Szukaj na tym blogu

czwartek, 26 września 2013

Lubelska Szkoła Fotografii (21.09.13 obrona pierwszych dyplomów)





Oglądając zdjęcia  pierwszych absolwentów LSF uświadomiłem sobie, że do prowadzenia szkoły fotograficznej potrzebnych jest kilku pasjonatów o ważnym dorobku artystycznym (Lucjan Demidowski, Marcin Sudziński), którzy będą zainteresowania młodych ludzi rozwijali w odpowiednim kierunku. Takimi dziedzinami są: fotoreportaż, fotografia mody, grafika wydawnicza (np. autorskie albumy o fotografii), projektowanie stron WWW, ale także np. portret fotograficzny (również w technikach dawnych), czy nawet fotografia ślubna.

Nic na siłę, każdy powinien znaleźć to, co go interesuje na najnowszej mapie fotografii, która staje się medium globalnym, ale zawsze czy bardzo często wchodzącym w układy z innymi dziedzinami kultury. Oczywiście ideałem jest życie ze sprzedaży fotografii artystycznej, ale tego doświadczają tylko nieliczni.

Co mogę polecić szefowi Szkoły Karolowi Zienkiewiczowi? Przy potencjalnej łatwości wykonywania „dobrych” zdjęć, w których strona techniczna nie stwarza już takich problemów, jak dawniej (np. w latach 80. cz 90. XX w.), należy zadbać o przygotowanie teoretyczno-historyczne z akcentem na rozwijanie własnych koncepcji, w których określona wizja twórcza powinna być „własnym bytem”, rozwijanym w oparciu o określoną wiedzę z określonym horyzontem filozoficznym. Wydaje się on płynny, ale powinienem być nie „przygodnością bycia”, co egzystencjalnym „doświadczeniem bytowania”, w którym groteska ważniejsza jest od karykatury. Ktoś powie, że moje uwagi są zbyt lakoniczne, zbyt ogólne, ale każdy adept fotografii zasługuje na inne traktowanie.

Pedagodzy powinni wytyczać drogi twórcze, nie zaś narzucać określone interpretacje. Niestety mamy mało dobrych pedagogów! Ale LSF jest przykładem, że po rocznym kursie można wykonać ciekawe prace, które w krótki sposób skomentuję. Jeśli adepci szkoły potrafią rozwijać podjęte tematy lub przejść do kolejnych, to znaczy, że nie zmarnowali czasu. 


1. Dyplom Klaudii Kozickiej Portrety dzisiejsze wykazuje największy aspekt kreatywny. Najbardziej też aktualny z potencjalnie z największym problemem do kontynuowania, jakim jest samotność młodych kobiet. Ważne są tu odbicia w lustrach oraz fotografowanie przez szyby i zasłony. Życie staje się mirażem.









2. Najbardziej dopracowany w sensie pokazania całości zakładanego problemu, jaki stanowi tytułowa maska,  jest cykl Marzeny Knosali z bardzo dobrym opanowaniem długiej ekspozycji i wielokrotnej ekspozycji. Problem maski był i jest aktualny, a autorka świetnie panuje nad różnorodną formą.


M. Knosala i Lucjan Demidowski w czasie obrony. Fot. Monika Rokicka

3. Piotr Zugaj w  Cukrowni pokazał dokument o wielkim aspekcie malarskości. Świetnie panował nad fotografowaną materią i pojawiającym się niekiedy intensywnym kolorem.




4. Marcin Mirosławski i jego dyplom pt. Boks. Poszczególne ujęcia były błyskotliwe, natomiast brakowało pokazania miejsca, jakim okazała się plebania (!) i miłośnik sztuki pięści - ksiądz.




5. Greta Bartoś - Cielesna powłoka. Trudny do pokazania w monochromatyczności problem erotyzmu, nostalgii. Prace o charakterze malarskim i plakatowym z niebezpiecznym zbliżeniem się do abstrakcyjności, która przestaje znaczyć.


6. Emila Stelmach i jej cykl Struktury. Zagrożeniem jest formalizm pokazywanie struktur, które są "sztuką dla sztuki". Struktura, zdaniem Claude Levi-Straussa, nie wyjaśnia niczego, tylko odnosi się do kolejnej struktury. Moim zdaniem abstrakcja przestała już  znaczyć chyba, że łączona jest z wypowiedzią o charakterze figuratywnym.




7. Iwona Proc Weremczuk - Formy. Sugerowuje za pomocą ulotnego dymu różnych kształtów i form. Ostatecznym celem jest zabawa połączona z poszukiwaniem estetyki. Ale czy można dalej rozwijać ten cykl? Chyba nie?


8. Monika Walewska-Jaglarz - Odlewnia to zdegradowana fabryka w Lublinie "udekorowana" za pomocą kompozycyjnych prostokątów i kwadratów oraz piktorialnych w wyrazie chmur, aby przełamać smutek chwili. Ładny kolor, można ten cykl rozbudowywać za pomocą ludzi, panując w dalszym ciągu nad kolorem, który został, jak najsłuszniej, podporządkowany określonej wizji.



Fotografia jest narzędziem, które należy stosować zgodnie z własnym planem i całkowicie nad nim panować albo żyć w symbiozie lub w przyjaźni. Należny być świadomym relacji, w jakie można wejść z fotografią.

niedziela, 15 września 2013

Nowy festiwal "Interfoto" (Białystok, wrzesień 2013). Sukces Grzegorza Jarmocewicza

Grzegorz Jarmocewicz i Andrzej Różycki, fot. K. Jurecki

Dużo ciekawego dzieje się w fotograficznym Białymstoku. Dzięki ogromnej pracy i osobistemu zaangażowaniu dyrektora artystycznego festiwalu Interfoto - Grzegorza Jarmocewicza mogliśmy zapoznać się z różnorodnie interpretowanym problemem "Pogranicza". Takie właśnie było hasło e nowego festiwalu, który za kilka lat może być poważną konkurencją dla Krakowa, najważniejszego od kilku lat festiwalu w Polsce. Pod warunkiem, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego umożliwi w miarę sprawiedliwą konkurencję. W tym roku jej nie było. Festiwal w Białymstoku nie otrzymał z Warszawy ani złotówki, a Kraków ok. 300 tysięcy złotych. Zobaczymy, jaka będzie w materii przyszłość!

Fragment wystawy Mariana Schmidta z zagadkowym tytułem Trzy spojrzenia, fot. K. Jurecki

Ekspozycja Grzegorza Przyborka, fot. K. Jurecki

Wystawa Staszka Wosia, fot. K. Jurecki

W Białymstoku oglądałem szereg interesujących ekspozycji (Grzegorza Przyborka, Natalii LL, Andrzeja Różyckiego, Marina Schmidta, Staszka J. Wosia, Sputnik Photos, Tomasza Michałowskiego, Instytutu Twórczej Fotografii z Opavy. Były też ciekawe spotkania (np. z Andrijem Liankevichem, o problemie gender). Trudna przestrzeń częściowo zniweczyła wystawę poświęconą PAcamerze (kurator: Radek Krupiński) , na której wyróżniały się prace Michałowskiego (lata 90.) i Jarosława Józefa Jasińskiego (sprzed kilku lat). Świetnym pomysłem było pokazanie polskich studentów i absolwentów ze słynnej już Opavy. Bardzo ciekawe są m.in. prace Oli Śmigielskiej, która wcześniej studiowała w Białymstoku w AFiP.



Z wystawy Andrzeja Różyckiego W hołdzie ś.p. fotografii analogowej - continnum, fot. K. Jurecki

Pokaz szkoły filmowej z Łodzi, pokazany już na tegorocznym festiwalu w Łodzi był ciekawy, ale nierówny. Np. widziałem dwie bardzo dobre fotografie Tymona Iwańskiego i niepotrzebnie dodana trzecia, która rozładowywała napięcie, czy prezentowała analizę już innego problemu wizualno-ideowego. Podobnie taki problem zarysowuje u wielu innych studentów, np. u bardzo zdolnej Aleksandry Chciuk. Pokazała ona w ramach jednej serii kilka różnych estetyk, nie wpłeni panując nad ostatecznym przekazem ideowym, co jest bardzo typowe dla młodych artystów.

Otwarcie wystawy Gramatyka Gender. Od lewej Ewa Świdzińska, Adam Obuchowicz i Keymo. W tle prace Natalii Gizy. Fot. K. Jurecki

Nie zawiódł Andrzej Różycki, jak już pisałem kilkakrotnie moim zdaniem najważniejszy fotograf polski (obok Jerzego Lewczyńskiego). Różycki wciąż zaskakuje radykalnymi pracami na temat śmierci, w tym fotografii i religii, ocierającymi się o znieważanie.... religii lub o pojęcie grzechu. Po wernisażu jego wystawy słyszałem głosy oburzenia. Jego prace działają, autentycznie są mocnym, choć często zbyt jednoznacznym, świadomie kiczowatym przekazem. W ten sposób ten niedoceniany artysta kontynuuje swą estetykę, rozpoczętą w pierwszej połowie lat 60., kiedy zaczynał przygodę w grupie Zero 61. Na tym polega wielkość Różyckiego - potrafi mówić o sprawach tragicznych w ironiczny sposób, sytuując się między karykaturalnością a groteskową wizją świata.

P.S. Wieczorem było wesoło, pojawiły się nawet duchy i Łukasz M.




Łukasz, fot. K. Jurecki

wtorek, 27 sierpnia 2013

Katarzyna Łata-Wrona. Od portretu do aktu (Muzeum Historii Katowic, 2012)

Autorka jest jedną z najbardziej aktywnych ZPAF-owców. Od kilku lat skutecznie animuje środowisko śląskie. Jest szefem okręgu i od wielu lat jurorem Cyberfoto w Częstochowie. W 2012 miała miejsce jej wystawa w Katowicach, której efektem jest bardzo ładny katalog. Jego zawartością chciałbym się podzielić. Przynajmniej niektórymi pracami, które odwołują się do różnych stylistyk. Najciekawsze są dla mnie czarno-białe autoportrety i akty.

Patrzenie czy przejście przez szybę posiada tradycję romantyzmu literackiego, później skutecznie adoptowaną do sztuk wizualnych, m.in. przez Stanisława Wyspiańskiego (rysunek, grafika) a potem Aleksandra Krzywobłockiego (fotografia). W pracy Katarzyny Łaty-Wrony pojawia się zdziwienie oraz ograniczenie poprzez geometrię.

Żart? Zabawa? Tak, oczywiście, ale również bardziej inscenizacyjny i reklamowy charakter. To zdjęcie jakby z reklamy.
Praca bardziej symboliczna? Chyba tak, w nawiązaniu do wielu tego typu realizacji, rozpoczętych przez Meksykanina Davida Alfaro Siqueirosa. Ważne jest tu neutralne szare tło i symetria. Dla mnie to najlepsza realizacja z tej serii.


Ta jest bardziej kobieca i niematerialna. Istotny jest gest dłoni, jak w zamyśleniu czy marzeniu o czymś? Bardzo ciekawe jest tu użycie form płaskich, jak zniekształcony krzyż i perspektywicznych budynek sfotografowany po linii diagonalnej. W centrum twarz, celowo ukryta. W rezultacie mamy ciekawy przykład montażu.

Ale praca budzi moje wątpliwości  gdyż temat potraktowany został w sposób szablonowy. Jedna warstwa nie łączy się z drugą. Może efekt byłby inny gdyby twarz była zdecydowanie mocniejsza i dominowała nad "kartą do gry". Stosowanie zasad graficznych, polegających na łączeniu różnych form nie zawsze sprawdza się na gruncie fotografii.

Pomalowanie twarzy oraz dziwny stan emocjonalny nie stworzyły ciekawej pracy, gdyby nie gest prawej reki, gdyby nie wynikający z tradycji malarstwa poza i gdyby nie.... pomalowana dłoń. Ona stanowi dla mnie bardzo istotny, jeśli nie zasadniczy "element gry" w tej ciekawej pracy. 

Złapać i ujarzmić swą twarz, a właściwie tożsamość.. . Ile mamy masek? To podstawowe dziś pytanie w sztukach wizualnych jako jeden z pierwszych zgłębiał oczywiście Witkacy. Ale sama zabawa już dziś nie wystarczy, potrzeba znacznie więcej.  Zresztą, u Witkacego zabawa była tylko formą maski wobec bardzo skomplikowanych problemów egzystencjalnych  z jakimi się on w autentyczny sposób zmagał. 

Jest to oczywiście tradycyjna forma portretu, w którym pięknie "grają" linie stworzone przez włosy. Proszę zwrócić także uwagę na niezmiernie ważne detale - rzęsy, czubek nosa, zarys ust. Kompozycyjnie ta praca jest bez zarzutu.

Zaproszenie na inną wystawę, maj, 2013

poniedziałek, 15 lipca 2013

Tomasz Sobieraj, Leszk Żurek. Powidoki i Obiekty banalne (19 lipca w Galerii Sztuki Wozownia w Toruniu do 25 sierpnia)

Porównywanie i konfrontowanie zbliżonych postaw artystycznych kontynuuję przynajmniej od wystawy Archetyp fotografii. Poszukuję postaw z ducha poezji i filmu w duchu Pawła Lugina. Tzw. "nowy dokument" nie interesuje mnie w jego głównym przekazie, ponieważ z jego przedstawicielami nie ma o czym rozmawiać, no może nie ze wszystkimi. Zresztą znam chyba nielicznych. Poza tym nie ma juz dyskusji - tych prawdziwych i bezkompromisowych, jakie były na Konfrontacjach Fotograficznych w Gorzowie Wlkp. czy jaką jeszcze przeprowadził w CSW w Warszawie Adam Mazur, chyba w 2008? Szkoda, że jej zapis z udziałem m.in. Tomasza Ferenca, Krzysztofa Candrowicza, Karola Hordzieja i moim, gdzie podkreślałem znaczenie sacrum i takich artystek, jak Magda Hueckel czy Katarzyna Majak nie ukazał się na łamach "Obiegu".

Ale już jesteśmy w roku 2013, po raz kolejny w Toruniu. W ważnej polskiej galerii w Wozowni otwierają się trzy wystawy, w tym jedna fotograficzna na temat podwójnej i wielokrotnej ekspozycji. Ekspozycji towarzyszyły idea poszukiwania sacrum, które jest tematem eksploatowanym od początku do... końca sztuki. Tak, do końca, którego wciąż jeszcze nie osiągnęliśmy, choć jesteśmy już blisko.

Tomasz Sobieraj ma bardzo duży potencjał: poetycki i prozatorski, i zbliżony do niego, może bardziej ukierunkowany na wideo i muzykę Leszek Żurek. W katalogu do wystawy napisałem: "Obecna ekspozycja świadomie sytuuje się na marginesie modnych zainteresowań fotograficznych należących do innej sfery obrazu, próbującej często sytuować się „po” dokumencie, reportażu, konceptualizmie, etc. Często, poprzez powiązania z mediami reklamowymi, pragnie on krytycznie lub obyczajowo bulwersować.
W natłoku kakofonii obrazów fotograficznych, z których zdecydowana większość nie ma sobą ani kultury duchowej, ani podstaw teoretycznych czy filozoficznych, niektórzy próbują wrócić do fotografii rzemieślniczej z XIX wieku (Andrzej Lech) lub, co jest zabójstwem dla fotografii-sztuki, do fotoamatorstwa opacznie interpretując hasło Josepha Beyusa „każdy jest artystą” („Jeder Mensch ist ein Künstler”). Fotoamatorzy pomimo szczerości w fotografowaniu pozostaną na innym poziomie obrazowania związanego z życiem rodzinnym i turystyką, nie zaś sztuką, która jest przesłaniem i wyzwaniem stricte filozoficznym, niedostępnym dla większości przygodnych fotografów.
Fotografia, aby przetrwała w natłoku form i stylistyk jako istotna forma aktywności człowieka, powinna mieć formę wypowiedzi o charakterze egzystencjalnym, głęboko zanurzoną w strukturze bytu,  tak, jak napisał Tomasz Sobieraj w tekście Obiekty banalne (monodram albo monolog, co kto woli):Innymi słowy, profanum zamienić w sacrum 2".
Wielokrotnie oglądam  filmy z założenia o filozoficznym przekazie. W Naszej muzyce Jean-Luc Godarda postawione zostały bardzo trudne pytania: o trwałość pamięci, o tożsamość, ale też jak godnie znaleźć się w życiu. Na wiele z nich sami  musimy odpowiedzieć.
Dwaj fotografowie szukają swego miejsca, które nie jest pewne i bezpieczne. Pojawia się znak, przewijają lęki, ale jest także próba sakralizowania śladu w różnych jego materializacjach, od formy bardzo osobistej (Żurek) do ogólnoludzkiej i uniwersalnej (Sobieraj). Cenne są dla mnie efekty tego fotograficznego doświadczenia, które posiada swój sens, w którym także uczestniczę.


[2] T. Sobieraj, Obiekty banalne (monodram albo monolog, co kto woli),…., s. 20



zaproszenie i okładka katalogu (projekt Kazimierz Napiórkowski)

 Leszek Żurek, z cyklu Po-widoki, 2013 [niewystawiane] 

 Tomasz Sobieraj, Obiekty banalne, 2010  

Wszystkim zainteresowanym polecam ładny katalog z wystawy, który już cieszy moje oczy. A tutaj można obejrzeć niektóre z prac, jakie jutro zaczniemy wieszać w Wozowni.

Z wernisażu
K.J, nn, T.S. i L.Ż., fot. K. Napiórkowski

M.N., P.O, K.J, T.S (w głębi) i L.Ż (w cieniu),  fot. K. Napiórkowski

czwartek, 4 lipca 2013

II Piotrkowskie Biennale Sztuki (wernisaż 05.07. godz. 19, ODA, ul. Dąbrowskiego 5, Piotrków Trybunalski)

Jeśli ktoś chce się przekonać, że istotne wystawy organizuje się z dala od centrów artystycznych, to powinien wybrać się do Piotrkowa. Jako jurorzy biennale staraliśmy się pogodzić tradycję  twórczości awangardowej z akademickim kunsztem, czyli ogień z wodą! Powiem tylko, że poziom konkursu okazał się wysoki i mieliśmy trudności z przyznaniem nagród, których powinno być więcej. Jak artyści odpowiedzieli na tytułowy koniec człowieka? Czego, jako jurorzy oczekiwaliśmy? Jutro dowiemy się w Piotrkowie. Oczywiście nie wszystkiego.



Ekspozycja do 31 sierpnia w miejscach:
Ośrodek Działań Artystycznych w Piotrkowie Trybunalskim, ul. Dąbrowskiego 5 (wt-pt 10:00 - 18:00, sob 12:00 - 18:00, niedz 14:00 - 18:00)
Ośrodek Działań Artystycznych w Piotrkowie Trybunalskim, ul. Sieradzka 8 (wt-pt 10:00 - 18:00, sob 12:00 - 18:00, niedz 14:00 - 18:00)
Galeria Miejskiego Ośrodka Kultury w Piotrkowie Trybunalskim, Al. 3 maja 12 (pon-pt. 10:00 - 22:00, sob-niedz 12:00 - 22:00)
Galeria Kościoła Akademickiego Panien Dominikanek w Piotrkowie Trybunalskim, ul. Rycerska 3 (pon-niedz.10:00 - 18:00)
Mała Galeria w Piotrkowie Trybunalskim, ul. Konarskiego 4 (wt-pt. 14:00 - 18:00, sob-niedz. 11:00 - 13:00, tel. 601 174 647)

