Szukaj na tym blogu

środa, 31 marca 2010

Ewa Bloom Kwiatkowska. Księga Kronik. Idee i maski (Państwowa Galeria Sztuki Wozownia w Toruniu, 19.03-11.04.)


32009


Powyżej przedstawiona praca 3 jest rodzajem instalacji, gdyż obraz powieszony został na specjalnie pomalowanej ściance, co dodało mu dodatkowych walorów. To symboliczna Ściana Płaczu. Co ciekawe, pojawił się tu jej nowy symbol! Czy jest to udany zbieg? Moim zdaniem bardzo! Można tu doszukać się tradycji nauczania Stanisława Fijałkowskiego, którego cała sztuka polegała na poszukiwaniu nowej istoty archetypów.




Ewa Bloom Kwiatkowska. Księga Kronik. Idee i maski - taki tytuł nosi wystawa pokazywana w Toruniu. Jest to już druga, tym razem poszerzona o kilka obrazów, propozycja nowego malarstwa Ewy Bloom Kwiatkowskiej, która uczy na łódzkiej ASP. Od kilku lat w nowej formule ekspresjonizmu podejmuje odwieczne problemy: cierpienia, zła (w tym jego banalności), zagrożenia we wszelkich jego przejawach historycznych oraz śmierci. Wszystko do niej prowadzi, a poświadcza to cykl Księga Kronik sięgający do Starego Testamentu.

Artystyczne spektrum, jakie podejmuje Ewa jest bardzo szerokie, w tym dotyczy życia takich artystów, jak Katarzyna Kobro czy Jerzy Kosiński (cykl Idee i maski). Artystka umiejętnie operuje formą abstrakcyjna, która przekracza istotę tego rodzaju twórczości, stając się formalnie pulsującym organizmem, jak w koncepcji Władysława Strzemińskiego. Potrafi też spojrzeć sarkastycznie, również na siebie, dodatkowo lekko deformując obraz (EB_xx, 2007).

Wartością jej sztuki jest sprowadzanie każdej formy, jaką operuje, także o tradycji abstrakcji geometrycznej, do znaku śmierci (np. Łaźnia / Higiena, 2009). Próbuje analizować to zjawisko korzystając z zapośredniczonego obrazu fotograficznego i filmowo-komuterowego, co nie jest łatwe, gdyż tego rodzaju zapożyczona i zmieniona w procesie transformacji twórczość może łatwo zbanalizować swe posłannictwo czy stać się przekazem bliskim pop-culture. Ale artystka jest bardzo wnikliwą i czułą interpretatorką tego rodzaju zmedializowanych obrazów. Prawie zawsze wychodzi obronną ręką.

Bardzo szybko, bo w przeciągu kilku lat i po dwóch wystawach stała się czołowym twórcą w Łodzi w zakresie malarstwa! Nie, to nie przesada. I w dalszym ciągu jej sztuka dynamicznie się rozwija. Jest to zaskakujące i optymistyczne, także ze względu na ubogą tradycją łódzkiego malarstwa.

P.S.
Zachęcam do przeczytania katalogu wydanego przez Galerię Sztuki Wozownia w Toruniu pt. Ewa Bloom Kwiatkowska. Księga Kronik. Idee i maski (2010) oraz do zapoznania się z zawartymi tam reprodukcjami obrazów i tekstami: Magdaleny Wicherkiewicz i K. Jureckiego. 


EB_xx, 2007


Lights III, cykl Księga Kronik, 2007


Lights V, cykl Księga Kronik, 2007






piątek, 26 marca 2010

Dla natury (marzec 2010)

Dla natury, marzec 2010


Pracę dedykuję artystom, którzy bezinteresownie od lat współpracują z naturą, jak  Aleksandra Mańczak, Zygmunt Rytka czy Edward Łazikowski. Nie jest to częsta postawa w sztuce i nie jest, wbrew pozorom łatwa, gdyż najczęściej sprowadza się do banału i kiczowatości.  

Warta przypomnienia  jest historia Rytki, który swą przygodę z naturą rozpoczął na początku lat 80., kiedy starał się panować nad naturą - rzeką i kamieniami. Po kilku latach zrozumiał, że jego neoawangardowe postulaty prowadzą donikąd. Rozpoczął dialog z naturą, starając się wsłuchać w jej rytm i uchwycić jej istotę. Na tyle, na ile jest to możliwe. Jego postawa i droga twórcza w aspekcie wsłuchania się w przyrodę warta jest najwyższej uwagi. 

Takiej skromnej i bezinteresownej postawy nie odnalazłem na wystawie Stanisław Fijałkowski (galeria Atlas Sztuki w Łodzi), gdyż najwybitniejszy uczeń Władysława Strzemińskiego całą rzeczywistość postanowił zamienić w abstrakcję, a to nie dało, poza kilkoma obrazami, ostatecznego rozwiązania czy wskazania drogi, którą Fijałkowski raczej przeczuwał niż wskazywał.

P.S.
Nawiasem mówiąc, zaczęło się zmartwychwstanie przyrody.



piątek, 19 marca 2010

Kim jest Zbigniew Libera?

K. Jurecki, List otwarty do Ministra Kultury i Sztuki, 1988


Zbawiciel świata, 1985  wł. K.Jurecki



Bez tytułu [Laleczka II], 1987, wł. K. Jurecki



Bez tytułu [Laleczka I], 1987, wł. K. Jurecki



Film bez tytułu. Zniszczony, 1985-86, wł. K. Jurecki


Pytanie wydaje się banalne i odpowiedź wydaje się prosta, ale tak nie jest. Sam Libera opowiadając o sobie na spotkaniu we Wrocławiu w Teatrze Współczesnym 17 lutego 2010 roku przypomniał, że w latach 80. miał różnego typu wizytówki i w zależności od sytuacji posługiwał się nimi. Mógł być każdym i wcielić się w każdą postać, np. gastryka. I tak pozostało do dziś! W latach 80. i 90. często opowiadał, że był w seminarium o. pallotynów w Ożarowie. Obecnie w mającym więcej mankamentów niż zalet katalogu Zbigniew Libera. Prace z lat 1982-2008 wydanym przez Zachętę tej informacji już nie ma.

Obecnie bardziej przypomina mi działacza z Komitetu Centralnego, który teraz nazywa się Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej. Nie wiadomo czy z inicjatywy własnej, czy mas Libera pragnął „zdjąć” dyrektora Wojciecha Krukowskiego ze stanowiska w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, co oczywiście byłoby nadużyciem władzy i prywatą.

Wertując katalog Zbigniew Libera. Prace z lat 1982-2008 z Zachęty interesowało mnie, czy będzie w nim wzmianka o moim tekście zamieszczonym w państwowym piśmie, jakim była wówczas „Sztuka”, nr 5/6 z 1988. Był to List otwarty do Ministra Kultury i Sztuki [w sprawie Zbigniewa Libery i Jerzego Truszkowskiego] skierowany do ówczesnego Ministra Kultury i Sztuki prof. Aleksandra Krawczuka, co w tamtych realiach politycznych było dużym ryzykiem. W katalogu mego listu nie ma, a zawarte informacje na jego temat są co najmniej błędne. W następstwie opublikowania go zostałem wezwany do ówczesnego dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi, który mnie pouczył i spytał „czy wiem, co robię?” Ryszard Stanisławski nie znał takich twórców, jak Libera. Nie byli zupełnie w jego spektrum zainteresowań. Wtedy skończyło się na ostrzeżeniu. Problemy pojawiły się trochę później w związku z Łodzią Kaliską, ale mniejsza o to. Libera dokonując swoistej cenzury pominął w katalogu również inne teksty, które pisałem już w końcu lat 80., a także później: w latach 90. i obecnie (np. w katalogu wystawy Wokół dekady. Fotografia polska lat 90., 2002). Zainteresowanych odsyłam do swej strony www. Wiele błędów i "braków" w katalogu z Zachęty, wskazuję w swym tekście Obóz koncentracyjny według Libery z 32. numeru „Kwartalnika Fotografia” (2010). 

Ale większe wrażenie zrobiła na mnie informacja podawana przez Agnieszkę Morawińską, a także kuratorkę wystawy – Dorotę Monkiewicz, a następnie przez Łukasza Rondudę, dotycząca przełomowej w życiu Libery wyprawy do Egiptu w 1989. Mityczna ekspedycja, podobnie jak w życiu Witkacego czy Josepha Conrada, pojawiła się już w następnych omówieniach wystawy! Problem w tym, że dokładnie pamiętam wyjazd Zbyszka, a swe wspomnienia skonfrontowałem także z Jolantą Ciesielską, gdyż pamięć jest zawodna. Libera owszem był w Egipcie, ale na krótkiej wyciecze z biurem podróży, z której wrócił ogromnie rozczarowany! Mamy więc do czynienia ze zwykłą konfabulacją i być może jest ona ważną metodą  w działalności Libery, co nie jest rzadkie na gruncie sztuki polskiej. W jednym z wywiadów pt. Chleb czy śrubka  udzielonym dla „Dużego Formatu” (11.12.2009 rozmawiała Dorota Jarecka) Libera przedstawił się jako niemalże były kloszard zbierający z żoną pety pod Dworcem Centralnym w Warszawie. Natomiast w ostatnim zamieszczonym w "Wysokich Obcasach" (27.02.2010) jest już artystą  innego rodzaju - korzysta z  helikoptera do produkcji wątpliwych według mnie panoram fotograficznych. Te, które widziałem w magazynie przypominają kadry z Mad Maxa (1979!), z odrobiną lekcji Jeffa Walla. Nic szczególnego, ale zadziwiający jest ich reklamowy kontekst oraz sposób manipulacji Teorią widzenia Władysława Strzemińskiego, która z tego typu twórczością, jaką  obecnie uprawia Libera, nie ma nic wspólnego.

Jeszcze większe zdziwienie wywołał we mnie fakt, że organizatorzy wystawy w Zachęcie nie byli zainteresowani pokazaniem wczesnych prac Libery. Sam prezentowałem niektóre z nich już w 1992 roku na wystawie Fotografia polska lat 80-tych. Ze zbioru Krzysztofa Jureckiego, Galeria Dziennikarzy, Kutno, czerwiec-lipiec 1992 (kat., ksero). Wiedział o nich oczywiście sam zainteresowany, wiedziała kuratorka, a jedna z nich jest nawet na mojej stronie internetowej, gdyż są jedynymi odbitkami oryginalnymi z serii wykonanej przez Liberę powtórnie w 2005 roku (złe datowanie w katalogu, gdyż w 1985 roku powstał  negatyw). Wczesne fotografie różnią się koncepcją od tych pokazanych w Zachęcie, a poza tym prezentują Themersonowskie „kontrolowane niechlujstwo”, gdyż artysta w tym czasie nie potrafił ich poprawnie odbić. Mówiłem mu o tym, że jest to ich wadą, ale upierał się. Teraz pokazywane są jako perfekcyjne i sterylne odbitki, zupełnie inne (także formatem) od tych nielicznych, tworzonych w latach 80. Które są ważniejsze? Gdy tę historię z pominięciem kilku oryginalnych i ważnych prac odpowiedziałem niedawno Adamowi Mazurowi odpowiedział: „Po co pokazywać oryginały, kiedy te zrobione teraz sprzedaje się po 1500 Euro w Rastrze”? Ewentualny klient chciałby może mieć vingate, wiec trzeba było go „ukryć”, co jest oczywiście dodatkowym błędem kuratorki wystawy w Zachęcie. 

Kilka lat temu dyskutowałem z Przemkiem Kwiekiem na temat, czy Zbyszek jest artystą niezależnym od rynku sztuki. Wydaje mu się, że umie nim sterować, ale jego  działalność jest  coraz bardziej związana ze sferą biznesową i ideologiczną zarazem (z OFSW, nie mylić z BBWR). Chyba jednak jest zależny od rynku sztuki, gdyż stał się on głównym celem jego działania, wystawiania i istnienia twórczego. Nawet już uwikłanie w zależność z galerią Raster budzi moje poważne wątpliwości, gdyż przypomina mi ona wirtualny twór istniejący dzięki państwowym dotacjom. Tylko, że teoretycznie mamy do czynienia z niezależną galerią, jedną z najbardziej znanych w Polsce, budującą rynek sztuki. Na razie ten skandaliczny fakt ministerialnych dotacji ujawnił blog Galerii Browarnej w tekście FreeWolny Rynek. To, że Ministerstwo Kultury finansuje prywatny biznes kilku polskich galerii z Warszawy jest bardzo dziwne i niepokojące. I nie są to małe pieniądze!

W wywiadzie przeprowadzonym przez Dorotę Jarecką zamieszczonym w „Wysokich Obcasach” pt. Można wziąć tylko jedną parę butów (27.02.2010) pojawił się wątek znajomości twórczości Libery w Czechach, także wśród studentów fotografii ze Śląskiego Uniwersytetu w Opavie. Być może stało się to w następujący sposób: na zaproszenie dyrektora Vaclava Macka na Miesiącu fotografii w Bratysławie w 2005 miałem wykład pt. Zbigniew Libera and the Youngest Generation in Polish Photography, na którym byli także studenci z Opavy. Jednak studiuje tam dużo Polaków, więc może przebiegło to w ten sposób?... Być może?

Piszę to wszystko, aby przywołać kilka aspektów z życia i twórczości Libery. Adresuję swe przemyślenia do tych, którzy będą pisali biografię a następnie analizowali jego wybitną twórczość i przestrzegam, by nie ufali zarówno wypowiedziom artysty, jak i samemu katalogowi, w którym rozczarowują także teksty, gdyż nie odpowiadają na pytanie o miejsce Libery nie tylko w powojennej fotografii i sztuce polskiej, ale i w światowej. Niektóre jego prace, np. Jak tresuje się dziewczynki, Lego. Obóz koncentracyjny czy Christus ist mein Leben mają szansę zaistnieć w historii sztuki światowej. Tak, to wcale nie jest przesada! Libera stworzył kilkanaście wybitnych prac.

Wiele o postawie, inspiracjach i rozwoju Zbyszka napisał Jerzy Truszkowski w tekście Lagerhaarschneider. Zbigniew Libera ("Exit" 1996, nr 4), który w katalogu z Zachęty ma błędną nazwę. Polecam ten artykuł do przeczytania w celu zrozumienia mechanizmu, który można określić „syndrom Zbigniewa Libery” – groźnego i fascynującego zarazem.

niedziela, 14 marca 2010

Grzegorz Zygier, TWOONE. Od cienia do fal (12.03.-31.03.2010)

W Ośrodku Działań Artystycznych w Piotrkowie Trybunalskim otwarto kolejną wystawę Grzegorza Zygiera z cyklu Twoone, którego premiera miała miejsce w 2007 roku w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Do chwili obecnej można było je także zobaczyć w Toruniu i w Poznaniu. 



W tekście  zamieszczonym w katalogu pt. Iluzja czy rzeczywistość? na temat zdjęć Grzegorza  napisałem: "Zacznijmy od tego, że odwołują się [one] do koncepcji „fotografii czystej”, ale są tak zmienione, że powstał nowy rodzaj montażu – najważniejszej techniki XX wieku - ale nie hybrydyzacji, gdyż prace Grzegorza Zygiera są bardzo skonceptualizowane. Ta cecha, związana z metodycznym poszukiwaniem istoty i idealnej struktury powoduje, że są one od razu rozpoznawalne. Związana z kategorią mimesis i główną tradycją w rozwoju fotografii fotograficzność jego prac rozwinęła się w pracach z cyklu Twoone w kilku kierunkach. Jednym z głównych problemów jest ujmowanie cienia i towarzyszącego mu przedmiotu czy fragmentu rzeczywistości, który sprowadzony jest, na ile można tego dokonać, do elementów martwej natury. Fotografowanie fragmentu kolumny, liści, krzesła, metalowych części jest modernistyczną formą vanitas. [...] Te prace Grzegorza Zygiera ujawniają jeden aspekt, który bardzo cenię, a jest to żywioł wody w jego różnych przejawach. Morze jest spokoje lub dynamiczne albo o różnej formie horyzontu. Nie są to łatwe prace do wykonania. Nie ma sensu tłumaczenie, że są w dalszym ciągu istotne, gdyż rozwijają nowe kategorie postrzegania, widzenia i rejestracji, a oparte są na wykoncypowanym szkicu rysunkowym. One wciąż odwołują się do naszego nowoczesnego widzenia zapożyczonego przez aparat fotograficzny przez ukształtowany na początku XX wieku modernizm artystyczny. Oczywiście są inne stereotypy i możliwości postrzegania i tworzenia fotografii, także bardziej graficznej lub przeciwnie tradycyjnej – dokumentalnej czy reportażowej."

Pozornie jest to prosta fotografia, ale jej koncepcja obejmuje coraz szersze aspekty naszego świata i naszej widzialności. W autentyczny sposób podąża za ideami XX wiecznego modernizmu artystycznego. także  malarskiego, ale zachowuje swą fotograficzną właściwość medium.  Dlatego także z tego powodu bardzo cenię ten cykl. Grzegorz Zygier jest bardzo wyrafinowanym i konsekwentnym artystą.


środa, 10 marca 2010

Hedonizm czy misterium? Rysunki i malarstwo Małgorzaty Malinowskiej

 
Rysunki dyplomowe, 2008, rysunek, pastel, 140x100 cm
Lingerie, 2008, olej, płótno


Jak obecnie rozwija się malarstwo? Co wynika z mówienia o jego śmierci oraz prymacie obrazowania fotograficzno-filmowego? W którymś momencie historii malarstwo przestało być samym sobą, dążąc do innego typu narracji. Obecnie dominuje jego forma plakatowa stwarzana z uproszczonej formalnie fotografii lub będąca pochodną obrazu telewizyjnego czy internetowego, z jego wszystkimi cyfrowymi implikacjami.

Żeby malarstwo było istotnym wyrazem sztuki musi odwoływać się do własnej historii nie zaś do „ready-made” czy instalacji. Czy taką drogą podąży Małgorzata Malinowska (dyplom na ASP w Warszawie w 2009) , która chce być wierna sobie i połączyć, jak kiedyś w innym medium Natalia LL, erotyzm  z tradycją malarskiego obrazowania? Pozornie jest to malarstwo o charakterze egocentrycznym i pozie Narcyza. Ale można w nim dostrzec tradycje wielkich mistrzów, jak też aktualne odwołania np. do Davida Hockneya. 

Czy młoda artystka wytrwa w takim sposobie tworzenia, w którym artysta sam siebie  podgląda? Na razie kroczy drogą, jaką wytyczyła  m.in. w końcu lat 90. Magdalena Moskwa z Łodzi koncentrując się na problemie "pokazywania  własnej metafory śmierci" . Małgorzata Malinowska ukazuje zaś w formule autoportretu przede dziwne stany emocjonalne, trudne do dokładnego zdefiniowania.  Posługuje się także fotografią, ale traktowaną jako notatnik.

Jej obrazy i rysunki zobaczyłem na początku 2010 roku w Galerii Pionovej w Gdańsku na wystawie Sam na sam, którą zrecenzowałem w marcowym numerze magazynu "Arteon". Jednak w pracach Malinowskiej brak mi  na razie prawdziwego misteryjnego nastawienia, o którym pisał Luis Bunuel w tekście Kino instrumentem poezji (1958). Swoją koncepcję sztuki filmowej wyprowadzał oczywiście z surrealizmu i fotografii wyrażającej poezję snu w wydaniu Man Ray'a. Oczywiście istnieje możliwość tworzenia sztuki erotycznej czy wręcz hedonistycznej, tak jak ją pojmował Pablo Picasso czy wspomniany Man Ray, ale wówczas mamy do czynienia z przekazem bardziej prywatnym, nie zaś uniwersalnym. Aby mogło zaistnieć misterium potrzeba także aspektu religijnego, jak pokazał to Andriej Tarkowski. Czy może być nim metafora ciała oraz płodności? Z pewnością tak, gdyż takie były początki sztuki!

Oglądam dużo wystaw malarstwa, gdyż taka jest nasza kultura wizualna, opierająca się na tradycji nowożytnego płaskiego i kolorowego obrazu. Niewiele w tym zakresie zmieniło kino. Mówienie o przełomie jaki ma nastąpić wraz z erą kina trójwymiarowego jest iluzją. Niewiele podoba mi się z tego, co obserwuję na polskiej scenie dotyczącej malarstwa. Do chlubnych wyjątków należą rysunki i malarstwo (zwracam uwagę na kolejność technik) Małgorzaty Malinowskiej, która ma jeszcze czas otworzyć się na inne, bardziej egzystencjalne problemy, do jakich stworzona jest sztuka. Na razie jest,  jak przypuszczam,  hedonistką badającą i kochającą samą siebie w skrycie psychologiczny sposób na tle wielkiej historii malarstwa, które pragnie nim być do końca, bez mediatyzacji (termin Ryszarda Kluszczyńskiego). Tak wygląda malarstwo po "końcu malarstwa" w wydaniu warszawskiej artystki, której grozi infantylizacja oraz pochłonięcie przez pop kulturę, która w sama sobie, znów w przeciwieństwie do malarstwa, nie wyraża niczego innego poza dążeniem do sławy i ułudy nieśmiertelności.




Rysunek dyplomowy, 2008, rysunek, pastel, papier, 140x100 cm

piątek, 5 marca 2010

"Zmień Świat. Fragmenty notatnika misyjnego" Wacława Ropieckiego

 
 
  
 
  
 

Dwie pierwsze prezentowane prace Wacława Ropieckiego powstały w czasach konceptualizmu, czyli w latach 70. Pierwsza z nich to grafika w technice offsetu, druga to fotografia. Pochodzą z bardzo ciekawej  serii Księga do życia przez sztukę. Z tego czasu artysta jawi się jako zapomniany performer, który w eksperymentalny sposób zapisywał swoją fizjonomię, postrzeganą na tle dziedzictwa PRL. Ujawniały się  w tych pracach sprzeczności i absurdy ówczesnego systemu. Artysta czynił  swe zapisy w szerokim spektrum historii, posługiwał się natarczywością swej twarzy, która często zapełniała społeczną rzeczywistość.  Są to realizacje ważne dla kategorii self-performance, znanej także z wideo-artu.

Na początku lat 80. Wacław Ropiecki pojawiał się na Strychu Łodzi Kaliskiej, brał udział w filmie Movie picture of Łódź Kaliska, który błędny sposób został pokazany na wystawie w Muzeum Sztuki w Łodzi w 2009, ponieważ podzielono go na kilkanaście epizodów, nie podając właściwego tytułu całości. Ale Ropieckiemu zdecydowanie bliżej było do poszukiwań duchowych, a nawet mistycznych. Dlatego bliska mu była twórczość Ryszarda Waśki, który podejrzliwie patrzył na krąg Strychu. A później, podobnie jak Anna Płotnicka, Ropiecki szybko wycofał się  z ludycznych działań zrzutowych.


Nie wiem dokładnie kiedy rozpoczął działalność misyjną w Rosji? Być może w końcu lat 80. Może nam napisze? Dwa kolejne zdjęcia artysty pochodzą z katalogu Zmień Świat. Fragmenty notatnika misyjnego (2001) z okolic rosyjskiego Chabarowska na Dalekim Wschodzie. Pozostały w nich jeszcze ślady autoperformance fotograficznego, które połączone zostały z widzeniem bliskim Annie B. Bohdziewicz i "fotografii ulicznej" lat 70. Chwile radości, smutku i nostalgii rejestrują codzienne życie miasta i jego mieszkańców,  które uzupełniane jest krótkimi opisami fotografowanych sytuacji. Ten dokument może mieć znaczenie dla zrozumienia współczesnej Rosji, dla polskiego reportażu, ale pokazuje też, że fotografia może być instrumentem zmieniającym świat, próbującym go polepszyć, lecz nie w sposób utopijny, jak w projekcjach Krzysztofa Wodiczki (np. Goście), ale w sposób dosłowny, bez poetyckiej przenośni. W przypadku Ropieckiego fotografia łączy się z konkretnym czynem i działaniem społecznym i na tym polega także jej wyjątkowość. Autor nie czeka na nagrody za swą społeczno-artystyczną działalność, przede  wszystkim poszukuje Światła, niosąc pomoc potrzebującym na obrzeżach ogromnego kraju, jakim jawi się w dalszym ciągu Rosja.

czwartek, 4 marca 2010

Mail do The Krasnals (16.02.2010)

K. Jurecki, Reksio i Karuś, 2006



The Krasnals, Po prostu Adam... / Adam Małysz Vancouver 2010 / z cyklu Whielcy Polacy






Myślę, że moja fotka jest lepsza od Po prostu Adam... / Adam Małysz Vancouver 2010 / z cyklu Whielcy Polacy. 2010. Olej na płycie. 50 x 50 cm. I też nadaje się na ikonę dla gospodyń domowych. Na pewno pani M.M. byłaby zachwycona kompozycją w stylu Aleksandra Rodczenki. Zaś "Krytyka Polityczna" zauważy tu wszechobecny konsumpcjonizm i działanie społeczne (zakamuflowane w kodzie według teorii Rolanda Barthesa) o braku jabłek dla dzieci z Bródna (od kilku dni). Z tego też powodu spodoba się także D.J., która walczy od lat o wolność alternatywnej "sztuki krytycznej".
          Pozdr. KJ


p.s. To Reksio i Karuś - w sumie to jest najważniejsze. A dziś Karuś ma urodziny i postanowiłem to w końcu uczcić, ujawniając jego piękny portret.