Szukaj na tym blogu

czwartek, 29 grudnia 2016

Odkrywanie twórczości Jana Styczyńskiego w Obserwacji (do 20.01.2017)

W warszawskiej galerii Obserwacja trwa ekspozycja pt. Jan Styczyński. Panteon, która jest jednym z ważniejszych wydarzeń kończącego się 2016 roku. Wystawa została w ciekawy i dynamiczny sposób zaaranżowana na niewielkiej przestrzeni galerii. W pionowo ustawionych, prostokątnych ramach pokazano po trzy zdjęcia, w tym grupowe, z udziałem postaci, której pojedynczy portret został umieszczony obok nich. W ten sposób powstał określony układ wystawy, na której widzimy dwudziestu kilku znanych artystów z dekady lat 70.

W jakim kontekście powstały te fotografie? Z pewnością towarzyskim, jak czynił to np. Tadeusz Rolke, fotografując dla Krzywego Koła, a potem Galerii Foksal. Ale czy tylko? W odpowiedzi na te pytania mogą pomóc świadkowie tych wydarzeń. Styczyński fotografował swoich znajomych, ale nie tylko. Ktoś zapewne pomagał mu w tych wyborach, które są ciekawe, logiczne i wynikają z ówczesnego kontekstu sztuki, przede wszystkim akademickiego. Ale na marginesie pojawiają się także ciekawi i obecnie bardzo ważni twórcy, np. Tadeusz Kantor czy Edward Krasiński. Należy zadać pytanie, dlaczego nie poświecił im więcej miejsca? 



Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Pytanie o styl danego fotografa jest dla bardzo ważne, gdyż skrywa się za nim wymiar etyczny zarówno samego dzieła, jak też twórcy.  Z pewnością styl Styczyńskiego można określić jako warszawski, a później polski. Fotografie zaprezentowane na tej wystawie przypominają mi o analogicznych dokonaniach Marka Holzmana z lat 60. i 70., który portretował znanych artystów polskich. Inne prace Styczyńskiego kojarzą się z nowoczesnym fotoreportażem, ale nie były przeznaczone do tego typu publikacji.

Jan Styczyński. Franciszek Starowieyski, lata 70

Z pewnością poszczególne zdjęcia nadają się do szczegółowej analizy. Malarz i świetny gawędziarz, jakim był  Starowieyski, kreował mit artysty o korzeniach szlacheckich, który pragnie nawiązać do epoki baroku, jako istoty kultury sarmatyzmu. Stąd zdjęcie przedstawiające Starowieyskiego wśród natury -  krzewów i traw na łące, na tle piktorialnego nieba. Dlatego też odwołujący się do estetyki surrealizmu plakacista, i w mniejszym stopniu malarz, ukazany został z szablą. Ta praca wyraża wszystkie sprzeczności, jakie próbował łączyć Starowieyski. Nie można było nawiązywać do baroku i jednocześnie nadrealizmu, nie można było być modernistą używającym szabli. 

Jan Styczyński. Waldemar Świerzy, lata 70.

Jan Styczyński. Franciszek Starowieyski,  lata 70.

Na innej pracy Starowieyski przygotowuje się, jeśli zdjęcie nie jest aranżowane, do akcji artystycznej związanej z rozpoczętym w 1980 roku Teatrem Rysowania. Scena z nagą modelką, która sprytnie maskuje swą tożsamość, ma miejsce w galerii z plakatami. W dolnym rzędzie, na tle stojących dwóch postaci, nieprzypadkowo znajdują się także plakaty samego  Starowieyskiego. Zadaję sobie pytanie, czy jest to Muzeum Plakatu w Wilanowie? Karykaturalny rys, znany nie tyle z ówczesnej fotografii artystycznej, co z prasowego reportażu, pojawił się z lewej strony kompozycji w postaci pilnującej wystawy kobiety śpiącej na krześle. Wiele przemawia za tym, że jest to aranżacja Starowieyskiego odnosząca się do jego życia i twórczości. Z pewnością brak oddziaływania sztuki na widzów był dla niego, jak najbardziej słusznie, problemem. Pamiętam, jak w wystąpieniu radiowym krytykował czynność obierania ziemniaków przez Julitę Wójcik w Zachęcie. Trywialne działanie było zbyt proste i jednoznaczne, aby mogło na trwale zaistnieć w świadomości  widzów. 

Interesujące jest, że w wydanym albumie pt. Jan Styczyński. Panteon obok malarzy i rzeźbiarzy z Warszawy i Krakowa pojawili się plakaciści. Ale nie ma żadnego fotografika, ponieważ fotografia nie uznawana była w tzw. środowisku artystycznym za Muzę. Oczywiście była uznana przez Ministerstwo Kultury, które od 1946 roku usankcjonowało ZPAF. 

Styczyński pracował aparatem Rolleiflexa w formacie 6x6 z obiektywem 80 mm według określonej koncepcji: "portret twórczy; artysta przy pracy; artysta uchwycony w kontekście życia codziennego, towarzyskiego, poświęcający się własnej pasji" (s. 5), jak trafnie zauważył w Słowie wstępnym. Spotkanie kurator wystawy Waldemar Zdrojewski. Praca takim aparatem wymaga dużego kunsztu i przygotowania koncepcyjnego. Autor świetnie panował nad fotograficzną materią, był w tym zakresie prawdziwym profesjonalistą. Umiał posługiwać się sferami pola obrazowego, które były całkowicie ostre, lub przeciwnie, na odpowiednich planach nieostre, jak w portrecie Macieja Urbańca (s. 218), wykonanym od dołu, według koncepcji znanej już z konstruktywizmu i "nowej fotografii" lat 20. XX wieku.

Okładka albumu Ludzie areny, 1975, Interpress, s. 400

Styczyński jest niesłusznie fotografem zapomnianym, jak to często bywa. Jest też autorem rewelacyjnego, być może nawet w kontekście fotografii europejskiej, albumu Ludzie areny, który ze względu na ciekawe zestawienie fotografii, w tym barwnych, nie ma polskiego odpowiednika i kontynuacji. Z pewnością duża w tym zasługa także grafika Marka Freudenreicha.

Zadaniem najnowszej praktyki galeryjno-muzealnej powinno być poszukiwanie nowych postaci dla polskiej sceny fotograficznej, gdyż nie można opierać się tylko na obowiązującym kanonie. Dlatego kolejna wystawa w Obserwacji przypominająca twórczość Styczyńskiego jest bardzo ważna.

Brak komentarzy: