Szukaj na tym blogu

sobota, 26 lutego 2011

Czym jest monidło? ("Monidło" – wstępna próba rehabilitacji, STOP! Galeria, Lublin, 24.02-25.03.2011)

Otwarcie wystawy. Od lewej A. Różycki, Lucjan Demidowski  Marcin Siudziński

Wystawa, której kuratorami są Andrzej Różycki i  Marcin Sudziński zajmuje się rzadkim problemem z zakresu antropologii kultury, jakim są tzw. monidła. Historycy sztuki zazwyczaj nie interesują się przedmiotami materialnymi tak niskiej rangi, a szkoda! Jednak są one przedmiotem eksploracji artystycznych od kilku lat, m.in. w pracach Anny Baumgart, Ewy Martyniszyn czy jako ready-mades Józefa Robakowskiego.  Ale przywołani przeze mnie artyści najczęściej ironicznie odnoszą się do działalności przede wszystkim rzemieślniczej, która pozostawiła po sobie obrazki religijne lub portrety ślubne czarno-białe, idealizowane i kolorowane. 

W trochę inny sposób działa w tym obszarze Jerzy Lewczyński, który zarówno ironizuje, jak też odkrywa nieznany obszar eksploracji twórczych w dawnej fotografii, którą używa do tworzenia "archeologii fotografii".
  

Dlatego z wielkim zainteresowaniem przeczytałem kilka dni temu o wystawie w Lublinie, która próbuje zmienić kontekst kulturowy obiektów "niższego rzędu", a nawet dokonać ich rehabilitacji. W komunikacie prasowym o ekspozycji czytamy: "Do wystawy zgromadzono około 30 oryginalnych prac pochodzących z archiwów prywatnych osób. Nawiązano kontakt z osobami zajmującymi się wytwarzaniem i sprzedażą kolorowanych portretów (tzw. monideł), które wypożyczyły bądź też bezpośrednio włączyły się w działania wokół wystawy". 


 Wybitny artysta Andrzej Różycki, który w swej twórczości od wielu lat stosuje "estetykę monidła",  uprawomocniając ją i "wciągając" do neoawangardowej sztuki aktualnej w tekście pt. Monidło - wstępna próba rehabilitacji napisał: "Pojęciem „monidło” potocznie posługują się, co ciekawe, wyłącznie ludzie z większych miast, ludzie zazwyczaj wykształceni. Tego określenia całkowicie nie znają natomiast ludzie wsi i małych miasteczek. Mało tego – nie znają, nie używają, nie wiedzą o takim utytułowaniu obrazów fotograficznych, ludzie posiadający owe monidła. [...] Pojęcie „monidło” z całą pewnością pochodzi jednak od zdolności mamienia. Rozszyfrowanie dziś tego pojęcia bez szerszych badań jest poważnie utrudnione. Można pójść dwoma tropami. Pierwsze to szlachetne rozumienie od łacińskich słów: moneo-monere, czyli jakaś forma pokrycia (np. warstwą malarską), drugie, które wydaje mi się ze wszech miar zasadniejsze, a pochodzi ono od pośledniejszego zwrotu, by kogoś omamić, a tym samym otumanić, zbajerować i zarobić. Wszystko zdaje się wskazywać, że „monidło” zostało ukute w środowisku „szemranym” – może warszawskim? Przemawia za tym użycie tej nazwy w opowiadaniu Jana Himilsbacha z lat 60. pod znamiennym tytułem Monidło. Wydaje się również, że nieomal za przyczyną literata, kamieniarza nagrobnego, Jana Himilsbacha ugruntowało się wyłącznie pejoratywne znaczenie tego pojęcia, dla wielu utożsamianego z kiczem.



Wydarzyła się rzecz nieprawdopodobna w polskiej nauce: wśród polskich badaczy – etnografów, kierujących się niewątpliwie swoistym poczuciem smaku, wykluczono ze strefy badań zjawisko monidła. Przemilczano i zignorowano istnienie portretów ślubnych i rodzinnych o charakterze monidła, funkcjonujących w nieomal każdym domu na prowincji. Muzea etnograficzne, skanseny nie eksponują takowych obrazów fotograficznych. Sprawa wydaje mi się wręcz skandaliczna. Jest to swoiste cenzurowanie estetyki ludzi prostych, mieszkańców wsi. 



Każdy kto znał i pamięta chatę, dom wiejski, nie będąc koniecznie badaczem naukowym, muzealnikiem czy pracownikiem skansenu, wie, że w wiejskiej izbie, we wnętrzu domu, znajdowały się bardzo nieliczne przedmioty ograniczone do rzeczy i narzędzi niezbędnych, racjonalnych w swych funkcjach, przeznaczonych do codziennego użytku. Wynikało to z jednej strony z ubóstwa, a z drugiej z funkcjonalności tych przedmiotów, jak i ograniczonej wielkości chat. Każdy przedmiot miał swoje znaczenie i swoje miejsce, w którym stał. Ściany w chałupach miały zaś specyficzną rolę. Dotyczyło to głównie izb reprezentacyjnych. Wisiały tam święte obrazy i na domiar ważności, właśnie monidła." 


Czy możliwa jest całościowa akceptacja monidła? Chyba nie, gdyż podział na sztukę wysoką, niską, prymitywną, psychicznie chorych, etc. wciąż istnieje, choć jej zasady, jak i reguły uległy już zachwianiu. Jeśli historia kultury zintegruje się w kulturę wizualną, wtedy obok np. Władysława Strzemińskiego i Andrzeja Różyckiego pojawią się rzemieślnicy i anonimowi twórcy, tworzący monidła. Oczywiście taka perspektywa jest możliwa, ale za lat kilkanaście czy kilkadziesiąt. Jej pionierami są kuratorzy wystawy w Lublinie i za to należą im się słowa uznania!




Fragment wystawy w Lublinie

Brak komentarzy: