Szukaj na tym blogu

niedziela, 20 maja 2012

Sylwia Kowalczyk, Portrety – obiektywizacja czy surrealizacja? (Galeria Wozownia, Toruń, 09-27 maj 2012)

Nightwatching 

Sylwia Kowalczyk dzięki międzynarodowej wystawie reGeneration 2 stała się znaną fotografką w świecie "młodej fotografii", podobnie jak Anna Orłowska. Bardzo ucieszyła mnie możliwość kolejnej wystawy z jej udziałem w Toruniu. W tym samym miejscu w 2007 r. pokazaliśmy jej bardzo udany cykl Chicas, który należy do czołowych osiągnięć polskiej fotografii XXI wieku. Czy Sylwia jest zatem tylko portrecistką?

Sama ekspozycja w Toruniu ma dwie odsłony. Inny układ prac został pokazany do 15.05 i obecnie już jest inny układ, z większą ilością dwóch cykli Nightwatching Temporal Portraits. 

Nightwatching 

Fragment tekstu z katalogu wystawy z Torunia pt. Dwie koncepcje sztuki portretowania:


"Sylwia Kowalczyk konsekwentnie od samego początku zajmuje się portretem i autoportretem, z którym związany jest jej pierwszy cykl Autoprojekcje oraz późniejszy Chicas z widocznym aspektem konceptualizmu i inną formą montażowego nakładania obrazów z aktami artystki. Właśnie w Chicas ujawnił się nowy aspekt maskowania określonej tożsamości osoby na rzecz tworzenia grupowego portretu/atlasu, wyrażającego problemy dotyczące wyborów życiowych w formie quasi dokumentalnej, aranżowanej oraz zbliżającej się do surrealistycznej i wyjątkowo onirycznej. Najnowsze zaś poszukiwania rozwijają się w dwóch cyklach, o których poniżej.

Jeśli przyjrzeć się uważnie kilkudziesięciu kolorowym portretom, to zauważymy, że artystka pragnie sfotografować całe ludzkie życie. W tym celu utrwala różne pozy postaci, poszukując indywidualnych, charakterystycznych cech portretowanych, wyróżniających ich osobowość. [...]

Nightwatching 

W pierwszym z pokazywanych na tegorocznej wystawie cykli, Temporal Portraits (2009-2010) Sylwia Kowalczyk analizuje twarze ludzi zarówno młodych, jak i starszych, zwracając bardzo dużą uwagę i odnosząc się do tradycji portretu, przede wszystkim malarskiego, z okresu renesansu, baroku, jak i romantyzmu angielskiego. Drugi z pokazywanych cykli Nightwatching (2011) nie jest jeszcze zakończony. W tym wypadku artystka posługuje się subtelną aranżacją twarzy, nakładając portretowanym różnego rodzaju fotograficzne opaski z wyobrażeniem fragmentu twarzy. Częściowe zakrywanie prawdziwej twarzy jest otwartym pytaniem o tożsamość i o stan psychofizyczny modela. Dlatego tego typu aranżacje twarzy czy rzadziej ciała można łączyć z tradycją surrealizmu w fotografii." Więcej drodzy czytelnicy znajdziecie w katalogu.

Nightwatching 

Oczywiście pojawia się pytanie, czy surrealizacja człowieka jest bardziej intrygująca od prostoty ujęcia, z jakim mamy do czynienia w Temporal Portraits? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. I w jednym i w drugim są prace bardzo ciekawe. Ale bardziej spójny i konsekwentny jest cykl Nightwatching. Ale i w drugim są prace o charakterze symbolicznym, surrealistycznym, choć wywiedzionym z ikonografii średniowiecznej dotyczącej św. Łucji, która trzyma swe oczy na dłoniach..., oczywiście jako symbol męczeństwa za wiarę. Tak więc koło sztuki w twórczości Sylwii zamknęło się, no może domknęło się. I bardzo dobrze.

Temporal Portraits

Temporal Portraits

Poza wystawą liczą się i pozostaną nasze rozmowy w gronie artystki, jej męża Simona (również interesującego fotografa) oraz Anny Jackowskiej w toruńskiej Krzywej Wieży oraz wizyta w CSW na ciekawej ekspozycji Jana Berdyszaka.


Fragment wystawy w Toruniu

Sylwia in blue, fot. K. Jurecki

piątek, 11 maja 2012

"Andrzej Dudek-Dürer. Koło życia i śmierci”, (wernisaż wystawy w ODA, 07.05.12, Piotrków, ul. Sieradzka 8)


Sztuka butów Andrzeja Dudka-Dürera

Trans... Medytacjo-Lewitacja I. Andrzej Dudek-Dürer żywa rzeźba, performance metafizyczny, Wenecja 2011, fotografia, druk cyfrowy, 71,5 x 92 cm

W ramach XIV Edycji Festiwalu Sztuki Interakcje w Piotrkowie odbył się wernisaż czterdziestu kilku prac fotograficznych, graficznych i w technice kolażu znanego i bardzo cenionego przeze mnie artysty wrocławskiego Andrzej Dudka-Dürera. Ekspozycję uzupełnia dokumentacja filmowa i prace wideo. W środę, czyli 09.05.12 miał też miejsce performance przygotowany specjalnie na Piotrkowski festiwal. Niestety tego dnia nie mogłem być w gościnnym Piotrkowie, ponieważ otwierałem inną wystawę w Toruniu, o czym niedługo napisze na blogu.

Przytoczę fragment z katalogu tej wystawy, której miałem przyjemność być kuratorem. Nasza współpraca z Andrzejem trwa od 1994 roku, kiedy poznałem go w Łodzi.

Przed wernisażem. Tomek Sobieraj i Andrzej Dudek-Dürer

Wernisaż

Medytacja jako sztuka. Sztuka jako forma schronienia

            Andrzej Dudek-Dürer uważa siebie za inkarnację Albrechta Dürera urodzonego w Niemczech w 1471 roku. Taka stanowcza deklaracja czyni bezradnym niejednego krytyka i odbiorcę, odrzucających możliwość istnienia „koła życia i śmierci”, bądź przyjmujących ją jako żart lub wręcz Witkacowską blagę. Nie, ta kategoria choć istotna w najnowszych działaniach twórczych dla niego się liczy. Andrzej Dudek-Dürer stwarza określony fakt natury psychologicznej i artystycznej, który za pomocą performance o charakterze medytacji łączy w więź energetyczną wszystkie jego prace, wykonywane w różnych technikach.
            Traktowanie w odpowiedzialny sposób performance’u jako formy służącej także do modlitwy wstawienniczej za zmarłych artystów (tworzenie form symbolicznych, dających schronienie, jak koło, zapalenie świecy, granie na sitarze), a przy tym deklaracja rezygnacji z jednej własnej i określonej tożsamości, łączy się z parateatralną formą działań na żywo, wyróżniają od bardzo wielu lat artystę od tworów, którzy pokazują jedynie zmaganie się z określoną formą czy przestrzenią lub próbujących stopić sztukę z życiem, co jest dawną awangardą utopią, najlepiej określoną i ujawnioną przez ruch Fluxus. W polskim performance brakuje działań, które tworzyłby określoną strukturę czasową i ideową i w tym sensie, nie ma w nim tak ważnych postaci, jak miało to miejsce w latach 70. i 80.
            Jak określić postawę artysty, ponieważ zawsze jest to istotne. Andrzej Dudek-Dürer z nikim nie walczy, nawet nie pragnie rywalizować, co najwyżej swoimi realizacjami upomina się o swoje miejsce na mapie sztuki polskiej. W zależności od potrzeb jest fotografem, grafikiem, twórcą wideo, który potrafi wykorzystać praktycznie każdą chwilę życia do stworzenia nie tylko czegoś intrygującego, ale potrafi swe podróże, myśli i wyobrażenia zamienić w sztukę, którą jest formą medytacji z zawartym w niej problemem symbolicznym. Niby buddyjski mnich tworzący z piasku mandale, Andrzej Dudek-Dürer potrafi za pomocą performance stwarzać ważne psychologiczne więzi międzyludzkie, połączone zawsze ze swoim wysiłkiem zmaganiem z materią, co jest cechą jego działań. W tym sensie jest tradycjonalistą, choć podąża wraz ze swą generacją wychowaną na konceptualizmie, czyli jest wychowankiem późnego modernizmu artystycznego, ale nigdy nie był przywiązany do neoawangardowej retoryki puryzmu minimal-artu i konceptualizmu czy radykalizmu body-artu, który nad czym się warto zastanowić najlepsze lata miał dawno temu w działaniach akcjonistów wiedeńskich.

W czasie montażu wystawy

Fragment pracy Żywa Rzeźba. Wobec otwarcia piątej i szóstej pieczęci III, 2011, technika mieszana, druk cyfrowy, 70cm x 100 cm,

W czasie wernisażu

Przed otwarciem

Miss Universe (Turcja) i Andrzej Dudek-Dürer

czwartek, 10 maja 2012

Nagroda straciła sens! Oświadczenie Jana Michalskiego

Całkowicie zgadzam się i popieram zdanie Jana Michalskiego z galerii Zderzak w związku z przyznaniem nagrody, która kiedyś dużo znaczyła w środowisku artystycznym, a teraz znaczy niewiele albo zgoła nic. Poniżej publikuję oświadczenie znanego krytyka sztuki. "Poklepywanie się po plecach", ciągle tych samych, staje się nie do zniesienia i przestało mieć jakieś znaczenie, poza zwykłym, lecz cynicznym gestem.