Organizator
Ośrodek Działań Artystycznych w Piotrkowie Trybunalskim


Jury w składzie
Krzysztof Jurecki – członek Honorowy ZPAF, członek AICA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Krytyków Sztuki), wykładowca w Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania w Łodzi
Andrzej Łubowski - malarz, profesor w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych w Poznaniu oraz w Wyższej Szkole Artystycznej w Warszawie. Laureat Medalu Zasłużony Kulturze Gloria Artis.
Edward Łazikowski – artysta intermedialny, prof. Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi

Zakwalifikowani uczestnicy
Abratkiewicz Czesław, Adaszewska Katarzyna, Andrzejewska Anna, Basak-Wysota Agnieszka, Białowąs Daniel, Biełaniec Cyprian, Biernat Dawid, Bojarska Monika, Bujak Anna, Bujak Hubert, Cedrzyńska Beata, Czarnecka Marta, Czępiński Rafał, Delekta Paweł, Dobrogojski Mariusz, Filipek Monika, Frej Marta, Gajewski Marek, Głowacki Łukasz, Głowacki Marek, Hajdo Mateusz, Halter Piotr, Hofman Dominika, Jankowska Agnieszka, Jankowska Maria, Jański Seweryn, Jarmoliński Bartek, Jędrzejko Tomasz, Jundo Robert, Juziak Grzegorz, Kola Anna, Kosicki Paweł, Kosiński Piotr, Kowal Anna, Krakowiak Katarzyna Zuzanna, Kuligowska Zofia, Kunikowska – Mikulska Marta, Kurek Julia, Liegmann Iwona, Lipnicki Sławomir, Łach Michał, Łańcucka Joanna, Marcinkowska Agata, Matsilevich Stanislav, Mielczarek Ewa, Milaniuk – Mitruk Angelika, Mlącka Joanna, Najder Marta, Nowicki Zbigniew, Olszewski Jarosław, Ołdak Izabela, Ostrowski Dariusz, Ożóg Maciej i Ziemiszewski Witold, Piątkowska Kamila Anna, Poczęta Paulina, Polak Jena, Ritszel Dominik, Rułka Andrzej, Samborska Magdalena, Sieradzka – Kubacka Anna, Sitek Dariusz, Smoleń Justyna, Sobieraj Tomasz, Sokolovski Krzysztof, Sujka Kamila, Trojanowski Artur, Tworek Anna, Urbańczyk Wojciech, Warwas Justyna, Wawrzkiewicz Artur, Wielek – Manderla Małgorzata, Wlaźlak Tomasz, Wolniewicz Agata, Wójcik Julia, Zujewicz Andrzej.

 Galeria Kościoła Akademickiego Panien Dominikanek w Piotrkowie Trybunalskim, od lewej: M.S., nn, M.M.-R., T.S, fot. K.Jurecki

środa, 3 lipca 2013

Aleksandra Chytra QR INVAZJA

Żyjemy w społeczeństwie informatycznym, w którym kodowanie i dekowanie zaczyna współdecydować o naszym codziennym życiu. Jak te trywialne, ale sięgające również do języka geometrii, zasady  przenieść do twórczości artystycznej? Pokazują to prace Aleksandry Chytrej (absolwentki fotografii na ASP w Gdańsku) od kilku lat mieszkającej w Czechach. Jej fotografie, czy precyzując realizacje z jej użyciem, kontynuują także poszukiwania wizualne Krzysztofa Cichosza, ale w przypadku Chytrej, przydatna stała się dodatkowo najnowsza technologia kodująca jej życie. 



04.06.2013


W mailu (01.07.13) do mnie tak opisała swe poszukiwania, które pokazywane były na wystawie w Czechach. "[projekt] Trochę wyśmiewa, ale i wyraża obawę przed zmianami w komunikacji międzyludzkiej, gdzie w dzisiejszych czasach odgrywa się ona przede wszystkim w internecie, a za pomocą różnych kodów, które zastępują nam normalny ludzki kontakt. QR kody (od ang. quick response), są używane dzisiaj jako szybki dostęp do informacji we wszystkich dziedzinach życia. Generowanie takiego kodu jest bardzo proste, a można go umieścić wszędzie, nawet na grobie. A tam przy pomocy inteligentnego telefonu, odczyta pan informacje o zmarłym, zobaczy jego zdjęcia, albo posłucha muzyki, którą lubił... Za bardzo krotka chwile,dojdzie do tego, że będziemy mieli swoje osobiste QR kody, które będą zawierać informacje o nas, albo dla nas...

Do tej pierwszej części projektu, którą Panu posłałam, wygenerowałam kilkanaście kodów, do których włożyłam informacje, również wygenerowane w internecie, gdzie wcisnęłam jeden guzik, a mogłam sobie przeczytać, co mam teraz w życiu robić, a w jakiej sytuacji się właściwie znajduje...
Ja te piksele z kodu wymieniłam na fragmenty autoportretu. Chce jeszcze zrobić serię z informacjami o mnie, a potem zobaczę :-)

Jeden kod panu posyłam (gdyż jest tam to zdjęcie, już się ten kod nie da odczytać, musiało by się to zmienić na ta czarną, one działają do 30% zmiany albo zniszczenia tego kodu, a to zdjęcie zmieni więcej)."

niedziela, 23 czerwca 2013

ART READY w Galerii Spiż 7 w Gdańsku (07-08 czerwca 2013)

Adam Witkowski. Errata



ART READY w Galerii Spiż 7 w Gdańsku


Tytuł wystawy  - ART  READY -  był nawiązaniem do idei obiektów typu ready made Marcela Duchampa, od których - rzec można - rozpoczęła się właściwa historia sztuki współczesnej. W gdańskiej wystawie nie chodziło jednak o użycie gotowych przedmiotów, ale o refleksję nt. współczesnej kultury, w obszarze której odbywa się gra kodami sztuki – swoisty READY ART. Jest to niejako używanie i wykorzystywanie gotowych jednostek myślenia – zawartych w symbolach, ideach a nawet w szerszych koncepcjach kultury.

Gest artystyczny Duchampa miał zapładniający wpływ na narodziny sztuki konceptualnej i rozwój nowych form myślenia o sztuce. Koncepcja współczesnego dzieła sztuki wykroczyła poza znaczenie i funkcję "decorum". Obecnie to nie tylko artysta i jego pomysł na sztukę ale także krytyka artystyczna, miejsca i strategie prezentacji i działania, wiedza o  sztuce ale także publiczna przestrzeń społecznych interakcji, platforma Internetu, specjalistyczne artystyczne think-tanki,  jak i targi sztuki. 
  
(Opracowanie: fundacja TNS, Gdańsk. 2013)

Artyści: Katarzyna Józefowicz, Julia Kurek, Kamil Kuskowski, Robert Kuśmirowski, Kobas Laksa, Bartek Otocki, Mateusz Pęk, Marek Rogulski, Marek Targoński, Adam Witkowski, Alicja Żebrowska

Koncert: Michał Gos, Michał Górczyński, Rogulus, Tomasz Szwelnik



Anonymous



Bartek Otocki. Otoplastykon



Julia Kurek. Konsumując fikcję



Julia Kurek. Zen



Kamil Kuskowski. The Truth of Painting



Katarzyna Józefowicz.  Teren prywatny



Kobas Laksa. 12 muted man



Marek Rogulski.  Martwa Rzeźba_ postmodernizm musi zacząć wychodzić ci uszami



Michał Górczyński, Michał Gos, Marek Rogulski. Koncert


Robert Kuśmirowski. Jazda godzinna na czas

Czy prezentowani artyści działają wobec Duchampa i jego idei "antysztuki"? Niektórzy tak, większość nie w bezpośredniej myśli artystycznej. W obecnych czasach każdy musi określić się wobec prowokacji Duchmapa, która w między czasie stała się, ale nie dla wszystkich, jedną z największych idei.

