Szukaj na tym blogu

środa, 23 sierpnia 2017

W przymierzu z materią. O wystawie Edwarda Łazikowskiego w Galerii Wozownia w Toruniu (28.07-20.08.17)

Zaproszenie na wystawę Edwarda Łazikowskiego. Projekt zaproszenia i katalogu Kazimierz Napiórkowski. Praca pt. Epizod z egzystencji obrazu

Cieszę się, że wystawa Edward Łazikowski. W partnerstwie z materią odbyła się w Toruniu. Ostania tak duża prezentacja miała miejsce w Muzeum Sztuki w Łodzi i CRP w Orońsku w 1998 i 1999 roku. Wówczas łodzkie muzem intresowało się jego całościową dziłałalnością. W zbiorach MS w Łodzi znajduje się 71 prac, ale obecnie żadna z nich nie jest eksponowana na wystawie Atlas nowoczesności. Przy okazji pokazu w Wozowni wydano niewielki katalog poświecony artyście, którego z różnych powodów porównuję do postaci Karola Hillera. Zawiera on także dwa nowe teksty samego Łazikowskiego, którego uważam za jednego z najważniejszych teoretyków sztuki najnowszej.

Obecnie niewiele instytucji w Łodzi (tylko Miejska Galeria Sztuki) czy w Polsce intresuje sie jego twórczością. Niedawno w Zachęcie w Warszawie oglądałem kolejną wystawę Jarosława Kozakiewicza, który podąża analogiczną drogą badania, jak łódzki artysta. Tylko, że Łazikowski jest daleko dalej w analizie problemu zapisu ruchu. Nie tylko używa różych technik, jak: rzeźba, fotografia, malarstwo czy wideo, ale analizę ruchu, wyraził w idei fragtorów i trójmentu. Kozakiewicz operuje formułą, jak czynili to futurysci. Całość nowej ontologii (określenie Łazikowskiego) wyartykuował wszechstronnie teoretcznie a swe intuicje i badania materializuje na zasadzie wspołpracy z naturą, np. z wiatem. Doszedł do jedynego w swym rodzaju zrozumienia materii, która stała się dla niego nie tylko zwykłym materiałem, ale życiowym "partnerem", co można porownać do wyrazu ideowego cyklu Zygmunta Rytki Leżąc (1999).

Jego ekspozycje a zwłaszcza monumntalne prace rzeźbiarsko-instalacyjne godne są takich miejsc, jak CSW Zamek Ujazdowski, gdzie niedawno pokazano bardzo ciekawą instalację Roberta Kuśmirowskiego czy CRP w Orońsku. Nie chciałbym, aby łódzkie Muzem Sztuki czy Muzeum Miasta Łodzi odkrywało jego twórczość za lat kilknaście czy kilkadziesiąt i zastanawiało się dlaczego przeoczono tak wybitengo teoretyka i artystę/praktyka. 

Edward Łazikowski jest od wielu lat bardzo ważnym artystą, który zgłębia proces twórczy i zagadnienie ontologii obrazowania. W katalogu do wystawy opublikowałem tekst Dzieło totalne, którym  na s. 18 napisałem: 

"Kim jest (ten) artysta?
Prace Łazikowskiego realizowane w formie performance, rysunków, rzeźb, instalacji, fotografii i malarstwa zawsze dążyły do przekraczania określonych granic wyznaczonych przez uwarunkowania medialne danej techniki. Od samego początku artysta poszukiwał w sferze nietypowych materiałów, pragnąc przybliżyć się do tajemnicy ich istnienia, aby móc harmonijnie współdziałać z nimi na polu sztuki.

Cała dojrzała twórczość Łazikowskiego powstała po 1975 roku na gruncie refleksji konceptualnej i tradycji konstruktywizmu sytuuje się, jako zjawisko oryginalne i niezależne, mające swe paralele z land-art’em i „sztuką ubogą”. Tak mówił o jej założeniach: „Niepokój dotyczy kierunku rozwoju świata, kultury, a także współżycia między ludźmi, egzystencji. To również problem hierarchii wartości, która wydaje się zachwiana”[7].


[7] E. Łazikowski, Refleksje po wystawie w Międzynarodowym Centrum Sztuki w Poznaniu, rozm. K. Jurecki, op. cit.

Kurator wystawy wręcza kwiaty i dziękuje dyrektor Annie Jackowskiej za dziesięć lat współpracy, która rozpoczęła się w 2007 roku. Fot. K. Napiórkowski

Przed otwarciem. Fot. K. Jurecki

wWdok od strony wejścia. Fot. K. Jurecki

Wojownik zwiewolenia (Gospodarz), 2016, olej na płótnie Repr. E. Łazikowski

Wojownik apodyktycznego traktowania materii nieozywionej, 2016, olej na płótnie
Repr. E. Łazikowski

Z cyklu Obrazy obrazy betonowe,  1995. Fot. K. Napiórkowski

Fot. K. Jurecki

Fot. K. Jurecki

Obiekt-instalacja 380A, 2004. Fot. K. Jurecki

Dokumentacja prac performance. Fot. K. Jurecki

Fot. K. Jurecki

Edward Łazikowski i Janusz Połom. Fot. K. Jurecki

kat. wystawy w Wozowni

niedziela, 13 sierpnia 2017

Małgorzata Wróbel-Kruczenkow w "Formacie", 2016/2017 nr 74-75

Z serii Obrazy istnienia, 2015

26.06.2017 w Galerii Bałuckiej w Łodzi otworzyłem wystawę artystki pt. Małgorzata Wróbel-Kruczenkow. Pomiędzy intymnoscią a nieobecnością istnienia. Ekspozycja dotyczyła problematyki malarstwa, rzeźby w aspekcie instalacji fotograficznej i zdjęć rodzinnych. Starałem się odpowiedzieć na pytanie, co łączy dwa cykle malarskie z rzeźbą i z fotografią?

Trypytyk, z serii Obrazy intymne, 2013-2014

Z serii Obrazy istnienia, 2015

Z serii Obrazy istnienia, 2015

Z serii Obrazy istnienia, 2015

W katalogu do ekspozycji w tekście pt. Gdy malarstwo, poprzez fotografię, prowadzi do…. napisałem: "Wśród intymnych obrazów na środku sali wystawowej usytuowana jest bardzo mocna w wyrazie rzeźba Obecna nieobecność, która, tym razem już bez parawanu, nawiązuje dialog z malarstwem mogącym oswoić czy zneutralizować grozę wizerunku po śmierci. Oczywiste jest tu nawiązanie do późnej twórczości Aliny Szapocznikow. Dramat śmierci przeżywała nie tylko w tworzonych rzeźbach, ale sama zmagała się, jak niebawem okazało się, ze śmiertelną chorobą. Drugim odwołaniem przy powstaniu tej pracy były zdjecia Konrada Kuzyszyna z końca lat 80., kiedy w Collegium Anatomicum Akademii Medycznej w Łodzi fotografował preparaty anatomiczne. Efekt cyklu Kuzyszyna jest turpistyczny, jeśli nie upiorny, i w swej dalszej konsekwencji nie mógł do niczego odkrywczego doprowadzić ani artysty, ani jego kontynuatorów. Był, więc aporią sztuki krytycznej.

Jako swoisty appendix do tej wystawy pokazujemy także kilka prac z instalacji Tożsamość genetyczna (2016), będących obiektami fotograficznymi, w których artystka wykorzystała fotografie rodzinne kobiet umieszczając je na sześciennych kostkach, co przypomina niektóre prace Tadeusza Kantora z lat 70. (Portret Matki, Autoportret). Cykl Wróbel-Kruczenkow jest metaforą ludzkiego losu i jego zmienności."

Jej twórczość poznałem w 2015 roku kiedy zdobyła Grand Prix na III Piotrkowskim Biennlae Sztuki. W tym roku inna jej praca Tożsamośc genetyczna, ale w wersji, bliżej twórczości Christiana Boltanskiego, niż reprodukowna poniżej, znalazła się na wystawie IV Piotrkowskimego Biennale Sztuki. A konkurencja była bardzo duża.

K.Jurecki, Pamięć, trwanie obrazu. Rzeźba czy malarstwo?
Okładka

Tożsamośc genetyczna, 2016, instalacja fotograficzna

Prezydent Piotrkowa Krzysztof Chojniak wręcza nagrodę Małgorzacie Wróbel-Kruczenkow, 2015

poniedziałek, 17 lipca 2017

IV Piotrkowskie Biennale Sztuki (23.06-27.08.2017, ODA ul. Dąbrowskiego 5 i Sieradzka 8)

Otwarcie, godzina 19.10, fot. K. Jurecki

Jury: Marcin Berdyszak,  Piotr Gajda, Krzysztof Jurecki (przewodniczący), Julia Kurek, Wojciech Pukocz przyznało następujące nagrody IV Piotrkowskiego Biennale Sztuki pt. Nowy człowiek? Stare prawdy czy nowe mity?:

Grand Prix Piotr Kotlicki za wideo Hej tam w dolinie #6





I miejsce     Kasper Lecnim za wideo Remisja


II miejsce    Małgorzata Wielek-Mandreka za obraz malarski Rozgniatacz chmur na górze wijów



III miejsce   Lunaris (Adam Łach) za fotografię The birth of God II



Dwa wyróżnienia
                    Paulina Gołaś za instalację Droga do domu


                      Katarzyna Adaszewska za rzeźbę Bez tytułu



Wyróżnienie honorowe rektor ASP w Łodzi Jolanty Rudzkiej-Habisiak
                      Aleksandra Jakubczak za instalację fotograficzną Początek świat(ł)a I



Wyróżnienie honorowe przewodniczącego jury K. Jureckiego
                       Izabella Retkowska za wideo Inertness

Wideo Retkowskiej, jak przypuszczam, specjalnie zostało zrealizowane na biennale. Artystka pokazała obecny "inerrcyjny" stan człowieka, czy przede wszytskim jego duchowości. Praca przypomina dokonania z zakresu wideo i fotografii Konrada Kuzyszyna z lat 90., ale jest stworzona została z bardziej wyrafinowanych struktur i rozbudowana za pomocą róznych ponowocesnych środków wziualnych, w tym animacji komputrowej. Bardzo ciekawa jest to realizacja.

Warto wybrać się do położonego w centrum Polski urokliwego Piotrkowa Trybunalskiego, aby zobaczyć nie tylko prace nagrodzone, ale także te które w ilości 71 zakwalifikowały się do ekspozycji. Do jedynego w swym rodzaju tematycznego konkursu, z jawnym przesłaniem filozoficznym, zgłosiło się w tym roku 335 artystów z 695 pracami. Ale nie ilość decyduje o poziomie wystawy tylko ich poziom artystyczny. W tym roku był on najwyższy, patrząc z perspektywy czterech konkursów, które próbują w materii wszystkich mediów, nie uprzywilejowując żadnego z nich, poszukiwać nowych zjawisk i nowych artystów. Tu pokazali swe prace np. Bartek Jarmoliński, Artur Trojanowski, Andrzej Dudek-Dürer, czy tegoroczna jurorka - Julia Kurek. Takim nowym objawieniem artystycznym okazał się w 2017 roku Piotr Kotlicki. Jego wideo posiada w sobie potencjał, jakie miały prace Zbigniewa Rybczyńskiego z la 70. i 80.

Bardzo podobały mi prace innych, np. Natalii Kalisz, Marty Czarneckiej, Pawła Baśnika, Beaty Cedrzyńskiej, Seweryna Janskiego, Patrycji Pawęzowskiej, Moniki Polak, Sylwestra Stabryły... Niektóre z wymienionych nazwisk otarły się o wyróżnienie.

W tekście do katalogu biennale pt. Jaki obraz zarysowuje się miedzy mediami artystycznymi, którego wersję wstępną zaprezentowano na otwarciu napisałem: "Problem, który nas interesował w tym roku, to poszukiwanie idei, a może modelu „nowego człowieka”, o którego status co pewien czas pytają teoretycy, krytycy czy w końcu sami artyści. Czy „nowy człowiek” jest formą coraz bardziej multikulturową i wirtualną, czy też przeciwnie, powracamy do starych mitów w nowej formule?[1] Jak ten temat zrealizowany został w 2017 roku w Piotrkowie, w czasie, kiedy sytuacja polityczna Europy jest coraz bardziej skomplikowana? Nie było prac optymistycznych np. w koncepcji nawiązujących do futuryzmu czy konstruktywizmu, ukazujących problematykę człowieka i maszyny. Mam wrażenie, że w tym roku przeważała aura pesymizmu, ale także próba odbudowy ducha czy walka o człowieczeństwo. Jest to chyba jedyny w Polsce konkurs tematyczny posiadający określoną linię ideową, na którym konfrontacji podlegają wszystkie dyscypliny i techniki artystyczne.

Czy jest to ważne zjawisko na mapie najnowszych wydarzeń artystycznych w Polsce? Zobaczymy, ale musi spełnić on przynajmniej dwa warunki: powinien w dalszym ciągu postulować określoną tematykę dla problematyki kulturowo-filozoficznej oraz poszukiwać nowych twórców, którzy staną się w niedalekiej przyszłości ważnymi postaciami w najnowszej sztuce polskiej, choć oczywiście jest to bardzo trudne zadanie. Wiele zależy w tym zakresie od kompetencji jury. Nie mam wątpliwości, co do jego fachowości, ale trzeba podkreślić, że nigdy nie ma idealnych wyborów[2]. Praca jury polega na tym, aby popełnić jak najmniej błędów i nagrodzić tych, którzy na to naprawdę zasługują. Jurorzy powinni być otwarci na wszystkie media, ponieważ obecna sytuacja stworzyła nową jakość polegającą na równouprawnieniu wszystkich technik, a także wypełnieniu poprzez fotografię czy wideo tradycyjnych form, obecnych wcześniej głównie w malarstwie. Posiada ono największy rezerwuar potencjalnych inspiracji, gdyż jest najstarszą dziedziną artystyczną."

przypisy: [1] Por. mój tekst Nowy człowiek? Stare prawdy czy nowe mity?, [2] W tym roku dzięki naszej wymianie poglądów w czasie obrad zrozumiałem to, czego nie zauważyłem w pierwszym etapie. Mógłbym wymienić kilka osób, które, moim zdaniem, powinny pojawić się na wystawie, np.  Kamila Rosińska. 

Mam nadzieję, że w niewielkim, ale jakże uroczym Piotrkowie, powstaje nowe zjawisko artystyczne oraz nagradzamy i pokazujemy talenty, które w niedługim czasie okażą się bardzo ważne na mapie najnowszej sztuki polskiej, jak np. Magdalena Samborska, Sławomir Marzec, M. Wielek-Mandrela czy Lunaris, twórca nowej metody/techniki fotograficznej. Brakuje tylko dyskusji o wystawie, brakuje spotkań z nagrodzonymi artystami i jurorami. Ale nie można mieć wszystkiego.

Otwarcie, fot. K. Jurecki

Otwarcie, fot. K. Jurecki

                          Lunaris, fot. K. Jurecki                         


P.S. inny mój tekst o biennale ukazał w magazynie "O.pl" 05.09.2017. Zachęcam do lektury.
               

środa, 28 czerwca 2017

Zbigniew Olszyna. Cie(r)nie, Pracownia Portretu (Łódź, ul. Przędzalniana 55, 09.06-15.07.17)

Kokony, 2017, 120 x 120 cm,  akryl, płótno

Galerię Pracownia Portretu (www.pracowniaportretu.com) w Łodzi prowadzoną w niewielkiej przestrzeni na Księżym Młynie przez Macieja Łuczaka i Katarzynę Stańczak polecam artystom z całej Polski, nie tylko z Łodzi. Zaglądam tu od pewnego czasu. Trwa jeszcze skromna, ale bardzo ciekawa wystawa Zbigniewa Olszyny, który za pomocą malarstwa, fotografii, kolażu potrafi opowiedzieć o swoich stanach emocjonalnych, lękach; może także obsesjach i o "banalnej śmierci", która w sposób niezauważany towarzyszy nam dosłownie wszędzie, w każdym miejscu i w chwili.

Wszystkie prace są interesujące. Najbardziej urzekł mnie obraz Kokony, o surrealistycznej tradycji (Masson, Dali, Tanguy), z bardzo wyrazistymi barwami. Strzępy czy okruchy życia zawieszone zostały na ciernistym krzaku. Jest to piękny symboliczny przekaz, przenoszący nas w różne wymiary wyobraźni i imaginacji, także o tradycji chrześcijańskiej.

Tryptyk Inicjacja, 2017, skóra węża, fotografia (23 x 23 cm), plastikowa rączka lalki


Ten tryptyk jest formą parafilmową, odwołującą się do tradycji montażu konstruktywistycznego i surrealistycznego, jak czynił to w końcu lat 50. Zdzisław Beksiński. Olszyna w racjonalny sposób tworzy narrację na temat swego bólu i cierpienia, także inicjacji. Szczególnie "mocna" jest pierwsza praca z zastosowaniem skóry węża, co wyraża stan i formę przeobrażania się, ale jakże zwierzęcego. Taki rodzaj twórczości wizualnej, co ciekawe,  popularny jest w czeskim Instytucie Twórczej Fotografii w Opawie. Ale realizacja Olszyny poprzez użycie techniki kolażu przełamuje płaskość fotograficznego obrazowania i nadaje jej znamion prawdomówności i intermedialności.

Widok w galerii

Mała śmierć i Sekret, 50 x 70 cm, fotografia

Zastanawiam się czym jest tytułowy Sekret, ale teraz nie będę spekulował. Jest na pewno bardzo ciekawą pracą, w której idee sztuki abstrakcyjnej zostały zastosowane do koncepcji metaforycznej. I trzeba mieć tego świadomość, a wielu fotografów jej nie ma, jak pokazała to wystawa np. Przemka Dzenisa Pureview w Imaginarium, w czasie niedawnego Fotofestiwalu w Łodzi.

Widok w galerii

Obiekt fotograficzny, 35 x 35 x 35 cm, 2017

 Walka, 2017, obiekt (mandala) średnica 50 cm 

Szkoda, że Walka nie pokazana została w centrum małej salki. Nadałaby całości ekspozycji przynajmniej podwójnego wymiaru: wizji świata, z istniejącym od jego początku jego istnienia niekończącym się korowodem wojny, połączonym z pragnieniem jego zracjonalizowania i opanowania, gdyż taka jest w tym aspekcie istota/praktyka buddyzmu. 



O swoich pracach artysta napisał w związku z festiwalem  Blask Brzask na Facebooku: "Do wszystkich prac staram się przemycić element absurdu i szczyptę pastiszu. Lubię zabawę konwencją i traktuję moje działania artystyczne z przymrużeniem oka. Tworzę obrazy, które sam chciałbym oglądać i osiągam równowagę kiedy mi się to udaje.

Robię to co jest związane z moim otoczeniem. Szukam związków między moim życiem i życiem w ogóle, połączeń między tym, co wokół mnie, i tym, co gdzie indziej, zestawiam ze sobą teoretycznie niepasujące światy i obserwuję rezultat. Interesują mnie sprzeczności, kontrasty, ścieranie się przeciwstawnych światów." 

Interesująca jest ta wypowiedź. Nie bardzo wierzę w "przymrużone oko". Przeciwnie dostrzegam tu poważną i racjonalną wypowiedź, czasami bolesną, czasami sarkastyczną. Pokaz Zbigniewa Olszyny bardzo polecam.

czwartek, 8 czerwca 2017

Janusz Połom. Na 275. kilometrze (album wydany przez BWA w Olszynie, [2016])

Na 275. kilometrze 


Album, Janusz Połom. Na 275. kilometrze, wyd. BWA, Olsztyn, 2016


Cenny jest tekst Janusza Połoma Na 275. kilometrze. Monografia twórczości artystycznej, z którego dowiadujemy się o związkach z Zero 61 oraz znanych już związkach z Warsztatem Formy Filmowej oraz o "powrocie do domu" po długim pobycie w Meksyku. Dowiadujemy się także w jakich okolicznościach nastąpił jego powrót do fotografii. Drugi z tekstów (nazwisko niech pozostanie tajemnicą) niewiele daje, gdyż autorka nie odnosi twórczości Połoma do żadnego zjawiska fotograficznego, co powoduje, ze jest on "zwieszony w próżni", co nie wystawia autorce, znawcy sztuki średniowiecza, dobrej opinii. Czytam dalej. Znajduję tym razem tekst Trwały ślad naszej drogi profesora szkoły filmowej w Łodzi, zresztą mojego znajomego, i jest jeszcze gorzej. I tym razem nie ujawnię nazwiska, bo nie chcę być zbyt krytyczny, ale posłużę się przykładowym cytatem, aby przedstawić poetycki, pełen patosu styl  (str. 24): "Potężne pnie leżą w nieładzie upadku, a a chwilę lecimy nad płaskim karczowiskiem wystających z ziemi pniaków, pnie zostały skierowane do przerobu. Finał lotu to już tylko pustynia piachu ze śladami zębów łyżki koparki, teren zniwelowany, bezduszny". Nie ma tu miejsca, czy próby usytuowania fotografii Połoma na tle fotografii polskiej czy europejskiej. Albo próby poszukiwania podobnej wrażliwości w innej twórczości, w zakresie fotografii i filmu. A trzeba to uczynić.

Czy za pomocą abstrakcji można wyrazić idee lasu, jak pokazał to na wystawie w galerii Imaginarium w Łodzi (2017) Janusz Połom i co oglądamy w albumie? Oczywiście nie, ale może to być uzupełnienie, dodatek. Czy forma realistyczna jest dobra w tej materii? Też nie, bo jest zbanalizowana. Więc jaka? Chyba czarno-biała forma, trochę zgrafizowana i poruszona, tak jak to czynił w latach 90. i na początku XXI wieku Staszek Woś. Bardzo ważny artysta, który potrafił "rozmawiać"... np. z kamieniami. W znaczeniu zrozumienia ich istoty, która jest albo może być sakralna.

Co jeszcze oglądamy w dużym polsko-angielskim albumie?

Nie przekonuje mnie seria montaży Połoma Pejzaż w zagrożeniu z wielu powodów, mi.n. dlatego, że zagrożone jest teraz życie ludzkie, nie tylko pejzaż, gdyż terroryzm staje się czymś coraz bardziej namacalnym i niestety bliskim.

Kamuflaż I, 1973

Kamuflaż II, 1973

Ciekawe są prace wczesne Połoma z lat 60 i początku lat 70. (np. Kamuflaż I i II). To ważne odkrycie z tej publikacji. Także już trochę znane, cykl Drogi księżyca I, (1980),  czy Kamera pióro I, (1980-87), który jeśli pamieć mnie nie myli jest w zbiorach Muzeum Sztuki w Łodzi i należy go sytuować niedaleko ówczesnej twórczości Antoniego Mikołajczyka. Dalej w albumie oglądamy bardzo rożne stylistycznie dokonania.

Z cyklu Drogi księżyca I, 1980

Z cyklu Drogi księżyca II, 1980

Pytanie podstawowe, które zdjęcia są "własnymi", z jakimi utożsamia się ich twórca. Ich stylistyka jest jednak różnorodna, co jest wadą. Mnie zaciekawiła Podróż III (1994) i IV  (1996), Zipolite (2009). Także niektóre dokumentalne fotografie z Meksyku z cyklu Zwykli ludzie w mieście Meksyk. Także potencjalnie bardzo ważny jest inny cykl Święto zmarłych, fotografowany z określonym stanie emocjonalnym, w trudnych warunkach w nocy, przy świecach. Ale być może najważniejszy jest inny cykl, tym razem czaro-biały pt. Śmietniska - małe światy, który trochę w wersji Sebastiao Salgado pokazuje dumne portrety ludzi, którzy żyją w jakże upokarzających warunkach. Nie jest łatwo wykonać takie prace. Podobny charakter "dumnych ludzi" prezentuje cześć prac z cyklu Moje obejście. Ale czasami jest on zbyt cukierkowaty i kiczowaty (białe ptaki na dachu).

Kamera pióro I, 1980-1987

Kamera pióro II, 1980-1987


I kilka zdjęć z bardzo ważnej według mnie serii Śmietniki-małe światy, lata 90. XX wieku







Podsumowanie. Autor wykonał wiele ciekawych cykli, które wciąż czekają na właściwie rozpoznanie i potem pokazanie ich, np. na tle prac Zero 61 czy twórczości Edwarda Hartwiga. Znalazłem w tym albumie duży potencjał historyczny, który powinien trafić do kolekcji fotograficznych (publicznych i prywatnych). Ale też prace są nierówne, jakby pochodziły z rożnych światów artystycznych.Sam artysta tłumaczy się, że "puszcza oko" do widza, pokazując zdjęcia bociana na dachu czy dwa gołębie. Tak, ale to trzeba jakoś zaznaczyć. Z Januszem Połomem mijaliśmy się, w sensie dosłownym, na jego czy moich wystawach (w Muzeum Kinematografii w Łodzi, w Wozowni w Toruniu). Teraz, z czego jestem rad, nasze ścieżki spotkały się.

Zipolite, 2009

z cyklu Moje obejście, od 2001

Zwykli ludzie w mieście Meksyk, lata 90.

Zwykli ludzie w mieście Meksyk, lata 90.

I na koniec jeszcze raz Meksyk i bardzo trudne do wykonania zdjęcia z serii Święto zmarłych (lata 90.) z określoną atmosferą duchową, które ma inny wymiar, niż w Polsce.