Szanowni Państwo,

W związku z przyznaniem Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za rok 2011 trzem osobom: Andzie Rottenberg, Karolowi Sienkiewiczowi i Dorocie Jareckiej, pragnę stwierdzić, co następuje.
Jako laureat tejże Nagrody z 1995 roku, mam poważne wątpliwości, czy przyznawanie jej osobom zajmującym się polityką kulturalną ma sens.

Politycy kulturalni zasługują na Nagrodę Polityka Kulturalnego Roku, która powinna być przyznawana za sukcesy na niwie propagandy. W tym celu możnaby ustanowić specjalną Nagrodę Państwową.
Mieszanie polityków z krytykami sztuki wprowadza w błąd opinię publiczną, która uprawianie propagandy może brać omyłkowo za krytykę artystyczną, ze szkodą dla tej rzadkiej dziedziny twórczości.

Przy okazji pragnę stwierdzić, że nie popieram zamykania w klatkach dzieł Jana Matejki ani dzieł innych artystów – malarzy, poetów, filozofów, etc. – żyjących i nieżyjących.
Mam nadzieję, że nikogo więcej nie spotka ten lub inny rodzaj dyskryminacji ze strony czynników oficjalnych, w tym ze strony trojga nagrodzonych.

Pozdrawiam,
Jan Michalski,
Kraków, 10 maja 2012

sobota, 5 maja 2012

Grupa LAIBACH w ŁODZI (4.04.2012). Fotograf na koncercie






Jak zrobić dobre zdjęcia z koncertu? Stosować rady Roberta Capy czy Cartier-Bressona? Nie, te rady w tym wypadku zawodzą, choć bardziej stosuję zasady Capy. Przede wszystkim trzeba utożsamić się z muzyką! Ale jak to uczynić? 

Jaki był koncert? Świetnie nagłośniony, bardzo profesjonalny, może za bardzo związany z promocją nowego filmu z muzyką Laibach Iron Sky? Warto było być tego wieczoru w Łodzi, kiedy przypomniałęm sobie także o ich pobycie w 2009 i bardzo ciekawej wystawie w Muzeum Sztuki. To było prawdziwe wydarzenie.

Under The Iron Sky (taken from the Iron Sky Original Film Soundtrack)

Zdjęcia z koncertu dedykuję Mašy, a przy okazji pozdrawiam i dziękuję Wiktorowi.

piątek, 27 kwietnia 2012

XV Cyberfoto w Częstochowie (wernisaż 27.04.2012)



Nowy rodzaj twórczości?

Śledząc rozwój fotografii cyfrowej zadaję sobie pytania czy po piętnastu latach w rozwoju fotografii cyfrowej powstał nowy styl, inny od fotografii analogowej, bo bardziej opierający się na programach graficznych i dający inne możliwości wydruku? Czy mamy do czynienia z nową dziedziną, która poszukuje swego obszaru poza dokumentem i reportażem odwołując się do sztuk plastycznych, ale na nowej zasadzie? Odpowiem w skrócie – tak powstaje nowy rodzaj twórczości, sytuującej miedzy dawną fotografią a twórczością graficzną, w której ważny aspekt zależy od używanego sprzętu technicznego. Tak, aby otrzymane wydruki były jak najdoskonalsze lub przeciwne archaiczne w swej formie. Przede wszystkim należy poszukiwać nowego i innego obrazowania, gdyż tylko wówczas może powstać nowa jakość wizualna.

