Szukaj na tym blogu

środa, 8 września 2010

Asia w CSW, czyli wystawa Joanna Zastróżna. Moje Małe Katastrofy (20.08-19.09.2010)


W ubiegłym tygodniu zanim dotarłem do CSW w Warszawie i obejrzałem kameralną wystawę Asi Zastróżnej zwiedziłem  dziwną z kilku powodów ekspozycję Mógłbym żyć w Afryce w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, która  co istotne bardziej zaciemnia problem sztuki lat 80., niż go rozjaśnia. Miał rację Ryszard Woźniak, że wycofał się z tego pokazu, który miał uprawomocnić wielkość Mirosława Bałki i grupy Luxus. Po bokach  przestrzeni muzealnej pokazani zostali inni, jak Zbigniew Libera, który prezentuje bajki o odkryciu Afryki (akurat trafne do tego pokazu), Jerzy Truszkowski, czy Józef Robakowski. Zupełnie pominięto takie zjawiska, jak: Andrzej Partum, Jacek Kryszkowski czy alternatywny performer, fotograf i muzyk Andrzej Dudek-Dürer czy grupa Łódź Kaliska, która moim zdaniem była ważniejszym ogniwem dla lat 90., niż wspomniany Luxsus, gdyż za sprawą Adama Rzepckiego była ona, tj. Łódź Kaliska motorem (najczęściej SHL-ką) Kultury Zrzuty! Ale czy kurator wystawy wie, czym była wspomniana Kultura Zrzuty! Wątpię.

Potem byłem już w CSW i zwiedziłem niezmiernie chaotyczną kolekcję sztuki, w której dla odmiany zaprezentowano Łódź Kaliską. Jej słynną już Bitwę pod Grunwaldem, potraktowano jednak takerem (zszywaczem). Czy grupa na to zasłużyła? Szkoda jednak tej pracy! Sama kolekcja próbuje uskutecznić wielkość kilku artystów, np. Włodzimierza Borowskiego, z czym zgodzić się nie mogę!

Co pokazała Asia? Marek Grygiel opisał jej sytuację. Przytoczmy fragment jego tekstu z komunikatu prasowego: „Joanna Zastróżna celowo poddała własne intymne doświadczenia – powiedzmy, nie zawsze pozytywne – przetworzeniu na kilkanaście wizualizacji ekspresyjnie wydobywających relacje z bliskim sobie człowiekiem. Ten nowy cykl, podjęty niedawno po kilkuletniej przerwie, zawiera duży ładunek osobistych przemyśleń i jest szczerą, może nawet niekiedy nieco ekshibicjonistyczną opowieścią, w której pojawia się ona sama i bliska jej osoba”. Ciekawa jest forma tych podświetlanych prac i walka z materią, która nie do końca da się ujarzmić. To forma pewnej terapii czy rodzaj egzorcyzmów odprawianych nad ciałem męskim. Dokąd to prowadzi? Tego nie wiemy – dryfujemy razem z autorką po bezkresie ludzkiego oceanu, jakim jest wyobraźnia, instynkt i chęć urzeczywistnienia swej biologicznej formy. Artystkę wspomagają duchowo, na ile potrafią, Andrzej Świetlik i Tomek Sikora. Fotografie Asi są rodzajem samotniczej pracy twórczej, choć powstającej w kurorcie, jakim jest Sopot.

                Bez tytułu, 2010

                                              Bez tytułu, 2010

Osobiście wolałem poprzedni projekt autorki, który był bardziej seksualny i powinien znaleźć się w kolekcji Cezarego Pieczyńskiego na wystawie, która pokazywana była w Domu Zdrojowym w Sopocie Oh no, not sex and death again! Ale nie jest to zła wystawa Asi, ma sobie problem…

       Bez tytułu, 2010

Na zakończenie wycieczki odwiedziłem wraz ze znajomymi, braćmi Słowińskimi, pracownię Edwarda Dwurnika, gdzie poznałem Polę Dwurnik i pośmieliśmy się trochę z polskiej rzeczywistości.

                                          Bez tytułu, 2010


Cały dzień padał deszcz, nawet bałem się tej udanej po wieloma względami podróży do Warszawy. Kiedy w końcu przestanie padać?


Brak komentarzy: