Genesis , fot. S. Marzec
Proszę o wnikliwe przeczytanie mądrego tekstu Sławomira Marca Genesis jako wszystko, który wpisuje się w teorię sztuki uprawianej przez lubelskiego artystę, także w wystawę w warszawskiej galerii Foksal. Następnie zaznajomienie się z wystawą w Orońsku, której kuratorem jest Mariusz Knorowski. Nie możemy usłyszeć wdzięku ze słuchawek. Ale nie jest to najważniejsze. Ważną częścią wystawy są grafiki, które wpisują się w historię i tradycję abstrakcji geometrycznej, sięgającej Platona i Artystotelesa. Nie jest to wizja postmodernistyczna, lecz zracjonalizowana w duchu Malewicza i Strzemińskiego, czy jego współczesnych kontynuatorów, jak np. Julian Raczko. A chaotyczne napisy wykonane szybko na podłodze? Są codziennym "bytem bycia", tym razem oczywiście według tradycji Romana Opałki.
Przede wszystkim zapamiętam tą wystawę ze względu na jej przesłanie i tekst teoretyczny, gdyż myśl teoretyczna w dalszym ciągu jest jednym z warunków do powstania sztuki, w mniejszym stopniu posztuki, w której reguły są zmienne, arbitralne lub wydaje się, że ich po prostu nie ma! Ale być może nie ma już posztuki. albo jest nieistotna, gdyż wszystko wolno i "wszystko jest sztuką" (koncepcja Grzegorza Dziamskiego).
Genesis , fot. S. Marzec
Genesis , fot. S. Marzec
"Czym dzisiaj jest Genesis - mitem
założycielskim, wyzwaniem dla współczesnej wyobraźni, czy potwierdzeniem…
performatywnego charakteru realności? A kwestii tej nie należy bynajmniej
sytuować w kontekście jałowego sporu ewolucjonistów z kreacjonistami.
Nasze pytania o sens i
wartość formułowane są w świecie, który zdaje się być na nie obojętny. Genesis
nie tyle opowiada jak powstał świat, ale jest narracja, a może tylko obietnicą,
nadzieją, w świetle której świat może stać się sensowny i wartościowy. Genesis
to raczej pojawienie się określonej formy świadomości i wyobraźni.
Genesis interpretowano w przeróżny sposób:
jako zestaw nieredukowlanych sprzeczności stanowiących energię różnicowania,
jako - paradoksalne - unieważnienie Kresu, czy jako objawienie radykalnej
zewnętrzności. U Rosenweiga Bóg w
stworzeniu nie daje innego daru poza sobą samym, a u Simon Weil wręcz stworzenie świata to stworzenie miłości.
Oczywiście wypada wspomnieć też i świeckie próby tworzenia „nowego człowieka i
nowego świata” w ogniach krematoriów albo w mrozach gułagów.
Moje „Genesis”
to przede wszystkim sytuacja refleksji nad ideą doświadczenia, może już nie
tyle doświadcznia źródłowego, czy bezpośredniego, ale formatywnego lub
optymalnego. Realizacja ta oparta jest na odwróceniu procesu, to nie Słowo kreuje
Formy, lecz tekst Księgi Genesis wpisany zostaje w logikę i żywioł wizualności.
Tekst poddany jest dzisiejszym uniwersalizacjom, czyli basic English i standardowej powierzchni 100 x 70 cm. Powstające na
tej bazie grafiki są dość schematyczne, bo i przecież powtarzają archetypy widzialności
– podziału, przeciwstawiania, sekwencjonowania, rytmizowania, proporcjonowania
etc. W przypadku Genesis nie ma raczej miejsca na oryginalność.
Bardzo ważny jest tu kontekst miejsca, galerii
która była kaplicą; przestrzeń zdesakralizowana. Ponadto zaadaptowany został fragment
poprzedniej wystawy, czyli wielka biała płyta zasłaniająca były ołtarz, która zmienia
wszak swój charakter poprzez dodanie bocznych zasłon z białego płótna. Nie tyle
więc unieważnia daną przestrzeń, co jedynie czyni ją nieobecną, a raczej ujawnia
jej nieobecność. To subtelna, ale zasadnicza różnica. Sposób powieszenie
siedmiu grafik poświęconych siedmiu Dniom Stworzenia powtarza ten układ (i
pęknięcie) przestrzeni – ostatnia z nich, będąca wypadkową tekstu i obrazu
drogi, wisi nie „w powietrzu”, ale na tej nowej ścianie.
Instalacji towarzyszy zapis czytania Księgi Genesis, który jest
stukrotnie zwolniony (napotkałem gdzieś informację, że w czasach biblijnych
przepływ informacji był… sto razy wolniejszy). Brzmienie to przypomina
ultradźwięki kosmosu, i bezpośrednio aktywizuje podświadomość. Kontrowane jest
to słuchawkami wpiętymi w ciszę (?) ścian.
Na podłodze napisane są kredą daty z mojego
życia – rejestr przypadkowych dni, których nie pamiętam, ale których wagi przecież
właściwie rozstrzygnąć nie potrafię (np. według Louisa Lavelle czas ogranicza
naszą obecność; to czas i przestrzeń są nośnikami nieobecności). Ta niewspółmierność
siedmiu dni sprzed kalendarza i „nieważnych”
dni jednostkowej biografii to kolejne pęknięcie, kolejna rysa kreująca przestrzeń
tej wystawy."
Genesis , fot. S. Marzec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz