Szukaj na tym blogu

czwartek, 17 marca 2016

"Tadeusz P. Prociak. Czas kamienia", Muzeum Karkonoskie, Jelenia Góra, wernisaż 16.03.2016

Czy będzie to jedna z najważniejszych wystaw polskich w roku 2016? Odpowiem po 03.04.2016, kiedy obejrzę ekspozycję w Jeleniej Górze i będę o niej dyskutował z autorem w niedzielę 03.04.16 o godz. 11. Oczywiście w muzeum, nie zaś na Skypie. Zapraszam na spotkanie i rozmowę, a z Tadeuszem można poważnie porozmawiać na tematy fotografii. Pokazał swoją pracę stworzoną na przestrzeni kilkunastu lat. Jakie jest przesłanie i znaczenie bardzo nośnego tytułu "czas kamienia"?

plakat

zaproszenie



We wstępie do albumu, w tekście pt. „Czym jest Czas kamienia” Tadeusz Prociak napisał:
Akcję Czas kamienia prowadziłem przez dziesięć lat, rozpoczynając ją w marcu 2003 r. na Górze Mojżesza na Synaju, a kończąc na boliwijskiej Sajamie w październiku 2013 r. W tym czasie przemierzyłem około 500 tysięcy kilometrów na pięciu kontynentach, stając na wielu górskich szczytach: od tanzańskiego Kilimanjaro po argentyńską Aconcaguę, od irańskiego Damavandu po ekwadorskie Cotopaxi. Zakopałem na nich specyficzne „kapsuły przetrwania”. Poza tym trasę wyznaczały także miejsca ważne dla mnie zarówno z przyczyn kulturowych jak i emocjonalnych. Były to m.in.: Bazylika Narodzenia Pańskiego w Betlejem, Ararat, obserwatorium Dżaj Singha w Jaipurze, symboliczny grób Scotta Fischera w okolicy Mount Everest, Meczet Umajjadów w Damaszku, Dharmsala, Coricancha w Cuzco, spalona przez Herostratesa świątynia Artemidy w Efezie, Złota Świątynia w Amritsarze, Góra Nebo i dziesiątki innych, równie istotnych dla mnie w owym czasie, miejsc.

Należę do tej grupy fotografów, których interesują przyszłe losy realizowanych przez siebie zdjęć. Jeśli o trwałość (szczególnie tych obrabianych w odpowiednim reżimie technologicznym) negatywów i srebrowych kopii jestem raczej spokojny – to przyszłość moich fotografii cyfrowych napawa mnie niepokojem. Z drugiej jednak strony często zadaję sobie pytanie: czy tak naprawdę kogoś interesują moje fotografie?! Czy uprawianie fotografii, poza oczywiście wymiarem osobistym, w dzisiejszym dynamicznie zmieniającym się i pozostawiającym niewiele czasu na refleksję świecie, ma jakiś sens? W świecie, w którym podstawą komunikacji stały się obrazy cyfrowe, „zdewaluowane” poprzez ich ogromną liczbę, łatwość rejestracji i powielenia, możliwości manipulacji i ingerencji w ich strukturę oraz problem z określeniem tego, co w przypadku obrazu digitalnego jest oryginałem. Gdzie przebiega granica pomiędzy próbą samorealizacji poprzez świadome uprawianie fotografii, a specyficznie pojmowaną „obrazkową nerwicą natręctw”? Czy i na ile mogę ten stan kontrolować? 

Nie byłoby prawdziwym stwierdzenie, że to jedynie niemożność znalezienia odpowiedzi na te pytania spowodowała, iż 6 sierpnia 2003 roku o świcie stanąłem na szczycie Mont Blanc. Wybór miejsca zdawał się być oczywisty także z innych powodów. Istotnym dla mnie, jako fotografa, był fakt rezygnacji z zabrania na szczyt aparatu fotograficznego. Miałem za to ze sobą mały, plastikowy pojemnik. Pudełeczko nazwane przeze mnie przekornie „kapsułą przetrwania” zawierało trzy niewielkie przedmioty: 
– kartkę z napisaną wiecznym piórem horacjańską sentencją NON OMNIS MORIAR? (postawienie znaku zapytania było dla mnie gestem ontologicznie ważnym),
– czarno-białą rodzinną fotografię z lat mojego dzieciństwa, będącą jednym z pierwszych zdjęć mojego autorstwa,
– mały kamień, który pochodził z miejsca, na którym wybudowałem swój dom.
Kapsułę zakopałem głęboko w śniegu. Czas rozkładu polietylenowej kapsuły to zapewne kilkaset lat – więc trwałością przewyższa ona fotografię, która zdecydowanie szybciej ulegnie zniszczeniu. Pojemnik powoli rozpadając się, uwolni kamień. Kamień, który zarówno z punktu widzenia długości życia człowieka jak i w relacji do tysięcy lat trwania naszej cywilizacji, zdaje się być wieczny. Jednak najszybciej rozpłynie się łacińska sentencja żmudnie wplatana (jako potrzeba? czy raczej jako „mentalna ułuda”?) w naszą świadomość przez wychowanie, tradycję, kulturę, religię. Kilkanaście pozostałych kapsuł, które w następnych latach trafiały na szczyty gór, zawsze zawierały fotografię i kamień, pochodzący z wybranego miejsca, często oddalonego o wiele tysięcy kilometrów.

Czas kamienia był powiązany z fotografią nie tylko przez fakt wykorzystywania tej ostatniej jako ważnego elementu kapsuł. W trakcie akcji „zmagałem się fotograficznie” z kilkoma wiodącymi tematami. Jednym z nich to zjawisko globalizacji, a właściwie niektóre jej aspekty, wywołujące różnego rodzaju estetyczne, moralne, polityczne czy ekonomiczne napięcia, występujące na styku różnych kultur czy cywilizacji. Poza tym w kręgu mojego zainteresowania pozostawały problemy wyobcowania, wykluczenia, samotności i moje ich przeżywanie. Starałem się, aby mortualny aspekt naszej egzystencji znalazł swe wizualne odniesienie w moich fotografiach. 
Mam nadzieję, że mi się to udało...

Wystawa będzie czynna do 17 kwietnia 2016 roku.


wtorek, 15 marca 2016

Poetry of Tomasz Sobieraj in "The Seventh Quarry" (UK, Winter/Spring 2016)

In the British magazine of poetry are some poems of Tomasz Sobieraj - poet, writer and photographer from Łódź. Poems I present below also in Polish language. This is another an international success on stage of literature of Sobieraj in last years. His poems recommend especially House of Literature [Domowi Literatury] in Łodź.

             GRAVE OF KOMENIOS
           
             This is a place of our rest,
             maybe even the end of the whole journey.
             We arrived at the tomb of the poet Komenios,
             on the shores of the Ionian Sea.
           
             A simple tomb, ascetic in its form;
             an oval stone and stone words on it:
             "Here lies Komenios, a defiant poet,
             who made an armour out of his words,
             unbeaten by barbarians".
           
             We looked at the dark blue water,
             like him, before he decided
             to put down his stylus and give himself
             over to more sensual pleasure.
           
             There remained volumes of his poetry in libraries
             and this clay slate with the last poem,
             slightly crossed out,
             about the beauty of the Demetrios' body.
           
             We took off our clothes
             and went towards the troubled water.
             After all, history
             does not have to repeat itself.
           
           
           
             GRÓB KOMENIOSA
           
             To jest miejsce naszego odpoczynku,
             być może nawet koniec całej wędrówki.
             Dotarliśmy do grobu poety Komeniosa
             na brzegu Morza Jońskiego.
           
             Grób prosty, oszczędny w formie,
             owalny kamień i kamienne słowa na nim:
             „Tu leży Komenios, poeta niepokorny ,
             który ze słów uczynił zbroję
             niepokonaną przez barbarzyńców”.
           
             Patrzyliśmy na granatową wodę,
             podobnie jak on, zanim postanowił
             odłożyć rylec i oddać się bardziej
             zmysłowej rozkoszy.
           
             Zostały po nim tomy poezji w bibliotekach
             i ta gliniana tabliczka z ostatnim wierszem,
             nieco pokreślonym,
             o pięknie ciała Demetriosa.
           
             Zdjęliśmy ubrania,
             poszliśmy w stronę niespokojnej wody.
             Historia przecież
             nie musi się powtarzać.
             
             
           
             A PHOTOGRAPH
           
             There are many invisible things
             on a photograph
             taken recently with this old camera
             found in the attic.
             Such as a body scent and taste of lips,
             a rustle of hair on the pillow,
             the heat of the sun outside the window, snorting of horses,
             the sound of the shutter
             or the colour of walls so vague,
             that can only be present in houses in the countryside
             near Orvieto.
             The aroma of tea, the sound of a cup being put away.
             "Jupiter and  Antiope" by Corregio over the bed,
             "Resurrection" by Bellini next to it
             (copies of course, not very good,
             by a local master).
             A drop of wine on the sheet. Thrill and ecstasy.
             Our breaths, thoughts, dampness of the skin.
             Even the sleepy birds' singing,
             and bells of the church in the nearby Prato.
             Only we know what really
             is on this photograph,
             and beyond its edge.
           
           
           
             FOTOGRAFIA
           
             Jest wiele rzeczy niewidocznych
             na fotografii,
             zrobionej niedawno tym starym aparatem
             znalezionym na strychu.
             Chociażby zapach ciała i smak ust,
             szelest włosów na poduszce,
             słońca żar za oknem, parskanie koni,
             trzask migawki
             czy kolor ścian tak niezdecydowany,
             jaki tylko mogą mieć domy na wsi
             pod Orvieto.
             Aromat herbaty, dźwięk odstawianej filiżanki.
             "Sen Antiope" Corregia nad łóżkiem,
             obok "Zmartwychwstanie" Belliniego
             (oczywiście kopie, niezbyt udane,
             miejscowego mistrza).
             Kropla wina na prześcieradle. Napięcie i ekstaza.
             Nasze oddechy, myśli, wilgoć skóry.
             Nawet senny śpiew ptaków,
             i dzwony kościoła w pobliskim Prato.
             
             Tylko my wiemy, co naprawdę
             jest na tej fotografii,
             i poza jej krawędzią.
           
           
           
             FOURTEEN MINUTES
           
             I know, journeys educate,
             even if short, like that one
             to the Chelmno-upon-Ner.
           
             A wide valley,
             white church on the scarp –
             the “Station of undress”,
             Mother of God
             on the painting above the altar
             watching blandly; a small ravine
             separates the temple
             from the place of genocide.
           
             They were cordially welcomed
             in the front of the palace,later
             lounge in the ballroom,
             and a narrow corridor
             to the bath on the lorry.
             The rasp of the closing door.
             Driver chucks a stub,
             starts the engine,
             switches a small lever.
             Fourteen minutes
             of bath in the fumes
             and excrements.
             Fourteen minutes
             of screams and vomits.
             Afterwards peace
             for always
             in the hereabout forest.
           
             In the evening,
             after a hard day’s work
             in Sonderkommando,
             beer, laughter, and snapshot
             to provide a memento.
             Normally,
             just like it is after a chore.
           
           
During II WW in Chelmno-upon-Ner was situated German death camp Kulmhof. Transports of Jews arrived mainly from Litzmannstadt Ghetto (today Lodz); over 200 000 people were murdered in mobile gas chambers –gas vans;  the exhaust fumes were diverted into the sealed rear compartment where the victims were locked in and after fourteen minutes killed by asphyxiation.
           
           
           
           
           
             CZTERNAŚCIE MINUT
           
             Wiem, podróże kształcą,
             nawet bliskie,
             jak ta wycieczka do Chełmna
             nad Nerem.
           
             Szeroka dolina,
             na skarpie biały kościół -
             „Stacja obnażenia”,
             Matka Boska Częstochowska
             na głównym ołtarzu
             spogląda dobrotliwie;
             mały jar ddziela świątynię
             od miejsca zagłady
             dwustu tysięcy.
             
             Witano ich serdecznie
             przed pałacem; później
             szatnia w sali balowej
             i wąski korytarz do łaźni
             na ciężarówce.
             Zgrzyt zamykanych drzwi.
             Kierowca wyrzuca niedopałek papierosa,
             przekręca kluczyk,
             przestawia małą dźwignię.
             Czternaście minut
             kąpieli w spalinach
             i odchodach.
             Czternaście minut
             krzyków i torsji.
             A potem spokój,
             już na zawsze,
             w pobliskim lesie.
             
             Wieczorem,
             po ciężkim dniu pracy
             w Sonderkommando,
             piwo, śmiech i wspólna fotografia
             na pamiątkę.
             Normalnie,
             jak to
             po robocie.


Podczas II Wojny Światowej w Chełmnie nad Nerem znajdował się niemiecki obóz zagłady Kulmhof. Transporty Żydów przybywały głównie z Łódzkiego Getta. Zamordowano tam ponad 200 tys. ludzi w ciężarówkach – komorach gazowych; spaliny kierowano do uszczelnionego wnętrza pojazdu, w którym mieściło się w zależności od modelu od 50 do 150 osób; śmierć następowała średnio po czternastu minutach.
           
           
           
             A STONE
           
             I picked up a stone,
             so ordinary, grey-and-white;
             there’s many of them
             in the neighbourhood.
           
             The stone was so common,
             so imperfect,
             that I just dropped it
             carelessly.
           
             It tumbled onto another stone,
             equally imperfect,
             in despair,
             on its last legs,
             halved.
           
             And showed inside
             a perfect shape
             of ammonite.
           
             Anyway, I unlocked the secret
             hidden in the common form
             of a stone.
           
           
           
             KAMIEŃ
           
             Wziąłem do ręki kamień,
             taki zwykły, szarobiały,
             jakich pełno w tej okolicy.
             
             Był tak zwyczajny
             i niedoskonały,
             że nie mógł mnie niczym zadziwić.
             Wypuściłem go z ręki
             niedbale.
             
             Upadł na inny kamień,
             równie niedoskonały.
             Z rozpaczy,
             ostatkiem woli,
             podzielił się na pół.
           
             Ukazał w sobie
             formę doskonałą
             Amonita.
           
             I tak wyrwałem tajemnicę
             skrytą w banalnej formie
             kamienia.




Wiersze Tomasza Marka Sobieraja ze zbiorów "Gra" (2008), "Wojna Kwiatów" (2009) i z przygotowywanego "Dwoje na wzgórzu".

Przeł. Stanley H. Barkan
           

poniedziałek, 7 marca 2016

Krzysztof Szymoniak, Bez przysłony. 13 lat "Kwartalnika Fotografia", Gniezno, wyd. Gaudentinum, 2016

I. Historia. Rekonstrukcja

Jestem pełen podziwu dla nowej książki Krzysztofa Szymoniaka, gdyż historię "Kwartalnika Fotografia" starał się przybliżyć i pokazać z możliwe jak "najbliższej perspektywy", wnikając w jego historię, kiedy żyją prawie wszyscy uczestnicy tych wydarzeń z lat 2000-2012. Oczywiście poza Erykiem Zjeżdżałką.  Mamy więc na początku rys historyczny pomiędzy dawnymi (od lat 40. do 90.) a nowymi czasami. Potem cytowany jest Pamiętnik wydawcy i redaktora, pisany od 2003 roku przez Waldemara Śliwczyńskiego. W rezultacie otrzymaliśmy "obiektywną" (na ile jest to możliwe!) historię ważnego magazynu poprzez trzy okresy, jakie stworzyli jego kolejni redaktorzy naczelni: Zbigniew Tomaszczuk, Eryk Zjeżdżałka i Waldemar Śliwczyński. Polecam roz. XI. Polemiki, dyskusje, spory, ponieważ świadczą one o "żywotności" pisma i jego oddziaływaniu na innych. Ciekawy był dla mnie także roz. XIII. "Kwartalnik Fotografia" policzony, bo można na podstawie wyliczeń autora ogarnąć "wszystko" od strony statystycznej i socjologicznej, włącznie z reklamami. Jest też "wyważone" XIV. Podsumowanie. A nie jest to łatwe, gdyż ilu autorów, tyle interpretacji.

