Szukaj na tym blogu

piątek, 10 stycznia 2014

Wspólnota Leeeżeć „Sala Kontaktów Międzyplanetarnych", (Galeria Re:medium, Łódź, 17.12.13-11.01.14)

Wczoraj popołudniem zwiedzałem kilka wystaw w Łodzi, dwa razy byłem: w MS1 (głównie oglądałem  i komentowałem zalety i wady "nierównej" artystycznie kolekcji Zachęty, która stała się kolekcją MS),  w Atlasie Sztuki szybko zwiedziłem pokaz  Zbigniewa Rybczyńskiego (niestety bez koncepcji i... filmów, poza Tangiem) oraz niedaleko łódzkiego salonu, czyli Atlasa Sztuki ucieszyłem się z Sali Kontaktów Międzyplanetarnych. Nie widziałem jednak UFO, ani żadnych kosmitów, ale w absolutnej ciemności sympatyczną  panią pilnującą wystawy oraz skrytego w otchłani mroku Egona Fietke, dokumentującego bardzo udaną świetlną instalację grupy Wspólnota Leeeżeć. 

Wystawa czynna jest do 11.01. więc potencjalnych widzów zachęcam do obejrzenia, gdyż rzadko się zdarza oglądać profesjonalne panowanie nad przestrzenią i tworzenie przekonującego języka totemicznego, który odwołuje się do rożnych zaskakujących form przekazu, jak: graffiti z użyciem szablonu,  sztuka psychodeliczna, abstrakcja geometryczna, "kinetic art" czy być może sztuka Azteków. To mieszanka prawie wybuchowa w łączeniu sprzecznych idei, ale jakże udana; z przenoszącymi się po podłodze odrobinami fluorescencyjnej materii, która jest "duchem" tej bardzo udanej realizacji. A czy wystawa ma słabe strony? Być może jest nią tytuł i wynikający z niej problem..., jakim jest infantylizacja.

Wszystkie fotografie Egon Fietke

P.S. w prasie drukowanej i internetowej jak grzyby po deszczu pojawiały się podsumowania roku. Ich nadmiar powoduje, że zazwyczaj są bezwartościowe, np. o wykładach o sztuce w Biedronce(!), czy omawianie ważności wystawy poprzez pryzmat guza siostrzeńca. "Krytycy" zastanówcie się co piszecie i co z tego wynika! Moje podsumowanie roku 2013 w fotografii polskiej pojawi się w przyszłym tygodniu na portalu O.pl


niedziela, 29 grudnia 2013

Michał Pikula - malarz(!), muzyk (!), twórca wideo, fotograf, myśliciel (!)..., czyli o sztuce wysokich lotów

Michał Pikula, fot. LC (źródło Super-Nowa)

Michał jest moim wieloletnim bardzo dobrym znajomym, ale nie miałem z nim kontaktu od początku lat 80. do 2013. Długo nie mieliśmy kontaktu, ale widziałem jego prace na zbiorowej wystawie w Lublinie w 2012 roku i byłem pod wrażeniem jego malarstwa. Wiedziałem także o wystawie przygotowanej przez Jurka Truszkowskiego w BWA w Bielsku w 2009, gdzie wystawiał wraz Ireneuszem Puchaczem, jako przedstawiciele grupy, a właściwie duetu Hieny Postmoderny. Przykład Truszka pokazuje, że w dalszym ciągu należy poszukiwać zjawisko mało popularnych, ale mogących być istotnymi, ze względu na ich wartości artystyczne. Dlaczego nie zobaczymy wystaw Michała Pikuli czy Ireneusza Puchacza w Lublinie? Gdzie np. w Galerii Białej czy w Labiryncie, które powinny wręcz lansować twórczość tego rodzaju. Tym razem "przespały" sprawę.

Postanowiłem zmierzyć się z twórczością Michała, która cenię i przed którą widzę perspektywy rozwoju  w tekście pt. Nieznane szczegóły biografii... opublikowanym w "Exitcie" (2013, nr 3), magazynie, który istnieje od 1990 roku. Co ciekawe malarstwa uczył się kilka lat po skończeniu studiów na UMCS w latach 90., kiedy poznawał je samodzielnie. Rozwijał wówczas koncepcje oparte na krajobrazie (tulipany) w stylu postimpresjonizmu (van Gogh), trochę surrealizmu i sztuki psychodelicznej, nie do końca profesjonalnej, gdyż zawodowstwo często ją unicestwia. Jego styl, oparty o fotografie, jest jednak plakatowy i czasami pobudowany zagadkowym tekstem.

Świetne są także realizacje wideo-muzyczne tworzone przez grupę Hieny Postmoderny. Mniej podobają mi się krótsze utwory wideo Michała, prawdziwie i prześmiewczo postmodernistyczne. 

Hieny Postmoderny, Życie, 2012

Hieny Postmoderny, Szukaj Pana, 2012

Michał Pikula, Bo nie ma  czasu, 2009

I  na koniec trochę mniej znanych obrazów, zawierających się między abstrakcją aluzyjną, ekspresjonizmem a psychodelic art, której "ślady" w dalszym ciągu są widoczne w najnowszej twórczości z ostatnich lat. Andrzej Urbanowicz ucieszyłby się z tych obrazów...

Abstrakcja, 2006

Czerwony pies, 2009

Krowa, 2008

Drzewo, 2008

Węże


P.S. Przy okazji polecam koncert z Tv Kultura (28.12.13) Waglewski, Fisz, Emade pt. Matka, Syn, Bóg. Wojciech Waglewski jest prawdziwym artystą i ma wiele do przekazania.

piątek, 13 grudnia 2013

Problemy młodej sztuki (malarstwo, fotografia, wideo)

Potencjalnych czytelników odsyłam do swego syntetycznego tekstu z portalu O.pl Młodzi artyści - biznes czy sztuka?, który jest pierwszym głosem w dyskusji. W takim tekście nie mogłem wymienić wszystkich artystów, których cenię. Można jednak zwrócić uwagę na kilka problemów do których należy arogancja wielu dyrektorów muzeów i galerii polskich oraz niebezpieczny styk sztuki i biznesu w wydaniu polskiego kapitalizmu, o czym jak najbardziej słusznie pisał Andrzej Biernacki na blogu Galerii Browarnej. Jeśli degeneracja życia politycznego stała się faktem, to podobnego efektu można oczekiwać w innych sferach życia publicznego, w tym zarządzaniu kulturą i niestety muzealnictwie. Muzea nie są neutralnym czy autonomicznym tworem, ale jak udowodnił to Michel Foucault, są odbiciem realności władzy. Każde - i to w Łęczycy i to we Wrocławiu, nie mówiąc o Warszawie. 

Problemy młodej sztuki są takie same, jak wcześniej, tylko ustrój się zmienił. Ale reguły jej promowania są scentralizowane do kilku galerii i nieprzejrzyste. Np. co wyniknęło z wielkiej promocji Cezarego Bodzianowskiego przez kilka ostatnich lat?  Wystawa z MS1 w Łodzi w 2013 roku, która była ewidentną porażką. Tylko nie wiem czy bardziej artysty czy jej kuratora? Czy jakaś gazeta o tym napisała czy mamy jakąś rzetelną recenzję? Nie znam, świadczy to o słabości krytyki artystycznej.

A jaki jest stan młodej sztuki - niejednoznaczny, złożony i zmienny. Tak, to banalne stwierdzenie. Potrzeba przede wszystkim dyskusji na temat, której coraz bardziej brakuje, gdyż muzea i galerie nie są tym zainteresowane. Są zainteresowanie tym, jakie są "wielkie" i wspaniałe i jaką "wielką" sztukę pokazują. Nie na tym polega pluralizm i reguły tzw. demokratycznej dyskusji.

Keymo, Bez tytułu, 2009

sobota, 7 grudnia 2013

Agata Połeć "Emblematy" (dyplom z fotografii WSSiP w Łodzi, listopad 2013)

Kolejnym obiecującym dyplomem z 2013 r. z WSSiP w Łodzi jest cykl Emblematy wykonany przez Agatę Połeć. Można go rozpatrywać jako pendant do cyklu Tajemnice Michała Chojnackiego. Pomysł Agaty Połeć polegał na tym, aby portretowane osoby z jej generacji pokazać z różnymi istniejącymi lub symulowanymi akcesoriami, czyli tytułowymi emblematami. Widzimy dziwny gest skrzypaczki pozbawionej instrumentu muzycznego, czy autentyczną maskę na twarzy, a także trzymane w rękach drobne przedmioty (igła i nici) lub ślady po farbie, glinie - bardziej lub mniej widoczne. Wszystkie te zabiegi służą w poszukiwaniu nowego rodzaju portretu, adekwatnego do nowych czasów.

Zasada tego typologicznego portretowania opiera się na konsekwentnym stosowaniu neutralnego tła, ubrania portretowanych w tą samą białą koszulkę, ustawienia bezimiennych psychologicznie twarzy w 3/4. To wszystko powoduje silnie zaznaczoną obiektywizację. Polega ona na tym, że osoby mimo, że są metaforą różnych zawodów, wyglądają podobnie. Dopiero próba wniknięcia w zarysy poszczególnych twarzy powoduje nasze zakłopotanie, a może nie tylko. Wszystko zależy od tego, co chcemy poznać? Takie myślenie o fotografii, jak reprezentuje autorka, jest jak najbardziej ciekawe. Przypomina o konceptualnej tradycji i przybliża się do tradycji szkoły Becherów (Thomas Ruff).

Cykl w dalszym ciągu jest otwarty, tj. nieskończony. Dlaczego tak sądzę? Trudność w jego ukończeniu polega na tym, jakim zdjęciem zacząć i jakim zakończyć poszukiwanie nowych emblematów, za pomocą których można na nowo określać różne profesje i zawody. Ale pamiętajmy, że niektóre z cykli muszą być nieskończone, gdyż nie ma i nie może być ich definitywnego podsumowania. Czy tak jest w przypadku? Zobaczymy! 

Agata Połeć i Michał Chojnacki oraz Piotr Kosiński należeli do pasjonatów fotografii, kiedy studiowali w WSSiP w Łodzi. Teraz swoje dokonania mogą już kontynuować na własny rachunek. Muszą pamiętać, aby nie przejmować się tzw. trudnościami i tym, że z wielu galerii nikt im nawet nie odpowie. Taka, też jest,  niestety negatywna "natura" polskiego życia artystycznego.









P.S. 07.12.13 w dzienniku TV o 19.30 poinformowano, że Łódź wydała na świąteczną iluminację ul. Piotrkowskiej 2 ml złotych, a Wrocław 1 ml. Z tego wniosek, że w mieście włókniarek nie brakuje pieniędzy na kulturę, a ....właściwie oświetlenie budynków i bombki. I wnioskuję dalej, że Łódź jest bogatszym miastem niż Wrocław. Tylko skąd tyle pustostanów i walących się ruder w centrum miasta? 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Michał Chojnacki (obiecujący dyplom z fotografii "Tajemnice", WSSiP w Łodzi, listopad 2013)


Oprócz nawiązania do koncepcji portretu renesansowego widoczne są także próby, ale jakże udane, sięgania do portretu "innego" czy antyportretu z XX w., aby przypomnieć tylko zdjęcia Zdzisława Beksińskiego. W tej koncepcji liczy się maskowanie tożsamości (Witkacy) lub jej zmiana. Prace Michała Chojnackiego są wyrafinowane, świetnie oświetlone, w plastyczny sposób uwypuklają drobny "gest", w którym zawarta jest tajemnica osoby, może "prawdy bycia". A może to tylko zwykła i ulotna chwila, jaką potrafił uchwycić czuły fotograf? 


Te prace oglądam i analizuję w kontekście zdjęć Sylwii Kowalczyk, która poprzez swoje doświadczenia z chorobą oczu, portretuje swoją generację w bardziej surrealistycznym stylu. Michał Chojnacki stworzył przekonującą opowieść nie tylko o twarzach czy wizerunkach, ale o ludzkim życiu, do którego mamy jedynie  ograniczony wstęp, nigdy go jednak nie poznany. Pomimo, że tak "dużo" widzimy na fotografiach i potencjalnie wiemy o naturze człowieka. 




Właśnie ta praca przypomina mi jedno ze słynnych zdjęć Beksińskiego. Fotograf świetnie panuje w tych pracach nad gestem ułożenia rak. Dodają one dodatkowych aspektów symbolicznych. 



Życie ludzkie zatacza krąg, od urodzin po kres. Fotograf-portrecista może wiele pokazać, może tez mamić. Te fotografie przypominają mi jednak przede wszystkim malarstwo włoskiego odrodzenia, kiedy portretowani ludzie przestawiani byli godnie, jako piękne istoty.  To świetne fotografie, świadczące o bardzo dużym talencie. Jestem pod ich wrażeniem. 

piątek, 22 listopada 2013

Piotr Kosiński, W kręgu religii, czyli odpowiedzialność wobec innych...

Bez tytułu, 2011

Co pokazują nam "proste" zdjęcia Piotra Kosińskiego? Śmierć, modlitwa, wiara a może samotność i starość są tu dominantą? Nie chcę i nie mogę rozstrzygać. Dla są to prace autentyczne, które wyrażają najbardziej autentyczne potrzeby człowieka. patronem takiej humanistycznej i religijnej fotografii jest Marian Schmidt, który prowadzi Warszawską Szkołę Fotografii. 

Bez tytułu, 2013

Na blogu pokazuję tylko mały fragment jego działalności. Ogólne uwagi dotyczą tego, że wole jego realizacje czarno-białe i bez rozbudowanej metafory. Jest czułym portrecistą i ten rodzaj fotografii powinien rozwijać.

Mała modlitwa, 2012

P. Kosiński niedawno napisał do mnie w mailu ważne zdania (14.11.13): "Również uważam, że sama sztuka jest wejściem w sferę duchowości i jest czymś nadprzyrodzonym jak religia. Te mroczne zdjęcia również zaliczam do tej sfery, jednak to przeciwległy biegun. Jest to dla mnie rodzaj ostrzeżenia i pokazywania świata, który istnieje i jest zagrożeniem dla człowieka, szczególnie nieświadomego. Może to odpowiednia rola dla tych zdjęć."

Bez tytułu, 2013

Spotkanie na Anioł Pański, 2012

Różaniec, 2012

Dyptyk Adwentowy, 2012


Adoracja, 2012

Sakrament, 2012

Samotna modlitwa, 2012

Środa Popielcowa, 2012


Są to chyba najważniejsze fotografie religijne, jakie powstały w Polsce po śmierci Zofii Rydet. Mało tego cześć z nich kontynuuje jej wczesny styl. 

Strona www
http://www.kosipiotr.pl


Dwie Wieże. Śladami Tomasza Sobieraja, 2013

P.s. Może warto pójść śladami Tomasza Sobieraja? Istnieją one w prozie, poezji, nie tylko w fotografii.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Relacja z Portfolio Review w Bratysławie (listopad 2013)

Gabriela Huk, (Wo)mandala, 2013


Gabriela Huk, (Wo)mandala, 2013

Gabriela Huk, (Wo)mandala, 2013

Eikon, 2009

Eikon, 2009

Eikon, 2009

Eikon, 2009

Pierwszy raz usłyszałam o przeglądzie portfolio w Bratysławie jeszcze na studiach na ASP w Gdańsku. Wtedy jednak miałam pod ręką sztab wykładowców i innych studentów, z którymi mogłam swobodnie wymieniać opinie i dyskutować na temat własnych prac.  Ostatnio - kilka lat po ukończeniu szkoły - zabrakło mi tego krytycznego spojrzenia na własną twórczość. Traf chciał, że przypomniałam sobie o istnieniu Portfolio Review tuż po otwarciu rejestracji. Krótka wymiana maili z organizatorami i raptem kilka dni później rezerwowałam bilet na samolot.

Nie oczekiwałam wiele. Mimo pochlebnych opinii, które słyszałam z różnych stron, nie chciałam jechać do Bratysławy z nastawieniem, że będzie to huczny początek mojej fotograficznej kariery. Nie szukałam pochlebstw i poklasku; zależało mi na konstruktywnej krytyce i poznaniu opinii osób z różnych środowisk, które po raz pierwszy spotykają się ze mną i z moją fotografią. I dokładnie to dostałam: w ciągu dwóch intensywnych dni miałam okazję pokazać swoje fotografie aż 10 recenzentom i kilkunastu współuczestnikom. I tak jak różni byli moi rozmówcy, tak różne mieli na temat moich prac opinie: ok. 1/3 rozmów była całkowicie bezwartościowa, 1/3 głosów pochlebna i 1/3 konstruktywnie krytyczna. Najbardziej cenię sobie wypowiedzi tych ostatnich bo i z nich najwięcej utkwiło mi w pamięci. Na jak długo? - to się dopiero okaże.

Atmosfera była przyjemna, czas płynął szybko. Zadziwiające było to, jak homogeniczne wrażenie sprawiały prace 80-ciu uczestników przeglądu, pochodzących zresztą z różnych części Europy. Wykazywali oni bardzo podobne podejście do fotografii. Brakowało indywidualistów, niewielu wykształciło swój unikalny język. Przeważał dokument. Widać taka panuje teraz moda, gdyż jedną z uwag, jakie usłyszałam odnośnie moich prac było to, że nie nadążam za trendami fotografii współczesnej –  cóż, nie chcę zabrzmieć zarozumiale, ale chyba jednak bardziej mnie to cieszy niż martwi. 

Przegląd portfolio jest tylko jednym z wydarzeń Miesiąca fotografii w Bratysławie. Niestety z powodu ograniczonego czasu i napiętego grafiku spotkań nie udało mi się zobaczyć zbyt wielu otwieranych właśnie wystaw. Miałam okazję dokładnie obejrzeć jedynie ekspozycję festiwalu OFF, gdzie młodzi twórcy mieli wypowiedzieć się na temat swojego „straconego” (sic!) pokolenia. I choć wizja kuratorów była przejrzysta, to w różnorodności prezentowanych prac nie udało mi się doszukać tego, co socjologowie wymieniają jako cechy charakterystyczne pokolenia Y (do którego zresztą sama się zaliczam).

Tak czy inaczej spodobała mi się formuła tego typu przeglądów i mimo drobnych niedociągnięć organizacyjnych wróciłam do domu z dość dobrym wrażeniem ogólnym. Wiem, że potrzebuję krytyki i możliwości dyskusji jakie dają takie imprezy. W przyszłym roku będę musiała podjąć decyzję, czy podtrzymywać kontakty zawarte podczas tegorocznej edycji w Bratysławie, czy nawiązywać nowe w Alres, Wiedniu, Londynie lub Sztokholmie. 

Gabriela Huk
www.gabrielahuk.com

W tym roku w przeglądzie portfolio w Bratysławie wzięło udział 80 uczestników i 35 recenzentów. Zwycięzcami konkursu na najlepsze portfolio zostali:

1. Magnus Cederlund http://www.magnuscederlund.com/
2. Maarten Boswijk http://www.maartenboswijk.nl
3. Jacek Fota http://jacekfota.com/
  
Prace Gabrieli Huk  z cyklu (Wo)mandala wydają się zbyt znaną strategią (Konrad Kuzyszyn, Zofia Kulik, Dominik Pabis,etc), aby mogły się spodobać recenzentom. Pozostałe z lustrami nie są do końca wyartykułowane  Na ile, mogę je tu ocenić. Ale autorka posiada duży potencjał intelektualny  z kręgu fotografii i semiotyki i w tym kierunku może rozwijać swą twórczość. 
Krzysztof Jurecki

czwartek, 7 listopada 2013

Andrzej Dudek-Dürer w "Krytyce Literackiej" i w Lublinie (finisaż wystawy "Andrzej Dudek-Dürer - Wciąż się zmieniając", 05.11.13, godz. 19)

okładka "KL"

Ukazał się nr 2/2013 "Krytyki Literackiej" unikatowego pisma literackiego wydawanego w Łodzi. Wśród autorów: Maciej Świerkocki, Józef Baran, Tomasz Sobieraj - redaktor naczelny pisma, Bolesław Faron, Magdalena Fabiś i i inni. Na okładce i w środku zamieszczono kilkanaście prac graficznych i blisko fotograficznych (technika druku cyfrowego) Andrzej Dudka-Dürera, któremu poświeciłem kolejny esej Medytacja jako sztuka. Sztuka jako forma schronienia.  Od początku lat 90. jestem zafascynowany jego twórczością.

Gesty. Andrzej Dudek-Dürer jako żywa rzeźba, 2004

Kilka dni temu odnośnie "KL"  napisałem na Facebooku: "Na okładce A. Dudek-Dürer nasz wielki/skromny artysta. Już postać mityczna, zupełnie poza zainteresowaniem np. MSN w Warszawie. Dlaczego?". Pytanie jest zawieszone wirtualnym świecie i pewnie nie uzyskamy satysfakcjonującej odpowiedzi. Oczywiście ilość ważnych instytucji, które zupełnie nie interesują się wrocławsko-norymberskim artystą jest zdecydowanie dłuższa: CSW w Warszawie, Zachęta w Warszawie czy Muzeum Sztuki w Łodzi (po 2005 roku). A powinny to czynić m.in. z powodu unikatowej czy wręcz genialnej koncepcji "butki butów", która jest realnym połączeniem życia i sztuki, o której marzyło tak wielu artystów awangardy i modernizmu. Ale tylko nieliczni potrafili ten postulat zrealizować!

Dzień przed finisażem przeczytałem ciekawy tekst Marty Czyż pt. Nisza i mainstream z "Obiegu", w którym analizie poddana zostały dwie instytucje i wystawy. Dlaczego autorka nie skonfrontowała Galerii Labirynt (dawnego BWA) z Galerią Białą, która przez lata była w opozycji do koncepcji BWA, co byłoby bardziej zasadne, tego nie wiem? Porównanie giganta a może Goliata, jaki jest Labirynt z Dawidem, czyli z ACK Chatka Żaka UMCS jest mało zasadne. W Labiryncie obejrzałem mało przekonującą wystawę Krzysztofa Wodiczki w czarno-białych wydrukach i bardziej czytelną w kolorowych. Zupełnie pozbawioną tego co najważniejsze - koncepcji. Zdecydowanie lepiej prezentowała się ekspozycja Dominika Lejmana, ale znam ją tylko z reprodukcji. Nie zdążyłem, spóźniłem się kilka godzin.  Twórczość Wodiczki po wielkich dokonaniach z lat 70., 80. i 90. w XXI wieku utknęła jednak w jakimś martwym punkcie powtórzenia. Powtarzania siebie samego. 

A sam finisaż bez udziału Andrzeja Dudka-Dürera? Miło było wiedzieć i rozmawiać o sztuce z: Jolantą Męderowicz, Henrykiem Kusiem, Marcinem Sudzińskim, Lucjanem Demidowskim, Michałem Pikulą. Z tymi dwoma ostatnimi w okolicach Galerii Białej, gdzie serdecznie przywitała nas Anna Nawrot i oprowadziła po swoim królestwie. (Trzeba dodać jakże pięknym, w kolorze bieli!).

Idea Kioskartu (nazwa od specyficznego miejsca i jego wystroju) stworzona została przez przez dyrektorkę Chatki - Barbarę Wybacz, która do współpracy zaprosiła ważnego lubelskiego fotografa M. Sudzińskiego, jeśli będzie utrzymana i rozwijana, może być ciekawą alternatywą dla oficjalnej i uznanej działalności Labiryntu. Nie można tych galerii porównywać do końca ze względu na diametralnie inne możliwości finansowe, choć efekt finalny można. 

Andrzej Dudek Dürer przekazuje nam wiele problemów z najnowszego obrazowania (grafika, fotografia, wideo), w którym modernistyczna podmiotowość mierzy się rzeczywistym i symulacyjnym światem. Nad tym wszystkim jednak dominuje medytacyjna postawa artysty, utrzymująca istnienie i trwanie świata... oczywiście według buddystów... albo osób wierzących. Jeszcze innym problemem jest zagadnienie reinkarnacji, w które wierzy artysta. Jak się do niego odnieść, kiedy w Europie religia umiera albo zamiera?

Wehikuł... skupienia energii, 2010, fot., druk cyfrowy, 49,5 x 64 cm

p.s. Serdeczne pozdrowienia dla M.S. i J.M., niewykorzystanej szansy krytyki lubelskiej.