 Co ważnego było na Cyberfoto?
            Wszystko zależy od perspektywy oglądu, która może pochodzić z tradycji fotografii opartej na negatywie i pracy fotochemicznej czy też będziemy otwarci na eksperyment i nowe jakości wizualne, które cały czas towarzyszą twórczości typu technologicznego.  Sprowadzają się one do obrazu trójwymiarowego lub interaktywnego  stając się raczej animacją filmową opartą na ruchu.
Ale obraz cyfrowy dąży do unifikacji różnych dawnych technik, którymi żongluje wykorzystując rysunek i grafikę, ale także płaskie formy w plakatowym obrazowaniu, ale najchętniej stosuje tradycję malarstwa dawnego, jak i nowoczesnego. Czas ponowoczesności jest otwarty na twórczość o charakterze reklamowym, w tym na formy bliskie komiksowi czy ilustracji książkowej.
Od 2001 roku zaangażowany jestem w konkurs Cyberfoto. Wymienię w układzie chronologicznych nazwiska, które pamiętam i przede wszystkim zapamiętałem ich realizacje: Ewa Przytuła z subtelnymi martwymi naturami i wyjściem poza określoną strukturę obrazu i Piotr Zabłocki z jakże trafnym ukazaniem sensu przemijania, a właściwie  paradoksalnie trwałości pamięci=fotografii. Świetnie zrealizował się na naszym konkursie Marek Eligiusz Janicki poszukujący nie tylko ulotnego piękna, ale przede wszystkim nowego ekwiwalentu obrazu reklamowego, potrafiący sięgać do wyobrażeń baśni czy archetypu płodności. Pamiętam też efekt wizualny prac Jarosława Józefa Jasińskiego, który ożywił tradycję „fotografii ojczystej” w innej formule niż PAcamera Club, z którą był związany. Wspominam także prace Litwina Evaldasa Ivanauskasa czy bardziej jeszcze jego późniejszy „styl tekstualny” (The Cage, Hangman) o mocnym wymiarze społecznym i politycznym. Niewiele później pojawiły się plakatowe i mocno uabstrakcyjnione autoportrety Jacka Szczerbaniewicza. Jakże udane są silnie zgrafizowane dla odmiany prace Krystyny Andryszkiewicz (Anioł, diabeł i…) czy postsurrealistyczne montaże Marcina Giby i Olgi Grabiwody. Przypominam sobie także zdjęcia Krzysztofa Krawca oparte na cytacie z dawnego malarstwa oraz zdecydowanie bardziej reklamowe Michała Sosny. W 2010 nagrodziliśmy prace Michała Piotrowskiego z animalistycznymi formami na tle realnych przestrzeni oraz obsesyjne realizacje Pauliny Hebdy. Zupełnie inne możliwości kompozycji w typie „over all” i tradycji „horror vacui” pokazał Eugeniusz Nurzyński. W 2011 oczarowały mnie monochromatyczne montaże Haliny Marduły.  Kamila Żurawska-Chwiszczuk udanie podjęła problem obsesyjnego tematu starości. To oczywiście tylko niektóre prace, jakie można wymienić z piętnastu lat trwania konkursu.


(Fragment tekstu z katalogu z 2012 roku)

Zaproszenie 

O nagrodzonych pracach i wyborach jury napisałem w katalogu wystawy. Zachęcam do lektury mego tekstu. Prace P. Hebdy, które reprezentują  gdańsko-łódzką szkolę myślenia o fotografii wygrały bezdyskusyjnie. Zdecydowanie swym "plakatowym" stylem wyróżniały się natomiast prace Mateusza Michalczyka studenta ASP w Krakowie. Najbardziej fotograficzne były zaś realizacje T. Truszkowskiewgo (WSSiP w Łodzi) i Anny Sowińskiej (ASP Kraków). Po wernisażu i moim wykładzie dyskutowaliśmy na temat istoty "cyfrowości" i wynikających stąd nieporozumieniach.  






środa, 25 kwietnia 2012

"Downy" z bliska (Maciej Herman)

Adam Ziółkowski

 Andrzeja i Filip Horubała

Oglądam po raz kolejny skromną książkę Lista obecności. Rozmowy z ojcami osób z zespołem Downa  Elżbiety Zakrzewskiej-Manterys (Warszawa 2011) patrząc na zawarte w niej fotografie Macieja Hermana. W tym przypadku zdjęcia podporządkowane zostały tekstowi, rozmowom na trudne i bolesne tematy, które mają problem "oswoić".

Marian i Oleńka Jagiełkowie

A jakie są fotografie? Herman poszukiwał "nadzwyczajnych relacji", które są zwykłymi, ojcowskimi, choć nie do końca. Tego rodzaju portret zwykle jest porażką artystyczną, ponieważ fotograf staje w obliczu "niemożliwego". Jak ukazać podniosłość i tragizm codziennej sytuacji, która nie powinna być tragiczna lub jak najmniej? Jest to niezwykle odpowiedzialne i trudne zdanie. Zaduma, uśmiech, miłość, a może puste miejsce na kanapie po nieobecnej osobie? Czy fotografowany w tle kot jest dobrym rozwiązaniem? (praca z Aleksandrem Manterysem). Dla mnie tak! Kotek dodaje tutaj dodatkowych elementów symbolicznych i humanistycznych. 

Pytania się mnożą. Nie widziałem wystawy Maćka Hermana, która była eksponowała w 2012 r. w Warszawie. Z pewnością przeszkadzają mi nieostro ukazane instrumenty muzyczne z zdjęciu z Tadeuszem i Filipem Woźniakami. Ale bardzo podoba mi się portret Andrzeja i Filipa Horubałów, m.in. z racji  przyjętej przez Macieja Hermana "ludzkiej" perspektywy patrzenia. Sytuacja niepostrzeżenie stałą się swojska i intymna. Z kolei "smutny" i "oficjalny" portret Władysława i Wandzi Sidorowiczów w typie tradycji Augusta Sandera tworzy pytanie o nadzieję....

Stanisław i Daniel Krajewscy

Nawet jeśli wystawa nie była w pełni "domknięta" w koncepcji i stylu fotografowania to kilka zaprezentowanych tutaj portretów jest godnych dużego uznania. Słowa uznania dla fotografa za jego "przegraną", która w perspektywie, także dalszej pracy w tym temacie, będzie wygraną. I podziękowania za jego postawę etyczną, w czasach wyzutych z heroizmu i humanizmu.

Aleksander i Wojciech Manterysowie

Władysław i Wanda Sidorowiczowie

Witold i Asia Walkowiak

A co sądzi i swej pracy sam autor, czyli M. Herman? Oto fragment jego maila do mnie z 17.03.12:  "Finalny projekt składa się z 12 fotografii, tych które są w książce. W praktyce zdjęć oczywiście jest więcej - jeden portret wypadł w ogóle z powodu braku autoryzacji wywiadu. Poza tym na każdej sesji robiłem zawyczaj 20 zdjęć (2 negatywy średnioformatowe w formacie 6x7). I mówiąc szczerze na moją osobistą wystawę (niezwiązaną z wywiadami) częściowo wybrałbym inne klatki. Natomiast takie, a nie inne znalazły się w książce, gdyż wg mnie te najbardziej pasowały do koncepcji i tematu wydawnictwa.

Wystawa w warszawskich "Refleksach" dobiegła końca, w tej chwili zdjęcia wiszą w Ratuszu na Bielanach w Warszawie. Później będę je chciał pokazać w innych miastach (Poznań, Łodź, Kraków, Gdańsk i inne). Na wystawę najgoręcej zapraszam, gdyż pokazuję prawdziwe odbitki ciemniowe (w dość dużym formacie - papier jest formatu 50x60), żadne wydruki. I tak naprawdę na nich widać "najwięcej". Poinformuję Cię oczywiście o terminach gdy już będę je znał. "


P.S.Wracamy do życia, które z dnia na dzień przynosi nam chwile radości, ale także cierpienia i umierania. Świat żyje jednocześnie obumierając. Śmierć towarzyszy na nieustannie. Niektóre odejścia są szczególnie bolesne. Zaczynam dziś od tonu osobistego, który niewiele ma wspólnego z prezentowanymi zdjęciami.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Dwugłos na temat wystawy Wojciecha Wilczyka "Niewinne oko nie istnieje" (plus replika)

Dziś na łamach portalu O.pl skomentowałem nową odsłonę wystawy Wojciecha Wilczyka w Galerii Pustej Katowicach, która co istotnie nie ma nic wspólnego z programem kuratorskim Kuby Byrczka. Dlaczego ta galeria nosi dawną nazwę tego nie pojmuję? Chyba to już polska tradycja, przypominając sobie historię z Galerią "Foto-Medium-Art" z Wrocławia. 

Oto mój komentarz: "Po tych dwóch zdjęciach widać, że wystawa jest przypadkowym zbiorem, nad którym autor nie panował. Nie ma on określonej estetyki, nie ma w nich “autora” – to zbiór otwarty w sensie działania amatora, który pstryka i jedzie dalej, np. do Kalwarii Zebrzydowskiej albo sfotografować jakieś stare trabanty czy żuki (samochody).

Polecam też do obejrzenia katalog z Atlasa Sztuki i do poczytania, co sądzi o jego “stylu” Bogdan Konopka na łamach “Fototapety”, gdyż wypowiedział ważne zdania o W. Wilczyku.

Te dwa zdjęcia wyglądają, jak były reklamami samochodów z jakieś komisu, ale niektórzy krytycy widzą w nich dużo więcej, oczywiście mają do tego prawo.

Krzysztof Jurecki

p.s. wystawa dobrze prezentuje się 20-30 zdjęciach, ale jako całość jest bardzo słabym zbiorem z zakresu dokumentu (nie postdokumentu), bez wyczucia koloru."

Wszystkich czytelników odsyłam także do mojej polemiki na temat ekspozycji W. Wilczyka w Atlasie Sztuki, zamieszczonej w interenowtym "Obiegu"" i potem drukiem w "Kwartalniku Fotografia" pt, Dwugłos na temat wystawy Wojciecha Wilczyka "Niewinne oko nie istnieje" (plus replika). Moim zdaniem dokonania Wilczyka są bardzo przereklamowane, ale tak zawsze bywało. Ale proszę spokojnie przeczytać nasze teksty i zobaczyć jak najwięcej prac, i samemu ocenić jakość ostatecznego efektu. Zwracam też uwagę na ton kulturalnej wymiany zdań, choć nerwy trochę poniosły Adama Mazura... Nasza inna polemika z 2002 roku była zdecydowanie mniej udana, z obydwu stron. Ale to inna historia.

sobota, 14 kwietnia 2012

Oświadczenie Łodzi Kaliskiej (20.08.2005). Z cyklu Archiwalia

Oświadczenie Łodzi Kaliskiej 20.08.2005

Wczoraj w ŁDK w Łodzi odbyła się sesja na temat  Kultury Zrzuty (ok. 1982-1990 według mojej interpretacji, według  innych analityków do 1987, według jeszcze innych do chwili obecnej). Wspomnienia jej uczestników o zróżnicowanym charakterze przenikały się z próbami analizy historycznej. Nie chciałbym  ich komentować, ale zupełnie nie zgadzam się z tezą wystąpienia Jacka Jóźwiaka. 

Można mieć różne zastrzeżenia co do referatów, ale przede wszystkim do skumulowania wszystkiego w ciągu dwóch godzin, przez co nie było czasu na odczytanie niektórych tekstów i przede wszystkim na dyskusję. Analizie Kultury Zrzuty należy się dużo więcej, niż przedstawiono to w Łodzi. Przede wszystkim należy ujawnić wszelkie możliwe źródła, gdyż z przebiegu wczorajszego dnia można mówić o podkreśleniu tylko jednego, które jest w Galerii Wymiany, na niekorzyść grupy Łódź Kaliska.

Niemiłym akcentem wieczoru była próba przedwczesnego zakończenia wystąpienia Grzesia Zygiera, które miało charakter jak najbardziej typowy dla klasycznej "zrzuty" z lat 80., czego nie rozumiał moderujący spotkanie Łukasz Guzek. Na szczęście społeczność wymusiła na prowadzxącym spotkanie dokończenie odczytania tekstu przez Grzesia.

Pismo z pocztąku tego posta, czyli Oświadczenie Łodzi Kaliskiej, dotyczy także problemu Kultury Zrzuty, dlatego je dziś zamieszczam, ujawniając nieznane archiwalia.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

sobota, 31 marca 2012

"Bajka/Tale" Pauliny Hebdy w Galerii FF w Łodzi (30.03-21.04.12)



Bardzo podoba mi się kolejna wystawa indywidualna  Pauliny Hebdy w Galerii FF. Nie jest to  co prawda debiut, ale ta ekspozycja z pewnością jest najważniejsza niedługim stażu artystycznym. Gdzie ukształtował się czy raczej tworzy jej styl fotograficzny? Czy w czasie studiów licencjackich na ASP w Gdańsku, czy uzupełniających magisterskich w Szkole Filmowej w Łodzi? A może i w jednym miejscu i w drugim?



Oto fragment mojego mojego wstępu do katalogu pt. Między realnością a postsurrealnością: "Ta wysublimowana, ale niepokojąca i niejednoznaczna wizja dotyczy, potencjalnych zdarzeń życia ludzkiego, które przesłania skrajny pesymizm. Świat ulega dyfuzji, znika, dąży ku rozpadowi. Piękne ciała mogą być deformowane lub przedstawione w ekspresjonistyczny sposób (co można łączyć z programem groteski ukazującej wyobcowanie i melancholię, choć interpretowaną w surrealistyczny sposób). Czego dotyczy problematyka melancholii w fotografiach Pauliny Hebdy? Nie tylko piękne ciało ulega przemijaniu, zniknęła już dawno niewinność wieku dziecięcego a pojawiały się bliżej nieokreślone problemy, które mogą doprowadzić nawet do samobójstwa, co delikatnie sugeruje jedna z prac. Pojawiają się bardzo ciekawie interpretowane surrealistyczne schematy, jak chwytnie czarnej liny, będące symbolicznym poszukiwaniem ratunku, silnie działające na naszą podświadomość. Fragmenty tej liny/liany następnie są widoczne w ustach modela i wydają się być symptomem zagrożenia a nie ocalenia, jak to było w poprzednim obrazie. Inne zdjęcia ukazują zaistnienie i reprezentację w ramie obrazu, ale bez twarzy postaci. A więc rama, a może i cała sztuka jest miejscem tajemniczego przebywania i znikania, w czym tkwi jedna z wielkich idei Lewisa Carolla z Alicji w krainie czarów, która wielokrotnie stosowana była przez surrealistów. Nie dostrzegam w tych pracach przypadkowości, czy oparcia się tylko na intuicji. Obrazy epatują mocnymi znaczeniami, na przemian negatywnymi i rzadziej optymistycznymi. Porządek, dążenie do harmonii i racjonalizacji świata oraz własnego życia zmaga się tutaj z ekspresjonizmem i surrealizmem w znaczeniu zaczerpniętym z twórczości Bacona i Magritte’a, ale potencjał tego pierwszego artysty jest w tym przypadku istotniejszy. Magritte świadomie badał i konceptualizował malarstwo, dokonując na nim operacji typu lingwistycznego, a w swej perspektywie semiotycznego i strukturalistycznego. U Hebdy natomiast nie ma takich poszukiwań."



I na koniec  tego wpisu moje "szkicowe" pytania do autorki wystawy, które pomogły mi w pisaniu tekstu do katalogu ekspozycji w Galerii FF

1)  Czy przeważa w cyklu montaż cyfrowy czy nie? 
2)  Tło różowe jest naturalnie pomalowane czy poprawione w Photoshopie?
3)  Czy widzimy tutaj rozwój sytuacji, metafory życia czy też poszczególne prace należy oglądać pojedynczo?
4) Jakie tu były inspiracje - surrealizm? Skąd pomysł szyby w akcie (znam to z fotografii z Tajwanu, ale pewnie jeszcze gdzieś  jest popularny?)
5)  Kto był promotorem pracy?




Odpowiedzi P. Hebdy:

1) Montaż cyfrowy oczywiście jest, ale nie wszędzie. Pojawia się np. na fotografii pierwszej, sedes z samymi nogami, na kolejnej fotografii, gdzie widzimy postac bez nóg, piesek będący białą plamą, oczywiście ciało rozpłaszczone na szybie (komputerowo została usunieta szyba tak, aby była niewidoczna jako element), kurza łapka też jest montowana ze względu na proporcje, irokez na głowie to montaż, postać z ramą zamiast głowy, to są montaże.
2) Tło jest naturalnie różowe
3) Ze względu na ekspozycje prace możemy oglądać jako rozwój sytuacji, jak również pojedynczo, aczkolwiek niektore z fotografii źle funkcjonują pojedyńczo np. piesek na smyczy z białą draperią w tle, albo dziewczyna z wyciągniętą ręką, jakby coś trzymała, a trzyma na kolejnej fotografii.
4) Szyba w akcie potrzebna była do uzyskania efektu deformacji ciała, wręcz oszpecającej.
5) Promotorem jest Prof. G. Przyborek. Konsultacje szły w miarę łagodnie. Najpierw był pomysł w postaci rysunków, na tym etapie zostały wyeliminowane niepotrzebne zdjęcia, potem powstały fotografie. W zasadzie to największą ingerencja profesora była prośba o utrzymanie ciągłości, aby była kontynuacja, jedna fotografia zazębiała się o kolejną.



środa, 28 marca 2012

Andrzej Mitan - nierozpoznana postać polskiego undergroundu?

Andrzej Mitan w okularach pomalowanych przez Piotra C. Kowalskiego, 2004. Fot. Jerzy Kośnik

Mam kłopot z rozpoznaniem twórczości Andrzeja Mitana, a wynika to z kilku powodów. Na pewno jego twórczość wywodzi się z przemian neoawangardowych, kontrkulturowych i związanych z nimi eksperymentów muzycznych. W jego postawie, jak sądzę, bliżej mu ideowo do żywej, choć wciąż utajonej, rozwijającej się tradycji Fluxsusu, niż do konstruktywizmu i minimalizmu Kajetana Sosnowskiego czy Edwarda Krasińskiego, z którymi współpracował na niwie artystycznej. Bliższa mu jest chyba anarchistyczna i do końca niezależna   postawa Antastazego Wiśniewskiego i Andrzeja Partuma, niż destrukcyjno-ludyczna aktywność Łodzi Kaliskiej i Jacka Kryszkowskiego z lat 80.

Ryszrad Ługowski, Lekcja rysunku, 2009

Andrzej Mitan "przewija się" od lat 70. przez różne instytucje, galerie, stowarzyszona, które służą krzewieniu efemerycznych działań, a do których zaangażował dziesiątki znanych i mniej znanych osób z kręgu kultury.

"Tytuł Roboczy" 2009, nr 29-30

Karta sztuki performance związanej z free jazzem i eksperymentami akustycznymi w dalszym ciągu pozostaje mało znana, gdyż jest to dziedzina artystyczna bliższa tradycji muzyki niż sztukom plastycznym, choć na tym terenie istnieje. 


