pomijam już fakt , że ich strategia dotycząca potencjalnej „dziecinności mężczyzn” oparta jest na znanym cyklu Zbigniewa Libery The Gay, Innocent and Heartless.

Natalia LL, Głowa mistyczna VI, 1987, płótno, fotografia, akryl, interwencje 

Pracę z okładki „KF” Magdy Hueckel sytuuję także w kontekście twórczości Natalii LL, a Autoportrety emocjonalne mają także swe odniesiona np. do twórczości Anny Gaskell. Słabością „szkoły poznańskiej” z UAM, która zajmuje się analizą twórczości Magdy jest brak jakichkolwiek porównań do fotografii - historycznej i najnowszej. Np. pracę xxx z wydrapywaniem twarzy na negatywie wykonał już w końcu lat 60. Wojciech Bruszewski, ale oryginał niestety nie istnieje! Łódzki artysta niszczył w sobie ówczesne pojęcie fotografii artystycznej, natomiast Magda czyni z niej rodzaj egzorcyzmu. Autoprtret prezentowany na okładce „KF” kojarzy się z takimi filmami, jak Blair Witch Project, Ring, gdyż odwołuje się do sfery snu i zarazem obsesji. Jest pokazaniem różnorodnej ekspresji, która zaciera, niszczy a w końcu walczy prawdopodobnie z własnymi lękami, czy też z własną, określoną przez życie i społeczne konwenanse, tożsamością. Czy powstanie nowa Magda Hueckel skoncentrowana na intymności i, przewrotnie, destrukcji ciała kobiecego, skupiona na porównywaniu życia biologicznego w aspekcie cielesności i witalności przyrody? Chyba tak! Od kilku lat możemy mówić o nowym etapie w jej twórczości.




z cyklu Autoportrety obsesyjne, 2006-2008

Twórczość Magdy Hueckel należy do najważniejszych w Polsce w generacji wiekowej 30-latków. W ciągu tego dziesięciolecia  artystka rozwinęła swój styl skoncentrowany   na jednej formule wypowiedzi, którą realizuje obecnie w Autoportretach emocjonalnych (od 2006), obejmujących trzy cykle.

Tacy krytycy z jej pokolenia, jak Adam Mazur, Krzysztof Miękus nigdy nie zaprosili jej do swych pokoleniowych wystaw, np. Teraz Polska. Uważam to za bardzo duży błąd, gdyż prace Magdy pokazywane były już na międzynarodowych festiwalach m.in. w Bratysławie, Arles a także na targach sztuki m.in. w Wiedniu. Dla mnie osobiście Autoportrety emocjonalne są chyba najważniejszym cyklem pierwszej dekady XXI wieku w całej fotografii polskiej.

Ten sukces jest jednak wspólny i w dużej mierze osiągnięty dzięki Galerii Piekary w Poznaniu, która konsekwentnie promuje artystkę, a także Galerii Wozownia w Toruniu i Galerii FF w Łodzi.

P.S. Gdyby ktoś chciał poczytać moje bardziej analityczne rozważania o ostatnich pracach Magdy zapraszam na łamy „Arteonu” (2009, nr 2) i tekstu Autoportrety emocjonalne.


z cyklu Autoportrety zrezygnowane, 2006-2008. Ekspozycja na wystawie Od problemu symulacji do nowego symbolizmu. Aspekty fotografii XXI wieku, 6 Biennale Fotografii, Poznań, 2009. Fot. K. Jurecki

6 komentarzy:

SZCZUPŁY MOJŻESZ pisze...

Witam Panie Krzysztofie
Przeglądałem ostatnio album Michel Frizot i Cédric de Veigy – „Photo trouvée”, który jest efektem kolekcjonowania starych, „niedoskonałych”, fotografii, odrzuconych lub zapomnianych przez swoich wykonawców – w większości amatorów. W obrazach tych po latach panowie Cédric i Michel dopatrzyli się swojego piękna i na nowo, wcielając do kolekcji, zaprezentowali światu. Jednak żadnemu z tych panów nie przyszło do głowy nazywać siebie – w związku z tworzeniem tej kolekcji -„artystą”, a działań swych artystycznymi. Uchodzą za pasjonatów, teoretyków i kolekcjonerów fotografii. Zastanawia mnie to w kontekście działań Pana Lewczyńskiego i Pana Długosza, czemu panowie ci nie są po prostu nazywani – KOLEKCJONERAMI? Czemu wokół ich działań, poprzez jakieś niedomówienia i nie nazywanie rzeczy po imieniu, próbuje stworzyć się jakąś aurę działań artystycznych (przynajmniej ja mam takie wrażenie)? Wszak od dawien dawna kolekcjonerzy gromadzą, prezentują i zestawiają obok siebie cudze obrazy według własnego klucza, koncepcji i nikogo to nie dziwi.

Pozdrawiam serdecznie


http://www.bookoff.pl/product-pol-983-Photo-Trouvee.html

Krzysztof_Jurecki pisze...

W przypadku Lewczyńskiego "znalezione zdjęcia" są metodą pracy twórczej od lat 60. Określenie "kolekcjoner" w tym przypadku byłoby niepełne, gdyż Lewczyński stworzył określoną metodę pracy artystycznej - "archeologię fotografii" i to zdecydowanie wyróżnia go wśród wielu przykładów tego typu działań na całym świecie.

SZCZUPŁY MOJŻESZ pisze...

A co kryje się za tą „określoną metodą pracy artystycznej”, co odróżnia działania i efekt końcowy w przypadku pana Lewczyńskiego, od np. tego, co dokonał we wzmiankowanym albumie pan Frizot i Veigy?

Krzysztof_Jurecki pisze...

Historyk fotografii Frizot i historyk kina Veigy zebrali określony materiał historyczny. Lewczyński zaś stworzył metodę pracy artystycznej, która jest bardzo wszechstronana: historyczna i poważna, czasami o wydźwięku iroinicznym i publicystycznym, bądź zgoła krytycznym i groteskowym. I na tym polega ogromna różnica, co mozna wykazać za pomoca metody J. Derridy - określającej różnicę "difference". Czy można gdzieś w internecie przejrzeć zawartość tego albumu, bo nie udało mi się znaleźć tych stron?

Joanna Turek pisze...

Witam Panie Krzysztofie!

Fajnie poznaje się fotografię podążając Pana śladami. Jest to fascynująca podróż! Uważam, że artyści, o których Pan pisze mają ogromne szczęście. Posiada Pan niezwykłą umiejętność przeniknięcia przez zewnętrzną skorupę obrazu do głębi - do jądra ukrytych treści. Zaskoczyło mnie Pana spojrzenie na fotografie M. Hueckel - u większości osób, z którymi miałam okazję rozmawiać, budziły one szok i wstręt (zwłaszcza u mężczyzn!).

Pan jest nie tylko wrażliwym i wnikliwym widzem, ale i Partnerem Autorów. Partner to osoba, która dostrzega więcej, sięga do głębi i...wyciąga na powierzchnię niepokojące treści, ukryty sens lub jego brak. Kiedyś powiedział Pan, że w sztuce szuka wartości i duchowości. Zgadzam się z Panem. Sztuka bez wartości jest pusta, a bez duchowości martwa.

Zawsze z ciekawością czytam Pana teksty. Podoba mi się to, że potrafi Pan zwerbalizować emocje, które odczuwam patrząc na zdjęcia.

Pozdrawiam,

Joanna Turek

Krzysztof_Jurecki pisze...

Dziękuję za wypowiedź! Dziwię się, że ludzie kultury w tak nierozważny sposób odbierali zdjęcia M. Hueckel. Od ok. 2003 r." trzyma" się ona siebie i swojej najbliżej egzystencji w określonej rzeczywistości. To bardzo dobrze! Znalazła indywidualny i bardzo ciekawy język sztuki! Oczywiście są pewne niedostatki i to natury technicznej w analogowych pracach, ale to drobiazg.