Marek Rogulski jest jednym z nielicznych artystów niezależnych w Polsce, który konsekwentnie prowadzi prywatną  galerię, organizuje małe i duże wystawy. Jest bardzo ciekawym rzeźbiarzem, performerem i muzykiem jassowym oraz teoretykiem sztuki, który pragnie wyjść poza ograniczenia postmodernizmu. Powinien być pokazywany w Zachęcie w W-wie czy na Biennale w Wenecji, ponieważ jest jednym z nielicznych oryginalnych polskich twórców, którzy mogą zainteresować odbiorców na Zachodzie. Nasz rodzimy "przemysł artystyczny" jest jeden arachityczny i zainteresowany własnymi interesami, coraz bardziej finansowymi. Np. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, kilka dni temu, widziałem ofertę sprzedaży prac dwóch artystów. Jednym z nich był Zbigniew Libera. Jeśli sprzedaje się prace przy kasie do muzeum za 2000 zł, to aż strach pomyśleć, co czyni w zaciszu gabinetów!

Z obecnego wyboru Marka zawracam uwagę na Julię Kurek, która staje się czołową przedstawicielką najnowszego polskiego performance oraz Bartka Otockiego. Jego Otoplastykon generuje obrazy znalezione w sieci Internetu. Ale są one nadzwyczajnej urody estetycznej!

wtorek, 18 czerwca 2013

Galeria Wielkich Krasnali (Łódź, ul. Piotrkowska). 2013

Dziś w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, które co ciekawe, ma jeszcze socrealistyczną nazwę, odbędzie się debata o rzeźbach, których pomysłodawcą jest artysta kabaretowy i animator kultury z wielkimi wpływami wśród włodarzy miasta Łodzi - Marcel Szytenchelm. Dlaczego tak twierdzę? Nie znam innego dużego miasta w Polsce, czy na świecie, które pozwoliłoby jednemu twórcy na tak dalekosiężny eksperyment polegający na postawieniu w centrum miasta kilku rzeźb, które omijam z daleka. Centrum miasta niczym bożonarodzeniową choinkę przystrojono wątpliwymi ozdobami w postaci Galerii Wielkich Łodzian, z których największym unicum i kuriozum jest pomnik (przepraszam za szczerość) Artura Rubinsteina, przypominający husarza w stanie spoczynku. Długo można debatować nad jego proporcjami. Jest to zdecydowanie "najlepszy" wykwit artystycznej myśli pana Szytenchelma.

Oczywiście wielu łodzianom krasnale na ul. Piotrkowskiej podobają się. Można je pociągnąć za nos,  dotknąć lub przede wszystkim pośmiać się. Kina upadają, ale ludyczna forma rozrywki pozostanie. Spełniają je pomniki z Łodzi i wielu innych miast. Natomiast w centrum Krakowa, nieopodal Wieży Ratuszowej, znajduje się rzeźba Igora Mitoraja, nawiązująca do dziedzictwa antyku. Można więc zaprosić do realizacji rzeźb plenerowych artystów wybitnych, znanych na świecie.

W Łodzi realizuje się zaś dużo graffiti o bardzo wątpliwych jakościach wizualnych, zupełnie pozbawionych artyzmu czy nawet idei. Kto je zleca, kto i za ile finansuje? Mnożą się pytania. Widoczny jest brak wizji z zakresu kultury wizualnej. Miasto, podobnie jak inne jego tkanki (zajezdnie tramwajowe, wille, stacje kolejowe) obumierają, pozostawione same sobie. 

Rzeźby wg pomysłu Szytenchelma spełniają walory z kategorii lunaparku i gabinetu z krzywymi lustrami, które także są potrzebne, ale w innym miejscu, np. w parku na Zdrowiu. Mają rację członkowie Fundacji Ulicy Piotrowskiej (Włodzimierz Adamiak, Marek Janiak) i przedstawiciele ASP, że protestowali przeciw panoszeniu się krasnali. 

Za te rzeźby odpowiadają przede wszystkim wadze miasta. To one wystawiają sobie świadectwo!

Krasnalom na ul. Piotrkowskiej mówimy NIE!