Powoli, powoli wracam do rzeczywistości. Jutro spotkamy się w Opolu, w muzeum, gdzie Andrzej Lech pracował w latach 80. XX wieku. Jakie będzie to spotkanie? Może będzie ktoś z jego dawnych znajomych? Andrzeja, wbrew zapowiedzi na zaproszeniu, nie będzie. Nie przyjechał w tym terminie do Polski. Zaistniała pomyłka, ale będzie z nami duchem i będzie nas wspomagał. Tego jestem pewien.
Rafał Biernicki, Marta 1, wiosna 2011
Są też inni w Polsce kontynuatorzy tradycji "fotografii prawdziwej" czy fotografii wiernej swej naturze i przesłaniu, w którym liczy się współpraca twórcy z tworzywem, jego zrozumienie i maksymalne wykorzystanie możliwości w nim zawartych. W sierpniu br na plenerze Sandomierzu poznałem Rafała Biernickiego, który zakochany jest w fotografii analogowej, starych wielkoformatowych aparatach i portrecie. Autor nie lubi, jaki mi powiedział techniki mokrego kolodionu, w której dużą role odgrywa przypadek, i estetyka popękanej i antyestetycznej emulsji. Pracuje on w wyjątkowo dużym formacie (60 cm x 60 cm) w obrazach uzyskiwanych na także na szkle, w bardzo podobnej technice do mokrego kolodionu w ambrotypii, w której powstaje obraz pozytywowy, co sprawia wrażenie "obrazu prawdziwego", kontynuującego założenia dagerotypii.
Joanna I, wiosna 2011
Artystę, który nie ma zupełnie przekonania do fotografii cyfrowej, interesuje portret. Pierwszy zaprezentowany w tym poście razi chyba pewną sztucznością, ale kolejne są wyśmienite. Nic dodać, nic ująć. Esencja piękna i pragnienia uzyskały fotograficzną materializacją. Ale jestem ciekawy następnych prac, gdyż o dojrzałości świadczy nie jedna czy kilka praca, ale ciągłość pracy przez miesiąca, lata, aż do końca.
Joanna II,
wiosna 2011
W ten sposób odżywa tradycja romantyczno-symboliczna. Zupełnie inna od głównego nurtu fotografii spod znaku Opavy czy już UA w Poznaniu, w których "tworzy się" inscenizowane, kolorowe, lekko surrealne scenki pokazujące pewną absurdalność czy problemy życia, w tym osobistego.. Zdecydowanie wolę jakże uczuciowe ambrotypie Biernickiego, w których całkowicie zapanował on nad fotografowaną scena, oddając intymność sytuacji/spotkania.
Joanna III,
wiosna 2011
W ten jakże twórczy sposób odzywa także tradycja fotografii Man Raya, który w swych jakże estetycznych pracach przywołał aurę snu. Wyznaczył na całe dziesięciolecia możliwości dla rozwoju portretu. Jednym z jego kontynuatorów jest Rafał Biernicki, którego prace bardzo podobają się np. Bogdanowi Konopce.
Joanna IV,
wiosna 2011
Można zastanowić się, która fotografia jest "najlepsza"? Czy Joanna I a może Joanna IV? Wybór wydaje się niemożliwy - wszystkie cztery realizacje są na wyjątkowym poziomie artystycznym. Oby tak dalej panie Rafale!
12 komentarzy:
Pierwsza praca nie podoba mi się, ale pozostałe tak. Uważam, że są niesamowite. Przywodzą mi na myśl seans spirytystyczny, na którym przywołuje się zmarłych z Zaświatów. To wyłanianie się twarzy z ciemności przyprawia o dreszcze.
Piękne prace.
Przepięknie muszą wyglądać w swoim rzeczywistym wymiarze.
Tak panowanie nad techniką i uczucie decydują, że mamy wyjątkowe portrety. Ale czy taki styl da się długo utrzymać? I od czego to zależy?
Może to są ostatnie płyty jakie stworzyłem?
kto wie?
Może nie będzie źadnego stylu?
uczucia.......
Dzień dobry. Wczoraj zamieściłem komentarz z pytaniem, ale chyba czegoś do końca nie wypełniłem więc się nie ukazał. Ponowię więc pytanie:
co znaczy określenie "antyestetyczna emulsja" w odniesieniu do procesu kolodionowego? Jeśli jest to cytat to wypadałoby pytanie to skierować do R. Biernickiego, ale jeśli nie to bardzo proszę o odpowiedź. Dziękuję
M. Sudziński
Panie Marcinie, Wczoraj taki komentarz nie dotarł do mnie. (Przy okazji przypominam, że zamieszczam wszystkie komentarze, w których nie ma niecenzuralnych słów i które są podpisane).
W polskim mokrym kolodionie bardzo często ujawniają się spękania emulsji, zacieki, pyłki kurzu, etc. Można mieć wrażenie, że niektórzy twórcy nie panują nad techniką, stad moje określenie "antyestetyczna w wyrazie emulsja". R. Biernicki próbuje pokonać ten problem i uzyskać bardziej wyrafinowaną, klasyczną formę, dlatego używa trochę innej techniki. Tak mi się wydaje.
Dziękuję za odpowiedź. Rozumiem, stwierdzenie wydawało się kontrowersyjne, bo niby do jakich kanonów estetycznych się odnieść w tym przypadku i w zasadzie po co, skoro w tej technice przypadek bywa często siłą napędzającą wyobraźnię fotografa. Więc destrukcja emulsji stwarza konkretny walor czy wręcz niekiedy metodę pracy. Druga rzecz, którą chciałbym sprostować to kwestia techniczna: ambrotyp jest jedną z form mokrej metody kolodionowej, nie oddzielną techniką. Dziękuję,
M. Sudziński
Zgadza się. Niby ta sama technika: mokry kolodion i ambrotypia, różnica się nieco szczegółami wykonania, ale efekt estetyczny a w konsekwencji artystyczny, dzięki wykorzystaniu ciemnego szkła, może być zupełnie inny.
Panie Rafale, proszę nie smucić odbiorców. Wiem, że nie każdy fotograf potrafi w tak wyrafinowany sposób uzyskać naświetloną energię osoby pozującej. Nie pisze tutaj o technice. Ale o magii która odczuwa się patrząc na zdjęcie, to coś co decyduje o wyjątkowości pracy. Panie Krzysztofie może Pan zdefiniuje pojęcia stylu w Pana rozumieniu.
Anno 66,
Nie będę definiował czegoś co jest dobrze określone, np. biorę teraz z półki "Mały Słownik Terminów Plastycznych", W-wa 1974 i wszystko jest na s. 352.Trzeba pamięć, że bez stylu nie ma sztuki i jego oryginalność czy niepowtrazalność charakteryzuje wielkich artystów.
hah, to oczywiste....
Prześlij komentarz