II. Rozmowy. Wypowiedzi. Wspomnienia

Niektóre rozmowy są długie, ale taka jest "natura" niektórych dyskusji (W. Śliwczyński, Bogdan Konopka, ja). Inne krótkie, jakby rozmówcy bali się ujawnić swoich refleksji (np. Katarzyna Majak). Inni nadesłali wypowiedzi (Elżbieta Łubowicz). Dla mnie najciekawsze chyba były rozmowy z: Bogdanem Konopką i z aneksu z Andrzejem Lechem. Częściowo także interesujące są:  Macieja Szymanowicza, Witolda Kanickiego, choć w wielu innych rozmowach także ważne zwarte są sugestie, czy interpretacje; jak ta Adama Mazura, który na temat znaczenia "KF" stwierdził: "Potem przez dwanaście lat jesteśmy świadkami odradzania się dyskursu fotograficznego na wysokim poziomie , a teraz, od trzech już lat, znowu mamy próżnię, co do której nie wiadomo, jak długo będzie trwała" (s. 268). Wracając do wypowiedzi A. Lecha nie zgadam się z jego opiniami o Konopce (s. 310), że np. "pomagał też [B. Konopka - przypis K.J.] swojej karierze". Ale wypowiedzi Andrzeja są też momentami bardzo trafne, np. na temat ostatniego numeru o Afganistanie, jego okładki, czy chaosu ostatnich numerów. Zwrócił on uwagę, podobnie jak ja, na teksty młodego autora (pominę nazwisko), który pisał nie wiadomo o czym. Np. tytuł tekstu to RGB, fale kolorów, mix... Ale jego artykuły cenił W. Śliwczyński, w przeciwieństwie, jak sądzę,  do Konopki.




W wielu wypowiedziach, powtarza się zagadnienie, jaką rolę spełnił "KF" i czy był ważnym pismem na polskiej scenie fotograficznej? Pojawia się też wielokrotnie wątek, dlaczego miał tak mało prenumeratorów i czytelników, którzy systematycznie kupowali pismo. Padają różne analizy i wypowiedzi. Dla mnie, o czym mówiłem w rozmowie z K. Szymoniakiem "KF" był ważnym pismem, a za czasów Eryka, i "wczesnego "Waldka Śliwczyńskiego o znaczeniu europejskim, co akcentowali w swych wypowiedziach także: Witold Kanicki, Bogdan Konopka i Zbyszek Tomaszczuk, w przeciwieństwie do krytycznego w tej opinii Andrzeja Lecha. (Oczywiście w czasie naszej rozmowy z Krzysztofem nie znalem innych wywiadów).

Jest to bardzo potrzebna i zarazem ciekawa lektura. Polecam! Można ją bezpłatnie pobrać w formie e-booka ze strony http://pinholeandphotodocument.blogspot.com/2016/02/udostepniamy-ksiazke-o-kwartalniku.html lub w formie papierowej kupić u autora (krzysztof.b.szymoniak@gmail.com). 

piątek, 26 lutego 2016

Artyści dla Olinka 2013-2015, Łódź 2015, album

"Album dedykuję mojemu synkowi" napisała na pierwszej stronie Małgorzata Bajur.

Ilona Felicjańska słynna modelka w albumie napisała: "Artyści dla Olinka to projekt, który powstał trzy lata temu. W lutym 2013 roku z inicjatywy Małgosi Bajur pasjonatki fotografii, wspaniałej kobiety i mamy Oliwiera powstała pierwsza wystawa do której zaprosiła artystów fotografików i plastyków. Celem tego przedsięwzięcia było zebranie pieniędzy na turnusy rehabilitacyjne niezbędne dla rozwoju jej syna. Druga cześć projektu to aukcja, trzecia - promocja kalendarza z pracami przekazanymi przez artystów".

Projekt znaku/okładki Jerzy Koba

W starannie wydanym albumie znajdziemy prace kilkudziesięciu artystów, bardzo znanych (np. Magdalena Moskwa, Zdzisław Beksiński, Tomasz Tomaszewski, Szymon Brodziak, Andrzej Pągowski), znanych (np. Bartosz Kokosiński, Leszek Bartkiewicz), czy startujących  w zawodzie (Róża Sampolińska, Keit). Zestaw nazwisk i prac jest imponujący, choć bardzo różnorodny stylistycznie. Oczywiście ich estetka to sprawa drugorzędna czy trzeciorzędna. Najważniejsze jest przekonanie konkretnego artysty do szczytnej idei.

Ten album to także unikat dla kolekcjonerów tzw. photobooków oraz pokazanie pewnego środowiska artystycznego, którego osią jest fotografia i grafika, przede wszystkim reklamowa. Ale nie tylko, gdyż prezentowana jest tu najważniejsza polska malarka XXI wieku, gdyż taką osobowością jest według mnie Moskwa. Mamy też refleksyjną pracę niedocenionego Mariusza Nowickiego, czy bardzo dobrą pracę cyfrową Dominiki Sadowskiej. Zwracają uwagę piękne kobiety w wydaniu Arcadiusa Mauritza  i przede wszystkim Szymona Brodziaka, u którego widać odrobioną lekcję Helmuta Newtona. A praca Katarzyny Widmańskiej, z przedstawieniem nietypowej modelki, jaką jest Katarzyna Plewińska, przypomina mi pewien słynny klip z bombą...

W albumie obok reprodukowanych prac brakuje tytułów i dat. W przyszłości warto o tym pamiętać..., wówczas zwiększy się jego wartość...informacyjna i nie tylko.

Arcadius Mauritz

Szymon Brodziak
Dariusz Klimczak
Dominika Sadowska
Katarzyna Widmańska

Leszek Bartkiewicz

Magdalena Moskwa

Mariusz Nowicki

Zdzisław Beksiński, grafika komputerowa 

http://www.artyscidlaolinka.pl

Już niedługo 13.03.16 w Łodzi kolejny koncert i wystawa



środa, 24 lutego 2016

Z cyklu archiwalia "Obrazić artystę!" [o Mirosławie Bałce], "Kalejdoskop" [Łódź], 1997, nr 1, s. 48


W Muzeum Sztuki w Łodzi trwa wystawa Mirosława Bałki. Napisałem o niej tekst, który niedługo powinien być opublikowany w magazynie "O.pl". Nie jest ona łatwa do analizy i interpretacji. Wszystko zależy od metodologii i przyjętych tzw. wstępnych założeń. Publikuję swój tekst sprzed wielu lat, ale zwracam w nim uwagę na: zachowanie artysty, jego żony, M.M. - kuratorki z MS oraz także na ówczesne stanowisko, może bardziej pozycję - Jaromira Jedlińskiego, wówczas dyrektora MS w Łodzi i orędownika twórczości M. Bałki, dziś zaś zagorzałego jego krytyka. Oczywiście Jaromir ma tego prawo, ale moja opinia, w odróżnieniu od jego, w zasadzie pozostała niezmienna. 

piątek, 12 lutego 2016

The Place for You or Me? Some notes about Death

All photographs were taken by me during some years. In various places but always thinking about the same. What is death? How to understand it? When the death come to us? Still and progress until last days.But in photography I feel spirituality and hope. To the last future. 

2016
2013
2016
2016
2016
2016
2015
2015

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Nagrody i podsumowanie 2015 roku w fotografii polskiej

19.12.15 w Piotrkowie Trybunalskim podczas Wigilii Artystycznej otrzymałem nagrodę Black Box za swoje zaangażowanie w Biennale w Piotrkowie, które może stać się ważną imprezą ogólnopolską. W czasie krótkiego wystawienia zwróciłem uwagę na dwie sprawy. Nigdy nie otrzymałem żadnej nagrody w Łodzi, gdzie działam od...1985 roku oraz sprawę katalogu z ostatniego biennale, który niebawem się ukaże drukiem. Otrzymałem nagrodę prezydenta w Gorzowie Wlkp. (2006) oraz stypendia MKiDN: w 2007 i na rok 2016 (o tym dowiedziałem się od Krystyny Czerni 30.12.16) na opracowanie twórczości fotograficzno-filmowo-kolekcjonerskiej Andrzeja Różyckiego.

Zazdroszczę Piotrkowowi "swojego" środowiska artystycznego, które spotkało się na jakże sympatycznej Wigilii Artystycznej. Ten fakt potwierdził mi Bartek Jarmoliński, który przyjechał z Łodzi. Dyrektorowi Piotrowi Gajdzie i jego współpracownikom dziękuję za kilkuletnią współpracę.Organizowałem tu znaczące dla mnie wystawy, np.: Andrzeja Dudka-Dürera, fotorealizmu w malarstwie polskim, Keymo.

Nagroda Black Box za 2015. Wszystkie zdjęcia Mariusz Marchewa

Nagrodę wręcza DYREKTOR Piotr Gajda

Nagrodzony K.J.

K.Jurecki, Gordian Piec i Andrzej Hofman (w środku)

K. Jurecki dziękuje za nagrodę

Wigilia artystyczna 

14.01.16 spotkaliśmy się w ODA na dyskusji, którą prowadziłam, pt. Czy są granice sztuki? Dla jednych (np. dla mnie) są takie granice, dla innych ich nie ma. Ale spotkanie było bardzo interesujące i żywiołowe. Problem starałem się zasygnalizować na przykładzie fotografii Lalek Hansa Bellmera.

K.Jurecki i Piotr Gajda

14.01.16 Przed dyskusją w ODA, fot. K. Jurecki

Rok 2015 zakończeniem podsumowaniem fotografii polskiej dla magazynu "O.pl", w której zabrakło miejsca na najgorsze wystawy czy największe rozczarowania. Mimo to odezwał się na swoim blogu niezadowolony Sławomir Tobis, który osądza mnie od "czci i wiary" fotograficznej. Dowiedziałem się, że jestem "w permanentnym konflikcie z większością środowiska". Tylko co to znaczy "większość środowiska"? Fryderyk Nietzsche miał rację pisząc o "wiecznym powrocie" . Nie zdziwiłem się się zatem, gdy podobnie jak w 2011 roku w przypadku wystawy Andrzeja Lecha w FF w Łodzi, odezwali się ci sami klakierzy, ba używając nawet podobnej demagogicznej argumentacji. 

p.s Do W.W. Nie wpisuję się anonimowo. Po prostu "tam" nie ma  o czym dyskutować. 




czwartek, 14 stycznia 2016

The International Contest of Digital Photocreation ”CYBERFOTO 2016”

Dear Madam, Dear Sir

We kindly ask you to broadcast the regulations of the International Contest of Digital Photocreation ”CYBERFOTO 2016”
in your photographic community.  The purpose of this contest is to promote digital photography as an art with a particular
culture-producing meaning and to show the possibilities of digital creations of photographic images. It is the largest contest
of its type in Poland with over 1000 photos flowing in from all over the world. A catalogue in Polish and English is issued
from an open-air exhibition.
Works sent to the contest stress the relations that occur in the art of world imagery, which is being continuously evolved
towards the creation of certain visions based on advanced image recording technologies. The ambition of this contest’s
message is to maintain the bond with the modern quality of visual culture that is also forming our national identity.
Every year the exhibition is accompanied by a seminar devoted to the relations between art and technology.
We kindly invite you to participate in the ”CYBERFOTO” contest.

Szanowni Państwo

Uprzejmie prosimy o rozpropagowanie regulaminu XIX Międzynarodowego Konkursu Cyfrowej Fotokreacji
CYBERFOTO 2016 w Państwa środowisku fotograficznym.  Konkurs ma na celu promocję fotografii cyfrowej jako sztuki
o szczególnym ładunku kulturotwórczym, oraz pokazanie możliwości  cyfrowej kreacji obrazu fotograficznego.
Jest to największy tego typu konkurs w Polsce. Corocznie napływa ponad 1000 fotografii z całego świata.
Z wystawy poplenerowej wydawany jest katalog w języku polskim i angielskim.
Prace nadesłane na konkurs akcentują relacje zachodzące w sztuce obrazowania świata, która ciągle ewoluuje
w kierunku wytworzenia pewnej wizji opartej na zaawansowanych technologiach rejestracji obrazu.
Ambicją   przesłania   tego   konkursu   jest   utrzymanie   stałej    więzi z nowoczesną jakością kultury wizualnej,
kształtującej także naszą tożsamość narodową.
Wystawie corocznie towarzyszy seminarium poświecone relacjom pomiędzy sztuką
a technologią. W załączeniu przesyłamy regulamin konkursu.
Serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie CYBERFOTO 2016.

The oppenig of Cyberfoto in 2015

niedziela, 27 grudnia 2015

Most widely held works by Krzysztof Jurecki

My works (books, catalogs) from 1989 to the present. 60 works in 75 publications in 1 language and 107 library holdings


http://www.worldcat.org/identities/lccn-n94017447/







wtorek, 22 grudnia 2015

Wiktor Zawisza, dyplom z fotografii pt Salmon Tribe (WSSiP w Łodzi, lipiec 2015)

Wiktor Zawisza jest bardzo sprawnym fotografem, ale fotografem wyłącznie reklamowym. Nie poszukuje w sferze trudno definiowalnej sztuki, tylko w sferze namacalnej i jak najbardziej doczesnej, która związana jest z fotografią reklamową.

W dyplomowym cyklu Salmon Tribe (Łososiowe plemię) istotne są różne stany świadomości portretowanej modelki, od nonszalancji, poprzez ekstazę, do bliżej nieokreślonych. Liczy się przede wszystkim kolor i delikatny światłocień. Trzeba jednak pamiętać, że taki rodzaj atrakcyjnej wizualnie fotografii bardzo szybko starzeje się i zamiera. Dlaczego? Ponieważ nie ma zawartych w niej istotnych treści ideowych, i podobnie jak "piękno" samej modelki szybko przeminie. Chyba, że fotograf stworzy coś nowego, coś niebanalego, co przetrwa.




Zdjęcie z lewej najbardziej do mnie przemawia, także ze względu na interesujący efekt wizualny -odbicie rąk na blacie stołu, które powoduje silny, ale ukryty kontrast.


Osobiście wolę mniej pretensjonalny drugi cykl pt Alek, który także jest fotografią reklamową, ale o zdecydowanie bardziej portretowym charakterze. Jak wyznał artysta powstał on w czasie jednej, kilkugodzinnej sesji pod Radomiem. Poprawne kompozycje, dobre zharmonizowanie bieli z czernią, i jedna nieprzenikniona do końca twarz tworzą interesujący układ wizualny, dobrze prezentujący się w dyptykach.





p.s. Krótko o propagandzie sukcesu PKP! Kto oglądał reklamówki w Tv polskiej o podróżny z Łodzi do Warszawy w ciągu 67 minut po dwunastoletnim remoncie? Niech spojrzy na rozkład jazdy - nie ma połączenia, które trwały 67 min. Są znacznie dłuższe. Kto wydał publiczne pieniądze na niedawne reklamy? I po co?

I jeden komentarz z Onetu: ~podrózny z Łodzi : I co z tego mamy??? Z łodzi Widzewa do Warszaw Centralnej 1;27 do 1:43 min !!! Tak było 15 lat temu i z Łodzi Fabrycznej (jedna stacja więcej !!!). Warto było wydawać te miliardy ???