Autor od kilku lat obserwujący życie fotograficzne Wielkopolski wydał drugą książkę, która jest dla mnie spojrzeniem z "boku", z innego punktu widzenia. Ma przedstawiać przestrzeń fotografii, jaka pojawia się między WBPiCAK w Poznaniu (Władysław Nielipiński) a domem kultury czy Towarzystwem Fotograficznym w Gnieźnie czy w Kole. Co wynika z takiego oglądu? Pojawia się rzadko dziś penetrowany obszar życia fotograficznego, które rządzi się innymi zasadami estetycznymi i prawami rozumienia twórczości w typie techne. Z tego co przeczytałem i obejrzałem w/w książce, najbardziej zainteresował mnie Kolektyw Fotograficzny Świetlica i jego projekt Ostatni mieszkańcy Starego Rynku w Poznaniu. W tym innym sposobie oglądu prowincji i nieznanego obszaru fotografii polskiej ciekawie wyglądają także zdjęcia Henryka Króla, ale nie dostrzegam w jego myśleniu o fotografii "istotnego namysłu nad rzeczywistością", wszystko, czyli całe życie zmieniane jest w sztukę, czy raczej dostrzegamy taką próbę. Każdy aspekt swego doświadczenia i bycia w życiu potrafi zmienić w ciemny pejzaż, w znaczeniu estetycznym i psychologicznym.
Bardzo spodobał mi się pomysł rozmowy z Anną Ignasińską-Zjeżdżałką na temat fotografii Eryka. Efekt jest zajmujący, gdyż zarysowane jest spojrzenie z innego, nie historycznego czy krytycznego punktu. A są tu ciekawe spostrzeżenia (s. 299). To ciekawa droga opisywania świata fotografii, którą w przyszłości szczególnie polecam Krzysztofowi. Warto podkreślić, ze ten autor jest twórca unikalnego zespołu kilkudziesięciu rozmów o fotografii. Właśnie w 2009 roku podjął współpracę z WBPiCAK w Poznaniu jako twórca serii wydawniczej FOTOGRAFOWIE WIELKOPOLSKI , która, czego jestem pewien (rzadko się mylę Waldku!) znaczenia, gdyż nie ma takiego drugiego opracowania w całej polskiej historii, nie tylko fotografii.
Na końcu pozycji zamieszczono długą rozmową z niżej podpisanym. Wcześniej, bo 21 lat temu rozmawiałem o fotografii i postmodernizmie ze zmarłym niestety w 2012 r. Krzysztofem Michalskim. Nasz wywiad ”Zmiana warty”, czyli o młodej generacji w fotografii polskiej, ukazał się w: ”Hydra” [Toruń] 1992, nr 4. Czy moje poglądy się zmieniły? Chyba nie! Zachęcam do lektury.
Książkę pod dziwnym tytułem Fotografioły 2. Okołofotograficzne ćwiczenia umysłowe można pobrać bezpłatnie ze strony WBPiCAK w Poznaniu, która spełnia bardzo ważną rolę w zakresie edukacji.
Na koniec przytaczam fragment naszej rozmowy na tematy różne, w tym filozoficzne, będące dla mnie podstawą fotografii rozumianej jako forma sztuki, i na temat ponowoczesności. Dodam, ze tzw. kultura wizualna mnie nie interesuje, bo jest nudna, albo nijaka, w tym "łopatologiczna", oczywiście jako forma wypowiedzi okołokulturowej.
[K. Szymoniak] – Nie mnie to oceniać. Wróćmy na moment do poprzedniej twojej myśli. Otóż o aspekcie religijnym fotografii Zofii Rydet zazwyczaj nie mówi się przy omawianiu jej twórczości?
[K. Jurecki] – A co teraz mamy w Polsce? Krytycy, młodzi filozofowie nie wierzą w wartości, pewnie więc rozbawiłaby ich moja teza dotycząca twórczości Zofii Rydet. Jej ideę w udany sposób podjęła między innymi Katarzyna Sawicka w pracy licencjackiej „Czy umiesz przestać widzieć by dostrzec?” (2010). A wracając do tematu – zatem w ramach przełomu postmodernistycznego i socjologicznej kultury wizualnej szuka się intrygujących obrazków, w tym relatywizmu pojęć. Szuka się zdjęć, które będą ekstrawaganckie, będą przekraczały jakiegoś rodzaju tabu, będą prowokacyjne [sytuację dobrze zdiagnozował Stefan Morawski w książce „Niewdzięczne rysowanie mapy...O postmodernie(izmie) i kryzysie kultury”, UMK, Toruń 1999]. Prowokacyjne w stosunku do Kościoła katolickiego, albo do religii jako takiej. Osobiście, pomimo że jestem osobą wierzącą, a w ramach tej wiary nie jestem jakimś ortodoksem (powiedziałbym, że znajduję się na jakimś pograniczu katolicyzmu, prawosławia i buddyzmu; ale tylko niektóre aspekty buddyzmu są dla mnie bardzo ważne), to jednak dopuszczam „sztukę krytyczną” w znaczeniu Andresa Serrano i Zbigniewa Libery, czy niektóre wytwory nawet atakujące Kościół katolicki jako instytucję. Nie znoszę natomiast napaści personalnych na Jana Pawła II, czy Benedykta XVI. Tylko od razu dodam, że jeśli już, to powinien być to wyłącznie atak odpowiedzialny, czyli wyważony. Artysta sam w sobie powinien znajdować odpowiednie granice artystyczne, żeby nie powodować na przykład płaczu innych osób. Oczywiście to wszystko jest bardzo delikatną materią, czego nie chcieli rozumieć dadaiści, a od lat 90. Łódź Kaliska, czy także mniej znany malarz Krzysztof Kuszej, którego w latach 90. wybroniłem od rozprawy sądowej. On obraził się na mnie, bo jednocześnie skrytykowałem jego malarstwo, jako stojące na niskim poziomie, nie tylko technicznym.