W latach 70. i 80., kiedy
wychodziła „Fotografia” (pod red. Wiesława Prażucha), każdy z wydawanych albumów i każda książek miał rzetelną recenzję. Można było zorientować się w metodzie
badawczej, zaletach i wadach autora publikacji. Ale te czasy solidnego
analizowania wydawnictw fotograficznych minęły chyba bezpowrotnie. Czasami
bardziej wnikliwą analizę jakieś pozycji z zakresu fotografii można znaleźć w „Obiegu” czy „Arteonie”.
Okładka albumu
Na str. 67 recenzowanego albumu w
wersji, co warto zaakcentować, polsko-niemiecko-angielskiej o Stefanie Kiełszni napisano: „Album Ulica
Nowa 3. Stefan Kiełsznia. Historyczne zdjęcia ulic dzielnicy żydowskiej w
Lublinie, wydany przez Ulrike Grossarth, ukazuje się z okazji wystawy Bławatne
z Lublina – Ulrike Grossarth: sztuka współczesna i Stefan Kiełsznia: archiwalne
zdjęcia z przedwojennego Lublina, która odbyła się w dniach 11.6–19.09.2010
w Kunsthaus Dresden, Miejskiej Galerii Sztuki Współczesnej w Dreźnie.” A więc nie jest to monografia twórczości lubelskiego księgarza, którego prawdziwą pasja była jednak fotografia.
Bardzo dobrze wydany album
przedstawia zachowane zdjęcia Kiełszni (1911-1987), znajdujące się i
„skatalogowane na nowo jako Archiwum Cyfrowe Stefana Kiełszni i w przyszłości
dostępne obok obiektów materialnych w
Teatrze NN [w Lublinie]” (s. s. IV). A więc możemy obejrzeć: Ulicę Nową (36
fotografii), Lubartowską (36 reprodukcji), Świętoduską (36), Kowalską (23) i
Szeroką (14).
Stefan Kiełsznia,
Lublin ,Ul. Lubartowska 9
Następnie w omawianym albumie
znajduje się tekst Silke Wagler O archiwum fotografii Stefana Kiełszni:
rodzaje zdjęć i konteksty ich powstania. Dowiadujemy się z niego m.in., że
znamy 145 zdjęć z motywami pięciu lubelskich ulic. Zdecydowana większość to
jednak negatywy. W zbiorze lubelskiego Teatru NN są także odbitki fotograficzne (11 sztuk) z negatywów małoobrazkowych, w
formacie 13x18 cm, najprawdopodobniej z lat 70.
Marcin Fedorowicz w artykule Krytyczna
analiza kolekcji Stefana Kiełszni. O datowaniu zdjęć zwraca uwagę na nową
atrybucję fotografowanych miejsc, które były błędnie podawane przez autora od
lat 70., czyli ul. Kowalskiej i ul. Szerokiej. Następnie zastanawia się nad
użytym sprzętem do zdjęć małoobrazkowych, co jest tak ważne. Raczej nie była to
Leica, która w tym czasie była drogim i rzadkim sprzętem, używanym np. przez piktorialistkę Zofię Chomętowską.
Ważniejszy jest fakt ustalony przez autora, że tych zdjęć było
najprawdopodobniej tylko, albo aż 145, utrzymanych w charakterystycznym stylu, co potwierdza ich dokumentalną klasę. Na pewno, i
jest to fakt bardzo istotny, niektóre zdjęcia powstały w 1934 roku a nie, jak
podał Kiełsznia, w 1938 (s. 8). Prawdopodobnie fotografował zarówno w 1934, jak
i przede wszystkim w 1937 i 1938.
Stefan Kiełsznia,
Lublin ,Ul. Kowalska 4
Kolejny esej w tym albumie
autorstwa U. Grossarth to Bławatne z Lublina na temat własnej pracy
artystycznej. Zaczynem było zapoznanie się w 2006 ze zdjęciami Kiełszni, w
których niemiecka artystka znalazła to, „co w swojej pracy artystycznej
próbowałam odnaleźć od lat” (s. 13). Jest to interesujący tekst, ale powinien
znaleźć się raczej na początku lub, jeszcze lepiej, na końcu publikacji, gdyż
tak naprawdę jest aneksem do omawianego problemuyu, jakim niezwykłe z powodu
totalnej inwentaryzacji zdjęcia Kiełszni.
Skadrowane dla potomności:
Stefan Kiełszania, fotograf z Lublina to tytuł eseju Dominiki Majuk i
Agnieszki Wiśniewskiej. Jest on rozbudowaną biografią i historią odkrycia zdjęć
Kiełszni, ale brakuje w nim informacji np. o wystawach w Muzeum Sztuki, na
których w 1995 i 2006, kiedy pokazano prace fotografa na tle najważniejszych dokonań
fotografii polskiej lat 30. oraz 40. Jest to o tyle dziwne, że w lubelskim
magazynie internetowym „Kultura. Enter” (październik 2008) opublikowałem tekst Budzenie się grozy. Aspekty fotografii polskiej lat 30.
XX wieku i podczas II Wojny Światowej dotyczący także fotografii Kiełszni,
który powstał w związku z wystawą w Muzeum Sztuki w Łodzi. Informacji o tych
pokazach nie ma także w kalendarium twórczości fotografa, a zawarte tam
sformułowania dotyczące np. największej biblioteki fotograficznej Kiełszni w Lublinie budzą przynajmniej wątpliwości! Ale zarysowuje się w wyniku wydania tego starannego albumu sprawa najbardziej istotna. Wynika niezbicie, że ten zapis był działaniem czysto dokumentalnym i bardzo szerokim/konsekwentnym w swej metodzie. Jest więc zjawiskiem unikatowym w skali fotografii polskiej i czeka na swe kolejne analizy.
I ostatni z krótkich tekstów Pamięć
w fotografiach: Stefana Kiełszni dokumenty nieistniejącego żydowskiego miasta (autorzy
Monika Adamczyk-Garbowska i Marta Kubiszyn) traktuje o historii żydowskiego
Lublina. Analizie poddano w nim motywy, jakimi kierował się Kiełsznia tworząc
obszerną dokumentację, do której m.in. z powodu jej niekompletności bardzo
długo nie przywiązał uwagi (s. 34). Autorki słusznie zauważyły, że: „Imponująca
liczba ujęć oraz spójność stylistyczna całej kolekcji zdają się
potwierdzać „inwentaryzacyjny” i
niejako „techniczny”, nie zaś „artystyczny”, charakter projektu” (s. 34). Ale
zaraz popełniono poważny błąd interpretacyjny (s. 35) łącząc zdjęcia z estetyką
Nowej Rzeczowości. Kontekstem zaś tych prac jest ówczesna fotografia
rzemieślnicza oraz dokument zarówno w typie Eugene’a Atgeta, jak i analogiczny, wykonany w Polsce, aby
przypomnieć tylko słynny już cykl Benedykta Jerzego Dorysa z Kazimierza Dolnego z początku lat 30. I aż dziwne jest, że autorki nie przytaczają jego w tym kontekście.
Podsumowując można cieszyć się,
że wydano album, w którym przedstawiono sto kilkadziesiąt reprodukcji, mimo, że
zabrakło w nim sprawy najistotniejszej –
profesjonalnej analizy prac z różnych punktów widzenia fotografii polskiej
i światowej. Nie ma w tym albumie kontekstu najbliższego, jakim są inne
zachowane zdjęcia tego autora. Można tego dokonać w oparciu chociażby o
materiały z sesji Polska fotografia dokumentalna na skrzyżowaniu dyskursów.
Materiały z sesji zorganizowanej w dniu 02.04.2005 z okazji wystawy Leonarda
Sempolińskiego, (Warszawa, Zachęta 2006). Można w tych zdjęciach dostrzec
także zapowiedź tzw. „fotografii ulicznej” z lat 70., a także zapowiedzi
fotografii typologicznej w typie tzw. szkoły Becherów czy 60 furtek Andrzeja J. Lecha.
Myślę, że w przyszłości prace te, jak też inne Kiełszni – piktorialne, czy
wykonane w czasie II wojny, doczekają się dalszej analizy i, że dowiemy się
gdzie, i ile ich jest.
p.s.
Stefana Kiełsznię poznałem w jego
mieszkaniu w Lublinie w 1986 roku, gdzie wybierałem kilkanaście prac
przeznaczonych do zakupu dla Muzeum Sztuki w Łodzi. Było to wynikiem działań Urszuli Czartoryskiej, ówczesnego wybitnego
krytyka fotografii i jednocześnie Kierownika Działu Fotografii, która
umożliwiła mi kontakt z Kiełsznią. Ale wszystko w tym przypadku zaczęło się od
tekstu Zbigniewa Toczyńskiego pt. Cynamonowe sklepy Stefana Kiełszni („Fotografia”, 1985 nr 1), który z kolei rozpoczął działania
kustosz Czartoryskiej i bezpośrednio moje. Dobrze pamiętam, że Kiełsznia
opowiadał mi zarówno o zainicjowaniu swej pracy dokumentalnej dotyczącej
dzielnicy żydowskiej przez ówczesnego Konserwatora Zabytków w Lublinie i o swym
aresztowaniu przez UB oraz zarekwirowaniu wielu cennych dla niego negatywów.
Być może jeszcze się odnajdą.
2 komentarze:
Ciekawe omówienie albumu.
I wspaniałe zdjęcia! Przejmująca podróż w czasie...
Niepokoi zauważony przez Pana brak informacji o wystawach w Muzeum Sztuki. Ta wybiórczość skłania do zastanowienia się nad tym czy nie powinna powstać wirtualna - internetowa - baza wszystkich publikacji poświęconych jakiejś postaci, problemowi, gdzie autorzy publikacji sami by dopisywali swoje teksty.
Taka wirtualna galeria poświęcona S. Kiełszni istnieje. Oto jej adres:
http://tnn.pl/pm,2606.html
Nie ma opracowań idealnych. Ten album, mam nadzieję, będzie początkiem odkrywania dorobku fotograficznego i ukazaniem go w różnych fotograficznych kontekstach tradycji i współczesności. O ile pamięć mnie nie myli, to Muzeum Sztuki trzykrotnie prezentowało prace Kiełszni, w tym dwa razy za granicą.
Prześlij komentarz