Andrzej Miytan & Anastazy B. Wiśniewski, 1988


Przeglądam właśnie "Tytuł Roboczy" 2009 nr 29-30 - bardzo ważny magazyn artystyczny, który wydał kilka wartościowych opracowań na rożne tematy. Ten numer poświęcony został Andrzejowi Mitanowi. Możemy poznać jego koneksje artystyczne, zobaczyć dużo dobrych i świetnych portretów, np. Ireny Jarosińskiej, Jerzego Kośnika, Antoniego Zdebiaka oraz poznać kontekst przyjaźni artysty oraz wejść w jego świat muzyczny, który jest bardzo rozbudowany, więc nie bede wymieniał żadnych nazwisk. Zrobiłbym to mało kompetentnie lub przynajmniej nieudolnie.

Romuald Kott, Jacek Dyrzyński, Wiesław Łuczaj, Cezary Staniszewski, Tomasz Willmański, Marek Dzienkiewicz, Ryszard Ługowski, Andrzej Mitan. Zauważalny brak Anastazego B. Wiśniewskiego (prawdopodobnie śpi). Seminarium Naukowe, Dłużew 1991. Fot. Irena Jarosińska

Zawartość numeru, czyli prezentowane teksty, są na bardzo wysokim poziomie, co rzadko zdarza się w krytyce artystycznej. Trudno polecić konkretne teksty, ale gdybym miał to uczynić, to polecam Wywiad z samym sobą, jako wprowadzanie do tematu oraz tekst Anieli Cholewińskiej Niezwykła kolekcja - 9 płyt Andrzeja Mitana omawiający jedyny w woim rodzaju pomysł zaprojektowania dziewięciu płyt przez tak wybitnych artystów, jak: E. Krasiński, Cezary Staniszewski, Ryszard Winiarski czy Jarosław Kozłowski.



Andrzej Mitan, Emmett Williams, Galeria RR, 1984

Co powiem o samym performances Andrzeja? Niewiele miałem szans obejrzeć je w rzeczywistości, nad czym ubolewam. Niektóre z nich można zobaczyć w internecie na portalu O.pl, jak Koncert na ryby, o którym Krzysztof Bochyński napisał: "Dzieło sztuki jest, według jego koncepcji, instrumentem, który pomaga odbiorcy uzmysłowić sobie istnienie sacrum i, być może, doświadczyć go już w akcie transgresji obszaru profanum." Według mojej wizji Andrzej w swych performances stwarza fantazyjne raje o podłożu sakralnym i podniosłym, choć tworzonym np. za pomocą plastikowanej rurki. Wydobywa za pomocą banalnego materiału nieprawdopodobną wręcz duchowość świata. Na moment w transie staje się czymś w rodzaju  szamana/kapłana zmieniającego rzeczywistość w niematerialny byt lub stwarza taką iluzję! Tego nie jestem pewien do końca, zbyt mało widziałem, zbyt mało z nim rozmawiałem. Na pewno na moment powołuje utopię, jak wielcy artyści awangardowi, zaczynając od Kurta Schwittersa, a kończąc na Johnu Cage'u. Tak zapamiętałem jedyny perormance Mitana, który widziałem na początku lat 90. na imprezie zorganizowanej przez warszawski COMUK-u koło Pilawy. Wydaje mi się, że pomimo wielu lat, jakie minęły od tego wydarzenia, pamiętam go bardzo dokładnie. Niesamowite jest takie uświadomienie sobie mocy działania artystycznego, która trwa do dziś. Pod koniec ubiegłego roku przypomniałem o tym zdarzeniu Andrzejowi.

Włodzimierz Borowski, Andrzej Mitan, Cezary Staniszewski, Tomasz Wilmański Ptaki, instalacja, performans, pokaz multimedialny,1985

Ważna sztuka, która jest istotnym stanem duchowym, rodzi się także z działania efemerycznego. W tym przypadku jest bytem na wskroś antonimicznym, bez pretensji do komentowania rzeczywistości. Sztuka nie zna granic ani bezwzględnych reguł. O wszystkim może decydować moc artysty, a taką na gruncie eksperymentu muzycznego niewątpliwie posiada od lat Andrzej Mitan.

Onomatopeja. Od lewej: Cezary Staniszewski, Andrzej Mitan, Grzegorz Małecki, Jan Olszak Tieni, FAMA, Świnoujście1976. Fot. Czesław Chwiszczuk

P.s Zapomniałem o jednej istotnej sprawie. Andrzej od dawna jest zwolennikiem Robespierre'a. Kto nie wierzy niech się z nim spotka.... i porozmawia.