Koncepcja projektu: Waldemar Zdrojewski
Tekst przewodni: Paulina Orłowska
Teksty opisowe (anegdoty): Jolanta Sierakowska
Skład i opracowanie graficzne: Paweł Stelmach
Okładka
Oglądając bardzo duże wydawnictwo
Panteon. Jan Styczyński. Fotografie
można zastanawiać się, dlaczego fotograficzna twórczość Jana Styczyńskiego
została zapomniana, choć oczywiście nie do końca. Czy może stać się ona punktem
wyjścia dla dzisiejszej praktyki fotograficznej w zakresie portretu
fotograficznego? Sądzę, że tak, ale tylko w pewnym zakresie i pod pewnymi
warunkami, o których za moment.
Teksty
W słowie wstępnym pt. Spotkanie napisanym przez Waldemara
Zdrojewskiego zawarto podstawowe informacje, m.in. na temat używanego sprzętu i
światła, które w przypadku portretu wymaga odpowiedniego przygotowania.
Rzadko zdarza się, że w
specjalistycznych wydawnictwach otrzymujemy tak przenikliwe teksty, z których dowiadujemy
się nie tylko o praktyce Styczyńskiego, ale także o kontekście światowego portretu
fotograficznego, a nawet malarskiego. Takim jest wyjątkowo wnikliwe i twórcze
opracowanie Pauliny Orłowskiej Patos
dystansu. Jan Styczyński w atelier. Autorka rozpoczęła swe rozważania od dogłębnej(!)
analizy słynnego obrazu Gustave’a Courberta Atelier
malarza. Alegoria realna określająca siedmioletnią fazę mojego życia
artystycznego (1855), w którym, jak słusznie zaznacza autorka, malarz
pragnął malować to, co realne, a nie akademicko sztuczne. Problem akademickiego
skostnienia istotny jest też do dzisiaj.
W autorskim tekście zamieszczonym
w albumie Twórca i jego dzieło Jan
Styczyński napisał: „Zrobiłem tysiące dzieł. Rozmiary albumu ograniczyły ich
ilość. Nastąpiła surowa selekcja. Czy słuszna?”. Zadanie tak określonego pytania jest słuszne,
gdyż nigdy nie ma wyborów idealnych.
Paulina Orłowska, jak zaznaczyła,
poszukuje wartości socjologicznej, która chyba niewłaściwie została nazwana, a
o której napisała: „Pierwszą umiejscawiam na planie tego, co przypadkowe,
rozgrywające się historycznie, w bliżej dookreślonej przestrzeni i w konkretnym
czasie. To wartość socjologiczna”. Dwie kolejne: wartość antropologiczna i metafizyczna
(tu bardziej pasowałoby określenie „artystyczna na polu fotografii”) nie budzą
już takich wątpliwości. Ciekawe są refleksje o portrecie Henri Cartier-Bressona
(s. 10), który, co ważne, przesadnie używa określenia „kradzież” z akcentowaniem
fotografii, jako poezji i prawdy. Proponował do fotografii zbyt kardynalne
zasady etyczne, jakby były przejęte z jakiegoś buddyjskiego kanonu etycznego. W
przytoczonym wywiadzie francuski fotograf mówił: „Poezja jest esencją
wszystkiego. Często widzę fotografów, którzy wyolbrzymiają dziwność albo
niezgrabność jakieś sceny, wierząc, że to jest właśnie poezja. To nie tak. Poezja
zawiera w sobie dwa elementy, które nagle wchodzą ze sobą w konflikt, to iskra
miedzy tymi dwoma elementami”.
Paulina Orłowska zwraca uwagę na naturalność
stylu Styczyńskiego. Jego bohaterowie pod względem wyglądu zazwyczaj „nie wyróżniają
się z tłumu” (s. 11). Ale czy Styczyńskiego, jak chce tego autorka, bardziej
„niż [fotografowany] artysta interesuje tworzenie”? (s. 11). To ryzykowne stwierdzenie.
Moim zdaniem interesował go artysta,
jego wygląd, otoczenie oraz kontekst jego życia i sztuki w różnych wymiarach.
Bardzo ciekawy jest wątek eseju dotyczący
Picassa i prorokowanej przez niego antropologii twórczości, co się sprawdziło.
Choć pewnie francuski artysta, już za życia milioner i sławny celebryta, podpisywał
i opisywał wszystkie swoje prace, aby ułatwić sprawy związane z gigantycznym
spadkiem, który w dużej mierze przypadł po jego śmierci także państwu
francuskiemu. Pojawił się też modny wątek Benjaminowski, głównie o zaniku aury,
ponieważ trudno dyskutować o fotografii bez jego udziału. Tym razem dały o
sobie znać poetyckie zdolności samej autorki, która opisuje wiele różnych
zagadnień filozoficznych i kulturowych w bardzo ciekawej narracji dotyczącej w
dalszej części także malarstwa Jacksona Pollocka i fotografującego go Hansa
Namutha. Słynny malarz, jak interpretuje to autorka, stał się bezwolnym „narzędziem”
w rękach fotografa. Orłowska przy zdjęciach Styczyńskiego fotografującego w
plenerze Franciszka Starowieyskiego zauważyła, że „robił co chciał”, to znaczy
aranżował swój image, ponieważ miał władczy charakter. W rezultacie otrzymaliśmy przenikliwy
esej o portrecie, o fotografii innych, o malarstwie, trochę szczegółowych interpretacji
z zakresu teorii fotografii.
Noty do fotografii
Można mieć w tej części zastrzeżenia,
gdyż są one głównie biografią bez podania istotnych informacji, w jakich
zbiorach znajdują się poszczególne prace i jaka jest najważniejsza
bibliografia, np. na temat twórczości Magdaleny Abakanowicz. Tym bardziej, że było na to miejsce. Niektóre
z fotografii można było poddać analizie faktograficznej (np. na s. 57 zaznaczyć,
że Stefan Gierowski na zdjęciu przechadza się z Tadeuszem Kulisiewiczem i spróbować
atrybutować to drobne zdarzenie, ale istotne dla całości opracowania).
Podsumowanie
Ze względu na tekst główny, nie analizując
na razie samych zdjęć, jest to pozycja bardzo ważna, którą trzeba znać, jako
lekturę obowiązkową w zakresie historii fotografii. Warto opracowanie teoretyczno-krytyczne Pauliny
Orłowskiej odnieść do innych w tym zakresie, moim zdaniem zdecydowanie mniej udanych, jak wstęp Wojciecha Nowickiego do albumu Zofia Rydet. Zapis socjologiczny 1978-1990, (Muzeum w Gliwicach,
2016). Dlaczego tak uważam? O tym napiszę szerzej, ale w innym tekście, jakim będzie recenzja albumu Rydet, jaką zamierzam opublikować w magazynie "O.pl"